sobota, 23 sierpnia 2014

Spotkanie w trójkącie



Nivess, Ichimaru, Akihiro



Skrzyżowałam ręce na piersi, wolnym krokiem przemierzając kamienną uliczkę rozciągającą się tuż przede mną. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć, dlatego musiałam pobyć trochę sama ze sobą.



Szedłem sobie uliczką z rękami w kieszeni aż w końcu skręciłem w uliczkę a nagle poczułem jak ktoś odbija się od mojego brzucha i upada na ziemie.



W zamyśleniu nie wiedziałam, dokąd właściwie idę. Po prostu stawiałam kroki przed siebie, gdy nagle poczułam jak z impetem wpadam na kogoś. Cofnęłam się dwa kroki w tył, jednak potykając się o własne stopy - przewróciłam na ziemię.
- Co do... - warknęłam, spoglądając na obcą postać.



Usłyszałem znajomy głos a gdy spojrzałem na nią byłem już pewny że to moja siostra .. szybko chrząknąłem zmieniając swój głos i wystawiając dłoń do niej.
-Najmocniej przepraszam madame -uśmiechnąłem się i pomogłem jej wstać.



- Nic się nie stało... - mruknęłam, spoglądając na niego nieufnie. Przyjęłam jego pomoc, po czym wstałam z ziemi i otrzepałam ubranie, nadal lustrując go uważnie wzrokiem.



-Jak masz na imię ? -zapytałem -Ja jestem Ichimaru z gildii The Legion -uśmiechnąłem się szeroko.



- The Legion? Ta nowa gildia, która startuje w igrzyskach? - uniosłam lekko brew, przypominając sobie, że jednak takowa istnieje. - Nivess - odparłam krótko. Nadal mu nie ufałam. Rzadko komu ufam jeśli chodzi o pierwsze spotkanie.



-Miło mi -wystawiłem dłoń. - Co taka piękność robi sama o tej godzinie na mieście ? nie boisz się że ktoś Cię zaatakuję ? -spojrzałem na nią i ręką odsunąłem płaszcz który zasłaniał mi rękę.



- Umiem się bronić, spokojna głowa - zapewniłam go, wkładając ręce do kieszeni. - Poza tym, nie potrzebny mi żaden książę do ochrony - uśmiechnęłam się do niego mało znacząco.



-Rozumiem -odparłem chowając rękę do kieszeni. -Ty jesteś z Fairy Tail tak ? -uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej -Przepraszam że zapytam ale czy będę mógł zadbać o twoją ochronę ?



- O moją ochronę? - zdziwiłam się, unosząc lekko jedną brew. No i właśnie w tej chwili poczułam, jak świat mnie nie kocha i jak bardzo nie chcę, żebym pobyła chwilę sama.



-Tak, chciałbym dotrzymać ci towarzystwa -uśmiechnąłem się -no chyba że pani sobie tego nie życzy. -Na szczęście nie wie kim jestem, może się z nią zaprzyjaźnię -pomyślałem uśmiechają cię.



- Niech będzie... - westchnęłam po chwili, stwierdzając, że nie mam zbytniego wyboru. - A ty co robisz sam? Zgaduje, że też spacerujesz?



-A wiesz chciałem sobie wszystko przemyśleć i odpocząć od Igrzysk. -spojrzałem na nią. - Może pójdziemy gdzieś usiąść lub coś zjeść ? –zaproponowałem.



- Rozumiem - mruknęłam. - Możemy gdzieś usiąść. Na jedzenie nie mam za bardzo ochoty - dodałam po chwili, wyszukując wzrokiem jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy usiąść.



-Może tam ? -wskazałem na ławkę w małym parku. Nivess tylko kiwnęła głową i razem poszliśmy w stronę ławki i usiedliśmy na niej. -Czemu jeszcze nie widziałem jak walczysz ? Nie wiem czy oglądałaś moją konkurencję -zapytałem



- Oglądałam - przytaknęłam, po czym kiwnęłam lekko. - Nieźle walczyłeś. Nie widziałeś, bo jeszcze nie nadszedł moment w którym wyjdę na arenę - dodałam, podciągając jedną nogę pod brodę, a drugą opuszczając swobodnie.



-Dziękuję, no wiesz staram się żeby moja gildia wyszła jak najlepiej. W takim razie nie mogę się doczekać kiedy będziesz walczyła - uśmiechnąłem się -Byle nie z moją gildią -dodałem



- A czemu niby? - zagadnęłam, uśmiechając się lekko pod nosem. - To byłaby dobra okazja do wypróbowania umiejętności. W końcu są to magiczne igrzyska, a z twoja gildią nie miałam jeszcze okazji skrzyżować magii.



-Aaa bo... -przejeżdża nogą po trawie - Nie chcemy walczyć z kimś tak pięknym - uśmiechnąłem się -Tym bardziej jeżeli jest to ktoś kogo podziwiamy - zaśmiałem się







- Podziwiacie? - parsknęłam krótkim śmiechem, kręcąc głową. - Pierwszy raz słyszę. Jak sobie chcesz, zobaczymy, co wyniknie z igrzysk.
Po chwili przekręciłam lekko głowę w bok, spoglądając na jego twarz zakrytą maską.
Nagle jednak mój wzrok przykuł dość znajomy
cień, pałętający się w jednej z uliczek. Zmrużyłam lekko oczy, spoglądając w tamtą stronę.
- A ty nie masz innych zajęć? - krzyknęłam w stronę postaci, rozpoznając w niej swojego brata.



-Nivess w końcu znalazłaś sobie chłopaka ? –zaśmiałem się.
-Kto to jest ? –zapytałem



Prychnęłam pod nosem, mordując wzrokiem Akihiro, a po chwili zwracając się do Ichimaru.
- To naprawdę nikt ważny...
Nikt ważny, który powinien sobie teraz iść...



-Nikt ważny powiadasz … tak się zwracasz do swojego brata ? –zaśmiałem się chociaż te zdanie nic dla mnie nie znaczyło.



Wstałem i spojrzałem na niego. –Nivess powiedziała żebyś odszedł .. a więc co tu jeszcze robisz ? –zapytałem



-Ty się nie wtrącaj  śmieciu ..  mam pewne sprawy do załatwienia –powiedziałem podchodząc bliżej



- Zwracałabym się, gdybym uznała, że mój brat jest normalny - syknęłam przez zęby, wstając z miejsca. - Masz sprawy do załatwienia? Więc idź je załatwiać, bo naprawdę nie jesteś tu mile widziany...



-Zostaw ją w spokoju –dodałem stając między nią a jej bratem który ciągle piorunował mnie wzrokiem.



-Zamknij pysk powiedziałem już wcześniej – rzuciłem się ze sztyletem w ręku na kolesia stojącego przed Niv



- Ichimaru, nie wtrącaj się, to sprawa między mną, a nim - warknęłam, piorunując chłopaka wzrokiem. Okej, miał dobre intencje, ale w złym momencie.
Nagle wszystko potoczyło się za szybko. Akihiro z dzierżącym w dłoni sztyletem rzucił się na Ichimaru, którego próbowałam odepchnąć na bok.



Nie zważając na słowa Nivess złapałem jedną ręką za rękę w której trzymał sztylet a nogą wybiłem mu go po czym dostałem prostego strzała na twarz. Odleciałem parę metrów w tył trzymając się za szczękę bo resztę na szczęście osłonił mnie hełm
-Dziwne że po takim ciosie nie złamał sobie ręki .. -pomyślałem po czym wstałem i obserwowałem jej brata i ją



-Jeśli nie chcesz zginąć lepiej się nie wtrącaj matole –doskoczyłem znów do niego i sprzedałem mu kopa na żebra tylko się złapał i opadł po czym wypluł krew.



- Zostaw go! - krzyknęłam i utworzyłam z cienia smukłą mackę, która łapiąc Akihiro za ramię, odrzuciła w tył. - Znowu chcesz guza!? Widocznie bardzo się prosisz!
Jak śmiał w ogóle tu przychodzić? Na dodatek podczas igrzysk.



-Czyli jednak się zgodziłaś ? chcesz zabić członka The Legion ? –zaśmiałem się, podszedłem do tego typka w hełmie i nachyliłem się. –Ona chce cię zabić, przed Igrzyskami dałem jej propozycję  i jak widać się zgodziła – zaśmiałem się



- Na nic się nie zgadzałam - warknęłam. - A ty jeśli masz jakiś problem, to słucham. W końcu chciałeś się ze mną widzieć, skoro tu jesteś.



-Chciałem po prostu życzyć ci powodzenia na Igrzyskach siostrzyczko …. –odwróciłem się do niej plecami.
Zobaczyłem że odwrócił się plecami więc szybko wstałem i go zaatakowałem jednak on to wykrył i w porę odwrócił się
-Gwiezdna dłoń –powiedziałem i dotknąłem jego klatki piersiowej a kula gwiezdnej magii odrzuciła go w tył i prawdopodobnie stracił przytomność
- Przestań już! - Nic więcej nie myśląc, rzuciłam się na niego wściekła. Żałowałam w tej chwili, że nie ma ze mną Shade ‘a. Kazałam mu zostać, chcąc przejść się sama. Jedynie on mógłby mnie uspokoić.



Lekko otworzyłem oczy zobaczyłem jak Nivess rzuca się na tego kogoś a on po chwili znika



Zaskoczona jego zniknięciem o mało co nie pocałowałam namiętnie ziemi. Rozejrzałam się uważnie wokoło, jednak nic nie wskazywało na to, aby miał wrócić. Taki był jego cel? Gratulacje.
- Ichimaru! - krzyknęłam, podbiegając do chłopaka.



z lekko otworzonymi oczami spojrzałem na Nivess. -Nic ci nie jest -spytałem po czym kaszlnąłem byłem wykończony.



- Mi? - oburzyłam się. - Sam potrzebujesz pomocy, idioto! - warknęłam. - Po co się pchałeś tam, gdzie nie trzeba. Nawet mnie nie znasz...



-Wiem, ale żaden debil nie będzie ci rozkazywał -zaśmiałem się po czym zabolało mnie i wyplułem krew. -Chciałem zapewnić ci ochronę a teraz sam potrzebuje pomocy.



Westchnęłam ciężko, kręcąc z politowaniem głową, po czym zarzuciłam sobie jego ramie za szyje i dźwignęłam z ziemi.
- Jakby bolało, to nie ja, tylko twoja głupota...



-Dziękuję -odparłem po czym przymknąłem oko bo mnie zabolało w okolicach żeber. -Warto było - uśmiechnąłem się do niej



Zignorowałam go, nie wiedząc, jak mam się odezwać, albo jak zareagować. Delikatnie jak tylko umiałam posadziłam go z powrotem na ławeczce, a sama usiadłam obok niego.



-Skoro to był twój brat to czemu cię zaatakował ? -spojrzałem na nią z poważną miną



Nie jest już moim bratem - odparłam równie poważnie, patrząc gdzieś przed siebie. - Już nie...



-wiem że to nie moja sprawa ale .. -położyłem rękę na jej ramieniu - Co się między wami stało ?



Spojrzałam się na niego, czując jego dłoń na swoim ramieniu.
- Przez pewien incydent stał się zły i teraz chcę zemścić się na Fairy Tail - wyjaśniłam po krótce, nie zagłębiając się w szczegóły.



-To smutne, nie wiedziałem ... przepraszam -odparłem smutnym głosem
- W porządku - mruknęłam, wzdychając cicho. - Na igrzyskach jest po to, aby się zemścić. Ma do tego dobrą okazję. Tyle. Ale.. Może zmieńmy temat...



-Ja też w podobny sposób straciłem rodzinę, ale okej zmieńmy temat, -Powiedz mi jak się układa w waszej gildii i czy lubicie naszą ?
-Spotkałem ostatnio Estebana
-Bardzo miły człowiek



- Nie wiem, czy lubimy waszą. Wiecie, jesteście nowi. Prawie was nie znamy. Spotkałeś Estebana? - zdziwiłam się. -...skoro miły człowiek, wrażenia ze spotkania chyba dobre?...



- Tak, pogadałem sobie z nim i bardzo miły się wydawał a chyba całe Fairy Tail jest takie więc was podziwiamy



- W końcu jesteśmy Fairy Tail - uśmiechnęłam się delikatnie. - Może i dogadamy się z waszą gildią, kto wie.



uśmiechnąłem się lekko -Szkoda że w finale będziemy musieli się zmierzyć



- Nie dam ci forów - zażartowałam, uśmiechając się pod nosem. - W końcu to igrzyska.



-Wiesz jakby dało nam było walczyć w końcu zdejmę hełm -zaśmiałem się



- W końcu. Właśnie... Czemu go nosisz? Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać - machnęłam rękami w geście obronnym. Nie chciałam być wścibska, jednak zaciekawiło mnie to.



-A bo wiesz taki znak gildyjny ale chcemy właśnie na cześć Igrzysk zdjąć je i pokazać wszystkim nasze prawdziwe oblicze -uśmiechnąłem się



- Niezły pomysł - odwzajemniłam uśmiech. - Tym bardziej nie mogę doczekać się walki i momentu, kiedy zdejmiecie hełmy.



-Mam pytanie .. zostaniemy przyjaciółmi ? -uśmiechnąłem się a poza tym musi mi ktoś opatrzyć rany



Hm? - zdziwiona spojrzałam się na niego, przez chwilę zastanawiając nad odpowiedzią. Nie byłam do końca przekonana, jednak dzisiaj podczas spotkania Akihiro z jednej strony udowodnił, że nie jest taki zły.
-...Okej... - odparłam po chwili i uśmiechnęłam się lekko.



-Nivess mogłabyś mnie zabrać gdzieś do pobliskiego lekarza ? -zapytałem trzymając się za żebra



Kiwnęłam tylko głowa, wstając z miejsca i ponownie zakładając sobie jego ramie za szyje.
- Nie ma problemu.



-Dziękuję odparłem i po parunastu minutach dotarliśmy do jakiegoś pobliskiego lekarza który opatrzył mi rany i wyszliśmy od niego miałem pełno bandaży. -Nivess ja dziękuję ci ale chyba muszę już wracać do gildii -puściłem oczko.



- Jasne. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Ja też będę już wracać. W końcu jutro trzeba być wypoczętym. Na razie! - pomachałam Ichimaru, po czym odwróciłam się na piecie i zniknęłam za najbliższym zakrętem.



-Do zobaczenia w finale -uśmiechnąłem się sam do siebie.

Pierwsza walka/Drugi dzień Igrzysk



Tsuki/ Komentator


Zanim zaczniecie czytać kochani...uruchomcie na pleyliście "Courtesy Call" albo...co tam chcecie ale moim zdaniem to najlepiej pasuje.
~
-Szóste miejsce...-mruknął Mamoru ciągle zły przez wyniki konkurencji w której jeszcze chwilę temu brał udział. Cudem udało nam się go odciągnąć od sędziów. Ten to dopiero umie wstydu narobić. Odpuściłam sobie kazania w jego kierunku. Następna walka jest moja. Właśnie...walka. Więc to jest stres? Zaczęłam pstrykać palcami co zaczęło denerwować Ethan'a. Nie chcąc się z kimkolwiek kłócić odpuściłam choć miałam wielką ochotę walnąć go w ryj tak by popamiętał. Nashi by się ucieszyła...
-Tak więc czas najwyższy rozpocząć wyczekiwane przez wszystkich walki!-Yajima przerwał hałas panujący na trybunach-Jako pierwsze zmierzą się gildie Fairy Tail i Raven Tail!
-Będzie się działo.-Sting najwidoczniej chciał zachować tę uwagę dla siebie lecz mikrofon mu nie pozwolił. Ojciec Akiry. Przypomniałam sobie jego reakcję gdy ten tylko się pojawił. Ciekawe czemu...?
-Chce pan coś powiedzieć?-Yajima dopytywał się ciekaw opinii Eucliffe'a.
-Te gildie się nienawidzą. Podobnie jest z członkami. Walka z pewnością będzie ciekawa i pełna akcji...
-Przyznaję.-mruknął zmartwiony kucharz-Gildie mają pięć minut na wybór zawodników!
-Ja idę.-oświadczyłam twardo ukrywając nerwy. Pozostała czwórka spojrzała na mnie mocno zaskoczona. Uśmiechnęłam się choć wargi drżały mi. 
-Czy ty przypadkiem twoja magia nie jest bezużyteczna za dnia?-spytała z wyrzutem Kira. 
-Mam plan.-odparłam zanim kolejna osoba by się przypieprzyła. Kątem oka zobaczyłam jak wujek Laxus wymienia wrogie spojrzenia (i gestykulację) ze swoim ojcem. Super, czy jak przegram to mi się dostanie. No tak, chrześniacy też muszą być perfekcyjni...
Ruszyłam w kierunku korytarza. Mam cztery minuty. Rozmawiałam ze Staruchą czy mi da ten "narkotyk". Obiecała.
-Powodzenia!-wrzasnęła za mną Nashi.
-Połamania nóg!-tym razem Ethan. Kira prychnęła. Chciała powalczyć? Niestety. Walka z Raven Tail jest moja. 
-Nie spartol tego.-mruknął Mamoru gdy obok niego przechodziłam.
-Ja, nie ty!-chyba chciał jakoś odpyskować lecz w porę zniknęłam za rogiem...

Właśnie zniknęłam i poszłabym przed siebie gdyby nie jedna przeszkoda. Tuż przede mną stała moja matka. Znowu? Znowu będzie mi robić wąty o moją ryzykowną magię?! Chciałam ją wyminąć i dać do zrozumienia, że nie potrzebuję jej słów, które mnie tylko zdołują. Co to za matka, która nie wierzy we własne dziecko?! Według niej Noctis był czymś dla mnie nie osiągalnym...dlatego...nie powiedziałam jej o koszmarach. Zabrałaby mi księgę i zmusiła do nauki innej magii. 
-Tsuki.-mimowolnie stanęłam kilka metrów za nią-Wszyscy życzą ci powodzenia.-odwróciła się i zapewne uśmiechnęła. Cała ona. Wieczna optymistka.
-Skąd wiedziałaś, że to ja będę walczyć?
-Słyszałam jak rozmawiałaś o tym z Laxusem. Nie rozumiem jego toku myślenia. W Raven Tail są potężni magowie, więc nie wiem dlaczego akurat ty miałabyś z nimi walczyć. W końcu nie jesteś...
-...silna?-przerwałam jej i zaszczyciłam wzrokiem.
-Nie to miałam na myśli. Chciałam powiedzieć, że nie jesteś na ich poziomie.
-Dobrze wiem co chciałaś powiedzieć!-ponownie jej przerwałam. Tak szybko to mnie nawet Mamoru zdenerwować nie umie!
-Nie przerywaj mi! Martwię się! Twoja magia...ona wiąże się z tyloma niebezpiecznymi rzeczami.
-Skąd to możesz wiedzieć?! Nigdy, powtarzam NIGDY nie zainteresowałaś się to magią!
-To nie prawda! Jak miałabym się nie interesować?! Zmieniłaś się, Tsuki! Kiedyś taka nie byłaś! Przecież zanim zaczęłaś się uczyć tej magii to nawet z Mamoru umiałaś normalnie porozmawiać!-obie wrzeszczałyśmy. Jak zawsze. Nie pamiętam naszej ostatniej spokojnej rozmowy. Temat zawsze zahacza o MOJĄ magię. Zawsze ma jakieś "argumenty" bym rzuciła tą naukę! Ale jak rzucę Noctis to...innej magii się nie nauczę! Pamiętam jak jakiś tydzień po tym jak opuściłam szpital po mojej próbie samobójczej, nie tylko się kłóciłyśmy ale też...no...nowe talerze trzeba było kupić, a tata, Karim i Balbinka do dziś nam to wypominają.
-Zostaw mnie.
-Zrezygnuj.-zdębiałam-Zrezygnuj z Igrzysk. Od początku byłam przeciwna byś brała w nich udział. Nivess cię zastąpi.-jakimś cudem opanowała ton, co zwykle łatwo jej nie przychodziło. Zacisnęłam pięści. Kiedy? Kiedy ona przestała we mnie wierzyć. Przecież zawsze mnie wspierała...nawet wtedy gdy okazało się, że nie umiem żadnego z przejęć duszy! Zawsze przy mnie była, a teraz nie wspiera mnie tylko porzuciła. Nie będę płakać-Ja tylko nie chcę byś znowu...do dzisiaj ja...widzę ten strach w oczach Karima...w oczach każdego kto wtedy był w tym szpitalu...kiedy mogłaś...
-...umrzeć?! Brawo! Chyba po coś chciałam się zabić! W sumie to ta opcja dalej jest aktualna!-zostawiając zdezorientowaną kobietę samą ruszyłam do Prlysici. Minuta.


Słaba


Porlysica spojrzała na mnie zaskoczona ale dało się ujrzeć w jej oczach nutę ciekawości. Nic nie odpowiedziała tylko podeszła do półki gdzie trzymała różnej wielkości słoiczki, nalewki itd. Za kilka minut miałam pojawić się na arenie. Czy się denerwowałam? Tak, nawet bardzo. Czułam strach, że sobie nie poradzę, że przegram, zhańbię gildię. Na dodatek jest dzień, a chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że za dnia jestem prawie bezsilna. Dlatego tu jestem. Prosiłam o to tę staruchę już dawno, jednak ta za każdym nie zgadzała się. Sądziła, że jestem za młoda, że mój organizm nie przyjmie tak silnego ziela, że skutki uboczne mogą nie być przyjemne. Niestety, teraz to moje jedyne wyjście.
-Nadal nie jestem pewna.-szeptała staruszka podając mi dziwnie ubarwiony liść-Moim zdaniem w tym przypadku powinnaś oddać walkę walkowerem.-dodała.
-Nie mogę.-mruknęłam i połknęłam szybko roślinę. Vestibulum było moją jedyną nadzieją. Pozwoli mi użyć pełnej mocy, tak jakby była noc. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nikt nigdy nie widział jak silna mogę być po zachodzie słońca.Wtedy mogę wszystko, nie, teraz też mogę.
-Dziękuję.-rzuciłam na pożegnanie i wyszłam z pomieszczenia zanim Pomarszczona Ropucha zaczęłaby swoje przemówienie na temat tego, że chyba żadne pokolenie Fairy Tail nie będzie rozsądne.Ach te marzenia!
Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku wejścia na arenę. Nie wiem kogo Raven Tail wystawi. Pewnie jakiegoś słabiaka. Tak jestem pewna wygranej. Teraz, na stówę nie przegram.

Za dnia jestem słaba

Dziś jestem silna.

Noc to mój żywioł

Pokażę moją siłę.

Wygram.

Wygram.
Jestem na arenie.
Usłyszałam głośnie wiwaty. Na sam ich dźwięk lekko się zarumieniłam. Kocham gdy ludzie mnie kochają! Tak, jestem egoistką...to znaczy bywam. 
Rozejrzałam się po arenie, szukając wzrokiem mojego przeciwnika. Najprawdopodobniej przestraszył się mej potęgi i zwiał! Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Gdzie on jest?-spytał zniecierpliwiony sędzia. Mój uśmiech się poszerzył.
-Pewnie się przestraszył.-bąknęłam z triumfem.
-Wątpię.-rozszerzyłam oczy do granic możliwości. Ten głos...nie to nie możliwe. To nie on! To na pewno nie...
-Och nareszcie! Proszę państwa oto zawodnik drużyny Raven Tail! Nathan Black! (zero pomysłów na nazwisko dop.Lucy) -przeszedł obok mnie zaszczycając spojrzeniem. Patrzył na mnie z wyższością, a jego złote oczy mroziły serce. Wiatr delikatnie potargał brązowe włosy. Odszedł na kilka kroków i odwrócił się twarzą do mnie. Ty...nie...ty nie żyjesz!

Dwa lata wcześniej...
Siedziałam na kanapie przeglądając księgę w poszukiwaniu jakiś ciekawych zaklęć. W domu byłam sama. Karim najprawdopodobniej bił się z kimś siedział w gildii tak jak mama, zaś ojciec z całym Rajinshu od miesiąca był na jakiejś mega-ważnej-misji. Nie spodziewałam się gości...a jednak usłyszałam donośnie pukanie do drzwi. Zaskoczona wstałam, odkładając księgę na stół.
-Kogo niesie...-doszłam w błyskawicznym tempie do drzwi. Stała w nich Emily. Zmieszana i nerwowa jakby miała mi przekazać coś okropnego.
-Co jest?-utkwiłam w niej pytające spojrzenie. Dragneelówna przełknęła ślinę.
-Tsuki...ja nie wiem. Nie wiem jak ci to powiedzieć.-w jej oczach stanęły łzy. Co do cholery?
-Wal prosto z mostu.-nie zważyłam na łzy przyjaciółki. Stało się coś strasznego, ale muszę być opanowana.
-Nathan...-rozszerzyłam oczy. On jest na misji na którą nie chciał mnie zabrać-nie żyje.

-Coś taka zaskoczona, Tsu?-wyczułam w jego głosie nutę pogardy. Cudem powstrzymałam się od płaczu. Kątem oka zerknęłam na gildię. Mistrz widocznie był zszokowany. Lubił go i to bardzo...właściwie to wszystkie płcie piękne go uwielbiały zaś reszta...mniej. Twierdzili, że podejrzanie się zachowuje, dlatego nikt radością nie zareagował na mój związek z nim.

Wyprostowałam się. Bez względu na to co czuję, na to jak wiele pytań kłębią się w mojej głowie muszę...muszę go pokonać. Mimo iż z całą pewnością jest silniejszy. Mimo iż moje szanse są nikłe. Nie poddam się. Dla tej gildii pełnej idiotów. Nie wolno mi przegrać.
-Kto na moim miejscu nie byłby zaskoczony widząc TRUPA?!-tak, trupa! Bo czym może być ktoś kto zginął przed dwoma latami?!
-Czy ja wiem czy trupa? Ciało mam dobre, więc zombie nie jestem.-zaśmiał się. Tak...jak tylko on potrafi. Nie myśl o tym!-A tak w ogóle to tęskniłaś?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.-wysyczałam. Zdrajca. Cholerny zdrajca!
-Widzę, że nic się nie zmieniłaś.-westchnął, a uśmiech pedofila ciągle nie schodził mu z twarzy.
-Nie przeciągając! Walka START!-ruszyłam natychmiast w jego kierunku. Otwartą dłonią zamachnęłam się na jego twarz. W ciągu chwili zaczął sunąć za nią czarny cień. Prawie...niech to! Wyminął to! W ostatniej chwili odsunął głowę. Wylądowałam na zgiętych nogach i podskoczyłam atakując go z drugiej ręki. Podobne ataki ponawiałam kilkakrotnie lecz za każdym razem je wyminął. Zirytowana zamknęłam pięść i zamachnęłam się ponownie. Tym razem nie wyminął ciosu lecz go zablokował. Jego dłoń zacisnęła się na mojej pięści. Cholera, powinnam być bardziej uważna.
-Noctis:Flamma.-wyszeptał, a moją dłoń pokrył czarny ogień wytworzony przez niego. Poczułam silne pieczenie. Wypuścił mnie z uścisku. Korzystając z okazji szybko odskoczyłam gasząc ogień. Pieczenie jednak narastało. W krótkim czasie zdążył mocno poparzyć mi dłoń. Jego płomień jest aż tak silny?! Obejrzałam ją dokładnie i posłałam mu wrogie spojrzenie.
-Nie mów, że tego nie przewidziałaś?-zapytał z wyższością. Odwróciłam wzrok-Baka! Jednak jesteś tak samo głupia jak kiedyś! Nie muszę cię testować nic się nie zmieniło! Noctis:CRINIS!-wrzasnął. Rozpoznałam używane dość często przeze mnie zaklęcie. Zza niego wyleciało kilka czarnych macek. Leciały prosto na mnie. Jedna z nich wyprzedziła resztę i uderzyła w moim kierunku. Odskoczyłam w porę robiąc fikołka w powietrzu. Wylądowałam na palcach jednej-zdrowej-ręki i wróciłam na pozycję pionową. Długo jednak w niej nie pobyłam gdyż chmara kolejnych wyłoniła się z kurzu powstałego przez uderzenie o ziemię tej pierwszej. Jak szalona zaczęłam odskakiwać do tyłu unikając kolejnych macek. Cholera, jak tak dalej pójdzie nigdy nie zaatakuję. Muszę zacząć wykorzystywać to, że wzięłam przed walką tę roślinę. Zabawmy się. Zatrzymałam się kilka metrów od ściany i złożyłam ręce w odpowiednią pieczęć.
-Noctis: REMOTA!-wrzasnęłam, a moje oczy mocno zapiekły. To znak, że teraz mienią się krwistym kolorem, a zaklęcie działa. Nigdy nie widziałam skutków Remoty na własne oczy. Użytkownik nie może tego zobaczyć. Wiem, że na pewno zniwelowałam jego moc do zera na najbliższych kilka minut. Coś puknęło, a ja odzyskałam widoczność. Nathan stał spory kawałek ode mnie zaskoczony, że umiem takie coś. Potrafię wykonać wszystkie zaklęcia z tej jebniętej książki.
-Interesujące. Remota jest wyczerpującym zaklęciem, powinnaś już dawno paść.-mruczał pod nosem na tyle bym go dosłyszała-A wątpię, że używasz Nox'u.-Nox? Nie mówcie mi, że...nie to niemożliwe.
-Noctis:Ianuae Magicae!-zniknęłam i pojawiłam się w bliższej odległości. Esteban pewnie się teraz nieźle wkurzył "bo techniki czasoprzestrzenne są niebezpieczne" pewnie mi to wypomni. Tyle, że to tylko Noctis. Dobiegłam na odpowiednią odległość. Skończę to jednym zaklęciem.
-Noctis:Iram a milibus.-wyszeptałam najpotężniejsze zaklęcie jakie potrafię.Z wszelkiego cienia w promieniu 3 km (tak sądzę) wyrosły ostre jak brzytwa strzały. Wszystkie skierowane w jeden punkt-Nathan. Nie wiem czy nie przesadzam ale...byłam wściekła. Nie świadoma tego, że to zaklęcie go zabije. Chciałam by zapłacił...za wszystko.
-Nox:Scutum Luna.-mruknął nim pociski go zraniły. Otoczyła go świetlista tarcza. Został nietknięty. Niemożliwe stało się możliwe....

Światło zawsze rozjaśni mrok. Nigdy na odwrót.

-Jak ty...?]
-Noctis:Spike.-szepnął. Spike...nie! Nagle straciłam grunt pod nogami. Nie stałam ja wisiałam. Ogromny, czarny kolec wyrastający z ziemi przeszył mnie na wylot. Widziałam jak moja własna krew spływa po nim. Splunęłam. Oczy dalej miałam rozszerzone. Chwila...jeszcze mnie nie trafił. Jeszcze jest ucieczka...
-Noctis: Corvus.-wydukałam, słabym, chrypliwym głosem. Kilka samotnych łez wypłynęło z moich oczu. Szybciej. Straciłam czucie w całym ciele. Czułam jak znika. Zamknęłam oczy. Nie czułam bólu. Słyszałam wrony...zdążyłam.
Opadłam plecami o mur w sporej odległości od Nathana. Chwyciłam się za ranę. W porę zdążyłam. Kolec mnie nie przeszył, ale rana i tak była głęboka, a krew obficie z niej sączyła. Przymrużyłam oczy i syknęłam. Black odwołał Zaklęcie Kolca, a ptaki, które podmieniłam w zamian za moje ciało natychmiast odleciały. Ponownie splunęłam.
-Baka!-Ziemia ponownie osunęła mi się spod stóp. Tym razem nie było kolca. Ogromna wyrwa otworzona pod moimi stopami wessała mnie do środka...

Nigdy nie byłam we wnętrzu otchłani. Nawet swojej. Nigdy nie wyobrażałam sobie tego miejsca. Teraz wiem. Otchłań to otchłań. Pustka. Śmierć. Ciemność. Czy właśnie tak czują się przestępcy, których tu zamykam. Czują wszystkie swoje wady? Odrzucenie? Tę cholerną pustkę? Nie, to coś gorszego to agonia. Czuję jakbym umierała. To się czuje gdy się umiera? To jest agonia? Świadomość tego, że już nigdy nie ujrzysz nikogo? To jest Otchłań?
-Brawo inteligencie!-usłyszałam czyiś głos. Odwróciłam wzrok i ujrzałam...cień?! Ty! Co ty tu?!
-Jestem twoją częścią idiotko czyż nie?-odpowiedział ze sarkazmem-Więc się za tobą szlajam.-niby po co? Czemu czuję się taka nieistniejąca? Wszystko mi zwisa. Dlaczego? Dlaczego, nie zależy mi na biciu mojego serca? Powinno, a jednak nie. Nie chcę tu być. Czuję się jakbym nigdy nie istniała, jakby moje zdanie nie miało znaczenia. Cień prychnął.
-To jest otchłań. Konkretniej Otchłań Nathan'a, to on ją kontroluję i sprawia, że tak się czujesz. Chce zabić w tobie chęć walki.
Nie, ja nie przegram. Muszę wygrać. Muszę.
Silny ból przeszył wewnętrzną stronę mojej lewej łydki. Coś nie pozwoliło mi krzyknąć, a chciałam. Musiałam dać upust bólowi jaki poczułam. Krew ciekła z rany.
Macka zacisnęła się na mojej szyi ciągnąc mnie ku dołowi. Im dalej od powierzchni byłam (Otchłań najczęściej przybiera postać oceanu dop.Lucy) tym ciemneijsze stawało się otoczenie.
Ból przeniósł się na lewe ramię, przecinając je po zewnętrznej stronie. Chciałam drugą dłonią się za nie złapać lecz kolejna macka oplątała mi nadgarstek. Usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla łamanych kości. Ponownie nie udało mi się wrzasnąć. Wydobyłam z siebie tylko żałosny jęk. Kolejne rany w natychmiastowym tempie pojawiały się na moim ciele. Mniejsze i Większe. Coś przecięło mi czoło po prawej stronie tworząc niewielką rankę.
-Jesteś silna Tsuki.-usłyszałam głos Cienia-Tylko nie umiesz w to uwierzyć. Pomogę ci, jestem twoimi koszmarami. Umiesz nad nimi panować co pokazałaś w swoich snach. Umiesz mnie kontrolować.
O czym ty?!
-Użyj zaklęcia Nightmare.
Noctis:Nightmare! Noctis:Nightmare! Noctis:Nightmare! Nie mogę!
-Masz je wypowiedzieć.
Otworzyłam usta lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-Dasz radę!
Nie dam!
-Wygrasz!
Przegram!
-Musisz inaczej zabiję ich.
Nie pozwolę.
Straciłam kontrolę nad swoimi ruchami. Nie wiem jak zniszczyłam macki ciągnące mnie w dół. Nie wiem kiedy te wszystkie uczucia zniknęły
-Noctis:Nightmare!

-Sędzio, walka i tak kończy się za cztery minuty. Ona przegrała.-usłyszałam jak Nathan stara się przekonać sędziego do swych racji. Jeszcze trochę. Z trybun dało się usłyszeć okrzyki, jedne sprzyjające Black'owi drugie mi. Te drugie w szczególności słychać było od strony gildii. Najgłośniej chyba darły się Dragneel'ówny. Jeszcze chwila.
-Już to Panu mówiłem, Panie Black. Nie widzę jej tu nigdzie. Jak się nie pojawi do końca walki wtedy Pan wygra.-widziałam w jego oczach lęk. Zorientował się, że nie ma mnie w Otchłani. Ale, nie ma mnie też na arenie. Więc gdzie jestem? Trochę skomplikowane.
-Ona nie wróci!-wrzasnął przerażony,a jednocześnie wściekły.
-Nie lekceważ jej!-jak na zawołanie odpowiedziała mu gildia. Tylko moment.
-Zrozumcie, że już przegrała!-aż taka nerwica cię bierze? Na samą myśl, że mogłam uciec. Koniec tej maskarady.Się wystraszysz kochany.
Ziemia zapłonęła czarnym jak smoła ogniem. Nie mam pewności czy w pełni wiem co robię. Ale podobało mi się to. Myśl, że na niebie robi się szarawo i zaraz będzie burza nie napawała mnie strachem jak zwykle. Myśl, że stracę nad sobą kontrolę wywoływała we mnie śmiech. Nie bałam się. Wszystkie lęki zostały odwrócone. Nie są już moją słabością, a moją siłą i bronią.
Ogień nieco urósł napawając lekkim strachem zgromadzonych, a w szczególności Black'a, gdyż w pełni wiedział co się zaraz stanie. Płomienie utworzyły kształt przypominający człowieka. Mnie.
-N-niemożliwe.-zaskoczony? Oj bardzo-Kiedy ty opanowałaś Nightmare?!
-Przed chwilą.-strach uciekł z jego twarzy. Czyżby wiedział co robić? Niedoczekanie.

Użyj zaklęcia Nightmare:Seal

Cień? Jasne. Natychmiastowo w mojej głowie pojawiły się skutki zaklęcia oraz jego wykonanie. Wyprostowałam prawą dłoń, swoją drogą rany mi poznikały.
-Nightmare:Seal.-wyszeptałam. W różnych miejscach poczułam ukłucia na dłoni. Spojrzałam na nią kątem oka. Tworzyły się na niej liczne symbole w jakimś języku. Gdy skończyły ruszyłam w jego kierunku.
-Nie uda ci się!-wrzasnął i z ...nie wiem czego uformował świetlisty miecz. Będę szybsza. Zatrzymałam się metr przed nim i starając się uniknąć ostrza wymierzyłam dłoń w klatkę piersiową. Nim to jednak zrobiłam Poczułam ból w brzuchu. Obok miejsca poprzedniej rany. Przeszył mnie na wylot.

Wykonaj pieczęć szybko!
Splunęłam krwią. B-boli. Bardzo.

Baka!

Wszystkie siły mnie opuściły. W jednej chwili cała moja pewność wygranej, odwaga...zniknęły. Zastąpił je paraliżujący ból. Poczułam dokładnie każdą z moich ran. Każdą kroplę krwi spływającą po moim ciele. 
Wyciągnął miecz.
Nie liczę łez.
Nie panuję nad krzykiem.
Upadam.
Przegrałam.
-Baka!-chwycił mnie za włosy, lecz w porównaniu do ran ten ból wydawaj się znośny. Oberwałam w twarz i ponownie upadłam na ziemie.
-Słabeusz.-kopnął mnie w brzuch . Splunęłam krwią. Mroczki przysłoniły mi obraz. Co...się tak właściwie dzieje? Słyszałam głosy. Nie rozpoznawałam ic
h, ale ktoś mi kibicował. Ktoś wrzeszczał. Głosy stawały się wyraźniejsze. Gdzieś tam w oddali widziałam Nathana ale nie na arenie. Tego dawnego...z moich wspomnień. Uśmiechał się jak kiedyś. Kiedyś. Przeszłość. Nie doczekanie twoje...
Otworzyłam oczy. Sędzia... on chce zakończyć walkę?!Nie! Ja dam...radę. Syknęłam ale mimo to starałam się podnieść. Widziałam pod sobą mnóstwo krwi. Krew...
-J-jeszcze n-nie przegrałam.-wydukałam.Nathan odwrócił się. Zdziwiony? Myślisz, że od tak się mnie pozbędziesz? Nie. Nigdy nie tak łatwo. 
Nogi mi drżały, a widok zamazywał. Utworzyłam z cienie\a miecz. Nawet nie wypowiedziałam zaklęcia. Uniosłam go resztkami sił. Nie słyszałam wrzeszczącej gildii, nie słyszałam wrzasków ludu. Po prostu...nie wiem...

-Co do?-sędzia zamarł podobnie jak cała widownia. Teraz wszyscy starali dopuścić do siebie to co właśnie się wydarzyło. Nawet Fairy Tail ucichło. Istna grobowa cisza-Jasny gwint! Co u licha?-sądził, że straciła przytomność, a tu nie. Wstała i płacząc zaatakowała. Teraz stała z wbitym w chłopaka mieczem. Black splunął krwią. Nawet się nie ruszył. Nie zareagował. Czyżby dał się od tak zranić?

Zrobiłam to? 
Tak?
A może to sen?
Może już nie żyję?
Fajnie by było...
Ale nie.
To rzeczywistość.
Więc to jest siła ziela Vestibulum? Piękne.
-Jak mam iść do Piekła...to...zabieram cię ze sobą.

Upadli. W jednej chwili padli. PO PROSTU PADLI.
-Etto...-wydukał sędzia, który pierwszy wybudził się z szoku- ...chyba mamy remis! Proszę państwa! Walka została zakończona remisem! T-tak...remisem...
Obie gildie wbiegły na arenę ze swoimi medykami. Kilka osób wymieniło wściekłe spojrzenia. Po czym bez słowa zabrali swoich zawodników...


Istna masakra...kompletnie to zjebałam. Zrobiłam z Tsu słabeusza z Power-up'ami. Nigdy więcej...
Szczerze jestem ciekawa reakcji członków gildii więc jakieś reakcje w komentarzach?

piątek, 22 sierpnia 2014

Igrzyska Magiczne - Drugi Dzień - Konkurencja

Mamoru•Narrator 

Nadszedł już drugi dzień Igrzysk. Moja siostra dobrze się spisała na konkurencji… Oby mi tak łatwo poszło. Strzelanie do celu było naprawdę łatwą rzeczą. Spojrzałem na kartę, którą obracałem w dłoni. Celność mam przećwiczoną do perfekcji, jednak… Nie mi przypada wygrana… Westchnąłem głośno, wstając z łóżka ciężko i rozglądnąłem się po pokoju. Moja drużyna na pewno już na dole, jedzą śniadanie. Dobrze, że mnie nie obudzili, ostatnio nie mogłem spać. Obawiałem się… Obawiałem się tego, że kolejnego dnia ja będę musiał reprezentować i… totalnie spartolę. Przejechałam dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Poprawiłem bokserki i poszedłem do łazienki się odświeżyć. To myje zęby, czeszę się, ubieram buta i tak kilka rzeczy na raz, bo jak się spóźnię nic nie zostanie mi na śniadanie. Dmuchnąłem w dłoń i powąchałem. Okay. Pachnę. Mogę się całować z Ethan’em, gdy ten będzie chciał…! Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze niepewny i spuściłem wzrok, aby zaraz wyjść z pomieszczenia. Zamknąłem go na klucz i zaraz obracałem w palcu kółeczko od pokoju. Schodki w dół i weszłem na stołówkę. Od niedawna zbudowali wielki hotel dla wszystkich uczestników biorących udział. Mogą również przesiadywać tam ludzie poza grupy igrzyskowej, lecz my. Ethan, Nashi, Kira, Tsuki oraz mła! Mamy specjalny Złoty Stolik. Nie dość, że dostajemy wcześniej, to gotuje dla nas specjalny kucharz. Spojrzałem na wielki stół, gdzie siedziała reszta gildii. Skrzywiłem się widząc moją rodzinkę, która się śmiała z Bickslow’a, który… Czy on właśnie udaje morsa, wsadzając paluszki do zębów…? What? Pokręciłem głową i słyszałem wołanie drużyny. Pomachałem im krótko i zaraz się dosiadłem. Jedliśmy, a ja jedynie wsłuchiwałem się w rozmowę. Chwalili Kirę. Ble, ble, ble. Każdy ją chwali. A niech się utopi. Mój wzrok groźnie obserwował siostrę zbierającą komplementy łapczywie. Wróciliśmy razem do pokoju, aby zbierać się na… Drugi Dzień Igrzysk! Yey…! Gdy mieliśmy już wychodzić, moją uwagę zwrócił kask w kształcie kota. Przypomniałem sobie coś i wziąłem go pod pachę. Rozdzieliłem się od drużyny i szukałem Sabertooth. W ostatniej chwili krzyknąłem widząc ich jak wchodzili do lobby.
- Ej! Deska!
Nie zapamiętałem jak miała na imię, więc czemu przezwiska jej nie wymyślić?
- Deska…?
Wyszeptała pod nosem i odwróciła się do mnie, trzymając nóż w dłoni. Twarz jak demona, sygnalizująca, że wsteczny. Teraz! Już! Natychmiast! Zatrzymałem się i trochę zaciąłem. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale nie umiałem, widziałem jedynie jak krasnal dreptał w moją stronę.
- Przyszedłem oddać co Twoje!
Wyciągnąłem ręce do przodu pokazując jej własność, międzyczasie odwróciłem głowę, aby nie widzieć jak mnie zadźga tym nożem, ale nic takiego się nie zdarzyło. Otworzyłem oczy i powoli na nią popatrzyłem.  Wzięła do rąk kask i popatrzyła na swoje odbicie, aby zaraz kopnąć mnie w piszczel.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to Cię kaskiem w jaja trafię, rozumiesz?!
Pogroziła mi podniesionym głosem i zmarszczonym czołem z złości. Skakałem na jednej nodze, kiwając jej, że dobra, dobra. Szybko pobiegła do swoich, a ja wymasowałem swój biedny piszczel. Au… Jeszcze się okaże, że będę musiał walczyć czy coś, a ja tutaj kontuzje mam! Postawiłem delikatnie nogę na ziemi i sprawdziłem czy się na niej utrzymam. Na szczęście nie uderzyła tak mocno jak mi się zdawało. Skierowałem się do widowni i dołączyłem do drużyny. Skarcili mnie, ale się broniłem dobrymi argumentami, więc szybko dali mi spokój. Jedynie Tsuki miała jeszcze jakieś do mnie wątki. Tch… Prychnąłem cicho pod nosem myśląc o tej bezużytecznej, denerwującej dziewuszce. Za dużo sobie pozwala, a w dodatku myśli, że może mnie kontrolować! Jest po prostu egoistyczna i chce władzy nad każdym, a niech jej kij w żebra, bo w dupę to za miło. Spojrzałem na nią mrużąc oczy, rozmawiała z Nashi wskazując na mnie palcem. Śmiały się przy tym. Czy one mnie obgadują? Ścisnąłem zęby i odwróciłem głowę obrażonego dzieciaka. Nie mają o nikim innym gadać, tylko o mnie? Ciekaw jest co takiego pada na mój temat. Gdy słyszałem dźwięk, palcae uderzającego w mikrofon, wyrwałem się z czarnych myśli i spojrzałem na sędziów.
- Witajcie na drugim dniu Igrzysk Magicznych! Wczorajszy dzień był pełen emocji! Bawiliśmy się przy tym niesamowicie. Na pierwszym miejscu jest Fairy Tail, które remisuje z Sabertooth. Niżej Lamia Scale, a koło nich The Legion. Resztę zobaczcie na lakrymo-wizji. Na ostatnim jest Twilght Ogre! Za nim zaczniemy chce przywitać  naszego gościa! Mistrz drugiej gildii będącej na pierwszym miejscu, Sting Eucfliffe!
 - Doberek!
Przywitał się blondyn z swoimi czarującym uśmiechem, drapiąc się po brodzie. Hmmm.. Ruchałbym jak dzika kura w agreście, ale… Trochę za stary… Trochę bardzo, ale przystojny. Uśmiechnąłem się pod nosem i kiwałem głową leciutko.
- Proszę nam powiedzieć, mistrzu, jest pan dumny z Shi Cheney?
Zadał pytanie Yajima, trzymając twardo kamienną twarz jak zawsze.
- Bardzo. Jak każdy będzie tak walczył i weźmie przykład z Shi, to mamy wygraną jak w banku. Nawet Fairy Tail z nami się nie będzie mogło równać!
- A gdzie spokojna rywalizacja?
- Nie bądźmy głupkami. To są Igrzyska Magiczne. Walczymy o najlepsza gildię w Fiore. Czas, aby Sabertooth znowu wybiło się w górę!
- Taaaaaak!
Zgodziło się z nim wielki tłum fanów, którzy machali flagami z znakiem gildii, mieli narysowane kluczowe litery na buzi, ściskali w dłoni główną maskotkę Sabertooth. No po prostu wierni fani jak polscy fani piłki nożnej. Zatkałem uszy i zrzedła mi mina. Kurde. Przestańcie się tak drzeć, bo zaraz ogłuchnę. Minęło dobre dziesięć minut, dopóki udało się uciszyć tą bandę debilów.
- Kontynuując. – Chrząknął Lola, przykładając pięść do ust. – Zacznijmy drugą konkurencję! Kogo drużyny wystawią? Dajmy im pięć minut.
W każdym lobby zrobiło się głośno, zaczęli się zastanawiać, kto najlepiej wypadnie, ale w czym? No właśnie. Tym razem nie powiedzieli. Chcą zrobić niespodziankę na pewno.
- Mamoru!
Słysząc swoje imię spojrzałem przez ramię na Nashi, która wykrzyczała moje imię. Pokazywała na mnie palcem i patrzyła zdeterminowana.
- Co ja?
Zapytałem nie wiedząc o co chodzi. Nie domyśliłem się, że chcą mnie wybrać, a to dlaczego? To chyba wiadome, że słabych graczy nie daje się do gry. Myślałem, że coś chcą. Nie zdążyłem dokończyć, bo zaraz blondynka podeszła i jeb popchnęła mnie. Spadłem na ziemie
lądując na brodzie, mając wystające cztery litery do góry. Przekląłem pod nosem na jej adres i zaraz podniosłem się, masując obolałe miejsca.
- Dasz radę!
Ryknęła, próbując mnie zmotywować, ale to mnie jeszcze bardziej wkurzyło oraz zirytowało. Chcą pewną przegraną? To ją dostaną. Na luzie nie zwyciężę. Rozciągnąłem się, dołączyłem do grupki ludzi. Zauważyłem, że nawet Deskę wybrali Sabertańczycy. Spojrzałem na górę i przyłożyłem dłoń do brwi, robiąc daszek, aby złociste promienia słoneczne nie atakowały moich błękitnych oczu.
- Proszę o ciszę! – krzyknął Yajima. Mimo, że stary, to drzeć mordę umie. Chrząknął głośno i zaczął wykład. – Magia jest piękną rzeczą, aczkolwiek używana czasami do okropnych czynności. Jednak, Waszą misją będzie pokazanie widowni oraz nam, Magię w jak najlepszym świetle. Niech powstanie : Pokaz Mocy! Każdy musi zademonstrować coś, co nam i widowni się spodoba. Największe oklaski, okrzyki, wiwaty i te sprawy, sprowadzą do 10 punktów, ale. Raz możemy podarować 10pkt. Wyniki dostaniecie na końcu. Zaczniemy wpierw od ostatnich miejsc.
Słysząc konkurencję trochę się przeraziłem, nigdy nie robiłem pokazu. Nie raz widziałem takie zlecenia na tablicy w gildii, ale nigdy nie brałem ich pod uwagę, a są to misje z najmniejszą trudnością, więc każdy go zaczynał je brać oprócz… Mnie. Przegryzłem wargi i spojrzałem na moją drużynę szukając podpowiedzi, ale oni tylko rozmawiali… Czy oni… Nie zawracali mną głowy? Myślą, że to wygram, czy są pewni, że przegram i nie chcą sobie psuć nerwów? Cholera, wzrok przerzuciłem na swoją kartę, którą ściskałem w dłoni. Wpatrywałem się na nią z myślą, że coś wymyślę, ale… Nic nie przechodziło! Inni nie byli tacy zdenerwowani i zestresowani. Nawet Shi, która w ostatnim dniu prawie posrała się z strachu stojąc na środku areny, a teraz? Dumnie stoi, z wypiętą piersią do przodu i uśmiecha się jakby już wygrała. To Ci piz…Yghm! Jam jest dżentelmen! Ta… Jasne! Pokręciłem głowę i obserwowałem pokaz innych magów. Pomyślałem, że jeżeli obejrzę jakąś, to może coś mi do głowy przyjdzie. Dobrze myślałem. Może to będzie słabe, ale jakieś 2 punkty dostanę… Analizując przeciwników ich czynności opierały się na przedstawieniu czegoś… pięknego np. Kryształki pod promieniami słońca, wytworzenie ogniem różne kształty, u pielęgnowanie ładnych badyli z roślin. Zagrożeniem było Raven Tail oraz The Legion… Naprawdę dali klasę. Zerknąłem na Cheney, która właśnie wychodziła na scenę, swój pokaz nazwała ,,Taniec Ostrzy.” Zaczęła podmieniać zbroję w bardzo błyskawiczny sposób oraz wymachiwała dzięki Telekinezie różnymi brońmy. Pewnie myślicie, ,,a chujo…”, a nie, nie! To było bardzo dobre! Widownia szalała, a sędziowie przytakiwali głową. Just excellent! Nawet mi się podobało, mimo, że jako wróg powinienem się krzywić i rzucać błotem. Gdy opuściła dostojnie arenie, dumnie jak paw, poczułem na ciele zimny pot, a moje dłonie zaczęły się telepać. Teraz moja kolej, wypuściłem powoli powietrze uspokajając się. Usłyszałem swoje imię i kierowałem powoli kroki do celu. Trzymałem w dłoni swoją talię kart, przymrużyłem powieki mierząc każdego wzrokiem, lecz to nie był dobry pomysł. Gdyż zobaczyłem Laxus’a wpatrującego się we mnie twardo. Oczekiwał chyba jakiś cudów i chciał, abym wygrał dziesięć punktów? Phi! Niech gryzie glebę. Nie będę posłusznym chłopczykiem. Stanąłem na środku areny i rozglądnęłam się trochę z cykany. Chętnie bym wrócił, bo się cykam, ale…
- Co nam zaprezentujesz? - Spytał się ciekawy Sting, przeglądając moje dane. – Jesteś magiem kart… Co znaczy, że jakiś ciekawy występ nam zagwarantujesz. Dobrze mówię?
- Eeeee… - Nie chciałem kłamać, bo przecież wiadomo, że jakiś shit zaprezentuje, ale życie albo śmierć! – Taaak… - Odpowiedziałem cicho niepewny i zacząłem robić szlaczki w powietrzu, tasując karty. Była głucha cisza i wszyscy się na mnie patrzyli. Cholera, cholera, cholera… Jak się pomylę, to mnie wyśmieją! Ja-ja-ja tego nie chce…! – Więc… Mam Asa z wzorem wina. Kładę go tutaj i... – położyłem kartę na dłoni i machnąłem nią, aby zaraz pokazać pustą stronę łapy. – Nie ma!
Popatrzyłem na widownię, która miała bić brawo, lecz było przeciwnie. Cisza, a nawet kaszel z nutą nudności. Zmarszczyłem czoło i miałem pustkę w głowie, nie wiedziałem kompletnie co mam dalej robić. Cholera… Przegryzłem wargę i podrzuciłem karty, aby ułożyć je w okrąg. Stworzyłem orła i kazałem mu zaliczać obręcze, przy każdym zakończeniu wyskakiwały małe czerwone iskierki, grające rolę fajerwerków. Bardziej się postarałem do tego występu, ale zacząłem słyszeć buczenia ze strony widowni, negatywne zagwizdania oraz zbiór nieprzyjemnych przymiotników o mnie. Mój oddech się przyśpieszył z wstydu, a nawet strachu. Dłonie ponownie się trzęsły, a głowa nie umiała ustać w miejscu. Musiałem uchwycić każdy komentarz od publiczności.
- Och… Chyba widowni się nie podoba, szczerze mi też dupy nie urwało.
Odparł ziewając Yajima, pokazując jak bardzo głęboko miał ten występ. Przez niego czułem coraz większy stres oraz objąłem się sumieniem, ponieważ dałem się kurwa na te igrzyska zapisać! PO CO JA TO ZROBIŁEM!? Ja chce iść… Uciec… Nie chce tutaj stać i być w centrum uwagi… Czuje się jakbym był totalny zerem…, a nie czekaj! Tak jest! Przez całe życie! Nic się nie zmieniło… Chwila… To ja się nie zmieniłem. Jestem… pieprzonym nieudacznikiem. Stanąłem na środku areny i ścisnąłem dłonie, spuszczając głowę. Moje oczy… Pieką… Pociągnąłem nosem, a po moich policzkach spłynęły dwie kryształowe łzy. Miałem wrażenie, że wokół mnie jest ciemno, a światło pada jedynie na mnie, aby ludzie mogli mnie ujrzeć i wyśmiać jak jakąś małpę w klatce…
10 lat wcześniej
- Matko, padam na ryj.
Westchnął zmęczony Laxus wchodząc do mieszkania, masując sobie dłonią plecy, które go bolały.
- Witaj, kochanie.
Pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się uroczo żona, dzierżąc w dłoni chochlę. Blondyn pociągnął nosem i popatrzył na nią podejrzanie.
- Piłaś?
- Nieee… Gotuję kurczaka w winie!
Szybko rzuciła na obronę i zniknęła w kuchni, aby schować beczkę z szkarłatną cieczą do piwnicy, inaczej mówiąc, zaciera ślady. Dorosły mężczyzna opadł na fotel i zaraz wsadził rękę w głąb siedzenie, bo poczuł, że coś mu się wbija w cztery litery. Klną pod nosem zastanawiając się, co to jest, gdy w końcu zlokalizował miejsce, złapał i wyciągnął. Spojrzał na talię kart, która dziwnie świeciła. Zmarszczył czoło i analizował ciągle podejrzanym wzrokiem przedmiot.
- Co do licha…
- Papa! – Zabrał dzieciak broń z dłoni ojca. Mały chłopiec, wiek 7 lat, złote włosy oraz błękitne oczy jak czyste niebo. Z ślicznym uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę taty i tasował powoli karty. – Ne, papa. – Podszedł do rodzica bliżej, aby zawiesić się na oparciu fotela. – Masz dla mnie jakiś prezent?
Zapytał się z nadzieją, jednak uśmiech znikł, gdy zobaczył jak kręci głową.
- Bieda, a nie misja. Po za tym bierz mi te karty w cholerę. Dom to nie miejsce do trenowania! Mówiłem Ci już milion razy!
Podniósł swój ostry oraz stanowczy głos, powodując lekkie przerażenie u syna. Mamoru momentalnie puścił oparcie od siedzenia, lądując na krótkich nogach. Zrobił krok w tył, łącząc dłonie przy torsie.
- Oczywiście, papa… - Bawiąc się palcami odwrócił się do dorosłego plecami i skierował się powoli do góry schodami do pokoju. Mama, która wychodziła z kuchni, zlustrowała wzrokiem wpierw swój Wynalazek, a później na swojego Naiwniaka.
- Coś mu powiedział?
Rzuciła ścierkę na stół w którą wcześniej wycierała dłonie. Oparła dłonie o tylne oparcie fotela i spojrzała z góry na swojego durnego męża. Ten jedynie podniósł na nią wzrok i wstał z miejsca, aby znaleźć swoją córkę.
- Kira. Kira. Kira.
- Może jeszcze Cip, Cip jak do kury?
Zaproponowała zirytowana żona, widząc jak mąż szuka córki nawet za firanką. Ten jedynie pomyślał nad tym przez chwilę jakby uwierzył, że to mogło zadziałać.
- Co tatusiu?
Wyszła z toalety, zamykając plecami drzwi o które się oparła. Nie była uśmiechnięta, aczkolwiek nie było jej smutno. Po prostu miała wylane, już w tak młodym wieku.
- O tu jesteś. – Odparł wychodząc spod stołu, uderzając głową o deskę i masując sobie bolące miejsce, ciągnął łańcuszek przekleństw na ustach. – Ale się pier… - Chrząknęła żona czując zbliżające się brzydkie słowo z ust męża – pie…pie…rnik?
- Pier-nik?
Skrzywiła twarz córka nie rozumiejąc przesłania, ale cóż. Ojciec tak ma często, gdy tylko nadchodzi chrząknięcie Cany, a ten od razu dziwnie się zachowuje. To wygląda, jakby łapała go za język i nie pozwalała mu dokończyć zdania…
- Nie ważne. – Machnął dłonią, aby zapomniała. – Tatuś zamierza Cię zabrać na misję, abyś polepszyła umiejętności Smoczego Zabójcy Gromu, po za tym. Ostatnio dobrze sobie radziłaś, więc… Jakiś prezent za dobre wyniki w walce nie byłby zły, nie uważasz?
Dziewczynce zabłysnęły oczy, a uśmiech rodził się na jej twarzy. Dosłownie można powiedzieć, że uśmiech od ucha do ucha! No po prostu metrowy banan na ryju.
Chłopiec będąc w połowie drogi na schodach, słyszał całą rozmowę córki i taty. Szybko zszedł na dół z ponowną nadzieją. Podbiegł do taty i ściskał kciuki, aby tym razem się zgodził.
- Ne, papa. Ja też się poprawiłem w umiejętnościach! Dostanę prezent? Chociaż mały?
Poprosił grzecznie, gdy naprawdę poczuł, że jego moce się zwiększyły. Kiedyś ledwo umiał ułożyć myszkę z kart, a teraz to nawet psa umie! Chodzącego psa! Nie rozwali się po trzech krokach!
- Walczyć tym możesz?
Zapytał się już po raz enty. To pytanie było właściwie najważniejszym. Ciągle ono padło, a odpowiedź była ciągle ta sama i ta sama reakcja. Mamoru spuścił głową smutny i pociągnął nosem, czując, że łzy spływają mu do oczu.
- Nie-e-e…
- To mnie nie interesuje. Skoro nawet obronić się tym nie możesz, to żadne mi postępy. Znikaj mi z oczu, bo psujesz mi humor, odpowiedzą słyszącą już milion razy.
- Ale…
- Już!
Ryknął na niego, a chłopak od razu się rozkleił i pognał do swojego pokoju, widząc słabo przez napływające łzy.
- Nie musiałeś być taki ostry…
Wtrąciła się żona, odprowadzając wzrokiem syna, aby zaraz przenieś wzrok na Laxus’a.
- To nie moja wina, że nie rozumie prostych słów. Nie umie używać magii do ataku, zginie na polu bitwy raz, dwa. Trzeba mu uświadamiać,  a nie okłamywać.
Wytłumaczył z grymasem na twarzy, bo trochę się bał, że Cana zaraz z pyskiem do niego. Jak to czasami żonki kochają robić, niespodzianki dla mężów, ale tym razem siedziała cicho, gdyż w tym ziarenku tkwiła prawda, a nawet większa prawda. Westchnęła tylko i poszła do kuchni pod przykrywką robienia obiadu, a tak naprawdę nie chciała się odzywać już na ten temat.
Mały blondyn wszedł do swojego pokoju – który był umieszczony jeszcze na pierwszym piętrze, a nie na strychu – i trzasnął drzwiami. Wytarł dłońmi oczy, ale zaraz znowu były mokre. Podszedł do lustra wiszące koło jego łóżka. Spojrzał na swoje beznadziejne odbicie w lustrze. Taki słodki chłopczyk mógłby grać rolę jakiegoś bożka szczęścia, a w rzeczywistości… Piekło dopiero się zaczynało. Krystaliczne łzy spływającego po jego policzkach, opadały w szybkim tempem na ziemie. Ciekło mu nawet z nosa, a oczy świeciły i szkliły z smutku. Już wcześniej ojciec mu o tym mówił, ale… Do dziecka trzeba kilka razy, dopiero jak zrozumie… Zaczyna się nad tym zastanawiać. Mocno zastanawiać, aż zapisuje się w pamięci i gra rolę reguł : czego można a czego nie można.
Czy czułem się tak samo stojąc na arenie jak przy lustrze? Heh, muszę Was rozczarować. Niestety, ale to był dopiero początek. Zapieczętowano we mnie brak samoakceptacji, nienawiść, samotność jak i brak kultury do kogokolwiek. Przyjrzyjcie się uważnie kolejnemu kadrowi.
Nie ważne, czy to chłopczyk miał siedem lub dziesięć lat. Jedynie co się zmieniało, to w jego pokoju oraz wygląd, aczkolwiek emocje jak i uczucia, były te same. Trzy lata później, a on dalej ryczał przy tym samym lustrze przez ten sam powód. Na jego nosie można było zauważyć wielką bliznę, która szpeciła dziecinną urodą. Kiedyś patrząc na jego facjatę, człowiekowi samemu uśmiech pchał się do twarzy, ale teraz… Może jedynie wykrzywić w grymasie. Jak powstała taka wielka szrama? Może wpierw powinnam wspomnieć o tym, że Mamoru świeżo co z szpitala wyszedł. Nie dawno ćwiczył moc błyskawic bez opieki ojca, chciał pokazać, że jest również przydatny jak Kira. Łamał regułę. Ryzykował, tylko po to, aby być CZŁOWIEKIEM w oczach ojca. Skutek tego było taki, że wylądował w szpitalu. Obudził się dopiero kilka dni później. Całą winą tego był wybuch z maleńkiej, niewinnej iskierki stworzonej nad dłońmi. Bezbronna, dająca światło iskierka, zamieniła się w ogromny wybuch. Huk jak po podpaleniu beczki wodoru. Całe to zdarzenie, męczyło głowę małego chłopaka. Chciał… Tak nie wiele. Jedną pochwałę, a skończył… jak z czarnego scenariusza. Ściskał w małych rączkach czarny, prostokątny plaster, który zaraz uniósł na wysokości nosa. Wytarł zbędne ciecze spod narządami zmysłów i przykleił materiał na nosek. Nie dając już nikomu obejrzeć blizny, ani nikomu o niej wspominając. Historia związana z tym zdarzeniem została zamknięta na kłódkę i zapomniana. Jedyni świadkowie, to Ci, którzy martwili się oraz denerwowali w białym pokoju.
Wytarłem dłonią swoje łzy, nie podnosząc głowy do góry. Nawet nie wiedziałem, kiedy mi popłynęły kryształowe krople. Zorientowałem się dopiero, gdy poczułem jak moje ramiona drżą wraz z oddechem. Czas się zatrzymał, a ja uniosłem delikatnie rękę do góry. W głowie znalazło mi się ostatnie wspomnienie związane z moim bezbarwnym scenariuszem przy lustrze. Heh, szkoda tylko, że… zwierciadło wiszące na mojej ścianie, już nie istnieje…
Gdy osiągnął wiek nastolatka, otoczenie zmieniło się totalnie. Jego pokój już nie znajdował się na pierwszym piętrze, lecz na drugim. A bardziej precyzyjniej to na strychu. Bunt nastolatka? Owszem, aczkolwiek nie byłby taki mocny, gdyby nie rana na jego sercu. Goiła się, ale zaraz otwierała przy spojrzeniu na trening siostry z ojcem. Krwawiła intensywnie, a on zamiast ryczeć, wyżywał się na wszystkich ludziach dookoła. Zrozumiał, że łzy nic tutaj nie dają. Jednak… Umiejąc już panować nad magią kart jak prawdziwi nowicjusze, dalej nie zafascynował tym tatę. On chciał, aby jego syn był taki potężny jak on, żeby przy wymawianiu jego imienia ludzie drżeli. Widząc go na ulicy omijali wielkim łukiem, ale nie. Mamoru dopiero swoje umiejętności magiczne ukazał w wieku siedmiu lat, jak dostał pierońskie karty do rąk. Miał ciskać piorunami albo mieć własną magię, pozwalającą mu wybić się do góry, a nie zataczać się na dół! Ale najbardziej co Was zaciekawi to, to, że on nadal stał przy tym lustrze, szukając podpowiedzi, co może jeszcze zrobić, ale… Pewnego dnia zrozumiał, że wszystko co robi kończy się tragedią. Patrzył tępo na zwierciadło, które można było układać jak puzzle. Brakujące kawałki leżały na ziemi, w kałuży krwi. Opierał się głową o miejsce uderzenia. Szkarłatna ciecz spływająca po jego całej twarzy, skapała na ziemie. Lewa dłoń skierowana ku dole, obejmowała palcami strzykawkę z czerwoną igłą. Miał wielkie źrenice, wiadomo o czym to świadczyło. Można uznać ten dzień za pożegnalnym, ponieważ ostatni raz stał przy tym lustrze oraz ostatni raz próbował zaimponować ojcu. Później… żył swoimi regułami. Wyciszony, pyskaty, samolubny. Skaza na sercu została, aczkolwiek… Zaczęła się goić po tym jak chłopak został zauważony przez członków gildii… Nieee… To nie pasuje… To nie oni go zauważyli, to on w końcu otworzył oczy i ujrzał, że oni zawsze byli, są i będą, a on jak ten ostatni debil… Ignorował ich, bo widział jacy to oni szczęśliwi, a przecież on również taki może być. Wystarczy, że… Wyciągnie dłoń po pomoc, a ona zaraz zostanie uchwycona.
- Emmm… Mamoru? Jest jakiś problem?
Trzymałem wyciągniętą ku górze rękę, a widownia ucichła zastanawiając po co ja to robię. Pociągnąłem nosem i wytarłem drugą dłonią swoje oczy. Czułem się tak beznadziejnie, ale muszę to zrobić… Mam już tego wszystkiego dość! Słysząc pytanie od komentatora, wziąłem głęboki wdech i wydech.
- Co on chce zrobić?
Spytała się cicho pod nosem moja siostra, reszty drużyny, która musiała również te swoje ślepia umieścić na mnie. Nie chciałem widzieć czy są wypełnione żalem, zmartwieniem, śmiechem, po prostu…Nie umiałem im spojrzeć w oczy.
- Nie wiem… Może… Szykuje się do jakieś sztuczki?
Odpowiedziała niepewnie Nashi, zastanawiając się, miała jeszcze inną teorię, ale… Raczej bała się powiedzieć ją na głos, więc zrobił to za nią Ethan…
- Idiotki! On chce się… poddać.
- Naprawdę?!
Krzyknęły wszystkie dostępne baby z naszego lobby. Słyszałem ich i poczułem jak serce mnie boli…
- Ja… - Odparłem cicho, ściskając pięść oraz czując wszystkie buzując się we mnie emocje. – Ja chce się…
- Mamoru! Nie rób! Tego! Kontynuuj! Nie ważne ile punktów zdobędziesz! Dajesz!
- Twoi przyjaciele Cię dopingują… - spojrzał kątem oka Sting na młodych nastolatków – Co chcesz nam powiedzieć?
- Ja chce się... – przełknąłem głośno ślinę - wyznaczyć na zwycięzcę!
Ryknąłem głośno, podnosząc zdeterminowaną twarz do góry i od razu odwróciłem się tyłem, aby spojrzeć prosto w oczy całej widowni.
- Zwycięzcę? – Zmarszczył brwi mistrz, aby zaraz się zaśmiać – ale ty nic ciekawego nie pokazałeś…
- Zaraz wam zrobię takie show! Że ręce, cycki wam odpadną! Ha! Ujrzycie pięć twarzy Mamoru! – Uniosłem do góry całą dłoń, pokazując pięć palców – Mógłbym pięćdziesiąt, ale byście musieli się po tym leczyć… - Mruknąłem cicho pod nosem, a publiczność jakoś… się zainteresowała? Haha! Bardzo dobrze. Teraz to ja jestem numer jeden! Popatrzyłem kątem oka na moich przyjaciół. Zdezorientowani? A jak. Po ich minach, to nic tylko śmiać mi się chce. Może byłem przed chwilą załamany, pogrążony w czarnych myślach, ale teraz… Nastała nowa era Króla Pokera! (Aż mi się zrymowało XD)  Muahahahha! Zaśmiałem się w duchu szatańsko, uśmiechając się jadowicie z gorącym planem w głowie.
- Po pierwsze! – Wystawiłem kciuk, aby zaraz przegryźć do krwi poduszkę od palca. – Na tronie… Siedzi król… I tylko król! – Oznajmiłem i przejechałem swoją krwią po karcie z wzorem króla. Napisałem szkarłatnym atramentem znak świadczący o Panie Świata. Podniosłem na chwilę kartkę do góry, aby pokazać widowni i zaraz rzuciłem na ziemię, rysując coś kciukiem  powietrzu, a następnie krzyknąłem. – Ożywienie!
Broń zaświeciła, aby zaraz z niej stworzył się wicher z różnych kart, tworzący człowieka z berłem w dłoni oraz koroną na głowie. – O to przed państwem król! – Wskazałem na niego, a ludzie jeszcze tylko czekali, aż utworzy się jego twarz. Wstrzymali powietrze, a ja rozszerzyłem usta widząc ich zainteresowanie. – Z moją twarzą! – Dodałem szybko, gdy ludzka figura już była skończona. Wszyscy łapczywie złapali powietrze, niedowierzając własnym oczom. Król stojący na arenie… Ma moją twarz! Uśmiechał się z pychą na ustach i lustrował wzrokiem wszystkich ludzi. – Ale co to za król bez… Damy! – Rzuciłem następną kartę na ziemie z wizerunkiem królowej, pobrudzoną moją krwią od palca wskazującego. Znowu z ziemi powstał człowiek, ale tym razem w płci pięknej! Trzymała wachlarz przy twarzy, pokazując jedynie oczy, drogo ubrana, z świetnymi walorami. – Czyż nie piękna, chłopacy? – Zapytałem się, podchodząc do dziewczyny i przytuliłem się do jej ramienia. Krew z nosa lała się chyba litrami z widowni. Zaśmiałem się widząc to i złapałem za dłoń Figury. – Ale musze was rozczarować… Tutaj też… jest moja twarz! – Pociągnąłem na dół jej rękę, a ludzie mogli ujrzeć moją twarz w damskim ciele. Czy wspominałem, że moja uroda opiera się na matce? Nie? To już wiecie. Mimo, że była tam umieszczona moja piękna facjata, to i jak panienka była nadal piękna, ale… Mężczyźni już się tak nią nie jarali, a właściwie byli załamani, że dali się nabrać… Cóż… HA! GAAAAAY! – To już druga twarz! Czas na… Trzecią oraz czwartą! – Krzyknąłem, rzucając wcześniej przygotowane karty z wizerunkiem Joker’a oraz Jupka, również ubrudzone krwią. Opadły leniwie na ziemie, aby zaraz powstały nowe formy Mnie Z Kart! Jupek był ubrany jak Książe, walczący o serce młodej damy… albo.. młodego księcia o imieniu Ethan ♥. Dlaczego przyzwałem ich w tym samym czasie? To proste! Joker, inaczej błazen, jeździł na jedno kołowym rowerku, żonglując kartami, a Książęcy Ja, próbował go zrzucić, rzucając zwykłymi dziesiątkami lub dziewiątkami. (Tak, chodzi tutaj również o karty, ale z liczbami 10 i 9)  Klaun oczywiście robiąc różne salta, fikołki, chroniąc się, rozśmieszał widownie. Klepiąc się po tyłku, wystawiając język, tylko po to, aby zirytować rzucającego. Na pewno czuli się jak w cyrku! I bardzo dobrze! To było moim celem. Trzymałem cztery wyprostowane palce, ale czas na ostatni. Ugryzłem, zakryłem znak Asa swoją krwią i podniosłem głos. – Ludzie! Czas na gwóźdź programu! Wpierw takie pytanie… - Spojrzałem na nich jak na bandę idiotów – Co to za królestwo bez zamku…?
Żadne! – Zaapelowałem i położyłem tym razem kartę na ziemie. Oddaliłem się parę kroków i znowu zacząłem rysować coś w powietrzu. Spokojny już, że mam wygraną zagwarantowaną po tym. – Twór! – Wykrzyczałem uderzając pięścią w próżnie. Nastała cisza. Nic się nie działo przez kilka sekund, ale zaraz… zaczęła się trzęś ziemia, a karta leżąca na ziemi, zaświeciła i wyspała z siebie falę jednakowych talii do gry, aby następnie układać z nich wielkie zamczysko! Z wszystkim! Dosłownie! Fontanny, komnaty, ogród, wieże, fosy. Upadłem na kolana czując, że jestem na granicy wypompowania. Dyszałem głośno, a widownia wstała i zaczęła mi klaskać. Król, Dama, Jupek jak i Joker. Poklepali mnie po ramieniu, przechodząc koło mnie i zaraz pomachali do publiczności, wchodząc w głąb wielkiego zamczyska.
- Oooooo! Niesamowite! Z ziemi wyrośli nie tylko ludzie, ale… również zamki!  I to ogromne! Z herbem Asa! Idealne! Piękne!
Wypowiedziawszy te słowa ze strony Loly, Sting pokiwał głową zgadzają się z nim i wraz z resztą komentatorów zachwycał się każdym szczegółem budowli. Podoba im się? Podoba im się! Uśmiechnąłem się szczęśliwy, bo w końcu ktoś docenił moją pracę. Nie patrzyłem na ojca, bo wiedziałem, że na pewno grymasi, a nie chce sobie psuć chwili euforii. Słyszałem okrzyki radości z strony mojej drużyny, spojrzałem na nich i pomachałem im. Wstałem na nogi lekko się chwiejąc, wyłączyłem wszystkie moce i wyprostowałem się nie czując już brzmienia na plecach od utrzymywania tych wszystkich figur. Poprosili mnie o zejście, więc tak zrobiłem. Czekałem na korytarzu wraz z swoimi wrogami, oczekując na wyniki.
- Halo?! Tutaj Wasz ulubiony komentator! Chapati! – Chrząknął głośno i wszyscy zaczęli ich słuchać. Chociaż raz… - Zaczniemy od ostatniego miejsca... Zero punktów leci do… Twilght Ogre, które prezentowało tylko swoje bronie… Później mamy Mermaid Heel wydające nudny wykład o swojej mocy warzyw… Yghm! Kolejnie Titan Nose, Raven Tail The Legion, Fairy Tail, Lamia Scale, a na naszym zwycięzca jest… Sabertooth!
- COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?! JA MAM SZÓSTE MIEJSCE?! MIAŁO BYĆ Pierwsze! Pierwsze! – Podwinąłem rękawki idąc pewnym siebie kroku, wkurzony jak nigdy dotąd. – Ja im zaraz pokaże, kto tutaj powinien iść na szczyt!

Krzyknąłem kierując się w stronę lobby sędziów. Już im przetrzepię dupę jak nigdy dotąd!

Przepraszam (znowu), że z tym tak zwlekałam, ale sami widzicie. Dość długie. W dodatku miałam okres taki, że wszyscy coś czegoś ode mnie chcieli i trochę ciężko było dla mnie znaleźć czas, a jak się znalazł to chciałam go poświęcić dla siebie, a nie do zmuszania się pisaniu notki. Na pewno wyszło marnie... Nie jestem jakoś z tego dumna, gdyż jak mówiłam. Motywowałam się sztucznie, aby to skończyć pisać :| Jeszcze raz przepraszam! D:
PS : Nie sprawdzałam dokładnie błędów, gdyż jestem zmęczona tym pisaniem... A raczej mój wzrok xd w dodatku część sprawdzałam, gdy byłam oślepiona kroplami od okulisty, więc... xd