poniedziałek, 28 lipca 2014
''Chase''
Był wczesny letni ranek...doskonały
dzień na łowy...obiecałem sobie że dziś musi mi się udać
zdobyć coś znaczącego...choćbym musiał podpisać cyrograf z
diabłem...muszę. Po zjedzeniu tradycyjnej szarlotki zszedłem na
dół by spotkać nie kogo innego a łysego barmana – Pierre'a
który ziewając wycierał Kufle. Podszedłem wskakując na wysoki
barowy taboret i chwytając walającą się wykałaczkę którą
natychmiast zaczełęm się bawić-Wiecznie na służbie...a podobno
to ja nie mam życia prywatnego..-rzekłem od niechcenia przecierając
oczy-A niby kto ma pilnować tego bajzlu?-odpowiedział mi gruby głos
szynkarza.
-Nie wiem...stróż, właściciel? Inny
barman?-kontynuowałem rozmowę-Inaczej to niż wyzyskiem nazwać nie
można.-
-Nie...to się mój drogi nazywa
''oszczędności''...czyli zapłacić jak najmniej, jaknajmniejszej
ilości praciwników dając im jak najwięcej obowiązków-prychnął
nie przerywając swojej już automatycznej czynności...chyba
zdecydowanie za długo.
-W takim razie gdzie ty śpi....- nie
zdąrzyłem spytać jak pociągnął mnie za kołnierz pokazując co
znaduje się pod barem...a jako że było to posłanie...
odrzeklem-...Dobrze, nie mam więcej pytań-po czym mnie puścił a
ja wróciłem na stołek..jednak on miał coś jeszcze do
powiedzenia.
-Tą babkę...czy tam kto Cię
zaatakował..mawiają na nią Aiksa ..jest z '' nie zgadniesz
jakiej'' Nightshade...zabiła parę osób tu i tam..ale ciężko na
nią natrafić, mam nadzieję że przynajmniej nie żyje?-spytał
spoglądając na mniee, wzruszyłem ramionami wzdychając cicho-
Uciekła. Nawet nie zdążyłem jej powiedzieć że to była dobra
walka...
-Cóż..teraz może przynajmniej będzie
mniej aktywna...ale to jedno, drugie to tu-podsunał mi kartkę z
zapisanym adresem-Ten człowiek kręci się po tej okolicy..nie
sposób go nie znaleźć...dość oryginalnie się
ubiera...-pokiwałem głową, spojrzałem tylko na niego...czekałem
tylko ile sobie za to zażyczy.
-Milion, i ani kryształa mniej, nie
wiesz nawet ile mogłem na tym stracić-jakoś nie zdziwiła mnie ta
cena...na szczęście miałem odłożone nieco grosza na ''czarną
godzinę''...o ile nie nabyłem za to jakiejś starożytnej księgi
magicznej za to....co przy mojej misji nie było rzadkością...
-Następnym razem będziesz miał
zapłatę-powiedzialem zeskakując ze stołka...chwyciłem tylko
karteluszek kierując się ku wyjściu...- Dzięki ...a co to był za
alkohol co wczoraj piłem?-rzuciłem do tyłu by poo chwili
poszłyszeć tylko.
-Cydr...Alkohol na bazie
jabłek!....Tylko nie zrób takiego bałaganu jak w ''Sun''!
-Ups...wydało się.
Pół godziny później.
Właśnie
wjeżdżałem do dzielnicy przemysłowej...dość nieznanej części
Crocus...i raczej średnio lubianej..same magazyny, fabryki i pełno
typów spod półciemnej gwiazdy...raj dla ''mrodupków''...dla mnie
konieczność... Poprzecinana wąskimi alejkami i przejściami zbita
kupa budynków nie remontowanych od parudziesięciu ładnych lat co
najmniej nie przypadała mi do gustu...było w niej coś
sztucznego...czegoś czego nie lubiłem...mianowicie brak
poszanowania dla natury...w całej dość sporej okolicy nie było
by ani jednego skrawka zieleni...czy drzewka...czy nawet
kwiatka...jedynie beton, metal i od czasu do czasu tworzywa
sztuczne...chyba nigdy nie zrozumiem jak ludzie mogą żyć i
pracować w takich warunkach... Doskonale rozumiem że technologia
musi się rozwijać..i potrzeba dla niej odpowiedniej
przestrzeni...ale tworzenie takich ''gett przemysłu'' było dla mnie
kuriozalne... Jeżdżąc powoli ulicami oglądałem się czy go nie
zobaczę...niby powinien się wyróżniać lecz nie byłem pewien
czy go znajdę...tutaj każdy na swój sposób się wyróżniał...ludzi
tutaj trudno opisać jednym opisem..każda rasa, każda
kultura...każde zachowanie.. jakbym gotował sos jednocześnie z
chilli, bananów i cytryny...a dodatkowo to było jeszcze
wymieszane...chilli w skórce od banana, czy skórka cytryny z
bananem w środku ...każden różen...każden... Po części
zaczęłem już wiątpić że kiedykolwiek go znajdę...wprawdzie
plułem się w brodę że przyjąłem tak ogólny opis...żeby choć
włosy...? Lub Wysokośc? Lub szerokośc...ale nic...tylko
''oryginalne ubranie'' . Co do cholery znaczy te ''oryginalne
ubranie'?! Ma nosić trampki na głowie czy jak.... Zdecydowałem się
że czegoś się napije...było strasznie gorąco jak na ranek...
Zaparkowałem przed jakimś sklepem ...monopolowym, a bo jakim
innym...gasząc silnik... Zdjąłem hełm i zawiesiłem go na
kierownicy. Nie czekając na nic wszedłem do sklepu wyjmując
portfel.. był to typowy monopolowy....pełno alkoholi,
chipsów...użyek...napojów...Zdrowej żywności na pewno tu nie
znajdziesz.... Wyjąłem z lodówki pół litra mineralnej
wody...jako że nie było żadnej kolejki podszedłem wprost do
kasy...
-Pięć
klejnotów..-nie musiałem nic mówić ani pokazywać, kasjerka od
razu znudzonym głosem podała mi cenę...nie była brzydka...może
nawet była ładna...ale cóż...ludzie są tu...jacy są. Odliczyłem
wartość napoju zostawiając przy kasie po czym chcąc ugasić
pragnienie otworzyłem butelkę...nie dane było mi się napić gdyż
po paru łykach wykichałem wszystko przed siebie....
Przyczyną tego był
widok w lustrze...idący ulicą człowiek o jaskrawo żółtej
ciepłej bluzie z kapturem i spodniach w tym samym kolorze...ten
koleś ma zdecydowanie mniej klepek od Mamoru... Wyszedłem ze sklepu
postanawiając go śledzić... nie mogłem ryzykować jego ucieczki
gdybym go łapał podczas drogi...znacznie łatwiej było by go
przyszpilić w miejscu... Parę razy w drodzę miałem wrażenie
jakby dachami przemieszczało się coś niewielkiego...nie byłem
jednak to zinefikować ...więc uznałem że to pewnie ptaki. Droga
nie była długa... po pięciu minutach wszedł w alejkę przy
poczcie i tam się zatrzymał...widząc to wiedziałem już co mam
zrobić... Z kieszeni wydobyłem papieros...Ot, specjalny...normalnie
nie palę...zawierał on silny środek usypiający...sprawdza się w
takich okazjach... Skręciłem w alejkę wkłądając papieros do
ust, zostało mi tylko podejśc do niego co też zrobiłem...
-Stary, masz może
ogrnia?-zapytałem podchodząc do niego, nic nie odpowiedział..wyjął
tylko zapaliczkę i podstawił pod papieros...w tym momencie
wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem...
PUFFFFF!
W momencie gdy
usłyszałem huk padł on na ziemię...z krwistym otworem po środku
skroni. Snajper. Natychmiast wyostrzyłem częstotliwość mojej
''percepcji'' co pozwoliło mi zlokalzować szybko poruszający się
obiekt wzdłuż uliczki..jakieś siedzemdziesiąt metrów
dalej...przynajmniej wiedziałęm gdzie się znaduje..Rzuciłem się
w pogoń starając się go nie zgubić...co nie było łatwe zważając
na odległość i liczbę ludzi w okolicy...parę razy myślałem że
go zgubiłem lecz udawało mi się go ponownie namierzyć... W końcu
biegliśmy równolegle do siebie w jednym kierunku...przedzieleni
jedynie jednym rzędem budynków...w końcu prawie na siebie
wpadliśmy..gdyby nie to że wybrał przeciwny do mnie
kierunek..trzeba przyznać szybki był...jednakże... Skręcił w
uliczkę...wprost na mnie...udało mi się dzięki gazowej postaci
przecisnąć przez szparę dzieki temu wyszedłem mu na wprost...od
razu się zawrócił biegnąc w przeciwnym kierunku wprost na płot
który z łatwością przeskoczył...jednakże ja tego robić nie
musiałem...
Widząc jak znikam
a potem pojawiam się za płotem wyciągnał karabin usiłując we
mnie strzelić...jednakże ...kula po prostu przeszła
przezemnie...ja odpłaciłem mu się skuteczniej...
-Air missile! -wyinkantowałem by niemal natychmiast ujrzeć
jak przez jego kolano przelatuje niewidzialna siła niszcząc
je...jego ryk bólu prawie mnie ogłuszył... Zwolniłem tempo
podchodząc do niego z kataną w dłoni...ujrzałem jednak że
sięgnął po karabin i przystawiał sobię go do gardła..- CREPITUS mauris!- Szybko splotłem zaklęcie by powietrzna eksplozja koło
jego ucha skutklecznie go ogłuszyłą...było blisko. Oparłem się
o ściane...zdecydowanie brak mi kondycji..dość mocno mnie wymęczył
tą pogonią... Po minucie moje serce się uspokoiło więc
podszedłem do delikwenta...zupełnie zwyczajny człowiek...średniego
wzrostu, średniej budowy...czarne włosy...opis pasujący do
większości populacji Fiore...podwinałem mu rękaw...a zobaczyłem
tam tatuaż-strzałę z kreską w poprzek... W tej chwili mnie
olśniło! Człowiek z ''Sun'' który podrzucił Emily to świństwo
nie miał blizny...a właśnie taki tatuaż! Przypatrując się z
bliska szybko go skojarzyłem...był to Tatuaż ''Przeciętych
Strzał''...jednostki blisko związanej z władzami Bosco... Co do
licha jasnego ma do tego Bosco?! Dziwne było to że był on świeżo
zrobiony...a wątpie by nowicjuszy wysyłali na takie misje...Zresztą
Bosco nie miało by żadnego celu w atakowaniu Emily... Czując że
coś tu nie trzyma się kupy więc postanowiłem zabrać owego
człowieka ze sobą...do Gildii...tam będę miał czas by zadać mu
parę pytań. Problemem jedynie był transport...raczej nie dało się
go wywieźć z Crocus nieprzytomnego...i tak mam problemy by kogoś
wwieść... Nagle w głowie zaświtał mi pewien pomysł...
Pół godziny później
Wyszedłem z poczty
już bardziej zawodolony...jeśli mi się uda mogę zdobyć jakieś
konkretne informacje. Szybko dotarłem do pozostawionego
motoru...który cudem stał na miejscu... Odpalając silnik założyłem
hełm...chciałem być jak najszybciej w Magnolli...tyle dziś
chciałem tylko...
Subskrybuj:
Posty (Atom)