poniedziałek, 21 lipca 2014

"Potrzebujesz swoich koszmarów..."

Tsuki


Pchnęłam białe drzwi mojego domu. Razem z rodziną mieszkaliśmy na obrzeżach Magnolii, blisko wschodniego lasu. Budynek jasnozielony, piętrowy z ogrodem z tyłu. Weszłam do werandy-niewielkiego, zimnego pomieszczenia skąd można było przejść do dalszych pomieszczeń. Tak właśnie zrobiłam. Kolejnymi drzwiami przeszłam na korytarz. Już miałam krzyczeć, że wróciłam kiedy usłyszałam dobiegające ze salonu głosy. Mama i ciocia Lisanna zawzięcie o czymś dyskutowały. Cicho ściągnęłam buty i na palcach podeszłam bliżej.
-Na prawdę bardzo się o nią martwię. Tsuki się zmieniła.-usłyszałam lament mojej matki. Przygryzłam dolną wargę. Czy w tym domu tylko tata mnie rozumie? Najwidoczniej, w końcu jego moc (jak całej rodzinki z resztą) też jest silnie oparta o mrok, a moja tym bardziej. Czasem bardzo żałuje, że urodziłam się taka. Wolałabym urodzić się nie-magiczna. Zaoszczędziłabym sobie wiecznych koszmarów, przemęczenia, a co za tym idzie nałogów. Gdy życie się wali w czymś trzeba się odstresować...
-Miruś, przesadzasz. Nie pamiętasz jaka ja byłam w jej wieku?-szczerze, to prawie nic nie wiedziałam o młodości mamy czy ciotki. Nikt nic nie mówił. Kiedyś tylko ciocia Erza wspomniała mi, że po części przypominam matkę. Tylko czym? Nie jestem ani specjalnie za miła, ani uczynna, o pracowitości nie wspomnę.
-Nie zbyt. Ledwo piętnastka ci stuknęła, a już zniknęłaś.-zniknęłaś? What? Replay proszę!
-Racja.-Lisanna wydawała się być zakłopotana- To zły przykład. No ale chociażby ty. Nie pamiętasz?
-Nawet mi nie przypominaj!-pisnęła matka. 
Podsłuchiwanie ich rozmowy z czasem zrobiło się nudne. Szybko zmieniły temat, na obczajenie czy plany swatania co poniektórych ludzi z gildii. Nie informując o swoim powrocie poszłam na górę, prosto do swojego pokoju. To nie jest duże pomieszczenie. Na przeciwko drzwi znajduje się okno, ozdobione fioletowymi firankami. Ściany tego samego koloru, tylko o ciemniejszym odcieniu. W rogu, przy oknie, po prawej stronie znajdowało się jednoosobowe łóżko, wypchane po brzegi poduszkami, kocami i kołdrami. Najczęściej gdy budziłam się rano, połowa leżała na podłodze. Tak to bywa gdy się nie ma właściwie nigdy spokojnego snu. Rzuciłam swoją torbę w kąt i ściągnęłam bluzę. Za oknem było już ciemno. Ojciec był na misji z Bicslowem, a Karim, albo szlaja się po mieście, albo pali na balkonie. Biedaczyna myśli, że nie wiem. Nic tylko czekać na wyśmienitą okazję by zaszantażować. Ściągnęłam swoje czarne leginsy (swoją drogą mam chyba 20 par) i czarną koszulkę z napisem "Danger Girl". Założyłam starą, niebieską koszulkę w której zwykle śpię i usiadłam na łóżku. Z półki za mną wyciągnęłam sporą czarną księgę. Wyglądem przypominała nieco biblię szatana, ale nią nie była. Na okładce widniał napis "Noctis". Jedna z dwóch ksiąg ze zaklęciami dotyczącymi mojej magii. Druga "Nox", której nie posiadam, zapodziała się dawno temu, a o jej istnieniu wiem od...
Zacisnęłam mocno powieki starając sobie go nie wyobrazić. Niestety moja kochana wyobraźnia od lat ze mną nie współpracuje. Oczyma wyobraźni widziałam wysokiego piętnastolatka (dziś już siedemnastolatka) o kasztanowych, gęstych włosach, anorektycznej posturze, bladej cerze i przeszywających złotych oczach. Szarmancki uśmiech i zachowanie godne dżentelmena. Nathan...

Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz, Tsuki.

Otrząsnęłam się z myśli o nim. Zostawił mnie, zniknął, odszedł-nie istnieje. Otworzyłam księgę na pierwszej lepszej stronie. Uważnie zbadałam tytuł zapisany czarnym atramentem na pożółkłej stronie.


Noctis:Nightmare
Zaklęcie zaawansowane.

"Wśród rosy, wśród drzew
w spokoju rosło dziecko.
Szczęśliwe, kochane.
Radosne, wspaniałe.
Noc zasiała ziarno.
Wśród krwi, wśród kości
w strachu gniło dziecko.
Smutne, znienawidzone.
Płaczące, nie chciane.
Koszmarem niszczone."

Nic więcej nie było napisane. Już spotkałam się z takimi zaklęciami-wierszykami. Najczęściej je pomijałam. Lepiej nie ruszać tego co nie znane.
Wertowałam kartki księgi w poszukiwaniu czegoś interesującego.. Niestety szczęście też ze mną nie współpracuje. Odłożyłam książkę na miejsce. Ułożyłam się wygodnie na wyrku i zamknęłam powieki modląc się o spokojny sen.

Noc jest piękna nieprawdaż?
Otworzyłam delikatnie powieki.  Leżałam na czymś niezbyt wygodnym. Podniosłam się do siadu i sprawdziłam co to. Sieć. Czarna pajęcza sieć. Zewsząd otaczały mnie ciemne chmury, gdzieniegdzie odsłaniające nieliczne gwiazdy. Tuż na de mną wisiała srebrna tarcza księżyca. 
-Po co je więzisz?-usłyszałam głos za sobą. Kilka metrów za mną stało...coś. Niby cień, niby człowiek. Właściwie to ani jedno ani drugie. Nie odezwałam się.
-Nie tylko więzisz, ale i ignorujesz.-to coś prychnęło. Skądś znałam ten głos-Głupia, myślisz, że uda ci się uciec przed lękami?
-Nie wiem o czym mówisz.-mruknęłam pod nosem.
-Nie wiesz o czym tak? Tak?! Na przykład o tym!-sieć nagle zniknęła, a ja leciałam ze zawrotną prędkością ku dołowi. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk grzmotu. Serce na moment zaprzestało swego bicia. Tuż przed oczami mignął mi piorun. Mimowolnie krzyknęłam. Serce wróciło do pracy i ze zawrotną szybkością nadrabiało straty w biciu. Głupi narząd zaraz mi wyskoczy! Z każdej strony dobiegały te dźwięki. Te, których tak panicznie się boję. Obraz wokoło mnie się rozmył,a zastąpiła go ciemność. Stałam  w jakiejś okrągłej sali. Wokoło mnie leżeli członkowie gildii. Wszyscy. Mistrz, rodzice, przyjaciele, brat. WSZYSCY. Dłonie dalej mi się trzęsły, ale trzeźwe myślenie powoli wracało. To coś stało za mną i chyba uśmiechało się złośliwie. 
-Boi się biedaczka burzy? Ojej, ale to chyba coś gorszego niż tamto.
-Cz-czego...ty-nie dokończyłam gdyż straciłam panowanie nad moim ciałem. Stałam jak słup, soli, a jedyne co mogłam zrobić to oddychać. W mojej dłoni z znikąd pojawił się nóż.
-Zabij.-warknął cień. Moje nogi mimowolnie ruszyły przed siebie. Starałam się jakoś zatrzymać. W końcu mi się udało...nie, nie udało-Zabij!-wrzasnęło. Stałam nad...Emily. Ona...spała? Wszyscy spali-Twój największy lęk. Boisz się, że mrok cię opanuje i ich pozabijasz. Słodkie. Zabij!-Moje ręce same zacisnęły się na nożu. Nic nie mogłam zrobić. Starałam się, ale to nic nie dało. Wbiłam nóż prosto w serce. Z oczu pociekły mi łzy. Zabiłam ją! Zabiłam moją najlepszą przyjaciółkę! Ciało Dragneel powoli się rozpuszczało, aż została tylko plama z krwi. Płakałam, płakałam jak małe dziecko. Cień się nie przejął-Zabij!-nogi znowu odmówiły mi posłuszeństwa. Szłam gdzieś w lewo. Ominęłam ciotkę Lisannę i Kid'a. Zaraz nie...
Stanęłam nad...nie tylko nie Karim! 
-Zabij!-to jedno słowo biło się w mojej głowie z drugim, "Nie". Dłonie same zbliżały się do niego. Nie mogę! Nie mogę!-ZABIJ!-Ból rozchodził się po całym moim ciele. Ręce zaczęły mi drżeć. Udało mi się na moment zatrzymać dłonie. Nie! Nie zrobię tego. 
Nie wiem jak. Wbiłam nóż w swoje serce... cień zawył. Momentalnie coś przygwoździło mnie do ściany. Cień...Dusił mnie.
-Jak śmiałaś...ty mała!-ton przesiąknięty gniewem i jadem-Głupia, potrzebujesz mnie. Potrzebujesz swoich koszmarów...

Podniosłam się do siadu, po drodze zachłysnęłam się powietrzem. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości. Pot lał mi się chyba z każdego miejsca na moim ciele. Dłonie miałam mocno zaciśnięte na kołdrze. W pokoju było całkowicie ciemno, a w domu cicho. Nie krzyczałam. Dobre i to. Chwilę jeszcze starałam się uspokoić oddech. Dopiero kilka minut później dotarło do mnie co się stało. Przed oczami pojawiły mi się urywki z koszmaru

Potrzebujesz swoich koszmarów...

Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju. Nie zważając na to, że pewnie kogoś obudziłam wbiegłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zapaliłam światło nie zwracając uwagi, że moje oczy nie są przyzwyczajone do światła. Otworzyłam kurek i przemyłam twarz zimną wodą. Pozwoliło mi to trochę oprzytomnieć. 

Potrzebujesz swoich koszmarów...

Nie wytrzymałam. Otworzyłam szafkę nad lustrem i z trudem (głupi wzrost) wyjęłam pudełko z żyletkami. Otworzyłam je i wyciągnęłam jedno. Tuż nad skórą zatrzymałam się. Przecież obiecałam, że nigdy tego nie zrobię. Przepraszam...
Przecięłam skórę po wewnętrznej stronie nadgarstka. Strużka krwi spłynęła po skórze wpadając do umywalki. Zrobiłam jeszcze kilka nacięć. Wyrzuciłam żyletkę i umyłam zlew, chyba dokładnie. Zgasiłam światło i pobiegłam do pokoju. Nie zasnęłam, nie umiałam. Płakałam...Tak, znowu...

6 komentarzy:

  1. Uooooo......Smutne.
    Esteban: To idź się potnij z nią....Nie bardzo rozumiem, jak można się bać czegoś co nie istnieje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że nie istnieje. Magia Noctis ma wiele tajemnic...
      Tsuki: Kobieto ty mnie lepiej nie strasz!
      Czytałaś scenariusz kochana to wiesz...
      Tsuki: A mogłam nie podpisywać z tobą żadnej umowy...

      Usuń
    2. Kid : Można się bać nieistniejących rzeczy Estebanie...

      Usuń
    3. Yoshi : Kid... ty wiesz o tym bardzo dużo nie ?

      Usuń
    4. Kid : Zamknij swoją jadaczkę Yoshi Bo ci rzucę miotłą w łeb!
      Jaka piękna groźba XD
      Kid : Zamknij się...

      Usuń
  2. Ciekawe.
    Emily: Ty jednak mnie uważasz za najlepszą przyjaciółkę.
    Przecież ci mówię że ona cię za nią uważa...
    Emily: Ale mnie ignoruje.
    Taki charakter...

    OdpowiedzUsuń