poniedziałek, 21 lipca 2014

''Pieprzony Piach!"

        Byłem w drodzę do stolicy już ponad godzinę, lecz nie powiedziałym by droga była łatwa...nie, warunki jazdy były doskonałe..gorzej ze stanem mojego umysłu....cały czas był on nie w mojej głowie...analizując drogę, lecz przy Nivess..dobrze zrobiłem odsłaniając się nieco przed nią? Nie chciałbym by zaczeła mnie traktować jako kogoś na kogo zawsze może liczyć a potem się rozczarowała, jednocześnie powinienem jej jakoś pomóc...jeśli będę w stanie. Jeszcze ta magia...mogę liczyć że będzie dostatecznie dojrzała by jej właściwie używać? Iluzje Cienia są tym typem magii które mają nieograniczony potencjał...tak jak magia powietrza... czy kilka innych...heh, gdyby była w niej dobra mialbym ogromne problemy by ją kontrować...założe się ze paru...nie..spora część magów rangi S także.. .Powinienen wyrzucić to z głowy...jeśli nie skupię się na chimerze to może nie mieć zupełnie znaczenia...właściwie nadal nie mogę uwierzyć że to się tu znalazło...jak? Ojciec na pewno na to nie przyzwolił ...nie po tym co stało się z Federico...lecz skąd ''mrodupki'' dowiedzieli by się o istnieniu Anim?! I mieli wystarczające środki by to sprowadzać bez niczyjej wiedzy. Nie wiem czy w Edolas są tego świadomi...możliwe że uznają je za te powstałe naturalnie...lub ....a co jeśli korzystają z nich? Podobno każda z powstałych przed moim przybyciem jest pilnowana...problemem jest też znalezienie wejścia po tej stronie...cholera, czemu to musi być takie popierdolone...koniec roztrzepywania możliwości...czas działać, właśnie przekroczyłem bramy stolicy.

Dziesięć minut później.
        Stałem na wprost baru ''Sun''...miejsca gdzie członkowie gildii najczęściej są zakwaterowani..lecz ja nigdy, wolę już się przespać w ''Honey Bone'', a to z bardzo prostego powodu....Sun jest właściwie pod stałą obserwacją Ery....wie o tym praktycznie każdy...ale mi to zupełnie nie leży w guście, no bo kto lubi jak zagląda mu się przez ramię podczas pracy bez ważnego powodu? Sądziłem jednak że ta obserwacja może mi się w tej sytuacji przydać, wystarczyło zlokalizować miejsce gdzie obsługiwane są lakrymy podglądowe ''ukrycie'' zamontowane w Barze...może uda mi się dzięki nim dowiedzieć jak te świństwo dostało się do plecaka Emily. Wspiąłem się na szczyt budynku baru po czym zamknęłem oczy mocno zwiększając częstotliwość mojego ''radaru''...długo czekać nie musiałem, zakłócenia pojawiły się w mniej więcej lini prostej, a kończyły się pięćdziesiąc metrów dalej w sklepie z ...szkłem. Nie ma co...ciekawą sobie kryjówkę wybrali. Zeskoczylem z wysokości, dzięki mojej magii mogłem spokojnie opanować prędkość opadania...kocham tę magię, jest tak uniwersalna...Nie ważne...Wszedłem do sklepu rozglądając się pp nim...zauważyłem otwarte drzwi na zaplecze, lecz zainteresowało mnie co innego...było one znacznie mniejsze niż rozmary budynku...-Bingo-powiedziałem w duchu, nie musiałem w końcu długo szukać gdzie są odbiorniki, dla niepoznaki podszedłem jedynie do lady i kupiłem jakiś dzbanek. Wyszedłem na zewnątrz kierując się na tyły budynku ...znów długo nie musiałem szukać, szybko zlokalizowałem wentylator przez który zajrzałem do środka...co ujrzałem mnie nie zaskoczyło...parę lakrym plus tłusta żaba ...właśnie obżerająca się pączkami...wystarczyło teraz czekać...Mineło jakieś pół godziny...żaba wstała i wyszła z pomieszczenia...Nie miałem dużo czasu...więc musiałem go szybko stworzyć, na takie okazje mam specjalny ''artefakt''. Zamieniłem się w obłok gazów i przecisnełem przez wentylator. Wracając do stanu stałego wyjąłem z kieszeni fiolkę z jakimś...prochem. Nie! Nie chodzi o chimerę...Była podpisana ''Środek Przeczyszczający'', nie czekając nadziałem pączki nim po czym wróciłem do stanu lotnego i schowałem się nad drzwiami...chwilę potem wrócił ...raczej to coś wróciło...wracajac do pożerania pączków ...i znów długo czekać nie musiałem gdyż po pięciu momentach usłyszałem odgłosy wielkiej bitwy...z worka żaby...Myślałem że podpali podłogę tak wybiegł...Dobrze mu tak, został ukarany za brak umiaru w jedzeniu i piciu. Podszedłem do Lacrym po czym zaczęłem przeszukiwać ostatnie dni w poszukiwaniu Emily...długo czekać nie musiałem, Zauważyłem jak wchodzi do baru po czym podchodzi do szynku...i tu się zaczyna...mężczyzna w kapeluszu który do tej pory siedział na fotelu w rogu wstał i podszedł do niej...Nie zdziwicie się pewnie co się stało...otóż...Potknął się! Obok Emily! Wpadając na nią! Wiedziałem już że to był moment gdy to gówno znalazło się w jej plecaku...postanowiłem więc śledzić posunięcia drania...może uda mi się go zindefikować....na nic, doskonale zdawał sobię sprawę gdzie znajdują się lakrymy podglądowe...widziałem jedynie że wchodzi do pokoju numer sześć oraz ma bliznę na brodzie. Trudno...na razie musi to wystarczyć... Zresetowałem lakrymy do poprzedniego stanu po czym wymknełem się tak jak wszedłem. Nikłe były szanse bym w pokoju coś znalazł, lecz spróbować zawsze można...Wróciłem do baru, lecz nie wszedłem frontalnie lecz znalazłem okno tego pokoju i przecisnąłem się przez szparę, Był pusty...tyle dobrze, nałożyłem rękawiczki po czym zaczęłem go przeszukiwać jednak wszystko potem odkładając dokładnie na miejsce...

Godzinę później
      Nic...pusto...nie znalazłem dosłownie nic co mogło by mi pomóć, już chciałem zrezygnować kiedy poczułem że za mną coś...rośnie. Nie czekając na nic chwyciłem katanę inkantując -Laminas Tempestatem ! (łac. Ostrze Wichru)- ostrze zaczeło niezauważalnie drgać znacząco zwiększając swoją ostrość. Ciełem na odlew...lecz nic, ostrze się zatrzymało! Ostrze które jest zdolne przeciąć trzy stalowe słupy! Gdy w pełni się odwróciłem zrozumiałem czemu....był to człowiek cały pokryty bardzo grubą warstwą...piachu..piachu! Nie cierpie piachu! Nic tak mocno nie pochłąnia energii kinetycznej jak piach! Już łatwiej było by przebić ścianę Jury niż to coś....dlatego za nic nie chcę walczyć z Maxem... Wytrzeliła w moją stronę piaszczysta lanca którą ledwo uniknąłem...myślałem że mogę go udusić lecz wporę zauważyłem że już nie posiada miejsca przez które mógł oddychać...co sugerowało mi że musi posiadać alternatywne źródło tlenu ...rąbać też mi się nie opłacało...musiałbym wykonać tysiące uderzeń by pozbyć się tej ''zbroi'' więc skupiłem się na obronie...moja powietrzna percepcja wielce mi pomogła ponieważ byłem wstanie wyczuwać pułapki które na mnie zastawiał... Trwaliśmy w impasie...ja nie mogłem go zranić, on dzięki mojej gazowej postaci też...jednak nie było to dla mnie korzystne...tylko się broniąc zużywam moc...nie wiedziałem ile on jej posiada...jednak moja nie była największa...musiałem coś wymyślić i zdjąć tą zbroję jednym zaklęciem... Na moją korzyść nie działało to że był on jednocześnie zbity i cechował się dużą elastycznością...Energia Ciśnienia po strefie eksplozji prawdopodobnie została by pochłonięta przez zbroję a znów implozja...Nie byłem pewny że jestem w stanie wyrwać taki kawał piachu...W Edolas jest dużo pustyń..a przy tym wydm...widziałem jak wiatr je przenosi jednak...były to stosunokowo niewielkie wiatry w stosunku do tych którymi operuje oraz działo się to dośc wolno...nie miałem tyle czasu....Czas! Nagle do mojego mózgu trafił pomysł...był dośc ryzykowny..lecz przy stracie mocy jak przy średniej implozji mogłem coś wskórać...problemem było jednak to że struktura tego zaklęcia musiała być dość skomplikowana i musiałem mieć nieco czasu by je przygotować. Zrezygnowałem z przechodzenia w gazową postać by unikać ataków w normalny sposób....moja magia byla już na wykończeniu. W końcu odsunełem się od przeciwnika by zacząć inkantować zaklęcie -Missa mauris lucidity (łac. Masowa strefa Implozji )- Wokół piaskowego człowieka...a dokładnie w odległości jakiś dziesięciu centymetrów pojawiły się seetki...nie tysiące minaturowych przeźroczystych świecących błękitnie pieczęci, na ten widok uśmiechnąłem się pod nosem po czym wykonałem ostatni znak i rzekłem-Alius detonation(łac. Kolejna Detonacja)- Nie czekając zmieniłem stan na gazowy...inaczej bym ostro oberwał rykoszetem....strefy implodujące jedna po drugiej w odstępie ułamków sekundy wyrywały drobne kawałki piachu z zbroi ...dodatkowo ściągając z całego pokoju wszelkie sprzęty...wszystko co nie było na stale umiejscowione lub zbyt ciężkie....mało brakowało a bym oberwał paroma nożami i widelcami. Po minucie swoista burza piaskowa ustała a ja nie czekając uruchomiłem radar i rzuciłem się by zadać wykańczający atak...nagle pył się rozwiał a ja zobaczyłem sylwetkę napastkika...sylwetkę kobiety...która tuż przed tym jak moja katana cieła o jej odsłonięte ciało po prostu zapadła się w podłożu...Wpierw myślałem że to jakiś żart i zaraz wróci...ale widocznie się zmyła... Tyle pracy na nic.... Zachwiałem się tak że od upadku uratowała mnie tylko ściana...byłęm wykończony..zużyłem prawię całą moc magiczną a nic nie udało mi się wskórać...prysneła! Byłem na siebie wściekły jak nigdy ...spojrzenie po pokoju który wyglądał bardziej jakby przeszło tamtędy rodzeństwo Dragneel a nie ja nie pomagało mi w ukojeniu nerwów... Skierowałem sie do okna by wyjśc z pokoju..wiedziałem że nieco przesadziłem i tego raczej już nie ukryje...przez cały dzień dowiedziałem się zaledwie dwóch rzeczy...że komuś nie podoba się moje zainteresowanie...oraz że chimerę dostała Emily...nie było przypadkiem...






3 komentarze:

  1. Super,świetnie się czyta pisz dalej chcę się dowiedzieć kto i dlaczego dał chimerę Emily :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, dobrze zrobiłeś?
    Niv: Przecież nie zrobię nic głupiego...
    Powiedzmy, że ci wierzę. Fajnie się czyta, super wpis, podobał mi się opis walki :D
    Niv: Bo sama nie umiesz walczyć...
    Zamknij się.. Czekam na dalszą część :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju!
    Emily: Ciekawe czemu ja to dostałam.
    Może ktoś chce cię zniszczyć?
    Emily: Na pewno to nie to.
    To ja nie wiem... Po za tym super rozdział!

    OdpowiedzUsuń