czwartek, 1 stycznia 2015

Nawiedzony dom, dwóch starszych panów i pijana gęś

Tsuki                                                                                    Karim



Uchyliłam jedną powiekę lecz szybko ją zamknęłam ze względu na rażące światło w pokoju. Byłam pewna, że wieczorem zasłaniałam firany...ba! Jestem pewna, że nie otwierałam na szczerz okna! Chcąc nie chcąc zwlekłam się z ciepłego łózka i je zamknęłam. Korzystają z faktu, że wstałam wyjęłam z szafy ubrania i ruszyłam w kierunku łazienki. Niestety ta jak zwykle była zajęta...
-Karim! Wyłaź w tej chwili!-kopnęłam w drzwi podkreślając mój niezbyt dobry humor, który polepszy się pod warunkiem, że mama zrobi naleśniki na śniadanie.
-Tsuki, nie kop w drzwi.-to ci niespodzianka! Tata?! Ale kiedy on wrócił?! Jak oparzona odskoczyłam i wydukałam przeprosiny. Czyli ten leń jeszcze śpi. Widząc jednak Balbinkę pędzącego do jego pokoju uśmiechnęłam się pod nosem. Zaraz się zacznie przedstawienie...


Z błogiej nieświadomości wyrwało mnie dziwne uczucie, jakby ktoś jeździł czymś ostrym po moich plecach. Jeszcze w amoku machnąłem ręką, reprezentując rozpiętość skrzydeł zahaczając przy tym o coś puszystego. I właśnie wtedy to coś „puszyste” poruszyło się niezgrabnie na plecach, wydając przy tym, jakby ktoś niedelikatnie pieścił struny zepsutej gitary. Balbinka poderwał się gwałtownie i z całej siły dziabnął mnie w ucho.
Nie spodziewając się czegoś takiego gwizdnąłem mało męsko, rzucając się na łóżku, by następnie zalec w namiętnym pocałunku z panelami. 
- T-ty!- wysyczałem, piorunując ptaszydło wzrokiem mordercy małych zwierzątek. Balbinka tylko przekręcił głowę na bok udając, że nie ma pojęcia, dlaczego mu wygrażam. Przebrzydły nieprzerobiony smalec.
Z jękiem podniosłem się z podłogi, rozmasowując obolały tyłek. Wyciągnąłem dłoń, by zebrać z poręczy łózka bluzę, gdy ta niespodziewanie po prostu uciekła mi spod palców.

- Zostaw to.- warknąłem na Balbinkę, który dla sportu rekreacyjnego, postanowił mi zabrać ubranie. Teraz bezczelnie koślaw truchtem z plączącym pod nogami materiałem, pognał w dalsze zakątki domu.

Widząc gęś uciekającą z pokoju brata z fantem ryknęłam śmiechem. Kocham tę kaczkę! (Tsuki to idiotka dla niej gęś to kaczka dop. Lucy) Chwilę po tym jak ten zniknął na schodach, Karim wylazł z pokoju. Sądząc po jego minie zastanawia się w jaki sposób zamordować zwierzę.

-Dzień dobry. Braciszku może byś się tak ubrał?


- A dzień dobry.- uśmiechnąłem się promiennie, gdy natrafiłem na Tsu na korytarzu. Katem oka nadal śledziłem ptaszydło, które przystanęło kilka metrów od nas, cierpliwie czekając na ciąg dalszy zabawy w toreadora. Nie będę tu odstawiać striptizu dla ubogich, bo buu niestety bez kaloryferka, ale to przebrzydła istota zabrała moją ulubioną bluzę. 
- Taś, taś cholero.- rzuciłem się na Balbinkę, który na chwilę stracił orientację terenie i zamiast pobiec na lewo, ten walnął w kredens. Z wrażenia zaskrzeczał, wzbijając się w powietrze, przy okazji puszczając moje ubranie. Wykorzystując głupotę gęsi, złapałem ją przed nim.

- O’le.- rzuciłem złośliwie, naciągając ciuch na grzbiet. Balbinka tylko zasyczał zrezygnowanie.

Wywróciłam teatralnie oczami widząc wyczyn Karima. Mimo to się uśmiechnęłam. Te ich sprzeczki potrafiły rozbawić lepiej niż najlepszy kabaret. Syknęłam cicho. Delikatnie odgięłam rękaw piżamy i przeklęłam pod nosem. Dlaczego te rany się otworzyły?! Mają dobre dwa tygodnie! Korzystając z nieuwagi brata niczym spłoszony zając popędziłam do pokoju zostawiając ubrania, które sobie przygotowałam. Zamknęłam za sobą drzwi z trzaskiem. Wyjęłam z szafki bandaż, który ukradłam z łazienki. Skądś wytrzasnęłam też waciki i wodę. Szybko sprawiłam sobie prowizoryczny opatrunek, modląc się by ten toreador nic nie zauważył. Ściągnęłam bluzkę i założyłam pierwszą lepszą z długim. Nie ma to jak chodzić w lato w długim rękawie...


- Nie za gorąco?- rzuciłem z przekąsem, widząc Tsu ubraną w ciuchy z długimi rękawami.- Chodź na śniadanie.- pomachałem dłonią, jakby chcąc ja pośpieszyć i sam skierowałem się w stronę kuchni. Przedtem wyciągnąłem z kieszeni jedyny, niezgnieciony papieros, zapalając go. 

Gdy zdążyłem zaciągnąć po raz pierwszy, zauważyłem jak patelnia przelatuje tuż przed moim nosem.
- Ile razy ci mówiłam, żebyś nie palił w domu!?
- Mamcia?!- kwiknąłem jeszcze tkwiąc w szoku.- Myślałem, że jesteś w gildii.- uśmiechnąłem się przepraszająco, chowając pet za plecami. Matka pokręciła tylko z politowaniem głową i powróciła do krzątania w kuchni. 
Szczerząc się głupkowato, odsunąłem się na bezpieczną odległość, by móc przynajmniej jeszcze raz zaciągnąć się, zanim go zgaszę. Jednak, gdy tylko uniosłem dłoń po papierosie nie było ani śladu. Wgapiałem się w dłoń, średnio kojarząc, co się właśnie stało i jakim cudem. 

- Oddaj to.- syknąłem widząc gęś, która przyglądała mi się uważnie, miętosząc w dziobie papieros.- Ty nie umiesz palić! Tym się zaciąga, a nie gryzie.- wyrwałem mu to z dzioba i w końcu zgasiłem.

Chciałam odpowiedzieć, że cholernie, ale stwierdziłam że wolę tego tematu nie zaczynać. Całe szczęście nic nie zauważył. Posłusznie ruszyłam na śniadanie nie przejmując się tym co chwilę później działo się na korytarzu. Ciekawe czy Karim już wie kto mu podpierdziela papierosy? Uśmiechnęłam się pod nosem. Co poradzę...nie lubię gdy pali. Poczułam wspaniały zapach.

-NALEŚNIKI!-wydarłam się jak ostatnia idiotka i podbiegłam do szafki wyciągając talerz. Niestety nie dane mi było skosztować tych pyszności gdyż coś wlazło mi pod nogi powodując mój upadek i śmierć kolejnego talerza, który dostał się do moich rąk...
-BALBINA!

Prychnąłem pod nosem, odwracając głowę, próbując nie pierdzielnąc opętańczym rechotem. To dziecko, kiedyś potknie się o własnego trupa i tak nie zauważy.

- A wspominałem, że znam przepis na gęś w jabłkach?- rzuciłem sarkastycznie, spoglądając na gęś, która chyba to zrozumiała, bo zasyczała na mnie.- Może by tak jeszcze…Ałć!- zacząłem już następny wywód mający na celu rozjuszenie ptaka, jednak matka chlasnęła mnie ścierą w łapę, widząc, że od jakiegoś czasu wyżeram dżem prosto ze słoika.

Odruchowa zabrałem dłoń i chcąc uciec przed morderczym wzrokiem, zacząłem pomagać Tsu zbierać szczątki talerza, który rozbryzgnął się aż pod moje nogi.

-Dzięki.-mruknęłam do brata gdy już szczątki naczynia spoczęły w koszu. Wyciągnęłam z szafki drugi i zabrałam się za delektowanie tym pysznym daniem. Swoją drogą pomysł na gęś w jabłkach całkiem niezły, ale wolę nie zrażać do siebie tej białej zwierzyny, bo mnie w nocy poćwiartuje.

-Idziecie dziś na jakąś misję?-zapytała matka zajęta smażeniem kolejnych cudeniek. Misja? W sumie czemu nie. Ostatnio nic tylko się wykańczam na treningach, o których wie tylko Emily.
-Chyba tak.-mruknęłam i spojrzałam pytająco na brata. Brakowało mi kasy, a robiło się już szarawo. Sama nie pójdę!

- Jasne. Od czasu do czasu mogę się za coś wziąć.- przytaknąłem. Przydałoby się w końcu coś zarobić, bo pieniędzy coraz mniej, a papierosy nikną mi w zastraszającym tępię, bo pewnie ten mały potępieniec szatana mi wszystko niszczy. Żeby gęś żarła tytoń, tego jeszcze nie widziałem. 


A Balbinka między czasie latał wokół mnie, wydając dziwne dźwięki, chcąc dostać kawałek ciasta. Skakał po meblach, fruwał nad głową i na nic były moje głupkowate wymachiwania rękami. Aż w końcu porwał mi z talerza i z zadowolonym skrzekiem pognał na bezpieczną odległość, bym przypadkiem nie zabrał mu zdobyczy. A niech się ptaszydło udławi, odechciało mi się jeść. – To idziemy zobaczyć, co jest ciekawego na tablicy?

-Ok.-dokończyłam śniadanie i razem z bratem ruszyłam w kierunku gildii. Serio robi się szarawo...wzdrygnęłam się na myśl o burzy. W duchu zaczęłam się modlić by ominęła miasto-Nie będziesz głodny?


Wzruszyłem barkami słysząc pytanie.

- Może nie, ale jakbym bym to zawsze mogę zjeść go.- wskazałem palcem na gęś, która wbiła pazury w moje włosy robiąc sobie tam siedzisko. Syknął chcąc mnie ugryź w dłoń, jednak szybko zabrałem palce z pola zasięgu ptaka.  
Gdy dotarliśmy do drzwi gildii Balbinka, jakby przeczuwając najgorsze sfrunęła mi z głowy, przy okazji wyrywając z połowę kłaków. I słusznie przeczuwał. Tylko, jak otwarłem drzwi, nad moją głową przeleciał kufel z dzikimi okrzykami „urwa, urwa.” Z trwogą obejrzałem się na zastawę, która poturlała się po bruku, jednak po chwili machnąłem ręką olewając ten burdel party. Skierowałem się w stronę tablicy, próbujący przy tym niczym nie oberwać w łeb.


Jakimś cudem dotarłam do tablicy. Niestety swój zacięty bój prowadzą Natsu i Nashi kontra Gray i Ethan. Raczej nie zapowiadało się na koniec. Chcąc jak najszybciej uciec z tego domu wariatów poczęłam szukać kartki ze sporą ilością zer. "Kot napastuje moją żonę", "Potrzebni aktorzy"...nie. 
-W moim domu straszy...-moją uwagę przykuło zlecenie prawie na środku tablicy. Całkiem, całkiem.
-Bierze...uwaga!-popchnęłam go na bok. Jakaś część krzesła odbiła się o tablicę i wylądowała na ziemi. Jak mi go trafią to nigdzie nie pójdziemy, bo dołączy do bitwy-idiotów-o-wszystko. Ignorując jego mordercze spojrzenie, gdyż upadł, wskazałam na kartkę-Bierzemy to?

Spojrzałem na Tsu złowrogim spojrzeniem, gdy po raz drugi w tym dniu wylądowałem na podłodze. Dźwignąłem się z ziemi spoglądając na kartkę wybraną przez nią.- Może być.- uśmiechnąłem się, kiwając głową.

Wzięłam kartkę w ręce i unikając stołu podeszłam do Kinany pokazując zlecenie. Szybko opuściliśmy jeszcze-stojący-budynek i ruszyliśmy w stronę wioski Chanesville (powinnam przestać wymyślać nazwy miejscowości dop. Lucy) Długo nam to nie zajęło. Pierwsze co ujrzałam to spory, ciemny budynek. Fajne przywitanie. Sprawdziłam jeszcze raz adres i stwierdziłam, że to tu. Podeszłam do furtki by wejść na teren, lecz gdy jej dotknęłam ta wypadła ze zawiasów. W tym samym momencie drzwi się otworzyły. Wybiegł z nich trzęsący się jak galareta facet.
-To nie ja!-pisnęłam odskakując od miejsca zbrodni.
-Jesteście z Fairy Tail?-całkiem zignorował to, że rozwaliłam mu furtkę.
-Tak.-mruknęłam.
-To zapraszam.-ruszył w kierunku tego domu...albo może zamczyska?

Obstawiamy; rozwali się to teraz czy już?- zadałem sobie pytanie, spoglądając na spróchniały strop, gdy rozhisteryzowany mężczyzna zaprosił nas do wnętrza domostwa. – Mówi pan, że coś tu straszy?- podjąłem rozmowę, otaksują wzrokiem dość zaniedbane wnętrze. A fuj, fuj. Kurzyk!
Zleceniodawca pokiwał głową.- Słychać dziwne odgłosy, jakby ktoś skrzypiał pazurami o meble, a czasem nawet echem odbije się czyjś śmiech.- wypowiedział z widocznym przejęciem w głosie.
Przyłożyłem palce do skroni, wzdychając ciężką.- A nie zgubił się panu przypadkiem kot?
- To na pewno nie jest kot!


-Dobrze, dobrze.-wtrąciłam się do rozmowy. Jeszcze mi się kłócić zaczną-Czy możemy się rozejrzeć po domu?-zaszczebiotałam słodkim głosikiem i ubrałam na twarz słodki uśmieszek, którym rozczulam ojca gdy chcę coś mieć-Wie pan mniej więcej skąd dochodzą te dźwięki?-spytałam wprost poważniejąc.
-Z góry.-wyciągnął z kieszeni klucz, który mi podarował-Przeniosłem się na parter. Są tu jeszcze trzy piętra i piwnica. Możecie wchodzić wszędzie tylko...wypędźcie je!-a czy ja ci wyglądam na egzorcystę? Albo chociaż księdza?! Zacznijmy od tego, że jestem kobietą. 
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy.-znów obdarzyłam go szczerym uśmiechem, który ten dość koślawo odwzajemnił. Gdy zniknął w jakimś pomieszczeniu odetchnęłam z ulgą. Nie lubię grać miłej dziewczynki.

Ku zdumieniu Tsu, wyrwałem jej z dłoni klucz i z drapieżnym błyskiem w oku pognałem w głąb domostwa. Jeśli możemy wchodzić wszędzie to zamierzam to w pełni wykorzystać. Na pewno dziadziuś nawet nie zauważy jak mu coś zniknie z komody. 
Pokonywałem zwinnymi skokami dwa schodki na raz, biegając po domu jak szalony mając nadzieje, ze znajdę coś, co ucieszy oko. No i znajdę upiory, ale to mniejsze zło. W pewnym momencie coś rzuciło mi się w oczy. Lekko zniszczona pozytywka ze złotym konikiem. 
Rozejrzałem się po korytarzu sprawdzając czy nikt nie idzie, wyciągnąłem już rączki, gdy nagle echem odbił się dziwny odgłos. Jakby zapowietrzona foka, która po głębszej dedukcji była zapewnię obskurnym śmiechem dobiegającym ze strychu. Olałem błyskotkę i pobiegłem w stronę drzwi skąd dobiegał odgłos.


Cholerny kieszonkowiec! Chwilę później rzuciłam się za nim. Nie mam ochoty zawalać misji przez niego. Niestety ledwo wlazłam na pierwsze piętro,a już to dziecko specjalnej opieki pognało w dobrze sobie znanym kierunku. Chciałam ruszyć za nim ale bałam się, że te deski nie wytrzymają więc powolnym krokiem ruszyłam za nim. Niestety zdążył przepaść na dobre. Chodziłam krętymi korytarzami. Jeden ciemniejszy od drugiego. Masa zamkniętych drzwi i okna za którymi zaczynała się burza. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki.
-Karim?-odwróciłam się lecz nikogo nie dane mi było spotkać-Nie strasz mnie.-mruknęłam czując, że mógł gdzieś się schować. Odczekałam dłuższą chwilę. Cicho. Westchnęłam. Nie trać głowy. Duchy nie istnieją. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w kierunku drzwi ze złotymi zdobieniami i klamką. Chwyciłam ją. Zaskoczył mnie fakt, że pomieszczenie okazało się być otwarte. Nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Duży praktycznie pusty pokój ze sporym oknem przy, którym stało sporej wielkości lustro. Zrobiłam kilka kroków w jego kierunku. Było w nim coś...dziwnego? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Nagle drzwi się zatrzasnęły. Odskoczyłam i pobiegłam do nich. Usiłowałam je otworzyć ale się nie dało.
-Cholera.-zaczęłam walić pięściami i kopać z całej siły-Karim!-zaczęłam wrzeszczeć. Czemu aż tak się boję?! Dlaczego serce mi tak wali?!-KARIM!

Gdy dobiegłem do drzwi gwałtownie wpadłem do wnętrza a charakterystyczną gracją „ po co klamka, jak są glany.” I ku mojemu zdziwieniu nie było ani upiorów, ani demonów, czy nawet kota, tylko grupa chłystków, którzy na mój widok zamarli z szeroko otwartymi ustami, w dłoniach dzierżąc butelki po jabolach.
- Ach..- westchnąłem, przewracając oczami, markotniejąc.- A miałem nadzieje, że naprawdę będzie tu jakiś duch, albo przynajmniej sekta. Gdzie macie kozę na ofiarę?
Powiodłem po nich wzrokiem, czekając, na jakikolwiek odruch obrony, czy w sumie cokolwiek, za co mógłby przywalić, gdy nagle do moich uszu dobiegły jakby nawoływania. Nieprzyjemny dreszcz zaharatał mi po plecach, odwróciłem się odruchowo do tyłu spoglądając na korytarz.
- Nie ruszać się stąd. Balbinka pilnuj ich.- warknąłem, domyślając się, co to mogło być, zostawiając ich gęsi, który dobrze się wczuł w powierzone zadanie, gdyż zaskrzeczał złowrogo, reprezentując rozpiętość skrzydeł. 
- Tsuki, gdzie jesteś?- krzyknąłem, latając po korytarzach.
- Tu!- usłyszałem wołanie i jakby ktoś naparzał w drewno. Pobiegłem w stronę drzwi, z których dobiegał odgłos automatycznie próbując je otworzyć, jednak te opierały się. Wyciągnąłem klucz chcąc sprawdzić, czy uda mi się je otworzyć i niespodziewanie wybuchłem opętańczym nerwowym rechotem.
- Karim? Co się stało?
- Złamałem klucz.- oznajmiłem, próbując wczuć się w pomogę sytuacji i przestać się śmiać.
- CO?!
- Spokojnie, spokojnie. Zaraz coś wykombinuje.- oznajmiłem starając się by mój głos brzmiał spokojnie, rozglądając się po korytarzu.- Jest tam okno?
- No jest…
Słysząc potwierdzenie, wbiegłem do sąsiedniego pomieszczenie, gdzie też znajdowało się okno. Otwarłem je, wychylając się i dłońmi sprawdzając wytrzymałość parapetów. Wskoczyłem na okno, stopą wymacując oparcie modląc się w duchu, by nie okazały się czyjąś spartaczoną robotą i szybko przeskoczyłem na sąsiedni parapet, który zaskrzypiał złowroga, ale na szczęście nie rozpadł się pod moim ciężarem. 
Zastukałem w okno czekając, aż mi otworzy.


Teraz już wiem po co matce tyle leków uspokajających w szafce nocnej. Z takim synem...
Westchnęłam, powstrzymując się by nie wybuchnąć i nie nawrzeszczeć na niego, jak to ojciec ma w zwyczaju. Odeszłam od drzwi i otworzyłam okno.
-Zamieniłeś się z Balbinką rozumem czy co?-powstaje przy okazji pytanie czy mieli się czym zamienić. Pokręciłam z rezygnacją głową i wpuściłam go do środka.

Przekrzywiłem głowę na bok, uśmiechając się lekko z dość marnego żartu. Zachwiałem się nad parapetem i po chwili przeskoczyłem się przez okno, cudem nie zahaczając, ani nie popełniając sromotną klęske wywalając się na nos, wylądowałem miękko na panelach, obok Tsu.
- A miałaś jakiś inny pomysł jak się tu dostać?- sarknąłem zaczepnie, odrzucając grzywkę na bok z miną "A teraz powinnaś dziękować braciszkowi i podziwiać jego gracje godną baletnicy." 

-Może.-nie. Westchnęłam ciężko-I tak ci nie podziękuję braciszku.-uśmiechnęłam się słodko i podeszłam do okna. Zadrżałam na widok jasnej błyskawicy przecinające niebo. Odwróciłam szybko wzrok-Zgaduję, że wyjdziemy stąd w taki sam sposób w jaki tu wszedłeś?

Podszedłem do drzwi, tak dla upewnienia się waląc w nie z buta, jednak jak się mogłem domyślać, zadrwiły ze mnie i nie otworzyły się bezczelne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Niestety nikt się nie pokwapił by zamontować fluorescencyjny napisu „exit”. Westchnąłem odpowiadając na pytanie. - Jak widzisz nie ma innej drogi ewakuacyjnej. No, jeśli chcesz możemy trochę poczekać, aż korniki zeżrą deski. A nie dużo brakuje.- parsknąłem, mocniej naciskając na parkiet, który zaskrzeczał złowrogo kpiąc z mojej niedowagi.- Nie będzie źle. Parapety wytrzymały mnie to ciebie też powinny.

Spojrzałam w dół. Wysoko, ale nie na tyle, żeby sobie złamać kark przy upadku. Nabrałam powietrza w płuca i weszła na parapet kurczowo przylegając do zimnych, popękanych ścian.
-Spadnę...-mruknęłam szukając stopą drugiego parapetu, gdyż nie miałam na tyle odwagi by odnaleźć go wzrokiem. Za którymś razem udało mi się szczęśliwie go odnaleźć i mocno się trzęsąc, tak jak Erza gdy ktoś zje jej ciasto. Przedostałam się na parapet i wskoczyłam do środka, dziękując, że nie leżę powyginana we wszystkie strony na ziemi. 

- No i widzisz! Braciszka warto słuchać.- zawołałem wesoło, gdy Tsu udało się nie rozpaćkać się o ziemie i bezpiecznie wejść do drugiego pokoju. Wskoczyłem na parapet, patrząc na początek w dół, by dodać mojej koordynacji ruchowej coś na wzór kopa i jasno przekazać, że moim marzeniem na pewno nie jest zostanie roślinką, którą niejadalną częścią byłby respirator. Przeskoczyłem gwałtownie z jednej półki na drugą, mając w nosie obmacywanie podłoża, przy gładzenie ścian. Przerabialiśmy to na początku znajomości. I gładko wylądowałem w drugim pomieszczeniu. 

-Czasami warto.-bąknęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu-Gdzie zgubiłeś Balbinkę?

Wydałem z siebie krótki odgłos, nagłego objawienia.
- Zrobiłem z niego psa obronnego. Kazałem mu pilnować duchy tu straszące. Owe duchy to grupka miłośników trunków wysoko procentowych. Jak ich znalazłem to byli w takim stanie, że nawet gęś zdołała by ich przypilnować.

-Pies obronny?-już to widzę. Teraz naszym "duchom" współczuję, jak zaleźli tej gęsi za skórę-Prowadź.

Ruszyłem przed siebie w mrok korytarzy, idąc całkowicie na wyczucie. Średnio wiedziałem, gdzie to było, średnio też miałem wtedy czas by zastanawiać się, na jakim położeniu geograficznym się to znajdywało. Wpadałem od korytarzu do korytarzu, aż natrafiłem na podobne drzwi. Otworzyłem je i się lekko mówiąc załamałem.
Liczyłem na latające pierze i martwe ptaszydło, w ostateczności martwych nieproszonych gości, bo z tą gęsią nigdy nie wiadomo, a tu takie coś.
- Patrz, na raz!- zaśmiał się jeden z nich, a zawtórowała mu reszta komentując fakt, że Balbinka złapała w dziób flaszkę, i jakby nic przechyliła ją wlewając sobie całą zawartość do gardła. Cholerny zdrajca! Pije bez mnie!
- Zepsuli mi gęś.- westchnąłem, przykładając sobie palce do skroni.


Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem i oparłam się o framugę drzwi. Złapałam się za brzuch, a mina Karima doprowadziła mnie do łez. Dopiero po chwili udało mi się uspokoić na tyle by podejść do kaczki i zabrać jej butelkę.
-Panu podziękujemy.-uśmiechnęłam się do ptaszydła, które gotowe było na mnie skoczy i wydrapać mi oczy. Uśmiech zszedł mi z twarzy gdy napotkałam wzrokiem roześmiane towarzystwo. Nabrałam powietrza w płuca i rzuciłam butelką w ścianę obok brata co spowodowało donośny dźwięk tłuczonego szkła. Śmiechy zamilkły, a panowie spojrzeli na mnie z lekkim strachem w oczach.
-No to powiedzą nam państwo co tu się u licha dzieje, czy mam skonsumować zawartość ostatniej butelki na waszych oczach.- jestem z Fairy Tail...alkoholizm mam w genach.

Odskoczyłem w akcie desperacji, przed butelką, która została zniszczona niewątpliwie za blisko. Obiłem się o framugę, omal się nie potykając, jednak od razu załapałem pion. Powiodłem wzrokiem po zebranych, czy ktoś nie był świadkiem mego bliskiego upadku. Na szczęście, nikt, oprócz Balbinki. Gąsior przydreptał, spoglądając na mnie z uśmiechem wymalowanym na dziobie. Wesoło machał przykrótkim ogonem. Jestem przekonany, że w tym machaniu, jest ukryta cała drwina świata skierowana na mnie.
Mogę go kopnąć?
- No bo em.. te.. em.- jeden z kumplów od butelki zerwał się z podłogi, próbując coś powiedzieć w rytm chwiania się na boki. Warknąłem pod nosem podchodząc do niego i nim zdążył coś nadburknąć, strzeliłem go prosto w łeb, że z wrażenia zakrył się nogami.
- Pijaczy monolog wywołuje u mnie migrenę.- wytłumaczyłem, prychając pod nosem.


-To co z nimi robimy?-otworzyłam butelkę i upiłam łyk piwa. Skrzywiłam się lekko i odstawiłam butelkę. Wolę wino od Cany. Ze sto razy lepsze niż jakieś tanie pseudo piwo z najniższej półki. Usiadłam po turecku i wbiłam wzrok w okno.

- A musimy coś robić?- wzruszyłem ramionami.- Mieliśmy dowiedzieć się, co tu straszy. Nic nie mówiono, o eksterminacji robactwa.
- E, co..!?- następny poderwał się, by zaatakować swoimi pretensjami, jednak zanim załapał, gdzie ma przód, a gdzie tył, ja zdążyłem zareagować. Z całej siły kopnąłem pozostawioną butelkę przez Tsu, trafiając go prosto w łeb. Butelka odbiła się rykoszetem, rozbijając się w drugim kącie, a pijaczyna wywalił się na kartony za sobą.
- Ci..- zasyczałem, przykładając palce do skroni.- Skupić się nie mogę. 


-W sumie racja.-wstałam i spojrzałam na pijaczynę z pogardą-Gratuluję celności.-uśmiechnęłam się do brata i ruszyłam w stronę drzwi.

- Dziękuje.- przytaknąłem, w między czasie szukając wzrokiem tego nieprzerobionego smalcu. Cholera próbowała zlizać resztki piwa, które rozlało się, zaraz po mojej zabawie w reprezentacje piłki nożne. Na próbie się skończyło, gdyż złapałem cholerę.- Nie dość, że pali, to jeszcze pije. I co? Może jeszcze matki puder ćpasz?- warknąłem, wyliczając jego grzechy, przy okazji szarpiąc nim jak pluszowym szmaciakiem. Nie wiem, czy to szok, jaki mu zafundowałem, czy procenty obniżyły jego agresje, bo nawet nie był wstanie zaatakować.- Na odwyk cię wyśle.- rzuciłem na odchodne, wsadzając go sobie pod pachę i podreptałem za Tsu. 

Parsknęłam śmiechem. Doszłam do schodów i zeszłam na dół szukając wzrokiem właściciela domu, ale nigdzie go nie było.
-Proszę pana?-otworzyłam drzwi do pokoju w którym wcześniej zniknął. Dziwne...nie ma go.

- Gdzie dziadek?- zapuściłem żurawia za ramie Tsuki, rozglądając się po pomieszczeniu. Gęś wykorzystując to, że zwolniłem uścisk, przeskoczył mi spod ręki na łeb, usadawiając się tam.
- Psze pana!- ryknąłem na cały regulator, aż Balbinka zachwiał się na mojej głowie. Odpowiedziała mi tylko cisza. Zaparłem dłonie na biodrach, wzdychając. No cóż, zdarza się, potrzeba, czy coś. Nie narzekam, póki co.- Zaraz pójdę odebrać prowizję za olewanie nas.- Ciekawe, gdzie to ja ciapnąłem tą pozytywkę?


-Trochę cierpliwości.-warknęłam i weszłam do środka. W pomieszczeniu z pewnością musiała być o wiele niższa temperatura niż w całym domu. Pokój niewielki, ze starymi, lekko zniszczonymi meblami w stylu rokoko. W kątach można było dostrzec gęsto splecione pajęczyny, a nawet sporego pająka. Wzdrygnęłam się. Zrobiłam kolejny krok do przodu, gdy poczułam silny ucisk na ramieniu. Spojrzałam na brata, ale to nie on postanowił na robić mi strachu. Dosłownie z nikąd pojawił się starszy pan, ale nie ten który dał nam zlecenie. Był chudszy i mizerniejszy.
-Dziękuję za wykonanie pracy.-dał mi sakiewkę z pieniędzmi i przyjrzał mi się uważnie. Po chwili puścił moje ramię i udał sie do wyjścia spoglądając na brata.
-Uczesałbyś się chłopcze.-otworzył drzwi i zniknął w mroku korytarza.

Zmierzyłem wzrokiem tą kserokopie tamtego pana starszego. Dał nam zapłatę i niczym rozprzestrzeniająca się zaraza przedreptał obok mnie, na odchodne komentując artystyczny nieład na mojej głowie.
- Wzajemnie. Polecam też mniej kawy, więcej słońca.- odburknąłem. Oczywiście z dobrymi intencjami. 


-Nie wiem jak ty, ale ja chce do domu...-nie żebym się bała! Ale to jest dziwne, bardzo dziwne. Zajrzałam do sakiewki i uśmiechnęłam się na widok klejnotów-Biorę większą część!-wyminęłam brata i wybiegłam z pokoju opuszczając po chwili budynek. Przeskoczyła ogrodzenie, prawie się wywracając i z radością na twarzy czekałam, aż pojawi się Karim.

Pomruczałem pod nosem, zgadzając się z Tsu, że powinniśmy wracać, zanim z lodówki nie wyskoczy trzecia kopia i zechce nas poczęstować lodami z algidy, kiedy nie spodziewanie to małe cholerstwo wywinęło mnie i puściło się w długą, wykrzykując coś o podziale majątku, co bez odwołania się nie skończy.
- Albo, ja biorę wszystko, albo się dzielimy na połowę.- obruszyłem się i pognałem za nią.


-Hmmm...może.-podrzucałam sakiewką i udałam zamyśloną-A może połowę dam Balbince? Podejrzewam, że wie na co wydać...

- Mam lepszy pomysł. Dasz braciszkowi.- warknąłem, wykonując przykuc tygrysa, chcąc złapać przynależna mi część zapłaty, jednak ta szybko odskoczyła, że tylko wylądowałem z pustymi rękami.
- E! Cholero.- rzuciłem do ptaszydła, który wesoły wydreptał z domu, goniąc za mną, jako że w afekcie gorączki złota zrzuciłem go z głowy.- Zabierz jej sakiewkę, a obiecuje, że kupie ci napój wyskokowy. 


-Siedź na miejscu kaczko to ci załatwię wino Cany.-schowałam sakiewkę do kieszeni bluzy i podeszłam do Karima_Dam braciszkowi połowę pod jednym warunkiem.-na moją twarz wpłynął złowieszczy uśmieszek.

Zmierzyłem siostrę takim spojrzeniem, jakby chciała sprzedać moje dziewictwo na tureckim targu. Ten uśmiech na pewno nie zwiastuje niczego dobrego. W końcu jednak wypuściłem głośno powietrze godząc się z losem. No cóż raz się żyje
.- Czego chcesz?

Zrobiłam minę jakbym nad czymś gorączkowo myślała.
-Weź mnie na barana.-mój szatański uśmieszek zamienił się w niewinny uśmiech dziesięciolatki męczącej swego kochanego braciszka.

Zgłupiałem i zbaraniałem. Myślałem, że każe mi zapieprzać do samego Mordoru, by zajumać Frodo pierścień, bo się kobiecie błyskotki zachciało, albo da jakieś fikuśne zadania, na którym bym poległ, a ona miałaby z tego radochę.
Parsknąłem śmiechem z własnej głupoty, kucając przy niej, by mogła wejść mi na ramiona.- To chyba mogę zrobić.


-Yay!-wydałam okrzyk radości i wskoczyłam mu na plecy przytrzymując się ramion-Ten dziad serio ma racje...uczesałbyś się.

Podrzuciłem ją lekko na barkach, tak dla upomnienia.- Dajcie sobie spokój z moimi włosami, dobrze?- odparłem, wplatając palce w nie i wichrząc we wszystkich kierunkach, robiąc tym jeszcze gorszą szopę.- To dodaje mi tylko uroku.- dodałem tak bardziej mówiąc do siebie, niż do niej.

-Tak, tak uroku...a i tak nie masz dziewczyny. Ej, a może ty jesteś gejem co?-położyłam brodę na jego ramieniu i zerknęłam na Balbinkę- Lub zoofilem.

Parsknąłem śmiechem, odwracając tak głowę, że mogłem na nią popatrzeć. Wykrzywiłem usta w paskudny uśmiech.- Mhy… A może jestem pedofilem.

-Wątpię.-poczochrałam mu z nudów bardziej włosy, a gęś postanowiła nas kompletnie ignorować człapiąc dwa metry za nami.