poniedziałek, 21 lipca 2014

''Pieprzony Piach!"

        Byłem w drodzę do stolicy już ponad godzinę, lecz nie powiedziałym by droga była łatwa...nie, warunki jazdy były doskonałe..gorzej ze stanem mojego umysłu....cały czas był on nie w mojej głowie...analizując drogę, lecz przy Nivess..dobrze zrobiłem odsłaniając się nieco przed nią? Nie chciałbym by zaczeła mnie traktować jako kogoś na kogo zawsze może liczyć a potem się rozczarowała, jednocześnie powinienem jej jakoś pomóc...jeśli będę w stanie. Jeszcze ta magia...mogę liczyć że będzie dostatecznie dojrzała by jej właściwie używać? Iluzje Cienia są tym typem magii które mają nieograniczony potencjał...tak jak magia powietrza... czy kilka innych...heh, gdyby była w niej dobra mialbym ogromne problemy by ją kontrować...założe się ze paru...nie..spora część magów rangi S także.. .Powinienen wyrzucić to z głowy...jeśli nie skupię się na chimerze to może nie mieć zupełnie znaczenia...właściwie nadal nie mogę uwierzyć że to się tu znalazło...jak? Ojciec na pewno na to nie przyzwolił ...nie po tym co stało się z Federico...lecz skąd ''mrodupki'' dowiedzieli by się o istnieniu Anim?! I mieli wystarczające środki by to sprowadzać bez niczyjej wiedzy. Nie wiem czy w Edolas są tego świadomi...możliwe że uznają je za te powstałe naturalnie...lub ....a co jeśli korzystają z nich? Podobno każda z powstałych przed moim przybyciem jest pilnowana...problemem jest też znalezienie wejścia po tej stronie...cholera, czemu to musi być takie popierdolone...koniec roztrzepywania możliwości...czas działać, właśnie przekroczyłem bramy stolicy.

Dziesięć minut później.
        Stałem na wprost baru ''Sun''...miejsca gdzie członkowie gildii najczęściej są zakwaterowani..lecz ja nigdy, wolę już się przespać w ''Honey Bone'', a to z bardzo prostego powodu....Sun jest właściwie pod stałą obserwacją Ery....wie o tym praktycznie każdy...ale mi to zupełnie nie leży w guście, no bo kto lubi jak zagląda mu się przez ramię podczas pracy bez ważnego powodu? Sądziłem jednak że ta obserwacja może mi się w tej sytuacji przydać, wystarczyło zlokalizować miejsce gdzie obsługiwane są lakrymy podglądowe ''ukrycie'' zamontowane w Barze...może uda mi się dzięki nim dowiedzieć jak te świństwo dostało się do plecaka Emily. Wspiąłem się na szczyt budynku baru po czym zamknęłem oczy mocno zwiększając częstotliwość mojego ''radaru''...długo czekać nie musiałem, zakłócenia pojawiły się w mniej więcej lini prostej, a kończyły się pięćdziesiąc metrów dalej w sklepie z ...szkłem. Nie ma co...ciekawą sobie kryjówkę wybrali. Zeskoczylem z wysokości, dzięki mojej magii mogłem spokojnie opanować prędkość opadania...kocham tę magię, jest tak uniwersalna...Nie ważne...Wszedłem do sklepu rozglądając się pp nim...zauważyłem otwarte drzwi na zaplecze, lecz zainteresowało mnie co innego...było one znacznie mniejsze niż rozmary budynku...-Bingo-powiedziałem w duchu, nie musiałem w końcu długo szukać gdzie są odbiorniki, dla niepoznaki podszedłem jedynie do lady i kupiłem jakiś dzbanek. Wyszedłem na zewnątrz kierując się na tyły budynku ...znów długo nie musiałem szukać, szybko zlokalizowałem wentylator przez który zajrzałem do środka...co ujrzałem mnie nie zaskoczyło...parę lakrym plus tłusta żaba ...właśnie obżerająca się pączkami...wystarczyło teraz czekać...Mineło jakieś pół godziny...żaba wstała i wyszła z pomieszczenia...Nie miałem dużo czasu...więc musiałem go szybko stworzyć, na takie okazje mam specjalny ''artefakt''. Zamieniłem się w obłok gazów i przecisnełem przez wentylator. Wracając do stanu stałego wyjąłem z kieszeni fiolkę z jakimś...prochem. Nie! Nie chodzi o chimerę...Była podpisana ''Środek Przeczyszczający'', nie czekając nadziałem pączki nim po czym wróciłem do stanu lotnego i schowałem się nad drzwiami...chwilę potem wrócił ...raczej to coś wróciło...wracajac do pożerania pączków ...i znów długo czekać nie musiałem gdyż po pięciu momentach usłyszałem odgłosy wielkiej bitwy...z worka żaby...Myślałem że podpali podłogę tak wybiegł...Dobrze mu tak, został ukarany za brak umiaru w jedzeniu i piciu. Podszedłem do Lacrym po czym zaczęłem przeszukiwać ostatnie dni w poszukiwaniu Emily...długo czekać nie musiałem, Zauważyłem jak wchodzi do baru po czym podchodzi do szynku...i tu się zaczyna...mężczyzna w kapeluszu który do tej pory siedział na fotelu w rogu wstał i podszedł do niej...Nie zdziwicie się pewnie co się stało...otóż...Potknął się! Obok Emily! Wpadając na nią! Wiedziałem już że to był moment gdy to gówno znalazło się w jej plecaku...postanowiłem więc śledzić posunięcia drania...może uda mi się go zindefikować....na nic, doskonale zdawał sobię sprawę gdzie znajdują się lakrymy podglądowe...widziałem jedynie że wchodzi do pokoju numer sześć oraz ma bliznę na brodzie. Trudno...na razie musi to wystarczyć... Zresetowałem lakrymy do poprzedniego stanu po czym wymknełem się tak jak wszedłem. Nikłe były szanse bym w pokoju coś znalazł, lecz spróbować zawsze można...Wróciłem do baru, lecz nie wszedłem frontalnie lecz znalazłem okno tego pokoju i przecisnąłem się przez szparę, Był pusty...tyle dobrze, nałożyłem rękawiczki po czym zaczęłem go przeszukiwać jednak wszystko potem odkładając dokładnie na miejsce...

Godzinę później
      Nic...pusto...nie znalazłem dosłownie nic co mogło by mi pomóć, już chciałem zrezygnować kiedy poczułem że za mną coś...rośnie. Nie czekając na nic chwyciłem katanę inkantując -Laminas Tempestatem ! (łac. Ostrze Wichru)- ostrze zaczeło niezauważalnie drgać znacząco zwiększając swoją ostrość. Ciełem na odlew...lecz nic, ostrze się zatrzymało! Ostrze które jest zdolne przeciąć trzy stalowe słupy! Gdy w pełni się odwróciłem zrozumiałem czemu....był to człowiek cały pokryty bardzo grubą warstwą...piachu..piachu! Nie cierpie piachu! Nic tak mocno nie pochłąnia energii kinetycznej jak piach! Już łatwiej było by przebić ścianę Jury niż to coś....dlatego za nic nie chcę walczyć z Maxem... Wytrzeliła w moją stronę piaszczysta lanca którą ledwo uniknąłem...myślałem że mogę go udusić lecz wporę zauważyłem że już nie posiada miejsca przez które mógł oddychać...co sugerowało mi że musi posiadać alternatywne źródło tlenu ...rąbać też mi się nie opłacało...musiałbym wykonać tysiące uderzeń by pozbyć się tej ''zbroi'' więc skupiłem się na obronie...moja powietrzna percepcja wielce mi pomogła ponieważ byłem wstanie wyczuwać pułapki które na mnie zastawiał... Trwaliśmy w impasie...ja nie mogłem go zranić, on dzięki mojej gazowej postaci też...jednak nie było to dla mnie korzystne...tylko się broniąc zużywam moc...nie wiedziałem ile on jej posiada...jednak moja nie była największa...musiałem coś wymyślić i zdjąć tą zbroję jednym zaklęciem... Na moją korzyść nie działało to że był on jednocześnie zbity i cechował się dużą elastycznością...Energia Ciśnienia po strefie eksplozji prawdopodobnie została by pochłonięta przez zbroję a znów implozja...Nie byłem pewny że jestem w stanie wyrwać taki kawał piachu...W Edolas jest dużo pustyń..a przy tym wydm...widziałem jak wiatr je przenosi jednak...były to stosunokowo niewielkie wiatry w stosunku do tych którymi operuje oraz działo się to dośc wolno...nie miałem tyle czasu....Czas! Nagle do mojego mózgu trafił pomysł...był dośc ryzykowny..lecz przy stracie mocy jak przy średniej implozji mogłem coś wskórać...problemem było jednak to że struktura tego zaklęcia musiała być dość skomplikowana i musiałem mieć nieco czasu by je przygotować. Zrezygnowałem z przechodzenia w gazową postać by unikać ataków w normalny sposób....moja magia byla już na wykończeniu. W końcu odsunełem się od przeciwnika by zacząć inkantować zaklęcie -Missa mauris lucidity (łac. Masowa strefa Implozji )- Wokół piaskowego człowieka...a dokładnie w odległości jakiś dziesięciu centymetrów pojawiły się seetki...nie tysiące minaturowych przeźroczystych świecących błękitnie pieczęci, na ten widok uśmiechnąłem się pod nosem po czym wykonałem ostatni znak i rzekłem-Alius detonation(łac. Kolejna Detonacja)- Nie czekając zmieniłem stan na gazowy...inaczej bym ostro oberwał rykoszetem....strefy implodujące jedna po drugiej w odstępie ułamków sekundy wyrywały drobne kawałki piachu z zbroi ...dodatkowo ściągając z całego pokoju wszelkie sprzęty...wszystko co nie było na stale umiejscowione lub zbyt ciężkie....mało brakowało a bym oberwał paroma nożami i widelcami. Po minucie swoista burza piaskowa ustała a ja nie czekając uruchomiłem radar i rzuciłem się by zadać wykańczający atak...nagle pył się rozwiał a ja zobaczyłem sylwetkę napastkika...sylwetkę kobiety...która tuż przed tym jak moja katana cieła o jej odsłonięte ciało po prostu zapadła się w podłożu...Wpierw myślałem że to jakiś żart i zaraz wróci...ale widocznie się zmyła... Tyle pracy na nic.... Zachwiałem się tak że od upadku uratowała mnie tylko ściana...byłęm wykończony..zużyłem prawię całą moc magiczną a nic nie udało mi się wskórać...prysneła! Byłem na siebie wściekły jak nigdy ...spojrzenie po pokoju który wyglądał bardziej jakby przeszło tamtędy rodzeństwo Dragneel a nie ja nie pomagało mi w ukojeniu nerwów... Skierowałem sie do okna by wyjśc z pokoju..wiedziałem że nieco przesadziłem i tego raczej już nie ukryje...przez cały dzień dowiedziałem się zaledwie dwóch rzeczy...że komuś nie podoba się moje zainteresowanie...oraz że chimerę dostała Emily...nie było przypadkiem...






"Potrzebujesz swoich koszmarów..."

Tsuki


Pchnęłam białe drzwi mojego domu. Razem z rodziną mieszkaliśmy na obrzeżach Magnolii, blisko wschodniego lasu. Budynek jasnozielony, piętrowy z ogrodem z tyłu. Weszłam do werandy-niewielkiego, zimnego pomieszczenia skąd można było przejść do dalszych pomieszczeń. Tak właśnie zrobiłam. Kolejnymi drzwiami przeszłam na korytarz. Już miałam krzyczeć, że wróciłam kiedy usłyszałam dobiegające ze salonu głosy. Mama i ciocia Lisanna zawzięcie o czymś dyskutowały. Cicho ściągnęłam buty i na palcach podeszłam bliżej.
-Na prawdę bardzo się o nią martwię. Tsuki się zmieniła.-usłyszałam lament mojej matki. Przygryzłam dolną wargę. Czy w tym domu tylko tata mnie rozumie? Najwidoczniej, w końcu jego moc (jak całej rodzinki z resztą) też jest silnie oparta o mrok, a moja tym bardziej. Czasem bardzo żałuje, że urodziłam się taka. Wolałabym urodzić się nie-magiczna. Zaoszczędziłabym sobie wiecznych koszmarów, przemęczenia, a co za tym idzie nałogów. Gdy życie się wali w czymś trzeba się odstresować...
-Miruś, przesadzasz. Nie pamiętasz jaka ja byłam w jej wieku?-szczerze, to prawie nic nie wiedziałam o młodości mamy czy ciotki. Nikt nic nie mówił. Kiedyś tylko ciocia Erza wspomniała mi, że po części przypominam matkę. Tylko czym? Nie jestem ani specjalnie za miła, ani uczynna, o pracowitości nie wspomnę.
-Nie zbyt. Ledwo piętnastka ci stuknęła, a już zniknęłaś.-zniknęłaś? What? Replay proszę!
-Racja.-Lisanna wydawała się być zakłopotana- To zły przykład. No ale chociażby ty. Nie pamiętasz?
-Nawet mi nie przypominaj!-pisnęła matka. 
Podsłuchiwanie ich rozmowy z czasem zrobiło się nudne. Szybko zmieniły temat, na obczajenie czy plany swatania co poniektórych ludzi z gildii. Nie informując o swoim powrocie poszłam na górę, prosto do swojego pokoju. To nie jest duże pomieszczenie. Na przeciwko drzwi znajduje się okno, ozdobione fioletowymi firankami. Ściany tego samego koloru, tylko o ciemniejszym odcieniu. W rogu, przy oknie, po prawej stronie znajdowało się jednoosobowe łóżko, wypchane po brzegi poduszkami, kocami i kołdrami. Najczęściej gdy budziłam się rano, połowa leżała na podłodze. Tak to bywa gdy się nie ma właściwie nigdy spokojnego snu. Rzuciłam swoją torbę w kąt i ściągnęłam bluzę. Za oknem było już ciemno. Ojciec był na misji z Bicslowem, a Karim, albo szlaja się po mieście, albo pali na balkonie. Biedaczyna myśli, że nie wiem. Nic tylko czekać na wyśmienitą okazję by zaszantażować. Ściągnęłam swoje czarne leginsy (swoją drogą mam chyba 20 par) i czarną koszulkę z napisem "Danger Girl". Założyłam starą, niebieską koszulkę w której zwykle śpię i usiadłam na łóżku. Z półki za mną wyciągnęłam sporą czarną księgę. Wyglądem przypominała nieco biblię szatana, ale nią nie była. Na okładce widniał napis "Noctis". Jedna z dwóch ksiąg ze zaklęciami dotyczącymi mojej magii. Druga "Nox", której nie posiadam, zapodziała się dawno temu, a o jej istnieniu wiem od...
Zacisnęłam mocno powieki starając sobie go nie wyobrazić. Niestety moja kochana wyobraźnia od lat ze mną nie współpracuje. Oczyma wyobraźni widziałam wysokiego piętnastolatka (dziś już siedemnastolatka) o kasztanowych, gęstych włosach, anorektycznej posturze, bladej cerze i przeszywających złotych oczach. Szarmancki uśmiech i zachowanie godne dżentelmena. Nathan...

Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Tsuki.

Otrząsnęłam się z myśli o nim. Zostawił mnie, zniknął, odszedł-nie istnieje. Otworzyłam księgę na pierwszej lepszej stronie. Uważnie zbadałam tytuł zapisany czarnym atramentem na pożółkłej stronie.


Noctis:Nightmare
Zaklęcie zaawansowane.

"Wśród rosy, wśród drzew
w spokoju rosło dziecko.
Szczęśliwe, kochane.
Radosne, wspaniałe.
Noc zasiała ziarno.
Wśród krwi, wśród kości
w strachu gniło dziecko.
Smutne, znienawidzone.
Płaczące, nie chciane.
Koszmarem niszczone."

Nic więcej nie było napisane. Już spotkałam się z takimi zaklęciami-wierszykami. Najczęściej je pomijałam. Lepiej nie ruszać tego co nie znane.
Wertowałam kartki księgi w poszukiwaniu czegoś interesującego.. Niestety szczęście też ze mną nie współpracuje. Odłożyłam książkę na miejsce. Ułożyłam się wygodnie na wyrku i zamknęłam powieki modląc się o spokojny sen.

Noc jest piękna nieprawdaż?
Otworzyłam delikatnie powieki.  Leżałam na czymś niezbyt wygodnym. Podniosłam się do siadu i sprawdziłam co to. Sieć. Czarna pajęcza sieć. Zewsząd otaczały mnie ciemne chmury, gdzieniegdzie odsłaniające nieliczne gwiazdy. Tuż na de mną wisiała srebrna tarcza księżyca. 
-Po co je więzisz?-usłyszałam głos za sobą. Kilka metrów za mną stało...coś. Niby cień, niby człowiek. Właściwie to ani jedno ani drugie. Nie odezwałam się.
-Nie tylko więzisz, ale i ignorujesz.-to coś prychnęło. Skądś znałam ten głos-Głupia, myślisz, że uda ci się uciec przed lękami?
-Nie wiem o czym mówisz.-mruknęłam pod nosem.
-Nie wiesz o czym tak? Tak?! Na przykład o tym!-sieć nagle zniknęła, a ja leciałam ze zawrotną prędkością ku dołowi. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk grzmotu. Serce na moment zaprzestało swego bicia. Tuż przed oczami mignął mi piorun. Mimowolnie krzyknęłam. Serce wróciło do pracy i ze zawrotną szybkością nadrabiało straty w biciu. Głupi narząd zaraz mi wyskoczy! Z każdej strony dobiegały te dźwięki. Te, których tak panicznie się boję. Obraz wokoło mnie się rozmył,a zastąpiła go ciemność. Stałam  w jakiejś okrągłej sali. Wokoło mnie leżeli członkowie gildii. Wszyscy. Mistrz, rodzice, przyjaciele, brat. WSZYSCY. Dłonie dalej mi się trzęsły, ale trzeźwe myślenie powoli wracało. To coś stało za mną i chyba uśmiechało się złośliwie. 
-Boi się biedaczka burzy? Ojej, ale to chyba coś gorszego niż tamto.
-Cz-czego...ty-nie dokończyłam gdyż straciłam panowanie nad moim ciałem. Stałam jak słup, soli, a jedyne co mogłam zrobić to oddychać. W mojej dłoni z znikąd pojawił się nóż.
-Zabij.-warknął cień. Moje nogi mimowolnie ruszyły przed siebie. Starałam się jakoś zatrzymać. W końcu mi się udało...nie, nie udało-Zabij!-wrzasnęło. Stałam nad...Emily. Ona...spała? Wszyscy spali-Twój największy lęk. Boisz się, że mrok cię opanuje i ich pozabijasz. Słodkie. Zabij!-Moje ręce same zacisnęły się na nożu. Nic nie mogłam zrobić. Starałam się, ale to nic nie dało. Wbiłam nóż prosto w serce. Z oczu pociekły mi łzy. Zabiłam ją! Zabiłam moją najlepszą przyjaciółkę! Ciało Dragneel powoli się rozpuszczało, aż została tylko plama z krwi. Płakałam, płakałam jak małe dziecko. Cień się nie przejął-Zabij!-nogi znowu odmówiły mi posłuszeństwa. Szłam gdzieś w lewo. Ominęłam ciotkę Lisannę i Kid'a. Zaraz nie...
Stanęłam nad...nie tylko nie Karim! 
-Zabij!-to jedno słowo biło się w mojej głowie z drugim, "Nie". Dłonie same zbliżały się do niego. Nie mogę! Nie mogę!-ZABIJ!-Ból rozchodził się po całym moim ciele. Ręce zaczęły mi drżeć. Udało mi się na moment zatrzymać dłonie. Nie! Nie zrobię tego. 
Nie wiem jak. Wbiłam nóż w swoje serce... cień zawył. Momentalnie coś przygwoździło mnie do ściany. Cień...Dusił mnie.
-Jak śmiałaś...ty mała!-ton przesiąknięty gniewem i jadem-Głupia, potrzebujesz mnie. Potrzebujesz swoich koszmarów...

Podniosłam się do siadu, po drodze zachłysnęłam się powietrzem. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości. Pot lał mi się chyba z każdego miejsca na moim ciele. Dłonie miałam mocno zaciśnięte na kołdrze. W pokoju było całkowicie ciemno, a w domu cicho. Nie krzyczałam. Dobre i to. Chwilę jeszcze starałam się uspokoić oddech. Dopiero kilka minut później dotarło do mnie co się stało. Przed oczami pojawiły mi się urywki z koszmaru

Potrzebujesz swoich koszmarów...

Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju. Nie zważając na to, że pewnie kogoś obudziłam wbiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zapaliłam światło nie zwracając uwagi, że moje oczy nie są przyzwyczajone do światła. Otworzyłam kurek i przemyłam twarz zimną wodą. Pozwoliło mi to trochę oprzytomnieć. 

Potrzebujesz swoich koszmarów...

Nie wytrzymałam. Otworzyłam szafkę nad lustrem i z trudem (głupi wzrost) wyjęłam pudełko z żyletkami. Otworzyłam je i wyciągnęłam jedno. Tuż nad skórą zatrzymałam się. Przecież obiecałam, że nigdy tego nie zrobię. Przepraszam...
Przecięłam skórę po wewnętrznej stronie nadgarstka. Strużka krwi spłynęła po skórze wpadając do umywalki. Zrobiłam jeszcze kilka nacięć. Wyrzuciłam żyletkę i umyłam zlew, chyba dokładnie. Zgasiłam światło i pobiegłam do pokoju. Nie zasnęłam, nie umiałam. Płakałam...Tak, znowu...

Więzi

Nivess, Esteban

Powoli posuwałam się na przód, flegmatycznie stawiając kroki przed siebie. Mój wzrok co chwilę przeskakiwał z jednej osoby na drugą, obserwując uważnie otoczenie. Dzień jak co dzień. Magnolia tętni życiem, każdy zabiegany goni za własnymi sprawami. Jedynie ja nie mam co robić.
- Życie mi się znudziło - wyjęczałam, parskając pod nosem.
- Co? - Shade spojrzał się na mnie swoimi złotymi ślepiami, wyraźnie wytrącony z obecnej sytuacji.
- Pstro i kolorowo - mruknęłam, wzdychając. - Nie mam co robić. Przez ten upał nie chcę mi się żyć.
- Może przestań chodzić w bluzach? - wtrącił ironicznie i usiadł w cieniu przy jednym z budynków. Przewróciłam tylko oczami, sama kucając obok niego i czekając chyba na cud.

...To nie był dobry poranek ...nie dosyć że zupełnie na tej kanapie się nie wyspałem to w dodatku moje mierne umiejętności kucharskie dały o sobie znać... i zamiast zupy stworzyłem mocny roztwór soli..bleh. Cóż...musiałem zjeść coś na mieście..a potem znów wracać do Crocus...bo kto jak nie ja to zrobi hm? Raczej nikt...nie ważne kogo bym wziął do pomocy wyróżniałby się z tłumu tysiąca osób stłoczonych na dziesięciu metrach kwadratowych...pokręciłem głową zamykając za sobą drzwi i sprawdzając czy moje drzewko jest w porządku..


- Rusz się trochę! - warknął Shade, szczerząc kły. Podniosłam na niego wzrok, unosząc delikatnie jedną brew. Nie miałam zamiaru się ruszać. Tu było mi wygodnie. Poza tym tu był cień i nie musiałam czuć na sobie spojrzeń innych. 
- Daj spokój - machnęłam lekceważąco ręką. Wilk jednak ani trochę nie chciał dać za wygraną. Jego puszysty ogon raz po raz szurał po ziemi, wzniecając w górę tysiące drobin kurzu, a pysk wykrzywiony był w złośliwym uśmiechu takim, jakie te bestie umieją posyłać. 
- Ktoś tu jest ofermą życiową! - zawył i ile sił miał w łapach, popędził przed siebie. 
- Nie tak szybko... - mruknęłam pod nosem, sama zrywając się z miejsca i biegnąc w ślad za wilczurem. Nie miałam jednak zbyt wiele szczęścia, gdyż po przebiegnięcia niecałych dwudziestu metrów - wpadłam na kogoś.

...Przynajmniej moja jabłoń nie ucierpiała tej nocy... Przeszedłem krok po czym zatrzymało mnie głośne burczenie w środku mojego żołądka...-Koniecznie muszę coś zjeść-powiedziałem sam do siebie...byłem tak zaobserwowany głodem że zapomniałem uruchomić mojego prywatnego ''radaru''...Poszedłem w kierunku mojego ulubionego baru w nadzieję że mają dziś na śniadanie coś dobrego...lecz moje roztrzepanie dało o sobie boleśnie znać...gdy wychodziłem zza rogu w mój lewy bok uderzył jakoś spory i dość ciężki przedmiot....wytrącając mnie z równowagi i spadając na leżącego mnie...

W net poczułam jak tracę równowagę, a grawitacja pokazuje mi serdeczny, środkowy palec. Nim zdążyłam spostrzec o co chodzi, znalazłam się na ziemi. Jednak może nie tak dosłownie "na ziemi", bo na kimś. 
- Przepraszam! - krzyknęłam, szybko zbierając się z mężczyzny i trochę go przy tym turbując. Odskakując na bezpieczną odległość nadal uważnie przyglądałam się temu, kogo właśnie potrąciłam. 
Kątem oka zerknęłam na Shade'a, który zjeżył sierść, cicho powarkując.

-To ja powinienem przeprosić Nivess- szybko rozpoznałem głos dziewczyny...w duchu przekląłem ..czemu to musiała być ona? Im dalej ode mnie tym dla niej lepiej-Gdyby nie mój głód spokojnie przebiegłabyś przede mną...- w tej chwili załączyłem to co powinien załączyć od razu po wyjściu z domu...po chwili uderzyło mnie wiele fal powietrznych odbijających się od pobliskich budynków oraz ludzi podając mi ich lokalizacje, pobieżny wygląd oraz kierunek ruchu...nie powiem żeby to było na początku miłe uczucie...ale da się przyzwyczaić.-Wiec....przepraszam..

- Nie szkodzi, to ja powinnam bardziej uważać i patrzeć, gdzie biegnę - powiedziałam, nadal uważnie go obserwując. Może i dla niektórych zdawało się to dziwne, gdy tak im się przyglądałam, jednak jest to po prostu taki nawyk i z tym nie mogę nic zrobić. 
- Shade! - syknęłam i trzepnęłam wilka po uszach, słysząc narastający warkot. - Uspokój się.

Mam coś na twarzy?-spytałem spokojnie nie zwracając najmniejszej uwagi na wilka.

- Nie, nie - wyjaśniłam szybko, gestykulując rękami. - Taki nawyk, nic więcej. Wybacz za niego, nie wiem, co mu odbiło - dodałam, spoglądając tym razem na wilka. Shade zmrużył lekko ślepia, siadając przy mojej nodze. Widocznie mi nie ufa..-wzruszyłem ramionami-Jego wolna wola...a podobno wilki mają dobrą intuicje....dodając to że są bardzo wiernymi towarzyszami...wcale mu się nie dziwię.-odparłem lecz chwilę potem z mojego podbrzusza był słychać....głośny burkot który obudziłby pół magnoli..- ...Ponownie przepraszam...

Słysząc niezidentyfikowany dźwięk wydobywający się z brzucha czerwonowłosego zaśmiałam się cicho pod nosem. - Nie szkodzi - odparłam, jednak po chwili z mojego brzucha również wydobył się niebezpieczny burkot.

Przymknąłem na chwilę powieki nieznacznie się uśmiechając..-Chodź, jako przeprosiny lepiej postawię Ci właściwe śniadanie...-Włożyłem dłonie do kieszeni i ruszyłem w kierunku baru...-Może uda mi się też przekupić Shade'a...-dodałem nieco ironicznym tonem.

Kiwnęłam lekko głową, po chwili sama ruszając za Estebanem. Nie lubiłam, gdy ktoś miał zamiar płacić za mnie za cokolwiek, jednak stwierdziłam, że odwdzięczę się innym razem. W końcu czasami trzeba skorzystać z okazji zwłaszcza, że ostatnio nie mam czasu, aby przygotować sobie cokolwiek do jedzenia. Shade słysząc słowa chłopaka prychnął tylko cicho pod nosem, odwracając łeb w drugą stronę.

 Kroczyłem powoli z wzrokiem skierowanym wprost przed siebie...a w głowie przeklinałem się za głupotę godną Nashii...w żadnym wypadku nie powinien się do niej zbliżać...za duże ryzyko, a ona i tak ma swoje problemy...z drugiej strony mogła być to dobra okazja do wybadania czy nie mógłbym w czymś pomóc....może to dziwne i nie właściwe...lecz czuje się nieco odpowiedzialny za nią....cholerne odbicie sfer....-Co chcesz zjeść?- zapytałem dochodząc do budynku.

- Hmm... - zastanowiłam się przez chwilę, przykładając wymownie kciuk do brody i unosząc lekko jedną brew. W net w mojej głowie pojawiły się nazwy tysiąca potraw, które z chęcią zaprosiłabym do swojego żołądka. Tak trudny wybór, a tak dużo pysznych rzeczy.
- Frytki - powiedziałam po krótkim namyśle i uśmiechnęłam się lekko. W końcu wybór padł na nie, a ja nie chciałam wybrzydzać.

 Spojrzałem w bok na nią i przymrużyłem jedną powiekę...-Mam nadzieję tylko że nie jadasz ich codziennie-machnąłem jedynie dłonią po czym otworzyłem drzwi będąc pięć metrów od nich i powiedziałem wskazując otwarte wrota-Panie przodem.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się i dygnęłam lekko jak to damy w średniowieczu. Dama ze mnie żadna, jednak zachować się jakoś przystoi. A co do frytek... Może przemilczmy ten temat. 
Rozejrzałam się po wnętrzu, wzrokiem przeskakując po stolikach i szukając wolnych miejsc. Shade jednak był szybszy i zanim my zdążyliśmy cokolwiek zrobić, on odgonił grupkę osób zmierzających do stolika, który on wybrał. 
- On się jednak nie umie zachować - westchnęłam zrezygnowana.

-Siadajcie...złożę zamówienia.-powiedziałem do nich po czym podszedłem do baru-Dzień dobry, to co zawsze..dodatkowo frytki dla tej młodej damy i kości dla psa. Na stały rachunek-po czym oddaliłem się do stolika..zdjąłem pochwę z pleców i postawiłem koło stołu by mieć szybki dostęp do katany.

- Chodź, Shade - zawołałam wilka, który zamiast usiąść grzecznie obok stolika, wskoczył bezceremonialnie na krzesło.
- No co, przecież mnie wołałaś - uśmiechnął się szatańsko, jednak widząc moją minę stwierdził szybko, że nie warto zaczynać. - No już, dobra - mruknął i na rozejm liznął mnie po policzku. Pokręciłam tylko głową z politowaniem i w końcu zajęłam swoje miejsce.

Po chwili kelnerka przyniosła dwa talerze plus miskę...tak jak zamówiłem Nivess dostała frytki...Shade kości....a ja...a przede mną stał talerz z ....Szarlotką z Jabłkami-Dziękuje rzekłem do swoją drogą nie brzydkiej kelnerki po czym chwytając sztućce...-Itadakimasu

Kiwnęłam głową w stronę kelnerki na znak "dziękuję", po czym mój wzrok natrafił na zamówienie Estebana, którym okazała się być szarlotka. - Również miłośnik jabłek? - uśmiechnęłam się, wgryzając jedną frytkę. Shade ku mojemu zdziwieniu tym razem nie marudził i sam zaczął obgryzać kostki.

-Hm, można tak powiedzieć...-chrząknąłem w dłoń-...Nie to za słabe stwierdzenie...powiedziałbym że mam nie małą obsesję na ich punkcie...I niestety nigdy mam ich niedobór....cholerny złodziejaszek...kiedyś go utopię.

- Dogadalibyśmy się - stwierdziłam, po chwili jednak zaczynając interesować się kataną Estebana, która była oparta w kącie niedaleko od nas. - Ulubiona broń? - spytałam po chwili. - Dość rzadko się chyba z nią rozstajesz, prawda?

Skierowałem głowę na broń...pokiwał głową- Mhm...właściwie prawie nigdy zazwyczaj wybieram dość niebezpieczne misję..i muszę czymś się bronić...a że jestem dość biegły w posługiwaniu się nią...-wzruszyłem ramionami, zdecydowałem się ujawnić część prawdy...może to kiedyś zmniejszyć ciśnienie na odkrycie kim jestem...-Po za tym jedna z nielicznych rzeczy która tutaj łączy mnie z przeszłością.

- Mhm, rozumiem - kiwnęłam lekko głową, przez chwilę sama się nad czymś zastanawiając. Szybko jednak znów powróciłam do mojej egzystencji i do miejsc, w którym aktualnie się znajduję. - Właściwie to mało kto, żeby nie mówić wcale, wie o tobie cokolwiek. Rzadko się pokazujesz w gildii. Ale każdy też ma swoje własne życie.

 
....Mówisz tak jakby budynek Gildii był oazą spokoju i rozsądku -uśmiechnąłem się nieco ironicznie- Po prostu nie przepadam za hałasem i chaosem...stare nawyki nie znikną chyba nigdy

- Fakt, oazą spokoju bym tego jednak nie nazwała - westchnęłam, wpakowując sobie kolejną frytkę do buzi. - Ja po prostu nie mam nic innego często do roboty, więc siedzę i podsłuchuję, o czym inni rozmawiają.

Uśmiechnąłem się pod nosem rozglądając się za czymś po sąsiednich stolikach-O wiele łatwiej jest gdy jesteś niewidoczna....wiem z doświadczenia.

- Niewidoczna? - zdziwiłam się trochę, podnosząc wzrok znad talerza z frytkami i przyglądając się mu. Esteban widocznie rozglądał się po innych stolikach, jakby szukał czegoś, bądź kogoś. Zmrużyłam delikatnie oczy, sama zaczynając omiatać wzrokiem pomieszczenie.

Znalazłem to co szukałem....cudowny...kwaśny...sos...cytrynowy na stoliku za Niv...już chciałem wstać po niego gdy zauważyłem że drogę blokuje mi jedzący kości wilk....lepiej go w tym momencie nie wkurzać...westchnąłem cicho i operując strumieniami powietrza przelewitowałem słoiczek z sosem nad głową dziewczyny wprost do mojej ręki, odparłem jej tylko-Właśnie tak.

Widząc, jak operując własną magią powietrza Esteban sprawia, że w jego dłoni pojawia się słoiczek z sosem, uśmiechnęłam się lekko pod nosem. 
- A więc o to chodzi - mruknęłam tylko. - Z moją magią cienia można by podobnie. On jednak byłby widoczny. 

Hm?- spojrzałem po niej marszcząc brew, nie bardzo rozumiałem o czym ona mówiła

Czując niezrozumiały wzrok Estebana na sobie, stworzyłam niewielką smugę cienia tuż nad moim talerzem. Z cienia uformowała się ręka, która capnęła jedną z frytek i wsadziła mi do buzi. 
- Cień można zobaczyć. Powietrze już nie.

-Hm. Bystra jesteś- uśmiechnąłem się pod nosem- Nie każdy po pierwszym kontakcie rozpoznaje tą magię...najczęściej ludzie mówią mi że operuje grawitacją...telekinezą...lub zgrozo technikami czasoprzestrzennymi..niezły nam wtedy ubaw wiedząc że rozwiązanie jest tak proste.

- Po prostu muszą mieć niezłą wyobraźnie, żeby natrudzić się z wymyśleniem, jaką masz magię. Techniki czasoprzestrzenne? Wow, nieźle - uniosłam wysoko brwi, po chwili uśmiechając się lekko. - Moją magię dość łatwo rozpoznać, gdy użyją ją. Po prostu cień.

-Ciekawa, lecz niestabilna magia...tak samo jak magie bazujące na świetle

- Niestety. Czasami więc cień po prostu mnie nie słucha i robi co chcę nawet, jeżeli umiem nim operować. Dziwne uczucie, jednak po jakimś czasie się to uspokaja.

-Konkretnie cień?-spytałem spoglądając na nią z nieco przechyloną głową.

Spojrzałam na niego z nad talerza, przez chwilę milcząc. Zmrużyłam delikatnie oczy, znów gryząc frytkę, po czym westchnęłam. 
- Okej, czasami ja nawalam - uniosłam ręce w geście poddania.

Zaśmiałem sie...widocznie zupełnie mnie nie zrozumiała, pokręciłem głową-Nie, nie o to mi chodziło...właściwie może mam coś co może Ci się przydać-odrzekłem kropiąc ćwierć szarlotki jaka mi została sosem.

- Coś, co może mi się przydać... - wymruczałam pod nosem słowa przed chwilą przez niego wypowiedziane. - Co to takiego? - spytałam po chwili, kończąc swoje jedzenie i odsuwając od siebie talerz.

- I tak muszę wrócić po motor, dowiesz się na miejscu.

Kiwnęłam tylko lekko głową, a ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Nie miałam zupełnie pojęcia, o co mogło mu chodzić, dlatego też chciałam się tego dowiedzieć. 
- Shade, chodź - mruknęłam do wilka, który skończył swój obiad. Spojrzał się na mnie złotymi ślepiami, po czym oblizał pysk i wstał z miejsca. 

Wstałem powoli przeciągając kark, otworzyłem drzwi po czym powiedziałem-Mieszkam niedaleko więc wiele czasu nie stracisz jeśli gdzieś się spieszysz.

- Nie, nie śpieszę się - powiedziałam, wychodząc z baru. - Czasu mam aż nad to i nie mam go jak wykorzystać - dodałam. Po chwili mój wzrok natrafił na Shade'a, który przechodząc obok Estebana burknął tylko coś pod nosem i poczłapał dalej przed siebie. 
- Shade dziękuje za obiad - wyjaśniłam i uśmiechnęłam się lekko. 

-A więc jednak jest wychowany-uśmiechnąłem się wkładając dłonie do kieszeni, po pięciu minutach byliśmy pod moim domem...Jabłoń sprawdziłem...cała...odetchnąłem z ulgą, po czym otworzyłem zamek.

- Wychowany, tylko trochę nieśmiały - odparłam złośliwie, przyglądając się reakcji Shade'a, który prychnął tylko pod nosem. Zaśmiałam się cicho, kręcąc głową i pogładziłam wilczura po łbie. 
- A więc to jest twoja jabłoń?

Spojrzałem za siebie-W rzeczy samej, ale to sprawa poboczna-zawiesiłem kurtkę na wieszaku i zamknąłem za nią drzwi gdy weszła, podszedłem do szafy po czym ją otworzyłem...nie czekając na nic wykonałem parę znaków dłonią po czym rzekłem- Dissipatio...-a drobna iluzja skrywająca przejście się rozmyła-Tędy.

Swoją drogą dom był dość ładny i uporządkowany. Meble w kolorze mahoniu które miały swoje już swoje lata lecz byly w idealnym stanie jak na staruszków,,,nie lubię zaniedbywać przeszłości.



Zamrugałam kilkakrotnie oczami, widząc, jak przed nami otwiera się wcześniej niewidziane, tajemne przejście. Nie odzywając się ani słowem podążyłam za czerwonowłosym, rozglądając się uważnie. W tym momencie doszło do mnie, jaki panował u niego porządek. Nie słyszałam, a co lepsze nie widziałam nigdy, aby w domu jakiegokolwiek chłopaka panował taki porządek.

Zeszliśmy po schodach do podpiwniczenia...mimo że było parę ładnych metrów pod ziemią było jasno, najbardziej rzucały się duże regały z ogromną ilością różnych ksiąg i książek, oprócz tego zwojów...Notatników, czy szkiców zawieszonych na tablicy. Na jednym z szkiców było widać kolisty obraz gęstych szarych chmur wirujących wokół jakiegoś obiektu...podpisane bylo tylko ''Bomba Króla Wiatru-Faza początkowa''


Rozdziawiłam lekko usta, przyglądając się temu wszystkiego z niemałym szokiem. Najbardziej chyba dziwił mnie sam fakt, iż było tu tak jasno, pomimo tego, że znajdowaliśmy się w piwnicy, gdzie na zdrową logikę powinno być ciemno... albo chociaż panować półmrok. 
Rozglądałam się jeszcze przez chwilę, stojąc w miejscu, aż w mój wzrok znów znalazł się na Estebanie widocznie oczekując od niego wyjaśnień. 

Szukałem czegoś na jednym regale...wiedziałem że gdzieś to miałem...eh, nieco czasu minęło odkąd to przeglądałem...w końcu znalazłem księgę, Wyjąłem ją i spojrzałem do środka, kiwnąłem po czym podałem ją dziewczynie-Proszę- na okładce widać było zdobiony tytuł ''Zaawansowana Magia Iluzji Cienia''.

Widząc jak Esteban wyciąga w moją stronę dość sporych rozmiarów księgę z ozdobnym napisem, który głosił "Zaawansowana Magia Iluzji Cienia" spojrzałam się na niego i palnęłam głupio:
- To dla mnie?

Tak-kiwnąlem głową spokojnie opierając się o biurko-Cienie nie są tylko częścią ciemności...lecz też Iluzji.. właściwie to ich połączenie. A samymi iluzjami cienia mogą poprawnie posługiwać się tylko ludzie którzy opanowali ciemność...lecz nie koniecznie są przez nią przeżarci. Same iluzje wymagają od użytkownika sporej bystrości i analizy otoczenia...nawet głupek może ją rzucić, ale co z tego jeśli od razu będzie widać że nią jest?-chyba znów wpadłem w teoretyczny słowotok..eh...-Ustaliliśmy już że to posiadasz. Dodatkowo iluzje Cienia są quasi-materialne i nie wyróżniają się.

Wysłuchawszy do końca słów Estabana na moje usta wpłynął samoistnie szatański uśmieszek. 
- Dziękuję, na pewno mi się przyda - uśmiechnęłam się promiennie. - Gdy ją przestudiuje na pewno oddam. 

Kiwnęłam głową na potwierdzenie, że rozumiem i będę trzymać buzię na kłódkę. Objęłam księgę podarowaną przez Estebana ramionami i przytuliłam ją, jakby w obawie, że zaraz ktoś miałby mi ją ukraść. Po chwili razem z czerwonowłosym opuściliśmy jego tajemnie, wracając do mieszkania.

- I jeszcze jedno....-spojrzałem na nią już bardziej poważnym wzrokiem- Nie chciałbym by kiedykolwiek jej celem stał się członek Fairy Tail.

Usłyszawszy słowa Estebana spojrzałam się na niego. 
- Nigdy nikt z Fairy Tail nie stanie się jej celem - obiecałam, po czym chcąc potwierdzić jakby pewność moich słów, kiwnęłam głową.


-Cieszę się -powiedziałem z lekkim uśmiechem po czym skierowaliśmy się do wyjścia, oczywiście przepuściłem ją przodem po czym zamknąłem drzwi do domu...podszedłem do motoru zabierając zawieszony na kierownicy hełm po czym wsiadłem na pojazd-Nie będzie mnie w Magnolli przez parę dni..jednak, gdybyś kiedyś coś potrzebowała. Wiesz gdzie mnie znaleźć.

- Mhm - mruknęłam. - Jeszcze raz dzięki za księgę. Dzisiaj zacznę studiować. Mam nadzieję, że coś do mnie dotrze - zażartowałam, po czym pomachałam mu. - Powodzenia!

-Dzięki...nawet nie wiesz jak bardzo się przyda-założyłem kask...nie musiałem przecież używać jeszcze kluczyków co? ..tym razem szybko odpalił po czym zacząłem oddalać się...podniosłem jednak w górę prawą dłoń wystawiając znak wskazujący po czym skręciłem w wylotową ulicę.






Spotkanie

 Akihiro,Kid


Zaczęły dochodzić mnie słuchy że w Magnolii jest Katedra Cardia.Co raz częściej podobno modlitwy są wysłuchiwane i zamieniane w czyn,nigdy nie byłem za bardzo pobożny ale może pojadę dzisiaj odwiedzić to miasto i pomodlić się o siostrę.

Rano wstałem i poszedłem do katedry się modlić. Bo co innego można robić w katedrze? Wyszedłem cicho żeby Yoshi mnie nie usłyszał i poszedłem prosto do katedry.


 Podróż nie trwała zbyt długo i zdążyłem tuż na pierwszą mszę.Jednak nie miałem odwagi by wejść do środka,zobaczyłem że na terenie katedry jest parę brązowych ławek.Usiadłem na jednej z nich składając ręce do modlitwy i zamykając oczy.

Na polu było gorąco a w katedrze masa ludzi! Nie dało się wziąć oddechu a ja jeszcze byłem cały ubrany na czarno. Wyszedłem więc z niej i usiadłem na ławce przed "świątynią" koło jakiegoś faceta.

Siedziałem tak w spokoju i modląc się za siostrę jednak moją ciszę przerwały ciche kroki lekko otworzyłem oczy zobaczyłem jakiegoś młodszego chłopaka który był ubrany cały na czarno z dziwną czaszką w miejscu na krawat.Jego widok trochę mnie zaintrygował a szczególnie jego włosy. 

 Podszedłem do mężczyzny (wyglądał mi na jakieś 18-19 lat) i usiadłem obok. Tak chwilę siedziałem w ciszy ale moja obsesja dała się we znaki i po prostu musiałem zobaczyć czy jest symetrycznie ubrany. Kątem oka patrzyłem na niego po czym głośno westchnąłem z ulgą.


 Po jakimś okresie czasu usłyszałem jego westchnięcie a raczej nie dało się go usłyszeć bo było głośne co trochę mnie zirytowało.Popatrzyłem na niego swoim bezdusznym wzrokiem. -Młody musisz tak głośno wzdychać ?

Przepraszam Ja tak wzdycham tylko dlatego bo myślałem ,że pan jest nie symetryczny... Ale wszystko jest w porządku - uśmiechnąłem się lekko.

Przewróciłem oczami odwróciłem na chwilę wzrok który i tak potem spoczął na młodszym chłopaku z ławki 
-A co to ma do rzeczy ?,nie ważne .. słyszałeś może o tym że ostatnimi czasy ta Katedra spełnia modlitwy ?
Wiatr lekko zawiał a włosy odsłoniły mój znak na lewej stronie szyi.


- Ty nie jesteś z Fairy Tail... - Patrzyłem na niego chwilę przerażonym wzrokiem.

 -Nie jestem stąd,przyjechałem się tylko pomodlić .. ty też tu przyszedłeś raczej z takim zamiarem prawda ?.
Popatrzył się chwilę na mnie a ja na niego i tak nasz wzrok utknął -A poza tym nie chce nic słyszeć o tej gildii ... mam nadzieję że nie spotkam nikogo z tej gildii.

 
 - Ach tak nikogo z tej gildii... Nikogo... A... Co byś zrobił gdybyś kogoś takiego spotkał? - chwyciłem się za rękaw chociaż i tak wiedziałem że nie zobaczy mojego znaku gildii póki jestem w garniturze (bo jest na ramieniu)

-Najchętniej bym kogoś takiego zabił ... Moi rodzice których też próbowałem zabić są z tej gildii i od tamtej pory całe Fairy Tail jest moim wrogiem... a czemu pytasz ?

A nic... nic... - słysząc to byłem przerażony. Aż się trząsłem ze strachu (nie wiem czy on to poczuł ale na polu z + 30 C a ja się trząsłem jak przy - 20...) mamrotałem do siebie tylko ciche "Cholera..."

-Jak ci na imię kolego ? Ja mam na imię Akihiro miło mi cię poznać! za co przyszedłeś się pomodlić ? spytałem i zobaczyłem jak się lekko trzęsie i delikatnie otwiera usta chyba coś mówił ale nie mogłem usłyszeć bo mówił strasznie cicho.

- Ja jestem Kid i przyszedłem się modlić o to żeby mój głupi brat Yoshi zmądrzał i przestał mnie farbować bo to i tak nie działa... - myśląc o moim bracie trochę się zdenerwowałem. Musiałem się jakoś od stresować ale ,że jestem w klasztorze i nie ma tu łazienki to nie mogłem sobie poukładać papier. Wyjąłem więc dwa pistolety i zacząłem je polerować (jak zawsze...)

-Niezłe cacka nie powiem ... Ja przyszedłem się pomodlić za siostrę którą straciłem ...nie mogę dalej w to uwierzyć jaki ze mnie musi być zły brat .. a tak w ogóle to kto zabiera broń do oazy spokoju ? Ten dzieciak wydawał się troszkę dziwny .. kto normalny zabiera spluwy do katedry ... ale chwileczkę skoro on ma broń to musi być magiem.
-Jesteś magiem prawda ?  zapytałem dotykając jednego z pistoletu

- Ja... Yyy... - zamurowało mnie. Nie wiedziałem co w tej chwili odpowiedzieć. Od tego zależało całe moje życie! A mam jeszcze dużo przed sobą - Najchętniej bym skłamał ale mama zawsze powtarza ,że trzeba mówić prawdę... Tak jestem magiem... 

-Czekaj chyba ty nie jesteś z..... ? czyżby on był z gildii Fairy Tail ? skoro jest magiem i jest akurat w Magnolii dlatego się tak dziwnie zachowywał jak powiedziałem że zabiłbym jakiegoś członka Fairy Tail jakbym jakiegoś spotkał. 


 - Tak jestem z Fairy Tail... - przyznałem bo dłużej nie mogłem tego dusić w sobie - Wystraszyłem się tego twojego nastawienia do mojej gildii i nie dziwię się jeśli mnie znienawidzisz i będziesz chciał zabić... Ale pamiętaj jedno! Te buty są idealnie symetryczne więc wkładaj je częściej - uśmiechnąłem się lekko myśląc ,że ominie mnie kara śmierci tuż pod klasztorem 

-Czekaj czekaj .... co ty przed chwilą powiedziałeś ? jesteś z Fairy Tail ? Nagle mój głos spoważniał a sam spojrzałem na niego bezdusznym przeszywającym na wylot spojrzeniem.Złapałem go jedną ręką za kołnierz i pociągnąłem go do siebie aż w końcu moje usta były koło jego ucha.
-A ja cie uważałem za porządnego dzieciaka jednak się myliłem i tak masz rację chcę cię zabić wyszeptałem mu do ucha oczekując jego reakcji.

- Ale ja dopiero zacząłem z Fairy Tail... Mama mnie tam zaciągnęła bo i ona jest i tata i brat... Ja nawet nie walczyłem! No chyba ,że z matką jak mnie trenowała... Ale zawsze przegrywałem! Proszę oszczędź mnie ja jestem naprawdę w porządku! - błagałem go o litość

Słuchałem jego błagania o litość jednak na mnie to nie działało i zamiast załagodzić sytuację jeszcze bardziej mnie rozgniewał
-Nie obchodzi mnie to że dopiero dołączyłeś i że zaciągnęła cie tam mama .... mnie do mrocznej gildii zaciągnęła siostra która później zniknęła a wszystko to przez głupi wymysł moich rodziców z Fairy Tail ale wiesz co .... jednak jesteśmy w świętym miejscu nie będę tutaj przelewał krwi. 

Uf... A już miałem zadzwonić do do mamy bo ona by tu dała popalić! - z trochę lepszym nastrojem zacząłem sobie żartować - Ale tak serio jakby tu moja matka była to by się krew polała więc strzeż się rodziny Strauss!

-Haha nie ma nic zabawniejszego niż zasłanianiem się rodzicami ... to oznaka słabości -puściłem go i wstałem z ławki.-Nie chcę cię więcej widzieć ... pieprzone Fairy Tail zawsze musi doprowadzać mnie do szału ..śmieciowa gildia -powiedziałem powoli oddalając się od chłopaka. -A wydawał się taki fajny ... pozory jak zwykle mylą -powiedziałem w myślach.

Ja naprawdę nie chciałem mu nic zrobić (i nie zrobiłem). Nie do końca rozumiem o co chodzi z tą jego nienawiścią do gildii Fairy Tail. Zainteresował mnie jednak temat jego siostry i udając ,że idę do domu szedłem za nim co chwilę spoglądając czy się do mnie odwróci.

Wszedłem do pobliskiego parku i położyłem się na polanie spoglądając na zachmurzone niebo położyłem się obok jakiegoś drzewa by leżeć w cieniu
 -Jednak te modlitwy to kolejne brednie ... nie potrzebnie tutaj przyjeżdżałem już nigdy nie odzyskam Niv ... -powiedziałem sam do siebie wiedząc że nikt mnie nie podsłuchuję. 

Szedłem za nim aż nie wszedł do parku. Patrzyłem wtedy na niego z daleka a po głowie chodziła mi tylko jedna myśl "Po co do cholery ja to robię?!". Najchętniej poszedłbym sobie do domu ale wtedy przypominała mi się ta historia z jego siostrą. Szkoda mi go było bo ja sam nie mogę sobie wyobrazić jakby było bez mojego brata. "Kto by kupował Nutellę? Kto by się ze mną kłócił i doprowadzał mnie do śmiechu? No kto? Nikt!" rozmyślałem patrząc na niego z oddali aby mnie nie usłyszał i zobaczył.

-Leżałem tak dobre z pięć minut i rozglądałem się leżąc po parku nagle moją uwagę przykuły włosy wystające z krzaków były to włosy tego chłopaka spod katedry .. czyżby mnie śledził ?
 -Darowałem ci życie a ty jeszcze śmiesz mnie śledzić ? -powiedziałem to tak żeby to usłyszał 

- Ja cię nie śledzę tylko wracam do domu do braciszka Yoshiego i sobie tak rozmyślam... O co chodzi z twoją siostrą? Kim ona była? - wyłoniłem głowę z krzaków

-Skoro mnie nie śledzisz to dlaczego wciąż tu jesteś ? ehh.. nie musisz o niej nic wiedzieć i tak nie zrozumiesz jesteś za młody by zrozumieć cierpienie jakie musiałem przechodzić wróżko ... -powiedziałem spokojnym i opanowanym głosem.   

- Wróżko?! Wróżko?! Czy ja ci wyglądam na wróżkę?! Jestem ubrany na czarno i mam motyw czaszki czy to noszą wróżki?! I za młody?! Czuję się bardzo obrażony a moja duma mi na to nie pozwala! - Zdenerwowałem się głównie z "Wróżki" (Nie jestem wróżką!) - Cholera! Marynarka mi się pomięła! Zabuża mi moją symetrię! - zdjąłem marynarkę i położyłem obok siebie (I żeby było jasne pod marynarką miałem czarną koszule) - Tak znacznie lepiej! Symetria dobra i jestem szczęśliwy...

Wtedy zobaczyłem jego znak gildii był czarny na lewym ramieniu aż odechciało mi się na niego patrzeć więc szybko odwróciłem wzrok 
-Długo tu jeszcze będziesz ? bo zmienię zdanie i cie zabiję -powiedziałem patrząc mu w oczy 


- Będę tu tak długo aż mi nie powiesz o co chodzi z twoją siostrą! - moje życie wisiało na włosku ale to było takie ciekawe! musiałem się wreszcie dowiedzieć o co chodzi!

-Jesteś moim wrogiem a ja takim przeważnie mówię tylko ile zostało im godzin życia tobie zostało już niewiele ....-nie chciałem żeby ktoś się dowiedział o tej historii z moją siostrą nikt oprócz mnie nie powinien jej znać. 


- Czemu jestem twoim wrogiem? Jesteś pierwszą osobą którą tu poznałem... Ja nic ci nie chciałem zrobić i nie zrobiłem! Czemu mnie tak nie cierpisz? Co ja ci zrobiłem?! - już sam nie wiem co myśleć...

-Ponieważ jesteś członkiem Fairy Tail a to wystarczający powód żebyś był moim wrogiem .. najlepiej będzie jak pójdziesz do domu i zapomnisz o tym że mnie spotkałeś -powiedziałem to z dobrego serca


- Zrobiłbym to... Ale nie zrobię gdyż zbyt bardzo mnie interesujesz... A jak miała na imię twoja siostra? Może ją znam - próbowałem go jakoś zagadać

-Nie ma jednej szansy na milion żebyś ją znał ale dobra skoro chcesz to ci powiem ale przysięgnij że jak ci powiem to sobie już pójdziesz i nie będziesz zawracał mi gitary okej ?

- Dobra niech ci będzie... Ale pamiętaj ten kto mnie spotka prawdopodobnie jeszcze raz mnie zobaczy... To przez te paski i moją miłość do podróży - znowu zacząłem się lekko uśmiechać 

-My się już nigdy nie spotkamy ... wątpię żebyś kiedyś wstąpił tam gdzie ja ... jej imię to Neviss a teraz spadaj stąd -machnąłem ręką by sobie już poszedł tak jak obiecał.

- Neviss... Niv... Gdzieś to słyszałem... Ktoś coś kiedyś mówił o jakiejś dziewczynie z wilkiem ale... Czy to ona - rozmyślałem czochrając swoje włosy.

Niemożliwe żeby taki ktoś jak on ją znał to musi być jakiś zbieg okoliczności może ktoś ma tak samo na imię i też ma wilka ? tak to zdecydowanie to -pomyślałem
-Na pewno to nie jest ta sama Neviss którą znam i ten sam wilk ... a teraz spadaj i zostaw mnie w spokoju.Ta myśl ciągle chodziła mi po głowie czy on naprawdę ją zna ?. 

Dobra jak chcesz wracam do domu... jak chciałeś... Bo mnie nie lubisz... Ja chciałem pomóc... I jest mi smutno... Ale wracam... Już idę... Odchodzę w niepamięć... Nie spotkamy się nigdy... - przeciągałem bo nie miałem najmniejszego zamiaru wracać do domu.

Zignorowałem jego gadania i tylko patrzyłem na niego jednak on w cale nie odchodził tylko dalej stał w miejscu
-No to idź już .... mi już nic ani nikt nie może pomóc muszę sam dźwigać to brzemię -odparłem po czym zerwałem słomkę i wsadziłem ją do ust. 

- No idę idę... tylko przytnę to drzewko... - spiorunowałem drzewo wzrokiem i wyjąłem nożyczki 

-Ehh co za uparty bachor ...-pomyślałem po chwili spojrzałem na zegar katedry którego było widać z parku 
-Już 15 za chwile mam pociąg powrotny także twoje starania o przycięcie drzewka pójdą na marne -odparłem powoli wstając.Włożyłem ręce do kieszeni i szedłem w stronę stacji kolejowej  

 
 - Czemu na marne? Przez jakiś tydzień będę mógł patrzeć na nie z ulgą - cieszyłem się z obciętego drzewka - idealnie proste!

Kiedy odchodziłem machnąłem tylko ręką a po dwudziestu minutach doszedłem na stację kolejową gdzie już stał mój pociąg.
 "Ciekawe czy go jeszcze spotkam?" rozmyślałem. Mówił coś o pociągu ale pójście na stacje było by chyba "lekką" przesadą... Ale i tak za nim poszedłem bo szliśmy w tę samą stronę.

Wsiadłem w pociąg i usiadłem przy oknie wpatrując się w osoby czekające na peronie a po paru minutach pociąg ruszył