Mamoru•Shi
(Shi również jest zaznaczona na zielono, ponieważ jest ukazywana z widoku Mamoru.)
Otworzyłem oczy, aby móc
ponownie obserwować błękitne niebo. Zero białych puchów, tylko lazur na
sklepieniu i gdzieniegdzie matka natura posyła swoich pracowników – ptaków, aby
szybowały i przecinały swoimi popielatymi skrzydłami górne morze. Wziąłem głęboki
wdech, ciesząc się świeżym powietrzem, wyciągnąłem na bok dłoń, aby zerwać pół,
długiej zieleni, którą zaraz wsadziłem pomiędzy zębami używając jak słomy… albo
papierosa. Ta cisza… Jest taka piękna, mogłaby trwać wiecznie… Strasznie mi
wygodnie, leżąc na trawie i odczuwać masaż twarzy od promyków słońca. Zero
hałasów, zero miast, zero targów, zero kłótni, a co najważniejsze… zero mojego
ojca. Tylko ja i polana Cross… Uniosłem delikatnie kąciki ust i znów zamknąłem
oczy… Zdrzemnę się godzinkę… ewentualnie pięć. Jest dzień wolny od Igrzysk,
więc na spokojnie mogę sobie odpocząć od wszystkiego, raczej nikt się o mnie
martwić nie będzie. Wsadziłem pod głowę ręce i ułożyłem się wygodnie do snu.
Sądziłem, że padnę jak kawka, ale klops. Coś strasznie dziwnie mnie swędział
nos, po za tym… Czy słońce się schowało, bo nie czuje już słońca?
- Hihihi…
Usłyszałem damski chichot, który
akurat był tak wyraźny, że mogłem się zorientować, że dziewczyna pochyla się
nad moją głową. Tylko kto to? Kto śmie przerywać moją niemowlęcą drzemkę przed
obiadem?! Leniwie podniosłem lewą powiekę i ujrzałem węglowe włosy jak i…
piękne, nie mające końca czarne oczy. Poczułem dreszcz, spowodowany jej
ślepiami, miałem wrażenie jakbym spadał do czarnej dziury. Zaraz oderwałem
wzrok od jej twarzy i spojrzałem na jej gałązkę z listkami, która mnie smyrała
po nosie. Akurat właśnie w TYM momencie zrobiłem zeza.
- Nudzi Ci się?
Zapytałem się zniechęcony do
rozmowy, przecierając dłonią swoje prawo
oko, które jeszcze się nie obudziło.
- No może troszkę.
Wystawiła swoje śnieżnobiałe
zęby i podniosła się na równych nogach, ja w tym samym czasie uniosłem plecy,
aby usiąść na ziemi i spojrzeć na nią. Miała na sobie białą, przewiewną
sukienkę z koronkami na dekolcie jak i zakończeniu. Słomkowy kapelusz chronił
jej głowę przed słońcem, a na ramieniu spuszczone ku dole dwa warkoczyki. Z
tyłu trzymała koszyk z różnymi ziołami. Heh, znalazła się, Ania z Zielonego
Wzgórza.
- Czego chcesz?
Spytawszy się szorstko,
podrapałem się po głowię, między czasie otrzepując włosy z ziemi. Ciekawi mnie,
co taka mała, bezbronna… czekaj, wróć. Może nie bezbronna, ale mała osóbka taka
jak ona robi niedaleko lasu?
- Milion kryształów, bo inaczej
zabije Ci matkę.
Rzuciła pierwsze, lepsze
kłamstwo odwracając się do mnie tyłem dodając do sytuacji, że ma mnie w… i nic
mi nie powie. Nie wiem czemu, ale ta dziewczyna zaczyna mi już grać na nerwach.
- Skoro nic ciekawego, to może
mnie nie podrywaj, co?
Spytałem się, chowając dłonie do
kieszeni, oczekując teraz prawdy, a nie kolejnego kłamstwa. Ona jedynie
popatrzyła na mnie przez ramię i rzekła.
- Wolałbym już zginąć niż Ciebie
podrywać.
Uniosłem szybko brew do góry
zirytowany oraz sarkastycznie lewy kącik ust.
- Że co proszę?
- To co słyszałeś. – Odwróciła
się znowu do mnie przodem, łapiąc za swój kapelusz, bo zerwał się mocniejszy
wiatr. Stawiała powoli kroki do tyłu, patrząc na mnie ciągle.
– Człowiek zewnętrznie jest
atrakcyjny na jakiś czas, wewnętrznie zawsze.
- Co to ma znaczyć?
Zapytałem, nie rozumiejąc jej
mądrych słów, czułem, że pomiędzy tymi słowami jest coś…
- Że jesteś głupi i nikt Cię nie
lubi.
ZABIJE TĄ BABĘ! A już myślałem,
że mądrze do mnie gada jak jakiś Gandalf czy Dumbledor, a ona po prostu chciała
po mnie pojechać, U-ka-tru-pie!
- Aaaa! – Krzyknąłem wkurzony i
pogroziłem jej pięścią. – Wypluj to, bo Ci zaraz te kitki powyrywam!
- Co mówisz? Nie słyszę –
Zaczęła dłubać w swoim uchu i sprawdzać brud na palcu. – Chyba jakaś mucha
lata.
- Uszy się myje, a nie wietrzy o
wannę!
Podniosłem głos, widząc jak mnie Shi lekceważy i zamierza mi tylko popsuć krwi.
Jak nie ojciec, to TA zmora! Aaaa! Zwariuje na tym świecie!
- Kurczę pieczone – Położyła
dłoń na swojej głowie. – Chyba od tego słońca dostaje jakiś halucynacji. Słyszę oooobce głosy!
Uśmiechnęła się złowieszczo jak
zauważyła, że od mojej głowy zaczyna wylatywać dym jak z pociągu parowego.
- Aaaa, czekaj, tylko niech ja
Cię złapię!
Ryknąłem, biegnąc w jej stronę
zapominając o bożym świecie, wyznaczyłem sobie ją jako cel. Muszą ją złapać i
powiesić za te kitki! Nie dam tak sobą pomiatać, smarkula jedna. Czarnowłosa
zaśmiała się uroczo i uciekała, grając ze mną w kotka i myszkę.
- Wolny jesteś! Daj z siebie
więcej!
Zawołała, znikając co chwile z
jednego do drugiego drzewa, zapierniczała w tych klapkach jak pantera. Kurde,
dziewczyny to mają jakieś skille w tych butach. Nie ważne, czy sezon zimy,
jesieni, nie ważne, czy szpilki, sandały one biegają w każdym obuwiu
perfekcyjnie. Wyciągnąłem dłoń do przodu, aby ją złapać, już tak blisko… zaraz
ją będę miał…
- Ouuuuuu!!!
Zawyłem, gdy poczułem, że coś
mnie rwie do przodu, zawiązuje się wokół mnie i powiesza do góry nogami.
Nieopanowany śmiech dziewczyny, zwrócił mnie na ziemie. Rozglądnąłem się i
zorientowałem się, że wpadłem do jakieś
pułapki na ssaki.
- Hahahahahaha! – Śmiała się
ciągle, prawie się dusząc, turlając po ziemi. – Nie wierzę… Hahaha! – Łzy
cisnęły się do jej oczu oraz trzymała się kurczowo za brzuch. – Hahaha, wpadłeś
jak śliwka w kompot, hahaha!
- Zamknij się! – Rozkazałem, aby się opanowała. Czułem jak moja krew spływa do
mózgu, co nie było przyjemne. Machałem wolną, prawą ręką próbując się jakoś
uwolnić, byłem tak pozginany w tej pułapce, jakby mi ktoś powykręcał kończyny.
– Uwolnij mnie!
- Ja? Ciebie, ha! – Wytarła
palcem łzy spod oka i usiadła na ziemi, patrząc na mnie jak królewna, która
gardzi wieśniakami. – Po moim trupie. Zostaniesz tutaj. – Podniosła się i
chwyciła za kosz.
- Że co?! Nie, nie! –
Wyciągnąłem do przodu rękę, jakbym chciał ją zatrzymać, ale dzieliły nas dobre
pięć metrów. – No proszę Cię… - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. – Ładnie
Cię proszę…
Zrobiłem oczy szczeniaka, a ona
tylko zarzuciła swoimi i machnęła tylko ręką, a ja nawet nie zauważyłem gołym
okiem, kiedy zacząłem spadać w dół. Spadłem na plecy i jęknąłem.
- A teraz dziękuj.
Moje jęczenie pod nosem, było
dziękowaniem i trochę wierzgałem się po ziemi z powodu bólu.
- Dzięki…
Wydusiłem w końcu te jedno
słowo, mimo to dalej czułem jakby mi ktoś w plecy wbijał kamienia. Prawą dłonią
wymasowałem sobie bolące miejsce i popatrzyłem na nią. Na co ona jeszcze czeka?
Nie powinna już iść do swoich Tygrysków? Patrzy się ciągle na mnie… Peszy mnie
to!!! Na moich policzkach pojawiły się rumieńce i szybko odwróciłem głowę.
- Uroczo. – Skomentowała moją
reakcje i podeszła do mnie. – Co powiesz na kolacje? Ty, ja oraz dooobre żarcie
w The Head Bird?
Zaproponowała mi, popychając
łokciem w moje ramię. Zdziwiłem się trochę, ale w sumie byłem głodny, a nie
zamierzałem wracać do hotelu. Zrezygnowałem w ogóle z walki do finału… Nie
zamierzam brać tam udziału, ponieważ dopóki mam dobrą reputację o swojej sile, to niektórzy będą mnie czcić,
więc nie chce ich po prostu rozczarowywać.
- Zgoda.
Podniosłem się z ziemi i
otrzepałem tyłek dłońmi, po czym wraz z Deską skierowaliśmy się do danej
restauracji.
Parę godzin później.
Wieczór.
- Nie gadaj! Hahaha, naprawdę?
Zaśmiała się Shi z mojej historii, wychodząc ze mną z
restauracji. Trzymała się jedną ręką za brzuch, a drugą trzymała kapelusz, aby
jej nie spadł przez te trzęsienie ciałem ze śmiechu.
- No na serio. Tak się przeraziłem tego kucharza, że
później nie chodziłem do tej restauracji przez kilka miesięcy, ale kiedy
dostałem bony na darmowy obiad, to można powiedzieć, że to miejsce to moja
kuchnia.
- Nie wierzę. – Wytarła palcem łzę spod oka i spojrzała
na mnie uśmiechnięta od ucha do ucha. – Opowiedz coś jeszcze!
Zachwycona moimi przezabawnymi opowieściami, nie zważała
na to, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. No tak, wieczór jest, więc
temperatura spadła.
- Ej… Nie jest Ci zimno?
- Ano, faktycznie chłodno się zrobiło.
- To może Ci dam swoją blu… - już ściągałem z siebie
ubiór, aby jej wręczyć, i być jakiś tam dżentelmenem, ale jak zobaczyłem, że
otoczyła ją niebieska aura i już była w innym ubraniu, cieplejszym. Cała chęć
pomocy pięknej dziewczynie, poszła się za przeproszeniem, jebać.
– Aha…
Jedynie tyle z siebie wydałem i
ubierałem z powrotem ciuch.
- Skoro tyle masz niezwykłych
historii. To… - ruszyła do przodu, przytulając się do mojego ramienia. Zdziwiło
mnie to bardzo, ale poczułem syndrom ,,Wszystkie dziwki moje”. – To pewnie masz
fajną rodzinkę.
- Hohohoh, oczywiście! –
Zgodziłem się sarkastycznie, właściwie prawie się obrażając. Spędziłem miły
wieczór, a ona mi przypomniała o tych debilach. Prychnąłem zły i spojrzałem w
bok. – Strasznie. Ojciec kocha mnie, tak bardzo, że przez niego moje ¾ życia
nie miało sensu.
Wycedziłem przez zęby, widząc
przed oczami klisze tych wszystkich durnych wspomnień. Przez tyle lat… Cholera
to sporo czasu, aż za dużo. Zatrzymałem się, sam nie wiem dlaczego, ale chyba
oczy zaczynały mi się pocić. Mamoru, jaki ty jesteś beznadziejny. Rozklejasz
się przy zwykłych wspomnieniach? Ścierwo!
- Mamoru? - Wyszeptała cicho
moje imię, widząc, że nie odwracam w jej stronę głowy od jakiegoś czasu.
Stanęła przed mną i położyła swoje dłonie na moich policzkach. Były takie
delikatne i ciepłe. Spojrzałem jej w oczy, a ona mi, starła palcami łzy. –
Przepraszam… Nie chciałam, abyś… Nie wiedziałam, że tak źle masz.
- Nie to ja przepraszam. –
Ściągnąłem jej ręce z twarzy i wytarłem łzy. – Rozkleiłem się jak debil. –
Odwróciłem się do niej plecami. – Po prostu nie poświęcał mi dużo czasu i teraz
wymaga cudów. – Próbowałem wycierać oczy, ale co chwile przypływały nowe łzy.
- Mój też nie ma dla mnie dużo
czasów, wiesz jest przyjacielem mistrza gildii. Najlepszym przyjacielem.
Podkreśliła i się uśmiechnęła
pokrzepiająco, przytuliła mnie od tyłu, wtulając się w moje plecy. Otworzyłem
szeroko oczy i spojrzałem na nią przez ramię. Czy ona mnie właśnie pociesza?
Tak to wygląda? Czuje się lepiej, mimo, że oczy płaczą, ale serce… Uspokoiło
się momentalnie. Zlustrowałem ją wzrokiem i odwróciłem się do niej. Położyłem
jej dłonie na ramionach i wytarłem ostatni raz łzy, po czym zdeterminowany i
pewny siebie, spojrzałem jej w oczy. To ona, na pewno. Czuje to. To musi być
ona, nikogo jeszcze takiego nie spotkałem.
- Shi. Zakochaj się we mnie.
Odparłem poważnie, nie czując
wstydu przed wyznaniem, nie umiem w sobie kryć uczuć.
- Co?!
Zdziwiona krzyknęła głośno i wybałuszyła oczy. Zdumiona chwyciła moje łokcie i
przyglądała mi się, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ja jedynie uśmiechnąłem
się łagodnie, bo czułem się przy niej… Szczęśliwy! Coś warty! Wiem, że zajmuje
jakieś miejsce u niej.
- Nie tak od razu! – Zaśmiałem
się niewinnie. – Powolutku.
No i masz Esteban, nie wiem czy to zamieni Twoje plany z Shi xD, ale jak dla mnie to dość, no, nawet ważne xD. Ja chce sparingować Mamoru x Shi? D: Och, niemożliwe! Gez. Sama nie wiem, po prostu mi się nudziło. A jakiś wątek miłosny musi być, bo cisza i nuda. Jedyna walka, walka... A gdzie Romeo i Julia?! Oni też muszą być! Wyobrażacie sobie Spidermana bez miłości? Tak? Ja też tak. NIe lubiłam tej rudej, mogła zginąć : P Tak samo Lucy może zginąć ;3 Hehe, ale krótko coś dzisiaj tylko cztery strony. Nie wiedziałam, że taki shit mi wyjdzie, ale czasami ma się gorsze dni i czasami lepsze. Nie jestem pewna czy coś jeszcze tutaj będę pisać, bo ostatnio gówno się dzieje, jezeli chodzi o przebieg Igrzysk. Życzę miłego dnia/nocy, kurwa nie wiem, kiedy to czytacie, ale ja idę się podrapać po dupie i pisać coś jeszcze.