sobota, 22 listopada 2014

Pierwsza Miłość



MamoruShi

(Shi również jest zaznaczona na zielono, ponieważ jest ukazywana z widoku Mamoru.) 

Otworzyłem oczy, aby móc ponownie obserwować błękitne niebo. Zero białych puchów, tylko lazur na sklepieniu i gdzieniegdzie matka natura posyła swoich pracowników – ptaków, aby szybowały i przecinały swoimi popielatymi skrzydłami górne morze. Wziąłem głęboki wdech, ciesząc się świeżym powietrzem, wyciągnąłem na bok dłoń, aby zerwać pół, długiej zieleni, którą zaraz wsadziłem pomiędzy zębami używając jak słomy… albo papierosa. Ta cisza… Jest taka piękna, mogłaby trwać wiecznie… Strasznie mi wygodnie, leżąc na trawie i odczuwać masaż twarzy od promyków słońca. Zero hałasów, zero miast, zero targów, zero kłótni, a co najważniejsze… zero mojego ojca. Tylko ja i polana Cross… Uniosłem delikatnie kąciki ust i znów zamknąłem oczy… Zdrzemnę się godzinkę… ewentualnie pięć. Jest dzień wolny od Igrzysk, więc na spokojnie mogę sobie odpocząć od wszystkiego, raczej nikt się o mnie martwić nie będzie. Wsadziłem pod głowę ręce i ułożyłem się wygodnie do snu. Sądziłem, że padnę jak kawka, ale klops. Coś strasznie dziwnie mnie swędział nos, po za tym… Czy słońce się schowało, bo nie czuje już słońca?
- Hihihi…
Usłyszałem damski chichot, który akurat był tak wyraźny, że mogłem się zorientować, że dziewczyna pochyla się nad moją głową. Tylko kto to? Kto śmie przerywać moją niemowlęcą drzemkę przed obiadem?! Leniwie podniosłem lewą powiekę i ujrzałem węglowe włosy jak i… piękne, nie mające końca czarne oczy. Poczułem dreszcz, spowodowany jej ślepiami, miałem wrażenie jakbym spadał do czarnej dziury. Zaraz oderwałem wzrok od jej twarzy i spojrzałem na jej gałązkę z listkami, która mnie smyrała po nosie. Akurat właśnie w TYM momencie zrobiłem zeza.
- Nudzi Ci się?
Zapytałem się zniechęcony do rozmowy,  przecierając dłonią swoje prawo oko, które jeszcze się nie obudziło.
- No może troszkę.
Wystawiła swoje śnieżnobiałe zęby i podniosła się na równych nogach, ja w tym samym czasie uniosłem plecy, aby usiąść na ziemi i spojrzeć na nią. Miała na sobie białą, przewiewną sukienkę z koronkami na dekolcie jak i zakończeniu. Słomkowy kapelusz chronił jej głowę przed słońcem, a na ramieniu spuszczone ku dole dwa warkoczyki. Z tyłu trzymała koszyk z różnymi ziołami. Heh, znalazła się, Ania z Zielonego Wzgórza.
- Czego chcesz?
Spytawszy się szorstko, podrapałem się po głowię, między czasie otrzepując włosy z ziemi. Ciekawi mnie, co taka mała, bezbronna… czekaj, wróć. Może nie bezbronna, ale mała osóbka taka jak ona robi niedaleko lasu?
- Milion kryształów, bo inaczej zabije Ci matkę.
Rzuciła pierwsze, lepsze kłamstwo odwracając się do mnie tyłem dodając do sytuacji, że ma mnie w… i nic mi nie powie. Nie wiem czemu, ale ta dziewczyna zaczyna mi już grać na nerwach.
- Skoro nic ciekawego, to może mnie nie podrywaj, co?
Spytałem się, chowając dłonie do kieszeni, oczekując teraz prawdy, a nie kolejnego kłamstwa. Ona jedynie popatrzyła na mnie przez ramię i rzekła.
- Wolałbym już zginąć niż Ciebie podrywać.
Uniosłem szybko brew do góry zirytowany oraz sarkastycznie lewy kącik ust.
- Że co proszę?
- To co słyszałeś. – Odwróciła się znowu do mnie przodem, łapiąc za swój kapelusz, bo zerwał się mocniejszy wiatr. Stawiała powoli kroki do tyłu, patrząc na mnie ciągle.
– Człowiek zewnętrznie jest atrakcyjny na jakiś czas, wewnętrznie zawsze.
- Co to ma znaczyć?
Zapytałem, nie rozumiejąc jej mądrych słów, czułem, że pomiędzy tymi słowami jest coś…
- Że jesteś głupi i nikt Cię nie lubi.
ZABIJE TĄ BABĘ! A już myślałem, że mądrze do mnie gada jak jakiś Gandalf czy Dumbledor, a ona po prostu chciała po mnie pojechać, U-ka-tru-pie!
- Aaaa! – Krzyknąłem wkurzony i pogroziłem jej pięścią. – Wypluj to, bo Ci zaraz te kitki powyrywam!
- Co mówisz? Nie słyszę – Zaczęła dłubać w swoim uchu i sprawdzać brud na palcu. – Chyba jakaś mucha lata.
- Uszy się myje, a nie wietrzy o wannę!
Podniosłem głos, widząc jak mnie Shi lekceważy i zamierza mi tylko popsuć krwi. Jak nie ojciec, to TA zmora! Aaaa! Zwariuje na tym świecie!
- Kurczę pieczone – Położyła dłoń na swojej głowie. – Chyba od tego słońca dostaje jakiś  halucynacji. Słyszę oooobce głosy!
Uśmiechnęła się złowieszczo jak zauważyła, że od mojej głowy zaczyna wylatywać dym jak z pociągu parowego.
- Aaaa, czekaj, tylko niech ja Cię złapię!
Ryknąłem, biegnąc w jej stronę zapominając o bożym świecie, wyznaczyłem sobie ją jako cel. Muszą ją złapać i powiesić za te kitki! Nie dam tak sobą pomiatać, smarkula jedna. Czarnowłosa zaśmiała się uroczo i uciekała, grając ze mną w kotka i myszkę.
- Wolny jesteś! Daj z siebie więcej!
Zawołała, znikając co chwile z jednego do drugiego drzewa, zapierniczała w tych klapkach jak pantera. Kurde, dziewczyny to mają jakieś skille w tych butach. Nie ważne, czy sezon zimy, jesieni, nie ważne, czy szpilki, sandały one biegają w każdym obuwiu perfekcyjnie. Wyciągnąłem dłoń do przodu, aby ją złapać, już tak blisko… zaraz ją będę miał…
- Ouuuuuu!!!
Zawyłem, gdy poczułem, że coś mnie rwie do przodu, zawiązuje się wokół mnie i powiesza do góry nogami. Nieopanowany śmiech dziewczyny, zwrócił mnie na ziemie. Rozglądnąłem się i zorientowałem się, że wpadłem do jakieś  pułapki na ssaki.
- Hahahahahaha! – Śmiała się ciągle, prawie się dusząc, turlając po ziemi. – Nie wierzę… Hahaha! – Łzy cisnęły się do jej oczu oraz trzymała się kurczowo za brzuch. – Hahaha, wpadłeś jak śliwka w kompot, hahaha!
- Zamknij się! – Rozkazałem, aby się opanowała. Czułem jak moja krew spływa do mózgu, co nie było przyjemne. Machałem wolną, prawą ręką próbując się jakoś uwolnić, byłem tak pozginany w tej pułapce, jakby mi ktoś powykręcał kończyny. – Uwolnij mnie!
- Ja? Ciebie, ha! – Wytarła palcem łzy spod oka i usiadła na ziemi, patrząc na mnie jak królewna, która gardzi wieśniakami. – Po moim trupie. Zostaniesz tutaj. – Podniosła się i chwyciła za kosz.
- Że co?! Nie, nie! – Wyciągnąłem do przodu rękę, jakbym chciał ją zatrzymać, ale dzieliły nas dobre pięć metrów. – No proszę Cię… - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. – Ładnie Cię proszę…
Zrobiłem oczy szczeniaka, a ona tylko zarzuciła swoimi i machnęła tylko ręką, a ja nawet nie zauważyłem gołym okiem, kiedy zacząłem spadać w dół. Spadłem na plecy i jęknąłem.
- A teraz dziękuj.
Moje jęczenie pod nosem, było dziękowaniem i trochę wierzgałem się po ziemi z powodu bólu.
- Dzięki…
Wydusiłem w końcu te jedno słowo, mimo to dalej czułem jakby mi ktoś w plecy wbijał kamienia. Prawą dłonią wymasowałem sobie bolące miejsce i popatrzyłem na nią. Na co ona jeszcze czeka? Nie powinna już iść do swoich Tygrysków? Patrzy się ciągle na mnie… Peszy mnie to!!! Na moich policzkach pojawiły się rumieńce i szybko odwróciłem głowę.
- Uroczo. – Skomentowała moją reakcje i podeszła do mnie. – Co powiesz na kolacje? Ty, ja oraz dooobre żarcie w The Head Bird?
Zaproponowała mi, popychając łokciem w moje ramię. Zdziwiłem się trochę, ale w sumie byłem głodny, a nie zamierzałem wracać do hotelu. Zrezygnowałem w ogóle z walki do finału… Nie zamierzam brać tam udziału, ponieważ dopóki mam dobrą reputację  o swojej sile, to niektórzy będą mnie czcić, więc nie chce ich po prostu rozczarowywać.
- Zgoda.
Podniosłem się z ziemi i otrzepałem tyłek dłońmi, po czym wraz z Deską skierowaliśmy się do danej restauracji.
Parę godzin później.
Wieczór.
- Nie gadaj! Hahaha, naprawdę?
Zaśmiała się Shi z mojej historii, wychodząc ze mną z restauracji. Trzymała się jedną ręką za brzuch, a drugą trzymała kapelusz, aby jej nie spadł przez te trzęsienie ciałem ze śmiechu.
- No na serio. Tak się przeraziłem tego kucharza, że później nie chodziłem do tej restauracji przez kilka miesięcy, ale kiedy dostałem bony na darmowy obiad, to można powiedzieć, że to miejsce to moja kuchnia.
- Nie wierzę. – Wytarła palcem łzę spod oka i spojrzała na mnie uśmiechnięta od ucha do ucha. – Opowiedz coś jeszcze!
Zachwycona moimi przezabawnymi opowieściami, nie zważała na to, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. No tak, wieczór jest, więc temperatura spadła.
- Ej… Nie jest Ci zimno?
- Ano, faktycznie chłodno się zrobiło.
- To może Ci dam swoją blu… - już ściągałem z siebie ubiór, aby jej wręczyć, i być jakiś tam dżentelmenem, ale jak zobaczyłem, że otoczyła ją niebieska aura i już była w innym ubraniu, cieplejszym. Cała chęć pomocy pięknej dziewczynie, poszła się za przeproszeniem, jebać.
– Aha…
Jedynie tyle z siebie wydałem i ubierałem z powrotem ciuch.
- Skoro tyle masz niezwykłych historii. To… - ruszyła do przodu, przytulając się do mojego ramienia. Zdziwiło mnie to bardzo, ale poczułem syndrom ,,Wszystkie dziwki moje”. – To pewnie masz fajną rodzinkę.
- Hohohoh, oczywiście! – Zgodziłem się sarkastycznie, właściwie prawie się obrażając. Spędziłem miły wieczór, a ona mi przypomniała o tych debilach. Prychnąłem zły i spojrzałem w bok. – Strasznie. Ojciec kocha mnie, tak bardzo, że przez niego moje ¾ życia nie miało sensu.
Wycedziłem przez zęby, widząc przed oczami klisze tych wszystkich durnych wspomnień. Przez tyle lat… Cholera to sporo czasu, aż za dużo. Zatrzymałem się, sam nie wiem dlaczego, ale chyba oczy zaczynały mi się pocić. Mamoru, jaki ty jesteś beznadziejny. Rozklejasz się przy zwykłych wspomnieniach? Ścierwo!
- Mamoru? - Wyszeptała cicho moje imię, widząc, że nie odwracam w jej stronę głowy od jakiegoś czasu. Stanęła przed mną i położyła swoje dłonie na moich policzkach. Były takie delikatne i ciepłe. Spojrzałem jej w oczy, a ona mi, starła palcami łzy. – Przepraszam… Nie chciałam, abyś… Nie wiedziałam, że tak źle masz.
- Nie to ja przepraszam. – Ściągnąłem jej ręce z twarzy i wytarłem łzy. – Rozkleiłem się jak debil. – Odwróciłem się do niej plecami. – Po prostu nie poświęcał mi dużo czasu i teraz wymaga cudów. – Próbowałem wycierać oczy, ale co chwile przypływały nowe łzy.
- Mój też nie ma dla mnie dużo czasów, wiesz jest przyjacielem mistrza gildii. Najlepszym przyjacielem.
Podkreśliła i się uśmiechnęła pokrzepiająco, przytuliła mnie od tyłu, wtulając się w moje plecy. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na nią przez ramię. Czy ona mnie właśnie pociesza? Tak to wygląda? Czuje się lepiej, mimo, że oczy płaczą, ale serce… Uspokoiło się momentalnie. Zlustrowałem ją wzrokiem i odwróciłem się do niej. Położyłem jej dłonie na ramionach i wytarłem ostatni raz łzy, po czym zdeterminowany i pewny siebie, spojrzałem jej w oczy. To ona, na pewno. Czuje to. To musi być ona, nikogo jeszcze takiego nie spotkałem.
- Shi. Zakochaj się we mnie.
Odparłem poważnie, nie czując wstydu przed wyznaniem, nie umiem w sobie kryć uczuć.
- Co?!
Zdziwiona krzyknęła głośno i wybałuszyła oczy. Zdumiona chwyciła moje łokcie i przyglądała mi się, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ja jedynie uśmiechnąłem się łagodnie, bo czułem się przy niej… Szczęśliwy! Coś warty! Wiem, że zajmuje jakieś miejsce u niej.
- Nie tak od razu! – Zaśmiałem się niewinnie. – Powolutku. 


No i masz Esteban, nie wiem czy to zamieni Twoje plany z Shi xD, ale jak dla mnie to dość, no, nawet ważne xD. Ja chce sparingować Mamoru x Shi? D: Och, niemożliwe! Gez. Sama nie wiem, po prostu  mi się nudziło. A jakiś wątek miłosny musi być, bo cisza i nuda. Jedyna walka, walka... A gdzie Romeo i Julia?! Oni też muszą być! Wyobrażacie sobie Spidermana bez miłości? Tak? Ja też tak. NIe lubiłam tej rudej, mogła zginąć : P Tak samo Lucy może zginąć ;3 Hehe, ale krótko coś dzisiaj tylko cztery strony. Nie wiedziałam, że taki shit mi wyjdzie, ale czasami ma się gorsze dni i czasami lepsze. Nie jestem pewna czy coś jeszcze tutaj będę pisać, bo ostatnio gówno się dzieje, jezeli chodzi o przebieg Igrzysk. Życzę miłego dnia/nocy, kurwa nie wiem, kiedy to czytacie, ale ja idę się podrapać po dupie i pisać coś jeszcze. 

Rozmowa

Siedziałam na swoim tradycyjnym miejscu z którego dobrze widziałam arenę jednocześnie nie rzucając się nikomu w oczy. Patrzyłam głucho w przestrzeń wsłuchując się w spokojny szum wiatru. Słońce już dawno schowało się za horyzontem i panował nieprzenikniony mrok lecz nie przeszkadzało mi to. Z miasta dobiegły mnie stłumione głosy bawiących się ludzi i świętujących magów. Kolejny trudny dzień igrzysk dobiegł końca ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym czego się dowiedziałam. Jak mam być spokojna skoro prawda była tak niebezpieczna. Moim zdaniem powinniśmy działać szybko ale zdaniem Esta musimy zachować spokój. W tej sytuacji zdam się na niego i poczekam na rozwój wydarzeń. Jedna rzecz tylko nie dawała mi spokoju. Dlaczego? Dlaczego on to robi? Jaki ma cel w niszczeniu nas... swojej rodziny i przyjaciół. Podciągnęłam nogi do brody i otuliłam je szczelnie ramionami. Nawet nie wiem co wtedy myślałam. Racjonalne myślenie zostało zagłuszone chęcią... sama nie wiem czego. Smutkiem...? Tęsknotą...? Złością...? Można tak powiedzieć. Jedno wiem na pewno, chciałam mu zrobić krzywdę a ta wizja mi się podobała.
- J-jestem.. POTWOREM... -wyszeptałam sama do siebie wlepiając wzrok w ziemię.

Ale spartaczyłem dzień .. jakim sposobem oni uciekli -zapytałem sam siebie chowając ciało wcześniejszego gościa który stał na straży. Schowałem i zakopałem ciało gdzieś w lesie z daleka od miasta a stąd widziałem tylko arenę. Byłem w stroju The Legion z maską na twarzy więc co mi szkodzi pójść się przejść wokół areny. Ruszyłem w kierunku areny używając meteoryty byłem w stanie znaleźć się gdzieś obok areny widziałem ludzi którzy wybrali się na wieczorny spacer -ehh wieje nudą -mruknąłem pod nosem wskakując na jedno z drzew i leżąc na grubszej gałęzi opierałem się o pień.

Nie mogłam dalej usiedzieć w miejscu. Musiałam coś ze sobą zrobić żeby nie zwariować. Wstałam gwałtownie z ziemi odgarniając do tyłu włosy. -Opanuj się... nic się nie dzieje... Mówiłam sama do siebie chodząc w kółko. Nie mogłam się na niczym skupić. Czułam jak moja moc zaczyna wzrastać czego obawiałam się najbardziej. Potwór we mnie znowu chciał walki. Zacisnęłam pięści na włosach i z cichym krzykiem opadłam na ziemię.

Poczułem nagle jakby czymś dostał słysząc dźwięk czegoś odbijającego się od hełmu, lekko otworzyłem oczy zobaczyłem jak jakieś dzieci rzucają jakieś małe kamienie w moją stronę -ehh to już się robi irytujące -wstałem szybko i zeskoczyłem łapiąc jednego z nich za fraki i podnosząc do góry. -Słuchaj ty mały skurczybyku życie ci nie miłe ? -zapytałem się patrząc na niego a on się rozpłakał na cały głos aż ze względu bezpieczeństwa musiałem go odstawić bo beczał jak najęty. -Nienawidzę dzieci -powiedziałem i wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia jakim jest opierdoling soł macz na drzewie.

Oddychałam głęboko próbując się się uspokoić. Uderzyłam pięścią w ziemię i wstałam. Ruszyłam przed siebie chcąc wrócić do hotelu gdy usłyszałam płacz jakiegoś dziecka. Niechętnie poszłam w tamtym kierunku rozglądając się za płacącą ofiarą. Stanęłam pod drzewem i zamknęłam oczy nasłuchując. -Gdzie jesteś mały...?

Nagle w jednej chwili instynktownie otworzyłem oczy i zobaczyłem tam znowu ją Katsumi która najwidoczniej czegoś szukała a ja nie chcąc jej przeszkadzać w poszukiwaniu dalej leżałem na drzewie.

Stałam wsłuchując się w noc gdy nagle wyczułam pewien bardzo dobrze znany mi zapach. Otworzyłam gwałtownie oczy i odskoczyłam z dala od drzewa wpatrując się w osobę na nim. Przykucnęłam w pozycji obronnej i zadrżałam delikatnie. Uśmiechnęłam się ukazując kły. -Akihiro....

-Znowu chcesz walczyć ? -zapytałem dalej mając zamknięte oczy.

Czy ja chcę walczyć... sama nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Ja nie chciałam ale mój organizm instynktownie szykował się na pojedynek. Westchnęłam cicho i nic nie mówiąc usiadłam na ziemi zamykając oczy.

Otworzyłem jedno oko patrząc na nią. -Co ty robisz ? masz okazję mnie zabić

Zaśmiałam się gorzko i spojrzałam mu prosto w oczy. -Gdybym chciała cie zabić to bym to zrobiła... Poza tym nie chcę walczyć...

-Czyżby smok przestraszył się człowieka ? -zapytałem irytując ją by ją sprawdzić jednak ona nic się nie odzywała -a więc po to tu przyszłaś ?

-Przyszłam tu za płaczem dziecka... wtedy wyczułam twój zapach. To był przypadek. Stęskniłam się za Tobą. -uśmiechnęłam się sztucznie i zdałam sobie sprawę jak wiele prawdy jest w tych słowach. Tęskniłam za nim.. za dawnym nim.

-Przecież dzisiaj już walczyliśmy -odparłem od razu

-To nie znaczy że nie mogłam zatęsknić... -wywróciłam oczami. Tak naprawdę byłam wciąż zmęczona po tej walce. Przydałoby się zjeść trochę żelaza...

-Powiedz mi dlaczego nie potrafisz zrozumieć tego co ja ? jesteś smoczym zabójcą wiesz jakbyś się mi przydała bardziej niż w Fairy Tail -poczułem ból z rany którą mi dzisiaj zrobiła.

Poczułam łzy piekące mnie pod powiekami. Dlaczego ty się tak zmieniłeś...? Zacisnęłam pięści na materiale płaszcza i wbiłam wzrok w ziemię. -Nie potrafię tego zrozumieć bo mimo iż opuszczam gildie zawsze do niej wracam... nie mogę ich zostawić. A moja siła służy tylko obronie bliskich.

-Ja po prostu przejrzałem na oczy -postanowiłem zmienić taktykę. Zeskoczyłem z drzewa i usiadłem obok niej patrząc na nią a ona na mnie. -Pamiętasz jak kiedyś byliśmy szczęśliwi bawiąc się razem ? ile było wtedy radości kiedy byliśmy przyjaciółmi? teraz też tak może być tylko wystarczy że do mnie dołączysz -próbowałem ją przekonać w ten sposób chociaż i tak sam nie wierzyłem w te słowa.

Nie potrafiłam spojrzeć na niego. Czułam że gdy tylko podniosę wzrok nie wytrzymam i pozwolę łzom płynąć. Nie wierzyłam w to co mówił. Nie chciałam mu wierzyć ale to był cios poniżej pasa. Grał nieczysto. -Pamiętam... Ale ja nie mogę. Zmieniliśmy się tamto już nie wróci...

-Gdzie jest teraz ta twoja żądza mordu? pamiętaj że w Fairy Tail na pewno by za tobą nie płakało jakbyś zaginęła oni tak naprawdę się boją twojej smoczej mocy tylko ja potrafię ją zrozumieć jak widzisz o mnie już wszyscy zapomnieli ale sobie przypomną gdy będą błagać mnie o litość a na pierwszy ogień poleci ten głupiec Jellal -powiedziałem pewny siebie

To co powiedział mną wstrząsnęło. Co jeśli ma rację...? Ja sama zaczynam się jej bać. Co jeśli...powinnam odejść...? -Kłamiesz! Nie boją się mnie. Umiem zapanować nad mocą.

-Właśnie dzisiaj pokazałaś jak bardzo nad nią panujesz ostatni raz daje ci szansę, dołącz do mnie lub giń razem z tymi fałszywymi przyjaciółmi - nie dało się podłamać jej silnej wiary w przyjaciół jest głupia każdy musi dbać o siebie.

Nie mogłam go dalej słuchać. Przejrzał mnie. Znał moją największą tajemnice. Moja moc stawała się coraz dziksza i czasem traciłam nad nią kontrolę. Wstałam gwałtownie pozwalając mojej mocy na chwilę mną zawładnąć. -Przestań! Nic nie zrobisz moim przyjaciołom! Nie pozwolę ci.

Zaśmiałem się cicho pod nosem -Zobaczymy a jednak myślałem że jesteś mądrzejsza jednak zawiodłem się na tobie jesteś głupia tak samo jak całe Fairy Tail idealnie tam pasujesz -znowu się zaśmiałem.

Stałam tak osłupiała jego słowami. Zaśmiałam się i założyłam ręce. -Obrażaj mnie ale nie Fairy Tail. Tylko ty zachowujesz się jak idiota...

-A może przy okazji zabiję Levy hmm to byłby dobry ruch w moim wykonaniu -odpowiedziałem

To już było za wiele. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mojemu szaleństwu zapłonąć. Złapałam go za ramię i rzuciłam nim z całej siły o drzewo. Podeszłam i spojrzałam na niego zimnym pozbawionym uczuć wzrokiem. -Nie zbliżaj się do mojej matki, mojej rodziny. Precz od Fairy Tail!

-Czemu mnie nie zabijesz? To nie byłoby prostsze rozwiązanie? a Levy odpowie tak samo jak inni członkowie Fairy Tail w końcu zemsta się dokona na tej parszywej gildi.

-Dlaczego mnie do tego prowokujesz? Czemu chcesz nas zniszczyć? -ponownie tego dnia opadłam na kolana i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. Okazywałam właśnie słabość dla swojego wroga ale w tym wszystkim najbardziej bolała mnie myśl że myślałam o nim jak o wrogu... Zakryłam twarz dłońmi i próbowałam powstrzymać płacz.

-Płaczesz przed wrogiem?, pytasz się dlaczego chce was zniszczyć? dla jednego powodu żeby pokazać, że jestem lepszy od was -odpowiedziałem jej wsłuchując się w jej płacz może i miała skorupę smoka ale w środku jest wrażliwą osobą od zawsze taka była od dniu w którym ją poznałem.

-Mylisz się.. Ja nie płaczę nad wrogiem. Płaczę nad przyjacielem, który zapomniał kim jest. Nie jesteś od nas lepszy, wszyscy jesteśmy równi... jesteśmy rodziną. A przynajmniej byliśmy... - Powstrzymywałam płacz jak mogłam ale marnie mi to wychodziło. Mimo wszystko nie mogłam go zabić. Wiedziałam że zraniłabym wtedy też samą siebie. Spojrzałam w bok przekrwionymi oczami i przygryzłam wargę.

Podszedłem do niej i kucnąłem patrząc jej prosto w oczy. -Powiedz mi kogo widzisz w tych oczach? porzuciłem już dawnego naiwnego siebie i tą fałszywą rodzinę, naszej przyjaźni już nie ma już nic tego nie zmieni ja patrzę z zupełnie innej strony niż ty i pozostali -powiedziałem patrząc się obojętnym wzrokiem.

Zaskoczona jego bliskością odchyliłam się lekko. Spojrzałam głęboko w jego oczy. Dostrzegłam w nich pustkę... pustkę wśród której dostrzec mogłam inne emocje. Widziałam w nich złość ale też coś innego... coś czego nie mogłam określić. Czy to był smutek..? Pokręciłam przecząco głową. - Może i naszej przyjaźni już nie ma... Ty możesz tak uważać. Ja zawsze będę pamiętać...dawnego ciebie.

-Ehh .. jesteś naiwna dalej żyj w tych kłamstwach -dodałem wstając i odwracając się plecami do niej. -Chroń swoich przyjaciół bo to jest twoja prawdziwa siła -dodałem powoli odchodząc.

Patrzyłam jak powoli odchodził i sama nie wiedziałam co mam zrobić. Moje ciało zareagowało instynktownie jakby wiedząc co tak naprawdę chciałam zrobić od dłuższego czasu. Wstałam chwiejnie i podeszłam do niego. Przytuliłam się do jego pleców pierwszy raz od dawna i kolejny raz pozwoliłam aby samotna łza spłynęła po moim policzku.
- Będę ich chronić przysięgam... - wyszeptałam i trwałam dalej w uścisku nie chcąc odchodzić... chcąc go zatrzymać.

Poczułem nagle ciepło i dotyk kobiecych dłoni, spojrzałem za siebie i ucieszyłem się w duchu serca za te słowa .. niech zaopiekuje się Niv. -Może kiedyś się spotkamy i będziesz musiała mnie zabić

Otworzyłam zszokowana oczy. Z-zabić..? Nie chcę.. ale co jeśli będę musiała to zrobić..? Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się. - Miałeś rację... Nie panuję nad mocą. Ja naprawdę mogę stanowić dla nich zagrożenie. Mimo wszystko zostanę z nimi i będę ich chronić. A gry stracę nad sobą kontrolę, ucieknę. Będziesz mógł mnie wtedy zabić? Proszę...

-Możesz liczyć na to że zrobię to bez wahania -uśmiechnąłem się

-Dziękuję. Mam taką nadzieję... - uśmiechnęłam się i mocniej przytuliłam. Tak cudownie było móc go przytulić. Przed oczami stanął mi obraz nas z przeszłości. Szczęśliwych przyjaciół a nie wrogów...