Byłem w drodzę do stolicy już ponad
godzinę, lecz nie powiedziałym by droga była łatwa...nie, warunki
jazdy były doskonałe..gorzej ze stanem mojego umysłu....cały czas
był on nie w mojej głowie...analizując drogę, lecz przy
Nivess..dobrze zrobiłem odsłaniając się nieco przed nią? Nie
chciałbym by zaczeła mnie traktować jako kogoś na kogo zawsze
może liczyć a potem się rozczarowała, jednocześnie powinienem
jej jakoś pomóc...jeśli będę w stanie. Jeszcze ta magia...mogę
liczyć że będzie dostatecznie dojrzała by jej właściwie używać?
Iluzje Cienia są tym typem magii które mają nieograniczony
potencjał...tak jak magia powietrza... czy kilka innych...heh, gdyby
była w niej dobra mialbym ogromne problemy by ją kontrować...założe
się ze paru...nie..spora część magów rangi S także..
.Powinienen wyrzucić to z głowy...jeśli nie skupię się na
chimerze to może nie mieć zupełnie znaczenia...właściwie nadal
nie mogę uwierzyć że to się tu znalazło...jak? Ojciec na pewno
na to nie przyzwolił ...nie po tym co stało się z Federico...lecz
skąd ''mrodupki'' dowiedzieli by się o istnieniu Anim?! I mieli
wystarczające środki by to sprowadzać bez niczyjej wiedzy. Nie
wiem czy w Edolas są tego świadomi...możliwe że uznają je za te
powstałe naturalnie...lub ....a co jeśli korzystają z nich?
Podobno każda z powstałych przed moim przybyciem jest
pilnowana...problemem jest też znalezienie wejścia po tej
stronie...cholera, czemu to musi być takie popierdolone...koniec
roztrzepywania możliwości...czas działać, właśnie przekroczyłem
bramy stolicy.
Dziesięć minut później.
Stałem
na wprost baru ''Sun''...miejsca gdzie członkowie gildii najczęściej
są zakwaterowani..lecz ja nigdy, wolę już się przespać w ''Honey
Bone'', a to z bardzo prostego powodu....Sun jest właściwie pod
stałą obserwacją Ery....wie o tym praktycznie każdy...ale mi to
zupełnie nie leży w guście, no bo kto lubi jak zagląda mu się
przez ramię podczas pracy bez ważnego powodu? Sądziłem jednak że
ta obserwacja może mi się w tej sytuacji przydać, wystarczyło
zlokalizować miejsce gdzie obsługiwane są lakrymy podglądowe
''ukrycie'' zamontowane w Barze...może uda mi się dzięki nim
dowiedzieć jak te świństwo dostało się do plecaka Emily.
Wspiąłem się na szczyt budynku baru po czym zamknęłem oczy mocno
zwiększając częstotliwość mojego ''radaru''...długo czekać
nie musiałem, zakłócenia pojawiły się w mniej więcej lini
prostej, a kończyły się pięćdziesiąc metrów dalej w sklepie z
...szkłem. Nie ma co...ciekawą sobie kryjówkę wybrali.
Zeskoczylem z wysokości, dzięki mojej magii mogłem spokojnie
opanować prędkość opadania...kocham tę magię, jest tak
uniwersalna...Nie ważne...Wszedłem do sklepu rozglądając się pp
nim...zauważyłem otwarte drzwi na zaplecze, lecz zainteresowało
mnie co innego...było one znacznie mniejsze niż rozmary
budynku...-Bingo-powiedziałem
w duchu, nie musiałem w końcu długo szukać gdzie są odbiorniki,
dla niepoznaki podszedłem jedynie do lady i kupiłem jakiś dzbanek.
Wyszedłem na zewnątrz kierując się na tyły budynku ...znów
długo nie musiałem szukać, szybko zlokalizowałem wentylator przez
który zajrzałem do środka...co ujrzałem mnie nie
zaskoczyło...parę lakrym plus tłusta żaba ...właśnie obżerająca
się pączkami...wystarczyło teraz czekać...Mineło jakieś pół
godziny...żaba wstała i wyszła z pomieszczenia...Nie miałem dużo
czasu...więc musiałem go szybko stworzyć, na takie okazje mam
specjalny ''artefakt''. Zamieniłem się w obłok gazów i
przecisnełem przez wentylator. Wracając do stanu stałego wyjąłem
z kieszeni fiolkę z jakimś...prochem. Nie! Nie chodzi o
chimerę...Była podpisana ''Środek Przeczyszczający'', nie
czekając nadziałem pączki nim po czym wróciłem do stanu lotnego
i schowałem się nad drzwiami...chwilę potem wrócił ...raczej to
coś wróciło...wracajac do pożerania pączków ...i znów długo
czekać nie musiałem gdyż po pięciu momentach usłyszałem odgłosy
wielkiej bitwy...z worka żaby...Myślałem że podpali podłogę tak
wybiegł...Dobrze mu tak, został ukarany za brak umiaru w jedzeniu i
piciu. Podszedłem do Lacrym po czym zaczęłem przeszukiwać
ostatnie dni w poszukiwaniu Emily...długo czekać nie musiałem,
Zauważyłem jak wchodzi do baru po czym podchodzi do szynku...i tu
się zaczyna...mężczyzna w kapeluszu który do tej pory siedział
na fotelu w rogu wstał i podszedł do niej...Nie zdziwicie się
pewnie co się stało...otóż...Potknął się! Obok Emily! Wpadając
na nią! Wiedziałem już że to był moment gdy to gówno znalazło
się w jej plecaku...postanowiłem więc śledzić posunięcia
drania...może uda mi się go zindefikować....na nic, doskonale
zdawał sobię sprawę gdzie znajdują się lakrymy
podglądowe...widziałem jedynie że wchodzi do pokoju numer sześć
oraz ma bliznę na brodzie. Trudno...na razie musi to wystarczyć...
Zresetowałem lakrymy do poprzedniego stanu po czym wymknełem się
tak jak wszedłem. Nikłe były szanse bym w pokoju coś znalazł,
lecz spróbować zawsze można...Wróciłem do baru, lecz nie
wszedłem frontalnie lecz znalazłem okno tego pokoju i przecisnąłem
się przez szparę, Był pusty...tyle dobrze, nałożyłem rękawiczki
po czym zaczęłem go przeszukiwać jednak wszystko potem odkładając
dokładnie na miejsce...
Godzinę
później
Nic...pusto...nie
znalazłem dosłownie nic co mogło by mi pomóć, już chciałem
zrezygnować kiedy poczułem że za mną coś...rośnie. Nie czekając
na nic chwyciłem katanę inkantując -Laminas
Tempestatem
! (łac. Ostrze Wichru)- ostrze
zaczeło niezauważalnie drgać znacząco zwiększając swoją
ostrość. Ciełem na odlew...lecz nic, ostrze się zatrzymało!
Ostrze które jest zdolne przeciąć trzy stalowe słupy! Gdy w pełni
się odwróciłem zrozumiałem czemu....był to człowiek cały
pokryty bardzo grubą warstwą...piachu..piachu! Nie cierpie piachu!
Nic tak mocno nie pochłąnia energii kinetycznej jak piach! Już
łatwiej było by przebić ścianę Jury niż to coś....dlatego za
nic nie chcę walczyć z Maxem... Wytrzeliła w moją stronę
piaszczysta lanca którą ledwo uniknąłem...myślałem że mogę go
udusić lecz wporę zauważyłem że już nie posiada miejsca przez
które mógł oddychać...co sugerowało mi że musi posiadać
alternatywne źródło tlenu ...rąbać też mi się nie
opłacało...musiałbym wykonać tysiące uderzeń by pozbyć się
tej ''zbroi'' więc skupiłem się na obronie...moja powietrzna
percepcja wielce mi pomogła ponieważ byłem wstanie wyczuwać
pułapki które na mnie zastawiał... Trwaliśmy w impasie...ja nie
mogłem go zranić, on dzięki mojej gazowej postaci też...jednak
nie było to dla mnie korzystne...tylko się broniąc zużywam
moc...nie wiedziałem ile on jej posiada...jednak moja nie była
największa...musiałem coś wymyślić i zdjąć tą zbroję jednym
zaklęciem... Na moją korzyść nie działało to że był on
jednocześnie zbity i cechował się dużą elastycznością...Energia
Ciśnienia po strefie eksplozji prawdopodobnie została by
pochłonięta przez zbroję a znów implozja...Nie byłem pewny że
jestem w stanie wyrwać taki kawał piachu...W Edolas jest dużo
pustyń..a przy tym wydm...widziałem jak wiatr je przenosi
jednak...były to stosunokowo niewielkie wiatry w stosunku do tych
którymi operuje oraz działo się to dośc wolno...nie miałem tyle
czasu....Czas! Nagle do mojego mózgu trafił pomysł...był dośc
ryzykowny..lecz przy stracie mocy jak przy średniej implozji mogłem
coś wskórać...problemem było jednak to że struktura tego
zaklęcia musiała być dość skomplikowana i musiałem mieć nieco
czasu by je przygotować. Zrezygnowałem z przechodzenia w gazową
postać by unikać ataków w normalny sposób....moja magia byla już
na wykończeniu. W końcu odsunełem się od przeciwnika by zacząć
inkantować zaklęcie -Missa
mauris lucidity (łac. Masowa strefa Implozji )-
Wokół
piaskowego człowieka...a dokładnie w odległości jakiś dziesięciu
centymetrów pojawiły się seetki...nie tysiące minaturowych
przeźroczystych świecących błękitnie pieczęci, na ten widok
uśmiechnąłem się pod nosem po czym wykonałem ostatni znak i
rzekłem-Alius detonation(łac. Kolejna Detonacja)- Nie czekając
zmieniłem stan na gazowy...inaczej bym ostro oberwał
rykoszetem....strefy implodujące jedna po drugiej w odstępie
ułamków sekundy wyrywały drobne kawałki piachu z zbroi
...dodatkowo ściągając z całego pokoju wszelkie
sprzęty...wszystko co nie było na stale umiejscowione lub zbyt
ciężkie....mało brakowało a bym oberwał paroma nożami i
widelcami. Po minucie swoista burza piaskowa ustała a ja nie
czekając uruchomiłem radar i rzuciłem się by zadać wykańczający
atak...nagle pył się rozwiał a ja zobaczyłem sylwetkę
napastkika...sylwetkę kobiety...która tuż przed tym jak moja
katana cieła o jej odsłonięte ciało po prostu zapadła się w
podłożu...Wpierw myślałem że to jakiś żart i zaraz wróci...ale
widocznie się zmyła... Tyle pracy na nic.... Zachwiałem się tak
że od upadku uratowała mnie tylko ściana...byłęm
wykończony..zużyłem prawię całą moc magiczną a nic nie udało
mi się wskórać...prysneła! Byłem na siebie wściekły jak nigdy
...spojrzenie po pokoju który wyglądał bardziej jakby przeszło
tamtędy rodzeństwo Dragneel a nie ja nie pomagało mi w ukojeniu
nerwów... Skierowałem sie do okna by wyjśc z pokoju..wiedziałem
że nieco przesadziłem i tego raczej już nie ukryje...przez cały
dzień dowiedziałem się zaledwie dwóch rzeczy...że komuś nie
podoba się moje zainteresowanie...oraz że chimerę dostała
Emily...nie było przypadkiem...