piątek, 24 października 2014

...Kobiety...

-.... Pytanie retoryczne....oczywiście że nie macie.-usiadłem na krześle naprzeciwko nich, spojrzałem po pomieszczeniu.... piwnica Honey Bone... chyba najbardziej bezpieczne miejsce gdzie mogłem je zabrać.... dobra znajomość procentuje-Więc? Macie coś na swoją obronę?
-Moja wina, że mnie uwięził ...-chciałam do powiedzieć ojciec ale ugryzłam się w język. Utkwiłam wzrok w sufit. Najchętniej zamknęłabym oczy i już nigdy ich nie otworzyła. W tej chwili nawet burczenie żołądka mi nie przeszkadzało. Dalej starałam się ogarnąć wspomnienia ostatnich kilku dziesięciu godzin. Nie miałam nawet siły się podnieść.
- Nie uwięził by Cię gdybyś nie wtrącała nosa do cudzych spraw, dodatkowo totalnie narażając innych....-Pokręciłem głową wzdychając....ciężko jest być jedną z nielicznych osób w tej gildii które wpierw pomyślą, a potem zrobią...- A przez swój wybryk dowiedziałaś się tylko tego co ja wiem od dawna i co starałem się by nie wyciekło na zewnątrz.- spojrzałem na Katsumi, wciąż wyglądała nieciekawie wiec zwiększyłem nieco stężenie tlenu przy niej by szybciej do siebie doszła...-A co do Ciebie....twoja arogancja smoczego zabójcy jest aż tak duża? A co jeśli zamiast jednego zakładnika zyskał by i drugiego?
Wywróciłam oczami. Miał rację ale przesadzał. -Och daj już spokój. Dałabym sobie radę... Wciąż byłam oszołomiona brakiem tlenu i tym co się stało. Akihiro jest tutaj a ja muszę go zabić. - Znasz sytuację. Musiałam to zrobić... Mruknęłam pod nosem i zacisnęłam dłonie w pięści.
-Wcale się nie wtrącałam, no chyba, że wtrącanie to mój nagły powrót.-powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. Akurat teraz mój ojciec sobie o mnie przypomniał...i jeszcze mu przeszkadzam. Zmrużyłam oczy dalej wpatrując się w sufit. Mam za mało informacji...
Pokręciłem głową ponownie wzdychając.... Do nich zupełnie nic nie dociera... Zupełnie jakbym mówił do kamienia. Wszystko co planowałem mogło się obrócić w gruzy. Pieprzyć to...muszę ich uświadomić bo mogą zniszczyć mi całość.- Znam ich cel i co planują. Akime i tak byś odzyskała wolność przez Katsumi, lecz nieco później i przy mniejszym ryzyku. W dodatku wybiłbym mu argument z ręki. -spojrzałem przez chwilę na Katsumi- Powinniście się domyślić kto jest jego prawdziwym celem. Całość zaplanował na czas finału. Więc wtedy ich przygotowanie do obrony było najsłabsze... Zależało mi by nie zdawał sobie sprawy że wiem co konkretnie on planuje... Dlatego nie powiedziałem tego nikomu oprócz mistrza... każdy kto miał wiedzieć dowiedział by się w noc przed finałem. I wolałbym by tak zostało. -Nie martw się. Nikomu nie mam zamiaru tego wypaplać.-i tak by mi się nie opłacało. Podniosłam się do siadu. Zgaduję, że wyglądam jak zombie. Spojrzałam błagalnie na Esta-Powiedz że masz jeszcze jabłka?-jak na potwierdzenie słów zaburczało mi po raz setny w żołądku.
Przyłożyłem dłoń do czoła....-Czy was cokolwiek obchodzi co do was mówie?... Nie ważne. I nie raczej nie ma... Inaczej za szybko by się skończyły.
Spojrzałam w bok i wzięłam głęboki wdech. -Przepraszam zareagowałam zbyt impulsywnie... po prostu wyczułam jej zapach i się zaniepokoiłam... Nic nie powiem. Nikt nie może o tym wiedzieć, masz rację. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Uspokoiłam oddech i spojrzałam na Esta -Więc co planujesz?
-Zmiażdżyć gdy będą na to najbardziej podatni...-od powiedziałem rzeczowo nieco bardziej opanowany....niepotrzebnie ujawniałem emocje- Dowiecie się w swoim czasie. Na razie nie mówcie nikomu...oraz unikajcie miejsc gdzie można by było łatwo was wypatrzeć przez obcych...-wstałem i powędrowałem do wyjścia.
Prychnęłam pod nosem. Cały Esteban. Nigdy nie zrozumiem tego człowieka. Bąknęłam jeszcze coś niezrozumiałego, nawet dla samej siebie, pod nosem. Zaraz on...NIE MYŚL O TYM! Lepiej pomyślę skąd skombinować jedzenie...tak...tak będzie lepiej.
-Dobrze się już czujesz?-zapytałam spoglądając na Kat. Wstałam dość chwiejnie. Muszę się udać do Porlisici...
-Tak nic mi nie jest. Lekko boli mnie głowa przez chwilowe nie dotlenienie ale jest dobrze. - podeszłam do Ame i pomogłam jej utrzymać pion.-Za to ty nie wyglądasz najlepiej... chodźmy po pomoc. - męczyła mnie ta sprawa z Akihiro ale postanowiłam zostawić to na później...
-Poradzę sobie. I tak muszę iść do tej staruchy...-bąknęłam pod nosem. Chwiejnie ruszyłam w kierunku wyjścia-Mistrz jest u siebie?-zapytałam. Muszę jeszcze złożyć raport.

-Wydaje mi się że tak.. Skoro nie chcesz pomocy to proszę bądź ostrożna. Słyszałaś co mówił Est... Planują atak i wykorzystają każdą okazję a ty jesteś osłabiona. -powiedziałam cicho i spojrzałam jej w oczy. 

czwartek, 16 października 2014

Odbicie Akime


Akihiro, Akime, Katsumi, Emily 



Był dzień wolny od Igrzysk więc postanowiłem sprawdzić co się dzieje z Akime i czy jeszcze żyję . Wyszedłem rano z hotelu i poszedłem kupić jej coś do jedzenia oraz picia. Powoli piechotą doszedłem na tamto wzgórze gdzie była przetrzymywana, zdjąłem hełm i wszedłem do środka widząc ją położyłem obok torbę z jedzeniem i siadłem na kamieniu obok.
-Jedz … to dla Ciebie – wydusiłem z siebie
-Nie potrzebuję litości...-mruknęłam nawet na niego nie patrząc. Od ostatnich kilkudziesięciu godzin siedziałam pod ścianą, ze spuszczoną głową. Nie wydawałam z siebie nawet najmniejszego jęku. Kątem oka jedynie spojrzałam na torbę. Byłam...cholernie głodna. Jak na potwierdzenie mój żołądek wydał charakterystyczne burczenie. Ścisnęłam mocniej ręce wokół kolan i zacisnęłam powieki. Nie potrzebuję niczyjej litości...
-Skoro chcesz umrzeć .. to proszę bardzo nie jedz nikt cię nie zmusza .. –odparłem dalej na nią patrząc trochę to był smutny widok ale nie dawałem tego po sobie poznać że mi jej szkoda. –Kim ty jesteś – usłyszałem za sobą głos jakiegoś mężczyzny. –Spokojnie dzisiaj ja ją popilnuje idź sobie zrobić wolne – odpowiedziałem odwracając się w jego stronę. – A to Ty .. okej dzięki, do jutra – powiedział wychodząc z jaskini.
Oddychałam głęboko wdychając świeże powietrze. Było tu zupełnie inaczej niż w mieście. Spokojnie cicho, z dala od tłumu ludzi. Uśmiechnęłam się szeroko i zamknęłam oczy. -Jak tu cicho... Nie sądzisz Emily? Uchyliłam powieki i spojrzałam na nią.
Spojrzałam na Katsumi.
- Faktycznie. Bez Nashi, Ethana i całej reszty jest tak cicho...- powiedziałam z uśmiechem.
-I właśnie dlatego na misje chodzę sama. No z Karoim ale on mało mówi... Znowu wzięłam głęboki wdech chłonąc wszystkie zapachy. Zatrzymałam się gwałtownie próbując rozpoznać pewien zapach. Przeszukałam wspomnienia i nagle mnie olśniło. -Ame.. szepnęłam przechylając głowę.
Idę następnym razem z tobą. Może w końcu coś zarobię.- mruknęłam.
Przystanęłam chwilę po niej.
- Co? Ame? Pewna jesteś?- spytałam.
- To na pewno ona... tak to jej zapach. Ale co ona tu robi..? Wróciła wcześniej...? Westchnęłam cicho. Jak zwykle wiele pytań żadnych odpowiedzi. -To trochę niepokojące... Lepiej jej poszukajmy... Ruszyłam przed siebie szukając jej zapachu.
Ścisnęłam mocniej spódnicę w dłoni. Dam radę. Nie będę żyć na ich łasce. Byłam w gorszych sytuacjach. Dużo gorszych. Wytrzymam jeszcze kilka godzin bez jedzenia. Co to dla mnie?
Uchyliłam powieki by móc sprawdzić kto mnie pilnuje. O ile mnie ktoś pilnuje. Akihiro...nie zwieję. Nie uda mi się. Prychnęłam głośno pod nosem i wlepiłam spojrzenie w ścianę na przeciw. Zamiast jedzenia daliby mi jakiś koc. Zimno tu ...
Zobaczyłem jak Akime się troszkę trzęsie więc zdjąłem swoją bluzę i płaszcz. Podszedłem do niej i nakryłem ją oraz poprosiłem żeby włożyła moją bluzę .. ja sobie dam radę –powiedziałem sam do siebie jednak było zimno ale nie trząsłem się jeszcze z zimna i wpadłem na pomysł. Wyszedłem z jaskini wziąłem troszkę badyli zrobiłem w jaskini kółko i tam rozpaliłem ognisko i po jakiś 5-10 minutach było już dość ciepło.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Raz jest zły raz dobry, CZŁOWIEKU ZDECYDUJ SIĘ?! Nie pogardziłam jednak bluzą ani też jej nie włożyłam. Po prostu się nią przykryłam.
-Czyżby coś ci się odmieniło?-zapytałam z wyraźną ironią w głosie.
Dopiero teraz dotarło do mnie to jej pytanie w sumie co ja robię ? daje jej bluzę rozpalam ognisko czy jednak jestem dobry ? –spytałem sam siebie. -Nie jesteś dobry tylko udajesz żeby myśleli że jest jeszcze szansa –powiedział znów ten głos w mojej głowie i postanowiłem nie odpowiadać na jej pytanie.
A więc jednak. Irytuje mnie ten człowiek. Głupi ojciec. Głupia lina. Wystarczyłoby jedno moje spojrzenie i wiedziałabym wszystko. Westchnęłam i przeklęłam pod nosem. Jak długo jeszcze mam tu siedzieć...
Kierowałam się zapachem Ame i biegłam jak najszybciej. Nie podobała mi się ta sytuacja dlatego wolałam się upewnić co się dzieje. Zauważyłam jakąś jaskinie i przystanęłam nieopodal. Czułam z stamtąd jej silny zapach więc wytężyłam słuch. -Co ty tam robisz Ame..? Szepnęłam do siebie.
Zobaczyłem czyjąś sylwetkę jednak znajomą szybko doskoczyłem do Akime i przytkałem jej buzię ręką a drugą położyłem palec wskazujący na usta pokazując jej że ma być cicho.
Przymrużyłam oczy. Wcale nie mam ochoty być cicho. To moja szansa. Wątpię by jakiekolwiek jęki pomogą więc chwyciłam niewielką skałę leżącą obok mnie. Po czym z całej siły rzuciłam nią w kierunku wyjścia z jaskini, tak, że roztrzaskała się o ziemię. To powinno wystarczyć...
Usłyszałam jakiś rumor w środku jaskini po czym zauważyłam kamień wylatujący z jej wnętrza. -Wiedziałam że coś jest nie tak... Ruszyłam biegiem w stronę groty i wbiegłam do środka. Raz kozie śmierć. Przystanęłam w środku i patrzyłam z niedowierzaniem. -Co tu się dzieje...?
-Katsumi ? co ona tu robi szlag jeszcze jestem bez hełmu .. rozpozna mnie  -w mojej głowie było pełno takich myśli jednak dalej się nie odzywałem by nie rozpoznała mojego głosu i czekałem na rozwój wydarzeń
Wyostrzyłam wzrok chociaż i tak byłam pewna kto stoi przede mną. Znałam ten zapach aż za dobrze. Dawno go nie widziałam i nie sądziłam że spotkam go w takich okolicznościach. -Witaj Akihiro... dawno się nie widzieliśmy... Warknęłam cicho i przyjęłam pozycję obronną.
-Mmmmm-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Katsumi! Tak! Chociaż ktoś! Uratowana! Zabierz mnie stąd...
Odepchnęłam od siebie Akihiro i wstałam chwiejnie z miejsca.
-Nikt mnie nie znajdzie?-zacytowałam go i prychnęłam pod nosem. Spojrzałam na Kat-Nawet nie wiesz ja się cieszę...
-Cześć Katsumi .. ty nigdy nie wiesz kiedy przestać węszyć ? –spytałem patrząc się na nie z pogardą.
-A gdzie masz swojego debilnego zwierzaka  ? –zaśmiałem się jednak po chwili spoważniałem i się uśmiechnąłem.
-A więc gdzie byłaś jak Cię nie było tyle się czasu nie widzieliśmy jednak nie mogę powiedzieć że tęskniłem –dodałem pewny siebie.
- Ame chodź do mnie. Mruknęłam cicho i spojrzałam z nienawiścią na Akihiro. -Och.. ja też tęskniłam. Bardzo mi przykro ale ja wręcz kocham węszyć... Karoi nie mógł przyjść ale chętnie by cię rozszarpał... Uśmiechnęłam się szyderczo. - Byłam daleko. Cieszę się że nie musiałam patrzeć jak się staczasz...
Ta dwójka. No tak...
Ruszyłam w kierunku Kat. Muszę...coś...zjeść. Cudem uniknęłam potknięcia z wyczerpania.
-I-idę..-wydukałam i nie patrząc na Akihiro rzuciłam mu jego bluzę-Już mówiłam. Nie potrzebuję litości.-wysyczałam.
-Staczam się ? niee mylisz się ja się wspinam na sam szczyt kochana – odparłem patrząc za nią z nienawiścią.
-Jak tam smoczusiu czego się nauczyłaś przez ten czas który cię nie było ? jestem ciekaw twojej siły – dodałem.

- Um.. kochanie.. może chcesz na własnej skórze przekonać się czego się nauczyłam...? Syknęłam z ironią i spojrzałam na Ame. -Dobrze się czujesz?.
-Żyję.-mruknęłam-Macie zamiar teraz walczyć? To niezbyt rozważne...-te słowa kierowałam bardziej do Kat. To nie jest dobry moment.
-Niby czemu? Okazja jest wyśmienita –powiedziałem patrząc na Katsumi i przybierając pozycję bojową –A gdzie zgubiłaś Niv? Może od razu cała gildia tu przyjdzie bo nie możecie sobie ze mną poradzić?.
- Och.. misiu. Sama sobie dam z tobą radę. Nikogo więcej nie potrzebuję... uśmiechnęłam się słodko -Ame... idź do reszty. Jesteś wykończona... a ja sobie porozmawiam z Akihiro.
Zostawić ją czy nie?
I tak w tej chwili będę tylko zawadzać.
-Uważaj.-mruknęłam i ruszyłam przed siebie. Muszę dorwać kogokolwiek z gildii. Oni się jeszcze pozabijają.
-A więc zostaliśmy sami …  szybko wystartowałem w stronę Katsumi z myślą i chęcią zabicia jej.
-Nie tak szybko kochanie... Wybiłam się w górę i przeskoczyłam nad nim lądując na ziemi tuż za nim. - Ryk Żelaznego Smoka!
W porę udało mi się odskoczyć w bok spowodowało to że ryk trafił w skałę którą się cała roztrzaskała.
-No ..no wspaniale, -Gwiezdne Załamanie –krzyknąłem a grunt pod Katsumi zaczął się zapdać.           
-Przepraszam chciałam trafić w ciebie... Wyskoczyłam w górę i odbiłam się od jego ramion lądując w wejściu do jaskini. Zaśmiałam się radośnie. Walka mnie cieszyła i nie miałam zamiaru przestawać. Stworzyłam miech i ruszyłam do ataku.
Zobaczyłem ja biegnie na mnie z mieczem i próbuję nim przebić, wychyliłem się do tyłu po czym wyprowadziłem kop jednak Katsumi zablokowała go swoim mieczem i doskoczyła do mnie trafiając mnie mieczem w ramie. Poleciało trochę krwi a ja odskoczyłem i złapałem się za ramie.
Z gracją opadłam na ziemię i podparłam się mieczem. -Boli? Ojj przepraszam... może jednak nie.. Nie mogłam się opanować. Kierowała mną chęć zemsty i mordu. Ponownie ruszyłam na niego i zaatakowałam. Nagle stanęłam nie mogąc zaczerpnąć oddechu. Złapałam się za gardło czując nieprzyjemny ból. Płuca piekły opróżnione z powietrza a ja czułam ja powoli tracę kontakt z rzeczywistością. -Szlag... Ostatnią rzeczą jaką zauważyłam była jakaś postać w wejściu jaskini.
-Co jej jest ? czyżby choroba ? phi Fairy Tail samo się wykończy ale postanowiłem wykorzystać tą sytuacje i już biegłem w stronę leżącej Katsumi. Nagle poczułem silne zawirowanie które odrzuciło mnie i nic nie widziałem ani jej ani nawet to co się działo metr przede mną to była jakaś burza kurzu przez która nic nie widziałem. Zakryłem oczy przedramieniem  i poczekałem aż burza minie aż w końcu okazało się że zostałem zupełnie sam .. nikogo nie było.
-Szlag jak się Talon dowie że nawaliłem znowu będzie źle .. muszę zabić tego kto ją dzisiaj pilnował i pójdzie na niego tak to dobry pomysł.
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa, płuca i gardło. Próbowałam zrozumieć co się stało i przypomniałam sobie walkę w jaskini. -Któraś z was ma choć odrobinę wyobraźni...? Westchnęłam i podniosłam się z ziemi. Mamy kłopoty...

wtorek, 14 października 2014

Igrzyska Magiczne - Czwarty Dzień - Walka 2 VS 2

MamoruEthanHotariEren•Komentator

- Witam bardzo serdecznie na czwartym dniu Igrzysk Magicznych! W ciągu ty ostatnich walk, przeżyliśmy niesamowicie dużo emocji! Ale nadszedł ten czas, gdzie członkowie gildii będą musieli współpracować w ramię w ramię z sojusznikiem, aby pokonać dwóch przeciwników! Wszystko na arenie! Wszystko przed waszymi oczami! Komentować będzie ja, Chapati Lola wraz z Yajimą szefem restauracji 8Island, a naszym gościem specjalnym jest Jura Neekis! Piąty najsilniejszy mag z świętej dziesiątki!
- Witam serdecznie i dziękuje za zaproszenie. Czuję się zaszczycony siedząc tutaj.
- My również się cieszymy, że z nami siedzisz.
Rozbrzmiał się głos zachrypniętego dziadka, po siedemdziesiątce spokojnie.
- A może panu pożyczyć perukę? – Zapytał się główny komentator, ściągając tupecik z głowy.
- Eeee… - Maga Ziemi zatkało kakao – Emmm.. Uh… Nie… Dziękuje.
- No to możemy lecieć z walkami! – Pomachał włochatą czapką jak jakąś chustą i wstał z miejsca z emocji. – Pierwsza walka rozstrzygnie się pomiędzy Fairy Tail a Titan nose! Szczegółowo, Wróżki, które wlecą na arenę to Ethan Fullbuster! Syn Gray’a oraz Juvi, którzy brali udział szesnaście lat temu! Ojciec słabo wypadł w pierwsze dni…
Mruknął cicho do mikrofonu, ale i tak każdy słyszał. Widownia się zaśmiała, a groźby lecące z lobby Fairy Tail oczywiście należały do mężczyzny w bokserkach. Ucichło go głośne chrząknięcie szefa baru.
- Będzie musiał współpracować z Mamoru Dreyar’em! Dziecko potwora, który zabłysnął pięknie na arenie pokonując całe Raven Tail, już nie wspomnę o matce rozwalającą maszynę do mierzenia magii!
- Racja. Laxus Dreyar to silny mag. Niesamowicie się z nim walczyło.
Dodał swoje trzy grosze Jura, ciągnąc palcami swoją brodę.
- Ej! Co to za chwalenie samą rodzinę Dreyar’ów! A co o mnie i Juvii i o naszej walce przeciwko Lyon i Chelii! To było coś! A nie tam te pedały! Gadać coś o nas!
Gorączkował się dalej na widowni Gray, grożąc pięścią w stronę okienka z sędziami. Próbowali go uspokoić członkowie gildii, aby nie robił, tak zwanej siary, ale dopiero ,,miłosny uścisk cyckami” Juvii, ucichł Fullbuster’a, który wręcz się topił w poduszkach!
Stałem ramię w ramię z Mamoru. Energia ze mnie się wręcz wylewała. Blondyn wyglądał trochę...Inaczej. Staliśmy w tunelu i czekaliśmy na wejście kiedy komentator opowiadał o naszych rodzicach. Obiecałem sobie że po walce wywalę tego gościa za arenę za "Ojciec słabo wypadł w pierwsze dni…". Gdy usłyszałem jak wołają nas na arenę jeszcze raz spojrzałem na Mamoru.
-Idziemy! - uśmiechnąłem się ciepło. Chłopak najwyraźniej lekko zdenerwowany skinął głową i ruszyliśmy przed siebie. Nawet nie zauważyłem jaki ja byłem zdenerwowany. Ręce drżały mi z podniecenia, a oddech był szybki i nie równy. Rozkazałem się sobie uspokoić, lecz nic to nie dało.
Gdy weszliśmy na arenę oblaną blaskiem słońca, cały stres zniknął. Poczułem się fantastycznie...Poza tym zacząłem kminić jak moja koszula magicznie wyparowała.
Czułem się zajebiście okropnie siedząc w korytarzu. Słysząc chwalenia Dreyar’ów zalał mnie zimny pot. Mój tata, mama… Tacy potężni, a jak ja przegram to… Nie chce nawet  o tym myśleć. Słysząc wołanie Ethan’a, dotrzymałem szybko jego kroku, aby zaraz zasłonić dłonią oczy od ostrego światła. Spojrzałem na mojego księcia. Rozrywała go energia, było to widać. Spostrzegłem, że ściągnął koszulkę, słysząc westchnienia żeńskich grup, uśmiechnąłem się z planem w głowie. Chwyciłem za swój T-shirt i również pozbyłem się ubrania. Ha! Dziewczyny to chyba orgazmu dostawały widząc dwa żywe mięsa na arenie!
Żeńska część widowni zaczęła krzyczeć ze szczęścia. Uśmiechnąłem się chytrze do Mamoru i przybiliśmy sobie żółwika.
-Mamy już po swojej stronie parę osób - mruknąłem rozciągając mięśnie rąk.
Przebiłem żółwika z Ethan’em! Boże! Chyba dołączam do widowni i zaraz również eksploduje. Odwróciłem się do niego plecami i zakryłem dłonią nos, widząc jak się rozciąga! Te ruchy…Te ciało… Ummm chodź do mnie kochanie, niech ja się zatopie w Tobie! Proszę! Mamoru! Ogarnij się! DON’T NOSEBLOOD! Nie możesz się wykrwawiać przed walką! W trakcie! Owszem! Chrząknęłam głośno i zaraz się ogarnąłem.
- Widzę, że młodzi chłopacy pryskają energią i ciałem… - odparł przygnębiony Yajima – Tak im zazdroszczę młodości…
- A więc! – Szybko przerwał mu pierwszy sędzia – Wróżki zmierzą się wraz z Hotari oraz Eren’em z Nose Titan! Nie będą mieli lekko. Przeciwnicy znani z dobrej współpracy.
Z korytarza wyszła dwójka ludzi, kobieta oraz mężczyzna. Dziewczyna w blond włosach, zaczesanych na dwa kucyki, zakryte węglowym kapturem z bluzy, która sięgała jej, aż do ud, ukończywszy białymi falbankami. Długie podkolanówki barwy czarnej, a na czubku głowy uszy tego samego koloru. Niebieskie oczy, lustrującego młodych mężczyzn, wcale się nie zachwyciły ich ciałami. Wręcz przeciwnie. Czuła obrzydzenie.


- Cóż to za zbrodnia w biały dzień.
Odezwałam się, kładąc dłoń na biodrze i wykrzywiając usta w zniesmaczenie.
- Dziewczynki w Twoim wieku Hotari, powinny się takim czymś interesować.
Odparłem z wrednym uśmieszkiem, który zirytował moją kompankę. Poprawiłem swoją beżową, skórzaną kurtkę i zaczesałem swoje brązowe włosy do tyłu, aby zaraz znowu opadły mi na boki twarzy.
Ta dwójka nie przypadła mi do gustu. Wyglądali jakby zaraz mieli się położyć na leżakach i obserwować walkę, w której biorą udział. Dziewczyna nie zwróciła na mnie uwagi, ale chłopak był inny. Świdrował mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, jakby chciał już teraz skoczyć mi do gardła. Był trochę wyższy od dziewczyny.
- Mamoru...-mruknąłem do niego.
- Hm? -chłopak zakrywał sobie ręką nos.
- Mógłbyś więcej uwagi poświęcać tej..No...
- Hotari?
-Tak właśnie...Wiesz nie lubię bić dziewczyn - podrapałem się w tył głowy. - Ale Nashi to co innego!
Od razu dodałem, aby nie myślał sobie nie wiadomo co! Dwójka podeszła do nas mierząc wzrokiem.
-Możecie się teraz poddać to zaoszczędzicie sobie wstydu...- mruknąłem. Chłopak w węglowych włosach wyglądał jakby chciał mi przywalić, jednocześnie uśmiechając się miło.
-Mamoru - szturchnął blondyna.
Ten skinął głową i w oczach obydwóch dostrzegłem dziwny błysk.
- Nie mówcie że nie ostrzegałem...-uśmiechnąłem się zgrzytliwie. Chciałem jak najbardziej wyprowadzić ich z równowagi ale i tak...Nie mają z nami szans!
Spojrzałem na foczkę przed mną. Uśmiechnąłem się do niej czarująco i już miałem zaślepić moją urodą, dopóki nie usłyszałem.
- Jestem lesbijką.
Odparła zdenerwowana, zachowywała się jakby ktoś jej ogon przypalił. Otworzyłem szeroko szczękę na jej nowinkę, ale zaraz się ogarnąłem.
- Jesteś moim wrogiem. O tam tym przystojnym panu zapomnij.
Wskazałem ręką na Ethan’a, który piorunował wzrokiem narcyza z nad przeciwka.
Kątem oka spostrzegłam, że mój kompan już się gryzie z drugim. Westchnęłam głośno, aby zaraz spojrzeć na wroga.
- Mów sobie co chcesz. Jednak ja posłucham się swojej taktyki i będę robić co chce, pedale.
Czy ona mnie nazwała pedałem? Tik nerwowy na mojej lewej powiece nie świadczył dobrze. Przybliżyłem się do niej, zderzając się czołami.
- Jak mnie nazwałaś?
Zapytałem się groźno, grając, że nie słyszałem mojej ,,pieszczotliwej” ksywki. No nie! Ta dziewuszka za dużo sobie pozwala! Zaraz jej przywalę z lewego, prawego i jeszcze raz lewego sierpowego!
- Ooo! Między naszymi gildiami już się dymi! Może najlepiej rozpocząć pojedynek, bo zaraz wskoczą sobie do gardeł!
Zaapelował Lola, obserwując wzrokiem kicającą maskotkę w kształcie dyni.
- Proszę się odsunąć od siebie o metr, dynia! – Stanął pomiędzy nimi i rozdzielił, popychają dłońmi do tyłu. – Gotowi?
- HAI! – Krzyknęli głośno żyłkami na czole kipiąc energią i złością.
- Możecie zaczynać, dynia!
Ogłosił i zaraz uciekł z areny, aby nie oberwać z jakiegoś pocisku.
Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Prawa powieka drżała mi z irytacji.
-Ice Make! Tarcza! - krzyknąłem i usłyszałem cichy świst. Byłem pewny że pierwsi zaatakują. Rozbiłem moją tarczę, a Mamoru skoczył. Użył swoich kart do stworzenia orła, który złapał mnie i rzucił w ich stronę.
-Ice Make! - uśmiech nie schodził mi z twarzy.-Lodowy Excalibur!
Wymierzyłem cios prosto w buźkę chłopaka, lecz ten zrobił szybki unik, nadal się szczerząc.
Szybko wyłączyłem magię kart i sprintem biegłem w stronę dziewczyny. Obracałem pomiędzy palcami kartę w gotowości. Nie ruszała się, mimo, że jej kompan był już atakowany przez mojego Ethanusia! Jestem coraz bliżej, a ona dalej się nie rusza. Co z nią?! Nie boi się!? O! Wykonuje jakiś ruch! Wyciąga coś z rękawa i… i… AAAAA! Zawracam! Zawracam! Wystrzeliła z małego pistoletu falę ognistych pocisków! To mnie spali żywcem! Aaaaa! Aaaa!  Biegałem jak idiota z wywalonymi rękoma do góry z paniką. Widownia się śmiała w niebogłosy. Kurde! Ściana! Odwróciłem się i dotknąłem plecami muru nie mając drogi ucieczki, one zaraz mnie rozwalą! Myśl, myśl… Skoro strzeliła z wyprostowanej ręki, to znaczy, że tor strzałów jest jeden i taki sam… Opadłem szybko na ziemie i zakryłem rękoma głowę, aby obronić czaszkę od spadających gruzów, które się zaraz na mnie posypały. Niby zwykłe ogniste pociski… ALE TO ROZWALIŁO ŚCIANĘ! Wygramoliłem się spod kamieni i zaraz ponowny paraliż! Nie ma jej! Zniknęła! Gdzie ona? Zacząłem się gorączkowo rozglądać.
Prychnęłam widząc jego żałosną postawę. Po co idioto patrzy dwa razy w lewo i prawo skoro tam mnie nie ma?! Unosiłam się w powietrzu od wcześniejszego wyskoku i lecąc w stronę chłopaka, wycelowałam w jego głowę.
- Ogniste Pociski! – Ryknęłam tak głośno, że zwróciłam na siebie jego uwagę, lecz było już za późno na unik. Pociągnęłam za spust milion razy, wystrzeliwując gorące naboje lecące w prędkości światła. Widziałam jedynie jak jego oczy rozszerzają się z przerażania. Później jedynie kurz i dym od uderzania. Wylądowałam gładko na ziemi i poczekałam chwilę, upewniając się czy wyjdzie zza mgły, ale jednak. Leży i zdycha. Uśmiechnęłam się z tryumfem.
- Niemożliwe! Hotari położyła Mamoru jednym zaplanowanym zaklęciem! Tuż to…
Komentator nie wiedział co dalej powiedzieć, gdyż z wrażenia nie umiał wydać swojej opinii. To było… Coś… Wow!
- Mamoru! Wstawaj spod gruzów i zbij jej mordę! Słyszysz, k*rwa?!
Krzyknął z widowni jego ojciec, wychylając się do przodu, prawie wypadając z lobby.
Dmuchnęłam w dym unoszący się nad pistoletami i spojrzałam na Eren’a. Oooo! Ten cały Ethan walczy z nim w łeb w łeb, ale niestety szala zwycięstwa dalej pochylona nad nami. Tym razem moim celem był on. Ten chłoptaś. Wciągnęłam powietrze, aby moja ręka nie trzęsła się podczas wymierzania. Już miałam wystrzelić, dopóki nie poczułam żelaznego uścisku na nadgarstku. Był tak mocny, że z bólu wypuściłam jedną spluwą na ziemie. Spojrzałam na bok i otworzyłam szeroko oczy.
- Demon…
Wyszeptałam cicho z przerażeniem. Widząc połowę człowieka.
Uśmiechałam się jak psychol, a moje ciało jeszcze nie do końca się ożywiło od tego ataku. Musiałem je rozszczepić na milion kart, aby jakoś przeżyć. Na jednej, lewej dolnej kończynie się trzymałem. Jedną, lewą ręką trzymałem ją mocno. Pół głowy, więc widziałem ją tylko przez jedno oko. Dziury na brzuchu oraz gdzieniegdzie na plecach. Widziała jedynie jak moje kości się zlepiają, bo reszta to papiery do gry. Czułem ból w każdej tkance mięśni, to nie tak, że mogę sobie ciało rozwalać na ,,atomy”, kiedy chce! O nie! To mnie cholernie boli, ale nie dam skrzywdzić Ethan’a.
- Mówiłem. Ja jestem Twoim wrogiem.
Zaśmiałem się krótko, aby zaraz dać jej mocnego prawego sierpowego, czując, że już mam wszystkie górne kończyny na kupie. Poleciała na parę metrów i za nim się pozbierała ja spokojnie mogłem odetchnąć i poczekać, aż ciało wróci do sprawności.
- Cóż za niesamowita sztuczka! Zamienił swoje ciało na karty!
Zawołał zachwycony Chopita, poprawiając peruke z głowy, która co chwile mu zjeżdżała.
- To prawda. Młodzieniec dobrze wykorzystał mózg w ostatniej chwili. Zgaduje, że jego ojciec wziąłby na siebie atak.
- Ej! Co to ma znaczyć?!
Ryknął obrażony przez najstarszego sędzię Dreyar, czując, że jego ciało oblepiają małe załadowania elektryczne.
- Nic, nic… Yghm! Walka pomiędzy dwoma Stwórcami Żywiołu jest równa! Nikt nie umie powiedzieć, kto wygra!
- Skąd on umie takie coś… - Wymruczał pod nosem zdziwiony Laxus, widząc pierwszy raz taką genialną sztuczkę! Myślał, że jego syn to lewa para skarpet w zielone kropki, a tu jednak Chuck Noris.
Usłyszałem głośny aplauz ze strony widowni. Kątem oka zobaczyłem szczerzącego się Mamoru. Jednak chwila mojej nieuwagi doprowadziła do tego, iż dostałem prawego sierpowego. Uderzyłem plecami o ziemię i odkaszlnąłem. Nie miałem czasu nawet pomyśleć, ponieważ ziemia pode mną zatrzęsła się i uniosła w górę. Rozszczepiła się na dwie połowy i wiedziałem co się zaraz stanie. Otworzyłem szerzej oczy i gotowy do skoku wstałem, lecz za późno. Dwie, wielkie, ziemne łapy zmiażdżyły mnie.
-ETHAN! - usłyszałem głos swojej matki. Słyszałem również komentatora.
-Masz już dość? - ten pajac znowu się odezwał. Spiąłem wszystkie mięśnie i rękami rozdzieliłem ziemną pułapkę.
-Ja dopiero się rozkręcam! - uśmiechnąłem się triumfalnie.
-Dalej, Ethan! - usłyszałem głos Mamoru.
-Nie powinieneś zajmować się czymś innym!? - próbowałem złapać powietrze.
-Spokojnie mam wszystko pod kon...-nie dokończył, ponieważ dostał kamieniem po głowie.
-OK! Zostawiam to tobie! - krzyknąłem i przeniosłem wzrok na przeciwnika.-Umiem wszystko to co mój ojciec...A nawet więcej...
Chłopak zmrużył oczy.
-Ice Make! Manekin!  -krzyknąłem, a obok mnie nagle pojawiła się kopia mnie. Na początku niebieska, lecz później przybrała właściwy kolor i teraz byliśmy nie do odróżnienia. Chwilę później znów zacząłem tworzyć kopię. Po chwili parę "mnie" otaczało Eren'a z wszystkich stron.
-Co za idiota...Przecież wiem, który to on...Po prostu nie będę go spuszczał z oczu...-mruknąłem do siebie.
-Nie doceniasz mnie...-usłyszałem jego głos zza pleców.
Chwila co jest!? Przecież prawdziwy Ethan cały czas stoi przede mną więc jak!?
-Skołowany? - powiedział ktoś po lewej.
-Mam Cię już powyżej uszu! - powiedział przez zaciśnięte zęby.- Po prostu zniszczę was wszystkich!
-Kamienna Pięść! - krzyknąłem i ode mnie poleciało pięć pięści każda uderzająca w swój cel.
-Akuku...-otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem w górę.
-Jak ty to...
- Och cóż za niesamowite trolowanie przeciwnika przez Ethan’a!
- Tak jest synu! Trzymaj tak! Jeszcze go uderz! Mocniej!
Krzyknął Gray, łapiąc za Natsu i pokazując na nim co ma zrobić, a później bójka na widowni itd.
Tak! Ścisnąłem pięść widząc, że Ethan sobie radzi niesamowicie! Ach, mój książę na białym koniu! Nie mogłem się długo zachwycać tym, gdyż zaraz usłyszałem świst przed uchem. Spojrzałem w stronę źródła. Heh. Tak jak myślałem. Stała przed mną z wyciągniętym pistoletem i morderczym spojrzeniem. Machnąłem rękoma, a z mojego rękawa sypały się karty.
- Figura. Lew!
Koło mnie tworzyło się dzikie zwierze, które zaraz ryczało do przeciwniczki.
Ten bezczelny mnie uderzył. Ja zaraz mu pokaże! Zrobię z niego dziurawy ser, tak samo z kotka! Zaczęłam biec w ich stronę i wystrzeliłam z pistoletu ognisty bicz, który od razu związał zwierzę oraz natychmiastowo spalił. Widziałam w jego oczach przerażenie. Co zdziwko? Tak szybko pokonałam Twojego lwa? Chciałeś się z nim jeszcze pobawić? Nigdy! Uśmiechnęłam się jadowicie i podbiegła do niego, aby zaraz szurać ciałem pod jego nogami. Zdezorientowany? Nie wiedziałeś, że to zrobię? Mogłam Ci odstrzelić jaja! Wstałam szybko i przyłożyłam pistolet do tyłu głowy.
- Rączki do góry.
- Em… Ethan…!
Zawołałem go piskliwym głosem. No nie! Ta baba zaraz mnie postrzeli!
-Oh shit! - mruknąłem i odbiłem się butem od twarzy Eren'a. Tym samym uderzyłem drugą nogą dziewczynę łapiąc w powietrzu Mamoru. - Przepraszam!
Blondyn zamruczał coś niezrozumiale cały czerwony na twarzy,więc postawiłem go na nogi.
-Musimy to skończyć - uśmiechnąłem się.
ON MNIE WZIĄŁ NA RĘCE! OMG! LOL! Czuję jak moje nogi robią się miękkie. Zaraz chyba padnę na ziemie z szczęścia!
- Z tobą, to mogę skończyć w łóżku!
Zrobiłem dziubek, aby go pocałować ignorując wszystkich dookoła, ale powstrzymałem się, gdy poczułem jak na dłonie kapie mi coś ciepłego. Zdziwiony spojrzałem na dół i zobaczyłem jak z boku Ethan’a sączy się krew.
- Ty krwawisz! Który Ci to zrobił?! Gadaj!
Zapytałem się wściekły, patrząc na przeciwników, którzy się śmiali. Moje włosy lekko się unosiły, a z mojego ciała wydobywała się czerwona aura. No nie! Nie dam ranić mojego misia!
Popatrzałem nietrzeźwo na Mamoru. Co zaa...Dobra! To po walce! Nasi przeciwnicy wyglądali na złych...Myślałem że Eren zaraz zacznie toczyć pianę z pyska.
-Masz jakiś pomysł jak ich wykończyć? - mruknąłem.
Na ziemie ściągnął mnie głos Ethan’a. Spojrzałem na niego i zaraz podszedłem do niego, aby zaraz wyszeptać.
- Weź zamroź podłogę i będziesz miał ich na widelcu. Ja ich zajmę i wpuszczę na kozi róg. Jak wejdą na twoją parcelę zamroź ich po prostu. A i jeszcze jeden szczegół. – Odparłem już głośniej idąc w stronę przeciwników. – Nie zwracaj uwagi na moje rany, które mi zdają.
-Pamiętaj działamy razem-skarciłem go. Trochę dziwnie się czułem, ponieważ to on jest starszy...
Chyba zbytnio się tym nie przejął bo tylko posłał mi dziwny uśmiech i ruszył przed siebie.
Działamy razem? Z jakiej choinki się wyrwałeś? Ethan? Nie poznaje Cię. To ja zawsze grałem rolę worka treningowego.
- Spokojna Twoja głowa. Zajmij się swoim.
Uspokoiłem go machając ręką i zaraz zacząłem biegnąć w stronę przeciwników. Szybko przyjęli pozycję do boju. Poczułem jak pod mną ziemia drży. Zaraz na pewno się podniesie, więc szybko podskoczyłem do góry i krzyknąłem.
- Figura! Orzeł!
Stworzyłem ptaka z kart, na którym zaraz leciałem. Używałem go jako obrony oraz transport. Dlaczego do defensywy?  Miał rolę tarczy, gdyż dziewczyna z pistoletami, próbowała go zastrzelić i zrzucić mnie z niego. Kątem oka zauważyłem, że Ethan już zamroził połowę podłogi. Nice. Rzuciłem w stronę Eren’a zwykłe karty, działające jako strzały z łuku czy coś. Chłopak bez problemu się nimi zajął. Stworzył z ziemi ścianę w którą wbiły się pociski. Zaraz poczułem jak mój orzeł opada na ziemie. Spojrzałem na niego i wyglądał jak dziurawy ser! Spadłem na ziemie, a ja zrobiłem fikołka na podłożu, aby nie złamać sobie żadnej kończyny. Straciłem przez chwilę gardę i poczułem jak kamienny słup wybija mnie w górę, uderzając z całej siły mój brzuch… Wyleciała mi krew z ust pod czas lotu. Ból, który teraz mnie przeszył chyba był nie do opisania… Czułem się jakby mnie to zaraz miało przebić na wylot!
Skupiłem się na utrzymaniu lodowej podłogi. To był wielki obszar więc musiałem się skupić. Wdech i wydech. Lód już prawie pokrył całą arenę. Jedyne co nie pozwalało mi się skupić najbardziej był Mamoru. Walczyłem z chęcią pomocy mu, ale wiedziałem, że pomogę mu jeśli się bardziej postaram. Usłyszałem krzyk blondyna, ale nie mogłem nic zrobić. Nienawidziłem tego. Byłem wtedy taki bezsilny. Modliłem się żeby wytrzymał jeszcze chwilę...Parę sekund.
-JEST! – ryknąłem, a lód złapał naszych przeciwników za kostki.
- Niesamowite! Ethan znalazł rozwiązanie! Zatrzymał wrogów, a Dreyar miał zwrócić ich uwagę! Genialny plan!
- Genialny, a zarazem niebezpieczny.
Powiedział Jura, oglądając blondyna, który leży na ziemi, ale mimo to… Uśmiecha się?
- Co jest? Eren! Wyciągnij nas stąd!
No działaj debilu! Co ty robisz!? To nas zaraz zamrozi! Już przykrywa moje kolana!
- Nie mogę! Nie mam kontaktu z ziemią!
Wytłumaczył spanikowany, próbując się wyrwać z lodowego uścisku.
- Jak to nie możesz?! – Skarciłam go. – Jesteś bezużyteczny!
Wycelowałam pistoletem na swoje nogi. Rozwalę ten lód! A co! Już miałam strzelić, dopóki nie poczułam przecięcie na lewym nadgarstku. Wypuściłam broń i złapał się za bolące miejsce. Co to było?! Karta?! Spojrzałam na blondyna, który rzucił ostatkami sił w moją stronę.
MAM ROZJEBANY UKŁAD POKARMOWY! Dobra może trochę za bardzo pokolorowałem, ale brzuch tak bolał, gorzej niż u kobiety przed okresem. Opierałem się łokciem o podłoże i uśmiechałem się, jak głupi do sera.
- Game Over.
Oznajmiłem im, widząc, że lód już przekrywa ich twarze. Dwie lodowe rzeźby! Jedna wkurwiona na maxa, druga spanikowana! Hahaha! Jakie żałosne! Zaśmiałem się przez chwilę, aby zaraz tego żałować. Chwyciłem się kurczowa za brzuch i się położyłem na plecach. Nie można się śmiać! Nie można się śmiać! Ale… Ale tak się cieszę, że wygraliśmy! Podkowa na twarzy ciągle się mnie trzymała, nawet można powiedzieć, że koiła odrobinę ból. Wyciągnąłem kciuk w górę w stronę Ethan’a, który dyszał głośno, no tak. Musiało zabrać to jego energię.
Udało się. Byłem taki szczęśliwy. Gdy Mamoru gestem ręki oznajmił mi, iż wszystko gra ucieszyłem się jeszcze bardziej. Cały czas szybko oddychając, wyprostowałem się i ruszyłem w stronę blondyna. Chłopak trzymał się kurczowo za brzuch, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Pomogłem mu wstać. Zarzuciłem sobie jego rękę na ramię, żeby mógł się o mnie oprzeć. Widownia cały czas krzyczała i klaskała. Śmiałem się jak głupi. Uniosłem rękę w geście zwycięstwa. Mamoru spojrzał na mnie krzywo, lecz również to zrobił. Widownia podniosła się i zaczęła klaskać głośniej.
Byłem tak ślepy wygraną, że miałem gdzieś mojego Ethanusia, który pomaga mi wstać! Ta widownia. Te wiwaty! Ten… uśmiech mojego ojca! Pływała przez mnie pozytywna energia. Czułem łzy na oczach. Wzruszyłem się…? A chuj! Wzruszyłem się! Cieszyłem patelnie ciągle! Nie mogłem się opanować! Ścisnąłem mocno pięść i trząsłem nią lekko pokazując i naciskając, że to my wygraliśmy…i tylko MY!
- WYGRAŁO FAIRY TAIL!!!! FANTASTYCZNA DWÓJKA POKAZAŁA PRAWDZIWĄ WSPÓŁPRACĘ!!! Dziesięć punktów leci w ich stronę! Widownia się nie może nacieszyć! Co za emocje!
- To był naprawdę miły dla oka występ! Chcielibyśmy zobaczyć takich więcej!
Dodał swój komentarz Yajima unosząc delikatnie kąciki ust do góry.
- Zgadzam się z wami. Jako Święty Mag mogę stwierdzić, że taką współpracą mogliby mnie zdjąć! Potężna moc!
- TO JEST WŁAŚNIE SIŁA FAIRY TAIL! YEEEE! JUHUU! DALIŚCIE RADĘ! YEEEE!
Najgłośniej ryczeli członkowie wygranej gildii! Niektórzy nawet się wzruszyli – najbardziej matki synów. Ojcowie byli dumni, a rodzeństwo cieszyło się również jak głupie, mimo, że to nie oni wygrali.
Jaraliśmy się jeszcze jakieś kilka minut, ale zaraz musieliśmy zejść z areny, gdyż… Lekarz wzywa! Po za tym… Chyba mi niedobrze… Przyłożyłem dłoń do ust, gdy mnie Ethan prowadził przez arenę.
- Chyba zaraz…
Przełknąłem głośno ślinę o ohydnym smaku! Naprawdę nie wytrzymam. Czułem jak ten cios zmuszał mnie do zwrócenia śniadania. Na moim czole pojawiły się pojedyncze krople potu oraz zrobiłem się zielony na twarzy…
-Ej! Tylko na mnie nie narzygaj !- zaśmiałem się. Przez chwilę jego wzrok mówił że na serio to zrobi.
- Ale ja naprawdę zaraz…
Nadymiłem policzki, czując żołądek do góry nogami. Słyszałem jakieś obrzydzenia ze strony Ethan’a, który przyśpieszył kroki, aby zanieść mnie do skrzydła szpitalnego.
Doniosłem blondyna do reszty drużyny. Przy nich od razu pojawiła się ciotka Wendy i zaczęła leczyć Mamoru. Chłopak cicho pojękiwał w kącie. Usiadłem obok niego i schowałem twarz w rękach żeby ogarnąć co się właśnie stało. Nie mogłem uwierzyć, że wygraliśmy. To takie… Boskie uczucie nie do opisania!
- Dzięki Wendy… - Wyszeptałem czując, że wojna w moich brzuchu złagodniała. Uśmiechnąłem się delikatnie i spojrzałem na Ethan’a, wyciągając w jego stronę powoli dłoń. – Dobra robota.
- Pokazałeś klasę stary. – Pochwaliłem swojego kompana i klepnąłem go po ramieniu. Niestety długo nie mogłem zostać w takiej pozycji, bo zaraz usłyszałem wołania rodziców.
- Trzymaj się… - Wstałem i puściłem jego rękę – Em… Jedź dużo witamin… I takie tam…!
Machnąłem ręką i zaraz wyszedłem z pokoju szpitalnego, aby zaraz poczuć jak moja rodzina zrzuca mi się na kark.
Po kilku godzinach mogłem już wyjść z skrzydła szpitalnego. Wendy jest naprawdę niesamowita w leczeniu! Nie czułem najmniejszego bólu, nawet śladu nie mam po uderzeniu, a moja hierarcha mocy znowu jest stabilna. Uśmiechnąłem się idąc przez ciemne ulicy Cross, spoglądając na swoją otwartą dłoń. Jestem taki… szczęśliwy, matko nigdy nie odczuwałam tyle pozytywnych uczuć w jednym czasie. Gdybym był śmielszy, wszedłbym na dach i wykrzyczał na całe gardło rzeczy, które powodują na mojej twarzy uśmiech. Zaśmiałem się cicho pod nosem i schowałem ręce do kieszeni, poprawiając wcześniej bluzę, czując, że robi się zimniej. Godzina dwudziesta pierwsza, wszyscy siedzą w hotelu, w sferze z alkoholem, heh, świętują naszą wygraną. Może też powinienem się tam udać? Nie! Mamoru wybij to sobie z głowy, aż tak się nie zmieniłeś, aby znajdować się w miejscu, gdzie każdy członek gildii jest obecny. Westchnąłem, po co mi takie zasady… Kto mi w sumie zabrania iść? Zatrzymałem się. Przecież! Mogę iść! Odwróciłem się w stronę wielkiego budynku, miałem już postawić krok do przodu, ale poczułem blokadę w dolnych częściach ciała.
- N-nie…
Zabroniłem sam sobie i odwróciłem z bólem głowę, ściskając zęby. Tch…
- A ty czemu nie świętujesz swojej wygranej? - Usłyszałem za sobą znajomy mi głos, który budzi strach we mnie jak i upokorzenie… Popatrzyłem w stronę źródła głosu i ujrzałem mojego starego, który podejrzanie się… uśmiechał. Nie chciałem z nim rozmawiać, więc prychnąłem moim firmowym głosem i szedłem prosto, lecz jednak nie na długo, bo ojciec zaraz pojawił się przed mną. Nie, żeby coś, ale się przestraszyłem, złapałem do płuc powietrze i zrobiłem dwa bezpieczne kroki od niego. Zlustrowałem go wzrokiem… Wysoki… Umięśniony… Ciemno wokół… - Boisz się?
Zapytał się mnie swoim zimnym oraz stanowczym głosem. Nieprzyjemny wzrok dokładnie mnie obserwował. Jego źrenice miały w sobie jakąś iskrę… Niebezpieczeństwa.
- J-ja… - Zacząłem cicho i dość piskliwym głosem, jakby mnie ktoś za przeproszeniem za jaja złapał. Ojciec podniósł brew i chrząknęłem głośno widząc ostrzeżenie, że zaraz mi wpierdoli jak się nie będę zachowywać jak mężczyzna. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego kpiąco. – Ja Ciebie? Pf. Błagam. Żebym się Ciebie bał, to musiałbym postradać wszystkie zmysły.
Odparłem odważnie, nie bojąc się konsekwencji. Patrzyliśmy sobie w oczy, z jednej strony nienawiść i z drugiej. Pierwszy ruszył się mój tata, uśmiechnął się pogodnie, wow? To on tak umie do mnie? Myślałem, że takie świecenie zębami tylko do pań. Wyciągnął swoją wielką łapę spod płaszcza i zamierzał mi ją dać na ramię.
- Dobrze się spisałe…
Miał mnie PIERWSZY raz w życiu pochwalić, ale ja swoją ręką uderzyłem w jego rękę. Rozwaliłem w ciągu setnej sekundy, pierwszą i chyba raczej ostatnią atmosferę ,,ojciec i syn”. Zdziwienie na jego twarzy mnie śmieszyło, próbowałem się powstrzymać od wybuchu śmiechu, ale to było nie możliwe. Zarechotałem głośno, aż mój głos odbijał się od ścian i wytwarzał echo.
- Co ojczulku. Chciało się pochwalić syna? – Spojrzałem na niego drwiąco. – Tylko, że… - Uśmiechnąłem się jak mały chłopiec do niego. – Już za późno, ne papa? - Przed jego oczami jak i moimi zabłysnęła klatka z przeszłości, kiedy to ja byłem mały i co chwile się uśmiechałem, obserwując i wzorcując się na mojego ojca. – Gdzie byłeś kilka lat temu? – Zapytałem się spokojnie, a na jego twarzy coraz większe zdziwienie, które powoli przeistaczało się w… smutek? – Gdzie byłeś, kiedy najbardziej Ciebie potrzebowałem? – Zadałem kolejne pytanie, ale teraz bardziej wycedziłem przez zęby. Siedział cicho, milczał jak grób. Nic nowego. – Nie odpowiesz mi? – Zaśmiałem się kpiąco z niego. – Czego się spodziewać po Laxus’ie Dreyar’ze. Machina nie ma uczuć, co zrobisz? Nic nie zrobisz.
Wzruszyłem ramionami i stałem się poważny, jak nigdy dotąd. – Czas się dawno już skończył. Nie ma już mnie. Ten Mamoru już umarł, teraz jestem JA. Człowiek żyjąc swoimi zasadami, wolny jak ptak, który będzie srał na każdego. Powodzenia tatku. – Poklepałem go po ramieniu i ominąłem, chowając rękę do kieszeni. – Może jeszcze kiedyś porozmawiamy, ale jak nadejdzie już ten czas… Sądzę, że odpowiesz mi na pytanie. Ja ne. - Zasalutowałem krótko i szedłem przed siebie, czując się jeszcze bardziej zajebiściej niż przedtem. W końcu mu to powiedziałem. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa, wsadziłem do buzi, aby zaraz po kilku sekundach wypuścić szary dym spod uśmiechniętych jadowicie ust. – Co teraz zrobisz Gromowładny Laxus’ie? Co zrobisz po swojej pierwszej porażce ze synem? 
Kazali opublikować tą walkę, to opublikowałam. Nie chciało mi się specjalnie jakoś poprawiać błędów. Wiem gówno z mlekiem, a nie walka : P Nie wiem co z trzecim dniem, mnie się nie pytać. Ważne, że coś poszło do przodu. Najprawdopodobniej zrobią, że Akira wygra walkowerem : P Ale ja tam nie wiem XD Mam nadzieje, że ktoś to przeczyta, bo z Lu pisaliśmy to z kroplami potu na czole xD. Tak wiem, kolejne sranie w banie z Mamoru przy końcówce, ale to już ostatnie... Chyba ;-; Raczej ta XD Dobra joł xD 

niedziela, 5 października 2014

Niepozorna a zabójcza Yume Nakamura



{ Imię } Nazywam się Yume, przyznam, że nie jest to typowe imię dla dziewczyny takiej jak ja, ale cóż zrobić?
{ Nazwisko } Nakamura! Nie ma innego... Co prawda jest ono zmienione ze względów technicznych.
{ Pseudonim } He he... A to jest akurat ciekawe. Yumi-chan... tak też, ale to tylko dla przyjaciół. Ofiary, które mogły ze mną walczyć przezywały mnie od... powiem, że nie były to miłe przezwiska.
{ Płeć } Oczywiście piękna, czyli kobieta.
{ Wiek } 16 lat
{ Data narodzin } 6.06
{Gildia } Moja przygoda zaczyna się z Fairy Tail... oby to był dobry wybór.
{Moc } Jestem ognistym zabójcą bogów. Władam ogniem jak sama moja nazwa mówi.

{ Przyjaciel/ partner } Dopiero przybyłam do gildii i tak na serio jeszcze nikogo nie poznałam, wszyscy są tu strasznie hałaśliwi... wszystko rozwalają... Zapowiada się świetna zabawa.



{ Wygląd } Długie różowe włosy , blada cera, drobna sylwetka, duże różowo - czerwone oczy, gęste rzęsy, to właśnie ja. Najczęściej mam na sobie niebieską spódniczkę oraz błękitną marynarkę z czerwoną kokardą pod szyją.



{ Charakter } Wybuchowy! Jestem głośna, odważna < potrafię mówić wszystko prosto z mostu> Na co dzień miła... radosna... nastawiona do życia pozytywnie. Wszystko co złe kumuluje w sobie < smutek, żal, złość... pragnienie śmierci> Nie znasz mnie i raczej nie poznasz do tego stopnia abym mogła ci wszystko powiedzieć.
{ Historia } - Tato! Jak wrócisz pobawimy się w chowanego! - dziewczynka kurczowa trzymała się nogawki od spodni blondyna.
- Oczywiście... to nie potrwa długo. - uśmiechnął się do niej po czym dodał. - Zaopiekuj się domem.
- Tak jest! - zasalutowała i skinęła głową zasłaniając oczy.
Drzwi się zamknęły, różowo włosa siedziała na krzesełku na wprost nich czekając na powrót ojca. Wpatrywała się w nie dzień...2...3...4. Czekała...
- Tato... - łzy leciały jej po policzkach tworząc mały strumień smutku.
Minął rok..kolejny. Dziewczyna nadal czekała...
- Obiecałeś... - zrzuciła wszystkie szklane rzeczy z szafki tłukąc je. - Że wrócisz! - przewracała meble.
Opadła na podłogę. Piszczała.
- Najpierw matka teraz ty! - łkała.
Po jakimś czasie podniosła się z ziemi i wybiegła z domu. Właśnie wtedy rozpoczęła się jej nowa przygoda. Napotykała na swojej drodze wiele przeszkód, które niszczyła z łatwością. teraz jest tu... w Fairy Tail.  Jednak w głębi serca nadal czeka na powrót tatusia.

{ Pokrewieństwa } Matka opuściła mnie kiedy miałam 5 lat. Natomiast nie wieżę, że tata też tak po prostu zniknął. Coś musiało się stać... Jeżeli chodzi o pozostałych członków mojej rodziny odcięłam się.

{ Inne } - do walki używa 2 srebrnych mieczy, nie lubi używać swoich mocy.
- ma cięty język.
- uwielbia śpiewać...  w czasie kąpieli. Tam nikt jej nie słyszy.
-  nocą stawia krzesełko na wprost drzwi. Wciąż ma nadzieję, że jej ukochany tatuś wróci.
- Prz życiu trzyma ja świadomość, że osoba na której jej zależny nadal żyje.
- znak gildii ma na nadgarstku.
- nie posiada jeszcze pupila, nie chce się przywiązywać.
- jej czyny często prowadzą do rozlewu krwi.
- jeżeli poznasz moją drugą stronę dam głowę, że mnie znienawidzisz.

Każdy dzień przynosi coś dobrego, ale także złego
Nie możemy się poddawać
Bądźmy więźniami swoich marzeń

sobota, 4 października 2014

"Rozwiń swe skrzydła upadły aniele! Skąd masz pewność czy wolności swej nie stracisz..."-Ashley Kage


"Najlepiej jest zniknąć i nigdy nie wrócić. Najlepiej jest odejść i zapomnieć o wszystkim." Najlepiej rozpłynąć się w nicości..."


Ashley Kage/ Prawdziwe imię Zenaida/ Kiedyś bracia nazywali ją Zoe, dziś często nazywa się ją Ash/ Kobieta/17 lat/14 X x793/Eisenwald/"Na tym świecie mam tylko wrogów."/



"Dzień deszczowy, acz radosny! Królowa urodziła, a na świat przyszła córka. Szkarłat ją zdobi i krew szlachetna! Radujmy się i świętujmy! Narodziła się Edolańska księżniczka!"

Czy jakoś tak to było. Wiem, że na wieść o trzecim dziecku królewskiej pary, wybuchła fala upojenia alkoholowego, skutkującego tygodniowym kacem dla każdego mieszkańca Królestwa. Równo trzy lata później nadeszła żałoba, gdy ogłoszono jej śmierć...ale po kolei.


Kim jestem? O to jest pytanie! Czy ja wiem, nie wiem. Można powiedzieć, że jestem nikim. Jestem ciałem bez duszy. Coś w tym stylu. Jestem Ashley Kage, dawna Księżniczka Zenaida. Ale czemu dawna? Bo Zenaida umarła we mnie wieki temu i raczej z martwych nie powstanie.


Jak się raczej domyślacie, jestem magiem. No może nie aż tak legalnym, bo Eisenwald...jak tam trafiłam? To też długa historia, o czym opowiem później...


Jestem niska, bardzo niska jak na swój wiek. Na tle "kolegów" z "pracy" wyglądam jak bachor z moim wzrostem. Otóż mierzę 164 cm. Jak na mój wiek to mało, a waga jak spadała tak spada. Jasna karnacja, ale nie na tyle by mnie z trupem mylić. Jak waga niska to chudzielec ze mnie też jest, a to głównie dlatego, że jem wyjątkowo mało. Szkarłatne włosy, ścięte na różne długości, upięte najczęściej w jedną kitę, rzadko są rozpuszczone. Przydługa grzywka, która układa się jak chce czyli najczęściej tak żebym dostała k*rwicy już od rana. Brązowe oczy, w których czai się błysk szkarłatu. Najczęściej mrożę nimi wszystkich dookoła. Moje ubrania to najczęściej czerwona koszula w kratę, czarne, podarte rajstopy, glany i spódniczka. Znak gildii znajduje się na lewej łopatce i jest koloru ciemnej czerwieni.


Jak jestem magiem to muszę mieć jakąś moc. Moja, nie jest jakoś specjalnie "piękna" czy też "wyjątkowa". Moja moc to po prostu ogień. Ogień, który jest żywy, zmienny i niejednolity. Chaotyczny, niszczący życie. Lepszej magii chyba nigdy nie będę posiadać...

Więc lepiej do mnie nie podchodzić jak mam zły humor...poparzenia trzeciego stopnia gwarantowane.

Skoro już mowa o tym złym humorze. Mam go zawsze, w zależności z kim mam do czynienia. Kageyama narzeka, że mam niewyparzoną gębę i mówię co mi ślina na język przyniesie. Pff! Oczywiście, że...tak. Macie mnie. Miewam dni kiedy nie umiem nie pluć jadem we wszystkich i wszystko. Ci co mówią, że jestem "twarda tylko w słowach" dziś siedzą pozamykani w izolatkach z powodu "nagłych i niekontrolowanych ataków paniki".  Magowie z Eisenwald wiedzą, że mnie nie warto zaczepiać, jeśli chce się pożyć trochę dłużej. Tak, jestem wybuchowa, i co? 
Najczęściej jestem oceniana jako rozwydrzony bachor, któremu w głowie się poprzewracało. Nikomu jakoś się nie chce chwilę pomyśleć i zadać sobie jedno pytanie "czemu?". Jednocześnie sami stawiają swoje życie pod znakiem zapytania, lekceważąc mnie w taki właśnie sposób. W końcu jestem tylko "rozkrzyczaną babą z mieczem" to nie jestem groźna. Ale jestem. To się nazywa gra, analiza, wnioski, atak. Taka jest Ashley. Ale taka nie jestem ja. Ta martwa ja. Jaka jest Zenaida? To jest dziecko. Małe dziecko, zamknięte w ciemnym pokoju, słyszące jak coś dookoła syczy i szepcze.
Jesteś słaba. 
Jak możesz bać się zwykłych pająków?
Rodzice gdyby nie żyli pewnie by się ze śmiechu w grobie przewracali?
Co by pomyśleli twoi bracia? Byliby zadowoleni?
I co płaczesz?! 
Suka! Znowu przelałaś czyjąś krew!
I wtedy to małe dziecko zaczyna krzyczeć, a z każdym krzykiem jest go co raz mniej...

A kiedy to się zaczęło? Siedemnaście lat temu, daleko stąd. W równoległym świecie zwanym Edolas. Nie będę wam przytaczać całej historii tego i tak nieźle skłóconego Królestwa.

To właśnie wtedy 14 października, w murach zamku na świat przyszło trzecie dziecko Króla Jellala i Królowej Erzy. Trzecie dziecko, a jednocześnie jedyna córka i księżniczka. Nadano mi imię Zenaida. 
Czy pamiętam dom? Nie, choć pamiętam jedno miejsce. Było kawałek za stolicą, dokładnie pamiętam jak można było się tam dostać. Najpierw ścieżka, przez sporą polanę, a następnie kawałek lasem, aż dochodziło się do jeziora, w sercu niewielkiego lasku. To właśnie tam najczęściej bawiłam się z braćmi...o ile zechciało im się ruszyć tyłki. No właśnie...rodzina. Nie pamiętam rodziców, choć wiem jakiego koloru posiadali włosy czy oczy, ale nie jestem w stanie przywołać tych obrazów. Podobnie jest z Federico i Estebanem, są zamazanymi obrazami w mojej głowie. Czy teraz bym ich poznała? Nie, choć i tak wątpię żebym kiedykolwiek ujrzała ich na oczy.
Mam niewiele wspomnień z tamtych lat, ale ostatnie, które jest najbardziej wyraźne to kłótnia. Kłóciłam się o coś z Estebanem. Nie wiem o co, może nie chciał mi czegoś powiedzieć? Nie wiem, i teraz mało mnie to obchodzi. Wiem, że zaczęłam biec. Na oślep...bo chyba płakałam. Stanęłam tuż przy krawędzi klifu, a ta osunęła się. Ostatnie co usłyszałam to krzyk, a potem już tylko ciemność...
Obudziłam się tu, na Ziemi. Oczywiście skąd trzyletnie dziecko miało to wiedzieć? Szukałam domu, a natrafiłam na ...życie. Wylądowałam na ulicy, nie znając świata, nie będąc świadoma niczego. Przez następne lata żyłam jako uliczny złodziejaszek, powoli pojmując realia jakie mnie otaczają. Widziałam śmierć, ból, cierpienie, nawet wojnę. Nie umiałam się nie bać, a mimo to szłam pod wiatr, biegłam, byle by żyć.
I właśnie wtedy dostałam szansę. Nie wiem czy można to nazwać szczęściem, bo mój byt poprawił się niewiele. Trafiłam pod dach ubogiego domu dziecka na wschodzie Fiore. Miałam swój kąt. Zdobyłam przyjaciół, rodzinę. Myślałam, że  końcu się udało, a tu pech. Dorosłam, a dzieciarni było co raz więcej. Nie chcąc sprawiać kłopotów ruszyłam w świat. Początkowo chciałam dorabiać to tu to tam, ale nie wyszło.
Trafiłam do Eisenwald...


  • Kocha jabłka! (ale to chyba rodzinne...)
  • Nie lubi koloru swoich włosów, bo za bardzo rzuca się w oczy.
  • Zna wiele ciekawych sposobów jak przeżyć na ulicy...niekoniecznie realnych.
  • Łatwo się "obraża".
  • Każde, nawet jej najgłupsze zachowanie ma jakiś głębszy sens.
  • Wydaje się, że podejmuje pochopne decyzje. Nie prawda, ona tylko szybko myśli.
  • Uzależniona od papierosów...usiłowała rzucić już 3 razy, planuje 4.
  • Gra na pianinie od...drugiego roku życia. Wtedy umiała jednak zagrać jedną melodię.
  • Potrafi chodzić po lesie i drzeć się na całe gardło...całe szczęście nie fałszuje.
  • Gra jeszcze na gitarze elektrycznej.
  • W pewnym stopniu piromanka...ale cicho!
  • Zdradza Eisenwald, współpracuje z Lamia Scale, ale nikt o tym nie wie, a nawet się nie domyśla patrząc na jej charakter.
  • Często lekceważy innych, a przynajmniej na to wygląda..

Kontakt tradycyjnie! Chętna na wątki i powiązania!