piątek, 18 lipca 2014

Ayame Fullbuster

Imię: Ayame
Nazwisko: Fullbuster
Płeć: No chyba widać, ale dla pewności powiem, że dziewczyna
Wiek: Całe 14 lat
Data urodzenia: 18 lipiec
Gildia: To chyba jasne, że Fairy Tail
Partner: Hmm mój braciszek uważa, że jestem jeszcze za młoda na to by uganiać się za chłopakami. Traktuje mnie jakbym miała tyle lat co Amane.
Przyjaciele: Najlepszą przyjaciółką jest moja siostra Amane, bo w końcu jesteśmy rodzeństwem i z nikim się lepiej nie dogaduję. Oprócz niej to członkowie gildii, mimo że niektórzy nie są zbyt towarzyscy.
Wrogowie: Jak na razie nie ma
Moc: Odziedziczyłam moc wody po mamie, tak jak Amane. Jestem trochę lepsza niż moja siostra, ale też nie perfekcyjna.
Pokrewieństwa:
Mama- Juvia Fullbuster
Tata- Gray Fullbuster
Brat- Ethan Fullbuster
Siostra- Amane Fullbuster
Wygląd: Mam niebieskie oczy i włosy po mamie. Właściwie to prawie wszystko mam właśnie po niej. Nie mam jakiś specjalnych kobiecych kształtów, ale nie jestem deską. Wysoka na 162cm i szczupła. Znak gildii jest w kolorze niebieskim i mam go na prawym ramieniu.
Charakter: Jestem osobą, która bez problemu okazuje uczucia. Jak mi smutno- płaczę, jak jestem wesoła- uśmiecham się, a jak kogoś nie lubię to walę go krzesłem po głowie i tyle, więc łatwo się domyślić jaki mam nastrój. Ewentualnie można też poznać po tym, że cała gildia tonie. Bardzo lubię też poznawać nowe osoby, jestem z natury przyjacielska, ale nie naiwna- nie bierzcie mnie za idiotkę.
Historia: Co tu dużo pisać. Urodziłam się w Magnolii, miałam szczęśliwe dzieciństwo, a tak właściwie to nadal mam. Jak moje rodzeństwo dorastałam z Nashi i Emily, więc bardzo dobrze się znamy. Ciągle trenujemy z Amane magię, oczywiście pod nadzorem mamy. To chyba tyle, nie przeżyłam tyle super świetnych przygód co rodzice, więc nie ma co dalej mówić.
Cała rodzinka w komplecie ^^















Zwierzątko: Nie mam, sama nie wiem czemu, ale one chyba za mną nie przepadają.
Inne:
- lubię czekoladę,
- nienawidzę sprzątać, dlatego w moim pokoju zwykle jest bałagan,
- moje imię oznacza ''irys'' i nie wiem co to ma ze mną wspólnego, że niby wyglądam jak kwiatek




GG: 50403444

Zaskoczenie.

               Stałem na środku polany, całkiem malowniczej polany w chłodny letni poranek.. Można uznać to za sielankę gdyby nie trzech zwijających się facetów jakieś pięć metrów od mojego miejsca i trzymających się w panice za gardła, chyba chcieli coś powiedzieć lecz.hm...ujmę to tak...coś im stanęło w gardłach. W końcu stracili przytomność a ja spojrzałem na zegarek i odczekałem minutę po czym wykonałem parę znaków w powietrzu za pomocą dłonią i rzekłem.
-Dissipatio...(Łac. Rozproszenie)...Aha, i nie jestem rudy...A krwistowłosy.-Dodałem powoli do nich podchodząc. Nie byli ciężcy więc spakowałem ich do torby powietrznej i wsiadłem na motor odpalając silnik który niestety zaskoczył z parodziesięcio sekundowym opóźnieniem-...Chyba będę musiał do Ciebie zajrzeć-Nałożyłem kask i podążyłem prosto przed siebie. 

Godzinę później.

           Gdy wchodziłem na posterunek armii w Crocus wartownicy grali w karty...pokręciłem głową nieco zirytowany...w Edolas to było by nie do pomyślenia...a co dopiero wykonania. Podszedłem do budki i wysunąłem z torby twarz jednego z mężczyzn i przyłożyłem ją do kratownicy...Na odgłos ciała uderzającego o stal...swoją drogą dość niskiej jakości...wartownicy się zerwali jakby miała ich zaatakować cała gromada...nie wspomnę już jakiej gildii..chyba mnie zupełnie nie słyszeli.
-Przyniosłem prezent-powiedziałem spokojnie odkładając torbę na ziemię..podszedł do niej jeden z strażników nakładając na głowę hełm...po czym pokiwał głową składając ręce jak do modlitwy..
-Matko Jolko! Nareszcie ktoś ich ujął...trzy miesiące spokoju nie dawali!-uklęknął przy nich po czym spojrzał na mnie-Ale czemu oni tacy bladzi?
-Tylko nieprzytomni, obudzą się za dwa dni-Odpowiedziałem....a strażnicy zabrali ciała, po pięciu minutach przynosząc moją nagrodę. Grzecznie podziękowałem po czym z wielką ulgą wyszedłem z tego..bordello...inaczej tego miejsca nazwać niestety nie można.. Gdy miałem już wsiadać na motor spojrzałem na szyld naprzeciwko..Honey bone...nie byłem tam już dawno, może zdobędę jakieś nowości.
Otworzyłem drzwi i nie oglądając się na nikogo podszedłem do znajomego barmana który właśnie przecierał jakiś kufel.
-Jak mija dzień Pierre..-odezwałem się siadając na stołku i zaczynając się bawić jakąś walającą się wykałaczką. Odwrócił się do mnie i podniósł rękę do góry.. po czym schylił się pod ladę.
-Dobrze Cię widzieć, mam coś dla Ciebie -wyjął i podał mi jakąś zapieczętowaną kopertę...jednak była to najzwyklejsza pieczęć..żadnych konkretnych śladów-Sprzedał mi ją jakiś  złodziejaszek...podobno jest coś warta bo ktoś mocno chciał ją odzyskać...-Gdybym powiedział że mnie to nie zainteresowało skłamałbym...ludzie zwykle nie przejmują się takimi osobnikami...a jeśli już chodzi o coś bardzooo ważnego.
-Stawka?-zapytałem rzeczowo-Sto tysięcy-Szybko dostałem odpowiedź...położyłem na szynku jeden z woreczków na szynku po czym wstałem wkładając kopertę do kurtki.-Reszta dla Ciebie, do następnego razu. Kiwnął mi tylko głową i wrócił do wcześniejszego zajęcia, ja zaś ruszyłem swoim ''rumakiem'' w kierunku przedmieść Magnolii..i mojego mieszkania.


Trzy godziny później.
          Było południe gdy zaparkowałem przed domem, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to złamana gałąź na mojej jabłoni i brak paru dorodnych jabłek które wczoraj jeszcze tam były...zamrugałem parę razy by się opanować.
-Utnę głowę temu złodziejaszkowi-skierowałem wzrok ku drzwiom...a zamek się otworzył. Wkroczyłem do domu zawieszając kurkę na wieszaku...Nie nie ...nie zapomniałem o kopercie...w tej chwili właśnie położyłem ją na stoliku w salonie i zamknąłem drzwi...oczywiście na odległość. Uwielbiam tę magie...jest taka uniwersalna. Wyjąłem z lodówki parę kostek lodu które zaraz znalazły się w szklance..i z baru zabrałem butelkę Whiskey. Usiadłem na kanapie nalewając do szklanki mojego ulubionego alkoholu ..miałem nadzieję że dziś już sobie odpocznę. Chwyciłem za kopertę po czym szybkim ruchem ręki przeciąłem wieko tak by nie zniszczyć pieczęci, podniosłem szklankę o ust zaczynając czytać jak się okazuje list...a raczej...meldunek...w końcu wlałem do ust nieco trunku lecz....
-Niemożliwe!-wyplułem alkohol wprost na stolik czytając ostatnią część wiadomości..który jak chwilę potem zauważyłem nie był podpisany. Natychmiast się zerwałem się z kanapy chowając list do koperty i nie zastanawiając się nad otwieraniem drzwi za pomocą magii. Po prostu je staranowałem.

Piętnaście minut później.
      Podszedłem do domku w lesie wschodnim...po czym zapukałem do drzwi..gdy nikt przez minutę mi nie otworzył zmarszczyłem nieco brwi i otworzyłem wrota...pierwsze co zobaczyłem to lecącą w moją stronę...Miotłę...w ostatnim momencie udało mi się uchylić przed tym wściekłym atakiem..
-Wynocha! Nie po to mieszkam tutaj byście co chwilę przychodzili do mnie i zawracali głowę! Co wy sobie myślicie gnojki!-dobiegł mnie krzyk właścicielki ..budynku-Pudło-skomentowałem rzut za co mało nie oberwałem doniczką. Nie zważając na to spokojnie wysunąłem list z kieszeni i podałem kobiecie.
-Mogła by Porylusica-sama na to spojrzeć?-spytałem spokojnie ona zaś tylko odebrała pismo i zagłębiła się w lekturę..z czasem można było zobaczyć grymas na jej twarzy ...a w momencie gdy ja wyplułem whiskey jej twarz zrobiła się cała czerwona...i jakby wypełniona bardzo gorącą parą...
-Co!? IDIOCI! DEBILE! MATOŁY! PÓŁMÓZGI! Nie mają zielonego pojęcia co to jest! Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że większość ludzi to kompletne tępaki!
-Coś nie tak?-grałem nieświadomego przechylając głowę i obserwując babcie.
-Wszystko jest nie tak! To świństwo jest ogromnie niebezpieczne...Właściwie jak to cholerstwo tu się znalazło...Nie da się tego wyprodukować! Nie rośnie tu wiele jego składników! Nie dość że silnie uzależniające to łatwo przedawkować i chyba najgroźniejsze dla ludzi posługujących się magią...odrobina tego stale blokuje część dostępu do mocy magicznej. Idioci!
Teraz miałem pewność...nie wiedziałem tylko jak...czyżby ktoś niepowołany odkrył przejścia...odebrałem list po czym zacząłem kierować się ku wyjściu.
-Co masz zamiar z tym zrobić?-zapytała gdy wychodziłem, odwróciłem jedynie głowę i rzekłem- To co do mnie należy..Do zobaczenia. Chwilę później byłem w dość szybkiej drodze do siedziby gildii.



OC: Zagadka! Co Esteban zrobił jegio przeciwnikom? :D
...Porylisica wam też przypomina starą Sakurę...?