piątek, 22 sierpnia 2014

Igrzyska Magiczne - Drugi Dzień - Konkurencja

Mamoru•Narrator 

Nadszedł już drugi dzień Igrzysk. Moja siostra dobrze się spisała na konkurencji… Oby mi tak łatwo poszło. Strzelanie do celu było naprawdę łatwą rzeczą. Spojrzałem na kartę, którą obracałem w dłoni. Celność mam przećwiczoną do perfekcji, jednak… Nie mi przypada wygrana… Westchnąłem głośno, wstając z łóżka ciężko i rozglądnąłem się po pokoju. Moja drużyna na pewno już na dole, jedzą śniadanie. Dobrze, że mnie nie obudzili, ostatnio nie mogłem spać. Obawiałem się… Obawiałem się tego, że kolejnego dnia ja będę musiał reprezentować i… totalnie spartolę. Przejechałam dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Poprawiłem bokserki i poszedłem do łazienki się odświeżyć. To myje zęby, czeszę się, ubieram buta i tak kilka rzeczy na raz, bo jak się spóźnię nic nie zostanie mi na śniadanie. Dmuchnąłem w dłoń i powąchałem. Okay. Pachnę. Mogę się całować z Ethan’em, gdy ten będzie chciał…! Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze niepewny i spuściłem wzrok, aby zaraz wyjść z pomieszczenia. Zamknąłem go na klucz i zaraz obracałem w palcu kółeczko od pokoju. Schodki w dół i weszłem na stołówkę. Od niedawna zbudowali wielki hotel dla wszystkich uczestników biorących udział. Mogą również przesiadywać tam ludzie poza grupy igrzyskowej, lecz my. Ethan, Nashi, Kira, Tsuki oraz mła! Mamy specjalny Złoty Stolik. Nie dość, że dostajemy wcześniej, to gotuje dla nas specjalny kucharz. Spojrzałem na wielki stół, gdzie siedziała reszta gildii. Skrzywiłem się widząc moją rodzinkę, która się śmiała z Bickslow’a, który… Czy on właśnie udaje morsa, wsadzając paluszki do zębów…? What? Pokręciłem głową i słyszałem wołanie drużyny. Pomachałem im krótko i zaraz się dosiadłem. Jedliśmy, a ja jedynie wsłuchiwałem się w rozmowę. Chwalili Kirę. Ble, ble, ble. Każdy ją chwali. A niech się utopi. Mój wzrok groźnie obserwował siostrę zbierającą komplementy łapczywie. Wróciliśmy razem do pokoju, aby zbierać się na… Drugi Dzień Igrzysk! Yey…! Gdy mieliśmy już wychodzić, moją uwagę zwrócił kask w kształcie kota. Przypomniałem sobie coś i wziąłem go pod pachę. Rozdzieliłem się od drużyny i szukałem Sabertooth. W ostatniej chwili krzyknąłem widząc ich jak wchodzili do lobby.
- Ej! Deska!
Nie zapamiętałem jak miała na imię, więc czemu przezwiska jej nie wymyślić?
- Deska…?
Wyszeptała pod nosem i odwróciła się do mnie, trzymając nóż w dłoni. Twarz jak demona, sygnalizująca, że wsteczny. Teraz! Już! Natychmiast! Zatrzymałem się i trochę zaciąłem. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale nie umiałem, widziałem jedynie jak krasnal dreptał w moją stronę.
- Przyszedłem oddać co Twoje!
Wyciągnąłem ręce do przodu pokazując jej własność, międzyczasie odwróciłem głowę, aby nie widzieć jak mnie zadźga tym nożem, ale nic takiego się nie zdarzyło. Otworzyłem oczy i powoli na nią popatrzyłem.  Wzięła do rąk kask i popatrzyła na swoje odbicie, aby zaraz kopnąć mnie w piszczel.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to Cię kaskiem w jaja trafię, rozumiesz?!
Pogroziła mi podniesionym głosem i zmarszczonym czołem z złości. Skakałem na jednej nodze, kiwając jej, że dobra, dobra. Szybko pobiegła do swoich, a ja wymasowałem swój biedny piszczel. Au… Jeszcze się okaże, że będę musiał walczyć czy coś, a ja tutaj kontuzje mam! Postawiłem delikatnie nogę na ziemi i sprawdziłem czy się na niej utrzymam. Na szczęście nie uderzyła tak mocno jak mi się zdawało. Skierowałem się do widowni i dołączyłem do drużyny. Skarcili mnie, ale się broniłem dobrymi argumentami, więc szybko dali mi spokój. Jedynie Tsuki miała jeszcze jakieś do mnie wątki. Tch… Prychnąłem cicho pod nosem myśląc o tej bezużytecznej, denerwującej dziewuszce. Za dużo sobie pozwala, a w dodatku myśli, że może mnie kontrolować! Jest po prostu egoistyczna i chce władzy nad każdym, a niech jej kij w żebra, bo w dupę to za miło. Spojrzałem na nią mrużąc oczy, rozmawiała z Nashi wskazując na mnie palcem. Śmiały się przy tym. Czy one mnie obgadują? Ścisnąłem zęby i odwróciłem głowę obrażonego dzieciaka. Nie mają o nikim innym gadać, tylko o mnie? Ciekaw jest co takiego pada na mój temat. Gdy słyszałem dźwięk, palcae uderzającego w mikrofon, wyrwałem się z czarnych myśli i spojrzałem na sędziów.
- Witajcie na drugim dniu Igrzysk Magicznych! Wczorajszy dzień był pełen emocji! Bawiliśmy się przy tym niesamowicie. Na pierwszym miejscu jest Fairy Tail, które remisuje z Sabertooth. Niżej Lamia Scale, a koło nich The Legion. Resztę zobaczcie na lakrymo-wizji. Na ostatnim jest Twilght Ogre! Za nim zaczniemy chce przywitać  naszego gościa! Mistrz drugiej gildii będącej na pierwszym miejscu, Sting Eucfliffe!
 - Doberek!
Przywitał się blondyn z swoimi czarującym uśmiechem, drapiąc się po brodzie. Hmmm.. Ruchałbym jak dzika kura w agreście, ale… Trochę za stary… Trochę bardzo, ale przystojny. Uśmiechnąłem się pod nosem i kiwałem głową leciutko.
- Proszę nam powiedzieć, mistrzu, jest pan dumny z Shi Cheney?
Zadał pytanie Yajima, trzymając twardo kamienną twarz jak zawsze.
- Bardzo. Jak każdy będzie tak walczył i weźmie przykład z Shi, to mamy wygraną jak w banku. Nawet Fairy Tail z nami się nie będzie mogło równać!
- A gdzie spokojna rywalizacja?
- Nie bądźmy głupkami. To są Igrzyska Magiczne. Walczymy o najlepsza gildię w Fiore. Czas, aby Sabertooth znowu wybiło się w górę!
- Taaaaaak!
Zgodziło się z nim wielki tłum fanów, którzy machali flagami z znakiem gildii, mieli narysowane kluczowe litery na buzi, ściskali w dłoni główną maskotkę Sabertooth. No po prostu wierni fani jak polscy fani piłki nożnej. Zatkałem uszy i zrzedła mi mina. Kurde. Przestańcie się tak drzeć, bo zaraz ogłuchnę. Minęło dobre dziesięć minut, dopóki udało się uciszyć tą bandę debilów.
- Kontynuując. – Chrząknął Lola, przykładając pięść do ust. – Zacznijmy drugą konkurencję! Kogo drużyny wystawią? Dajmy im pięć minut.
W każdym lobby zrobiło się głośno, zaczęli się zastanawiać, kto najlepiej wypadnie, ale w czym? No właśnie. Tym razem nie powiedzieli. Chcą zrobić niespodziankę na pewno.
- Mamoru!
Słysząc swoje imię spojrzałem przez ramię na Nashi, która wykrzyczała moje imię. Pokazywała na mnie palcem i patrzyła zdeterminowana.
- Co ja?
Zapytałem nie wiedząc o co chodzi. Nie domyśliłem się, że chcą mnie wybrać, a to dlaczego? To chyba wiadome, że słabych graczy nie daje się do gry. Myślałem, że coś chcą. Nie zdążyłem dokończyć, bo zaraz blondynka podeszła i jeb popchnęła mnie. Spadłem na ziemie
lądując na brodzie, mając wystające cztery litery do góry. Przekląłem pod nosem na jej adres i zaraz podniosłem się, masując obolałe miejsca.
- Dasz radę!
Ryknęła, próbując mnie zmotywować, ale to mnie jeszcze bardziej wkurzyło oraz zirytowało. Chcą pewną przegraną? To ją dostaną. Na luzie nie zwyciężę. Rozciągnąłem się, dołączyłem do grupki ludzi. Zauważyłem, że nawet Deskę wybrali Sabertańczycy. Spojrzałem na górę i przyłożyłem dłoń do brwi, robiąc daszek, aby złociste promienia słoneczne nie atakowały moich błękitnych oczu.
- Proszę o ciszę! – krzyknął Yajima. Mimo, że stary, to drzeć mordę umie. Chrząknął głośno i zaczął wykład. – Magia jest piękną rzeczą, aczkolwiek używana czasami do okropnych czynności. Jednak, Waszą misją będzie pokazanie widowni oraz nam, Magię w jak najlepszym świetle. Niech powstanie : Pokaz Mocy! Każdy musi zademonstrować coś, co nam i widowni się spodoba. Największe oklaski, okrzyki, wiwaty i te sprawy, sprowadzą do 10 punktów, ale. Raz możemy podarować 10pkt. Wyniki dostaniecie na końcu. Zaczniemy wpierw od ostatnich miejsc.
Słysząc konkurencję trochę się przeraziłem, nigdy nie robiłem pokazu. Nie raz widziałem takie zlecenia na tablicy w gildii, ale nigdy nie brałem ich pod uwagę, a są to misje z najmniejszą trudnością, więc każdy go zaczynał je brać oprócz… Mnie. Przegryzłem wargi i spojrzałem na moją drużynę szukając podpowiedzi, ale oni tylko rozmawiali… Czy oni… Nie zawracali mną głowy? Myślą, że to wygram, czy są pewni, że przegram i nie chcą sobie psuć nerwów? Cholera, wzrok przerzuciłem na swoją kartę, którą ściskałem w dłoni. Wpatrywałem się na nią z myślą, że coś wymyślę, ale… Nic nie przechodziło! Inni nie byli tacy zdenerwowani i zestresowani. Nawet Shi, która w ostatnim dniu prawie posrała się z strachu stojąc na środku areny, a teraz? Dumnie stoi, z wypiętą piersią do przodu i uśmiecha się jakby już wygrała. To Ci piz…Yghm! Jam jest dżentelmen! Ta… Jasne! Pokręciłem głowę i obserwowałem pokaz innych magów. Pomyślałem, że jeżeli obejrzę jakąś, to może coś mi do głowy przyjdzie. Dobrze myślałem. Może to będzie słabe, ale jakieś 2 punkty dostanę… Analizując przeciwników ich czynności opierały się na przedstawieniu czegoś… pięknego np. Kryształki pod promieniami słońca, wytworzenie ogniem różne kształty, u pielęgnowanie ładnych badyli z roślin. Zagrożeniem było Raven Tail oraz The Legion… Naprawdę dali klasę. Zerknąłem na Cheney, która właśnie wychodziła na scenę, swój pokaz nazwała ,,Taniec Ostrzy.” Zaczęła podmieniać zbroję w bardzo błyskawiczny sposób oraz wymachiwała dzięki Telekinezie różnymi brońmy. Pewnie myślicie, ,,a chujo…”, a nie, nie! To było bardzo dobre! Widownia szalała, a sędziowie przytakiwali głową. Just excellent! Nawet mi się podobało, mimo, że jako wróg powinienem się krzywić i rzucać błotem. Gdy opuściła dostojnie arenie, dumnie jak paw, poczułem na ciele zimny pot, a moje dłonie zaczęły się telepać. Teraz moja kolej, wypuściłem powoli powietrze uspokajając się. Usłyszałem swoje imię i kierowałem powoli kroki do celu. Trzymałem w dłoni swoją talię kart, przymrużyłem powieki mierząc każdego wzrokiem, lecz to nie był dobry pomysł. Gdyż zobaczyłem Laxus’a wpatrującego się we mnie twardo. Oczekiwał chyba jakiś cudów i chciał, abym wygrał dziesięć punktów? Phi! Niech gryzie glebę. Nie będę posłusznym chłopczykiem. Stanąłem na środku areny i rozglądnęłam się trochę z cykany. Chętnie bym wrócił, bo się cykam, ale…
- Co nam zaprezentujesz? - Spytał się ciekawy Sting, przeglądając moje dane. – Jesteś magiem kart… Co znaczy, że jakiś ciekawy występ nam zagwarantujesz. Dobrze mówię?
- Eeeee… - Nie chciałem kłamać, bo przecież wiadomo, że jakiś shit zaprezentuje, ale życie albo śmierć! – Taaak… - Odpowiedziałem cicho niepewny i zacząłem robić szlaczki w powietrzu, tasując karty. Była głucha cisza i wszyscy się na mnie patrzyli. Cholera, cholera, cholera… Jak się pomylę, to mnie wyśmieją! Ja-ja-ja tego nie chce…! – Więc… Mam Asa z wzorem wina. Kładę go tutaj i... – położyłem kartę na dłoni i machnąłem nią, aby zaraz pokazać pustą stronę łapy. – Nie ma!
Popatrzyłem na widownię, która miała bić brawo, lecz było przeciwnie. Cisza, a nawet kaszel z nutą nudności. Zmarszczyłem czoło i miałem pustkę w głowie, nie wiedziałem kompletnie co mam dalej robić. Cholera… Przegryzłem wargę i podrzuciłem karty, aby ułożyć je w okrąg. Stworzyłem orła i kazałem mu zaliczać obręcze, przy każdym zakończeniu wyskakiwały małe czerwone iskierki, grające rolę fajerwerków. Bardziej się postarałem do tego występu, ale zacząłem słyszeć buczenia ze strony widowni, negatywne zagwizdania oraz zbiór nieprzyjemnych przymiotników o mnie. Mój oddech się przyśpieszył z wstydu, a nawet strachu. Dłonie ponownie się trzęsły, a głowa nie umiała ustać w miejscu. Musiałem uchwycić każdy komentarz od publiczności.
- Och… Chyba widowni się nie podoba, szczerze mi też dupy nie urwało.
Odparł ziewając Yajima, pokazując jak bardzo głęboko miał ten występ. Przez niego czułem coraz większy stres oraz objąłem się sumieniem, ponieważ dałem się kurwa na te igrzyska zapisać! PO CO JA TO ZROBIŁEM!? Ja chce iść… Uciec… Nie chce tutaj stać i być w centrum uwagi… Czuje się jakbym był totalny zerem…, a nie czekaj! Tak jest! Przez całe życie! Nic się nie zmieniło… Chwila… To ja się nie zmieniłem. Jestem… pieprzonym nieudacznikiem. Stanąłem na środku areny i ścisnąłem dłonie, spuszczając głowę. Moje oczy… Pieką… Pociągnąłem nosem, a po moich policzkach spłynęły dwie kryształowe łzy. Miałem wrażenie, że wokół mnie jest ciemno, a światło pada jedynie na mnie, aby ludzie mogli mnie ujrzeć i wyśmiać jak jakąś małpę w klatce…
10 lat wcześniej
- Matko, padam na ryj.
Westchnął zmęczony Laxus wchodząc do mieszkania, masując sobie dłonią plecy, które go bolały.
- Witaj, kochanie.
Pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się uroczo żona, dzierżąc w dłoni chochlę. Blondyn pociągnął nosem i popatrzył na nią podejrzanie.
- Piłaś?
- Nieee… Gotuję kurczaka w winie!
Szybko rzuciła na obronę i zniknęła w kuchni, aby schować beczkę z szkarłatną cieczą do piwnicy, inaczej mówiąc, zaciera ślady. Dorosły mężczyzna opadł na fotel i zaraz wsadził rękę w głąb siedzenie, bo poczuł, że coś mu się wbija w cztery litery. Klną pod nosem zastanawiając się, co to jest, gdy w końcu zlokalizował miejsce, złapał i wyciągnął. Spojrzał na talię kart, która dziwnie świeciła. Zmarszczył czoło i analizował ciągle podejrzanym wzrokiem przedmiot.
- Co do licha…
- Papa! – Zabrał dzieciak broń z dłoni ojca. Mały chłopiec, wiek 7 lat, złote włosy oraz błękitne oczy jak czyste niebo. Z ślicznym uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę taty i tasował powoli karty. – Ne, papa. – Podszedł do rodzica bliżej, aby zawiesić się na oparciu fotela. – Masz dla mnie jakiś prezent?
Zapytał się z nadzieją, jednak uśmiech znikł, gdy zobaczył jak kręci głową.
- Bieda, a nie misja. Po za tym bierz mi te karty w cholerę. Dom to nie miejsce do trenowania! Mówiłem Ci już milion razy!
Podniósł swój ostry oraz stanowczy głos, powodując lekkie przerażenie u syna. Mamoru momentalnie puścił oparcie od siedzenia, lądując na krótkich nogach. Zrobił krok w tył, łącząc dłonie przy torsie.
- Oczywiście, papa… - Bawiąc się palcami odwrócił się do dorosłego plecami i skierował się powoli do góry schodami do pokoju. Mama, która wychodziła z kuchni, zlustrowała wzrokiem wpierw swój Wynalazek, a później na swojego Naiwniaka.
- Coś mu powiedział?
Rzuciła ścierkę na stół w którą wcześniej wycierała dłonie. Oparła dłonie o tylne oparcie fotela i spojrzała z góry na swojego durnego męża. Ten jedynie podniósł na nią wzrok i wstał z miejsca, aby znaleźć swoją córkę.
- Kira. Kira. Kira.
- Może jeszcze Cip, Cip jak do kury?
Zaproponowała zirytowana żona, widząc jak mąż szuka córki nawet za firanką. Ten jedynie pomyślał nad tym przez chwilę jakby uwierzył, że to mogło zadziałać.
- Co tatusiu?
Wyszła z toalety, zamykając plecami drzwi o które się oparła. Nie była uśmiechnięta, aczkolwiek nie było jej smutno. Po prostu miała wylane, już w tak młodym wieku.
- O tu jesteś. – Odparł wychodząc spod stołu, uderzając głową o deskę i masując sobie bolące miejsce, ciągnął łańcuszek przekleństw na ustach. – Ale się pier… - Chrząknęła żona czując zbliżające się brzydkie słowo z ust męża – pie…pie…rnik?
- Pier-nik?
Skrzywiła twarz córka nie rozumiejąc przesłania, ale cóż. Ojciec tak ma często, gdy tylko nadchodzi chrząknięcie Cany, a ten od razu dziwnie się zachowuje. To wygląda, jakby łapała go za język i nie pozwalała mu dokończyć zdania…
- Nie ważne. – Machnął dłonią, aby zapomniała. – Tatuś zamierza Cię zabrać na misję, abyś polepszyła umiejętności Smoczego Zabójcy Gromu, po za tym. Ostatnio dobrze sobie radziłaś, więc… Jakiś prezent za dobre wyniki w walce nie byłby zły, nie uważasz?
Dziewczynce zabłysnęły oczy, a uśmiech rodził się na jej twarzy. Dosłownie można powiedzieć, że uśmiech od ucha do ucha! No po prostu metrowy banan na ryju.
Chłopiec będąc w połowie drogi na schodach, słyszał całą rozmowę córki i taty. Szybko zszedł na dół z ponowną nadzieją. Podbiegł do taty i ściskał kciuki, aby tym razem się zgodził.
- Ne, papa. Ja też się poprawiłem w umiejętnościach! Dostanę prezent? Chociaż mały?
Poprosił grzecznie, gdy naprawdę poczuł, że jego moce się zwiększyły. Kiedyś ledwo umiał ułożyć myszkę z kart, a teraz to nawet psa umie! Chodzącego psa! Nie rozwali się po trzech krokach!
- Walczyć tym możesz?
Zapytał się już po raz enty. To pytanie było właściwie najważniejszym. Ciągle ono padło, a odpowiedź była ciągle ta sama i ta sama reakcja. Mamoru spuścił głową smutny i pociągnął nosem, czując, że łzy spływają mu do oczu.
- Nie-e-e…
- To mnie nie interesuje. Skoro nawet obronić się tym nie możesz, to żadne mi postępy. Znikaj mi z oczu, bo psujesz mi humor, odpowiedzą słyszącą już milion razy.
- Ale…
- Już!
Ryknął na niego, a chłopak od razu się rozkleił i pognał do swojego pokoju, widząc słabo przez napływające łzy.
- Nie musiałeś być taki ostry…
Wtrąciła się żona, odprowadzając wzrokiem syna, aby zaraz przenieś wzrok na Laxus’a.
- To nie moja wina, że nie rozumie prostych słów. Nie umie używać magii do ataku, zginie na polu bitwy raz, dwa. Trzeba mu uświadamiać,  a nie okłamywać.
Wytłumaczył z grymasem na twarzy, bo trochę się bał, że Cana zaraz z pyskiem do niego. Jak to czasami żonki kochają robić, niespodzianki dla mężów, ale tym razem siedziała cicho, gdyż w tym ziarenku tkwiła prawda, a nawet większa prawda. Westchnęła tylko i poszła do kuchni pod przykrywką robienia obiadu, a tak naprawdę nie chciała się odzywać już na ten temat.
Mały blondyn wszedł do swojego pokoju – który był umieszczony jeszcze na pierwszym piętrze, a nie na strychu – i trzasnął drzwiami. Wytarł dłońmi oczy, ale zaraz znowu były mokre. Podszedł do lustra wiszące koło jego łóżka. Spojrzał na swoje beznadziejne odbicie w lustrze. Taki słodki chłopczyk mógłby grać rolę jakiegoś bożka szczęścia, a w rzeczywistości… Piekło dopiero się zaczynało. Krystaliczne łzy spływającego po jego policzkach, opadały w szybkim tempem na ziemie. Ciekło mu nawet z nosa, a oczy świeciły i szkliły z smutku. Już wcześniej ojciec mu o tym mówił, ale… Do dziecka trzeba kilka razy, dopiero jak zrozumie… Zaczyna się nad tym zastanawiać. Mocno zastanawiać, aż zapisuje się w pamięci i gra rolę reguł : czego można a czego nie można.
Czy czułem się tak samo stojąc na arenie jak przy lustrze? Heh, muszę Was rozczarować. Niestety, ale to był dopiero początek. Zapieczętowano we mnie brak samoakceptacji, nienawiść, samotność jak i brak kultury do kogokolwiek. Przyjrzyjcie się uważnie kolejnemu kadrowi.
Nie ważne, czy to chłopczyk miał siedem lub dziesięć lat. Jedynie co się zmieniało, to w jego pokoju oraz wygląd, aczkolwiek emocje jak i uczucia, były te same. Trzy lata później, a on dalej ryczał przy tym samym lustrze przez ten sam powód. Na jego nosie można było zauważyć wielką bliznę, która szpeciła dziecinną urodą. Kiedyś patrząc na jego facjatę, człowiekowi samemu uśmiech pchał się do twarzy, ale teraz… Może jedynie wykrzywić w grymasie. Jak powstała taka wielka szrama? Może wpierw powinnam wspomnieć o tym, że Mamoru świeżo co z szpitala wyszedł. Nie dawno ćwiczył moc błyskawic bez opieki ojca, chciał pokazać, że jest również przydatny jak Kira. Łamał regułę. Ryzykował, tylko po to, aby być CZŁOWIEKIEM w oczach ojca. Skutek tego było taki, że wylądował w szpitalu. Obudził się dopiero kilka dni później. Całą winą tego był wybuch z maleńkiej, niewinnej iskierki stworzonej nad dłońmi. Bezbronna, dająca światło iskierka, zamieniła się w ogromny wybuch. Huk jak po podpaleniu beczki wodoru. Całe to zdarzenie, męczyło głowę małego chłopaka. Chciał… Tak nie wiele. Jedną pochwałę, a skończył… jak z czarnego scenariusza. Ściskał w małych rączkach czarny, prostokątny plaster, który zaraz uniósł na wysokości nosa. Wytarł zbędne ciecze spod narządami zmysłów i przykleił materiał na nosek. Nie dając już nikomu obejrzeć blizny, ani nikomu o niej wspominając. Historia związana z tym zdarzeniem została zamknięta na kłódkę i zapomniana. Jedyni świadkowie, to Ci, którzy martwili się oraz denerwowali w białym pokoju.
Wytarłem dłonią swoje łzy, nie podnosząc głowy do góry. Nawet nie wiedziałem, kiedy mi popłynęły kryształowe krople. Zorientowałem się dopiero, gdy poczułem jak moje ramiona drżą wraz z oddechem. Czas się zatrzymał, a ja uniosłem delikatnie rękę do góry. W głowie znalazło mi się ostatnie wspomnienie związane z moim bezbarwnym scenariuszem przy lustrze. Heh, szkoda tylko, że… zwierciadło wiszące na mojej ścianie, już nie istnieje…
Gdy osiągnął wiek nastolatka, otoczenie zmieniło się totalnie. Jego pokój już nie znajdował się na pierwszym piętrze, lecz na drugim. A bardziej precyzyjniej to na strychu. Bunt nastolatka? Owszem, aczkolwiek nie byłby taki mocny, gdyby nie rana na jego sercu. Goiła się, ale zaraz otwierała przy spojrzeniu na trening siostry z ojcem. Krwawiła intensywnie, a on zamiast ryczeć, wyżywał się na wszystkich ludziach dookoła. Zrozumiał, że łzy nic tutaj nie dają. Jednak… Umiejąc już panować nad magią kart jak prawdziwi nowicjusze, dalej nie zafascynował tym tatę. On chciał, aby jego syn był taki potężny jak on, żeby przy wymawianiu jego imienia ludzie drżeli. Widząc go na ulicy omijali wielkim łukiem, ale nie. Mamoru dopiero swoje umiejętności magiczne ukazał w wieku siedmiu lat, jak dostał pierońskie karty do rąk. Miał ciskać piorunami albo mieć własną magię, pozwalającą mu wybić się do góry, a nie zataczać się na dół! Ale najbardziej co Was zaciekawi to, to, że on nadal stał przy tym lustrze, szukając podpowiedzi, co może jeszcze zrobić, ale… Pewnego dnia zrozumiał, że wszystko co robi kończy się tragedią. Patrzył tępo na zwierciadło, które można było układać jak puzzle. Brakujące kawałki leżały na ziemi, w kałuży krwi. Opierał się głową o miejsce uderzenia. Szkarłatna ciecz spływająca po jego całej twarzy, skapała na ziemie. Lewa dłoń skierowana ku dole, obejmowała palcami strzykawkę z czerwoną igłą. Miał wielkie źrenice, wiadomo o czym to świadczyło. Można uznać ten dzień za pożegnalnym, ponieważ ostatni raz stał przy tym lustrze oraz ostatni raz próbował zaimponować ojcu. Później… żył swoimi regułami. Wyciszony, pyskaty, samolubny. Skaza na sercu została, aczkolwiek… Zaczęła się goić po tym jak chłopak został zauważony przez członków gildii… Nieee… To nie pasuje… To nie oni go zauważyli, to on w końcu otworzył oczy i ujrzał, że oni zawsze byli, są i będą, a on jak ten ostatni debil… Ignorował ich, bo widział jacy to oni szczęśliwi, a przecież on również taki może być. Wystarczy, że… Wyciągnie dłoń po pomoc, a ona zaraz zostanie uchwycona.
- Emmm… Mamoru? Jest jakiś problem?
Trzymałem wyciągniętą ku górze rękę, a widownia ucichła zastanawiając po co ja to robię. Pociągnąłem nosem i wytarłem drugą dłonią swoje oczy. Czułem się tak beznadziejnie, ale muszę to zrobić… Mam już tego wszystkiego dość! Słysząc pytanie od komentatora, wziąłem głęboki wdech i wydech.
- Co on chce zrobić?
Spytała się cicho pod nosem moja siostra, reszty drużyny, która musiała również te swoje ślepia umieścić na mnie. Nie chciałem widzieć czy są wypełnione żalem, zmartwieniem, śmiechem, po prostu…Nie umiałem im spojrzeć w oczy.
- Nie wiem… Może… Szykuje się do jakieś sztuczki?
Odpowiedziała niepewnie Nashi, zastanawiając się, miała jeszcze inną teorię, ale… Raczej bała się powiedzieć ją na głos, więc zrobił to za nią Ethan…
- Idiotki! On chce się… poddać.
- Naprawdę?!
Krzyknęły wszystkie dostępne baby z naszego lobby. Słyszałem ich i poczułem jak serce mnie boli…
- Ja… - Odparłem cicho, ściskając pięść oraz czując wszystkie buzując się we mnie emocje. – Ja chce się…
- Mamoru! Nie rób! Tego! Kontynuuj! Nie ważne ile punktów zdobędziesz! Dajesz!
- Twoi przyjaciele Cię dopingują… - spojrzał kątem oka Sting na młodych nastolatków – Co chcesz nam powiedzieć?
- Ja chce się... – przełknąłem głośno ślinę - wyznaczyć na zwycięzcę!
Ryknąłem głośno, podnosząc zdeterminowaną twarz do góry i od razu odwróciłem się tyłem, aby spojrzeć prosto w oczy całej widowni.
- Zwycięzcę? – Zmarszczył brwi mistrz, aby zaraz się zaśmiać – ale ty nic ciekawego nie pokazałeś…
- Zaraz wam zrobię takie show! Że ręce, cycki wam odpadną! Ha! Ujrzycie pięć twarzy Mamoru! – Uniosłem do góry całą dłoń, pokazując pięć palców – Mógłbym pięćdziesiąt, ale byście musieli się po tym leczyć… - Mruknąłem cicho pod nosem, a publiczność jakoś… się zainteresowała? Haha! Bardzo dobrze. Teraz to ja jestem numer jeden! Popatrzyłem kątem oka na moich przyjaciół. Zdezorientowani? A jak. Po ich minach, to nic tylko śmiać mi się chce. Może byłem przed chwilą załamany, pogrążony w czarnych myślach, ale teraz… Nastała nowa era Króla Pokera! (Aż mi się zrymowało XD)  Muahahahha! Zaśmiałem się w duchu szatańsko, uśmiechając się jadowicie z gorącym planem w głowie.
- Po pierwsze! – Wystawiłem kciuk, aby zaraz przegryźć do krwi poduszkę od palca. – Na tronie… Siedzi król… I tylko król! – Oznajmiłem i przejechałem swoją krwią po karcie z wzorem króla. Napisałem szkarłatnym atramentem znak świadczący o Panie Świata. Podniosłem na chwilę kartkę do góry, aby pokazać widowni i zaraz rzuciłem na ziemię, rysując coś kciukiem  powietrzu, a następnie krzyknąłem. – Ożywienie!
Broń zaświeciła, aby zaraz z niej stworzył się wicher z różnych kart, tworzący człowieka z berłem w dłoni oraz koroną na głowie. – O to przed państwem król! – Wskazałem na niego, a ludzie jeszcze tylko czekali, aż utworzy się jego twarz. Wstrzymali powietrze, a ja rozszerzyłem usta widząc ich zainteresowanie. – Z moją twarzą! – Dodałem szybko, gdy ludzka figura już była skończona. Wszyscy łapczywie złapali powietrze, niedowierzając własnym oczom. Król stojący na arenie… Ma moją twarz! Uśmiechał się z pychą na ustach i lustrował wzrokiem wszystkich ludzi. – Ale co to za król bez… Damy! – Rzuciłem następną kartę na ziemie z wizerunkiem królowej, pobrudzoną moją krwią od palca wskazującego. Znowu z ziemi powstał człowiek, ale tym razem w płci pięknej! Trzymała wachlarz przy twarzy, pokazując jedynie oczy, drogo ubrana, z świetnymi walorami. – Czyż nie piękna, chłopacy? – Zapytałem się, podchodząc do dziewczyny i przytuliłem się do jej ramienia. Krew z nosa lała się chyba litrami z widowni. Zaśmiałem się widząc to i złapałem za dłoń Figury. – Ale musze was rozczarować… Tutaj też… jest moja twarz! – Pociągnąłem na dół jej rękę, a ludzie mogli ujrzeć moją twarz w damskim ciele. Czy wspominałem, że moja uroda opiera się na matce? Nie? To już wiecie. Mimo, że była tam umieszczona moja piękna facjata, to i jak panienka była nadal piękna, ale… Mężczyźni już się tak nią nie jarali, a właściwie byli załamani, że dali się nabrać… Cóż… HA! GAAAAAY! – To już druga twarz! Czas na… Trzecią oraz czwartą! – Krzyknąłem, rzucając wcześniej przygotowane karty z wizerunkiem Joker’a oraz Jupka, również ubrudzone krwią. Opadły leniwie na ziemie, aby zaraz powstały nowe formy Mnie Z Kart! Jupek był ubrany jak Książe, walczący o serce młodej damy… albo.. młodego księcia o imieniu Ethan ♥. Dlaczego przyzwałem ich w tym samym czasie? To proste! Joker, inaczej błazen, jeździł na jedno kołowym rowerku, żonglując kartami, a Książęcy Ja, próbował go zrzucić, rzucając zwykłymi dziesiątkami lub dziewiątkami. (Tak, chodzi tutaj również o karty, ale z liczbami 10 i 9)  Klaun oczywiście robiąc różne salta, fikołki, chroniąc się, rozśmieszał widownie. Klepiąc się po tyłku, wystawiając język, tylko po to, aby zirytować rzucającego. Na pewno czuli się jak w cyrku! I bardzo dobrze! To było moim celem. Trzymałem cztery wyprostowane palce, ale czas na ostatni. Ugryzłem, zakryłem znak Asa swoją krwią i podniosłem głos. – Ludzie! Czas na gwóźdź programu! Wpierw takie pytanie… - Spojrzałem na nich jak na bandę idiotów – Co to za królestwo bez zamku…?
Żadne! – Zaapelowałem i położyłem tym razem kartę na ziemie. Oddaliłem się parę kroków i znowu zacząłem rysować coś w powietrzu. Spokojny już, że mam wygraną zagwarantowaną po tym. – Twór! – Wykrzyczałem uderzając pięścią w próżnie. Nastała cisza. Nic się nie działo przez kilka sekund, ale zaraz… zaczęła się trzęś ziemia, a karta leżąca na ziemi, zaświeciła i wyspała z siebie falę jednakowych talii do gry, aby następnie układać z nich wielkie zamczysko! Z wszystkim! Dosłownie! Fontanny, komnaty, ogród, wieże, fosy. Upadłem na kolana czując, że jestem na granicy wypompowania. Dyszałem głośno, a widownia wstała i zaczęła mi klaskać. Król, Dama, Jupek jak i Joker. Poklepali mnie po ramieniu, przechodząc koło mnie i zaraz pomachali do publiczności, wchodząc w głąb wielkiego zamczyska.
- Oooooo! Niesamowite! Z ziemi wyrośli nie tylko ludzie, ale… również zamki!  I to ogromne! Z herbem Asa! Idealne! Piękne!
Wypowiedziawszy te słowa ze strony Loly, Sting pokiwał głową zgadzają się z nim i wraz z resztą komentatorów zachwycał się każdym szczegółem budowli. Podoba im się? Podoba im się! Uśmiechnąłem się szczęśliwy, bo w końcu ktoś docenił moją pracę. Nie patrzyłem na ojca, bo wiedziałem, że na pewno grymasi, a nie chce sobie psuć chwili euforii. Słyszałem okrzyki radości z strony mojej drużyny, spojrzałem na nich i pomachałem im. Wstałem na nogi lekko się chwiejąc, wyłączyłem wszystkie moce i wyprostowałem się nie czując już brzmienia na plecach od utrzymywania tych wszystkich figur. Poprosili mnie o zejście, więc tak zrobiłem. Czekałem na korytarzu wraz z swoimi wrogami, oczekując na wyniki.
- Halo?! Tutaj Wasz ulubiony komentator! Chapati! – Chrząknął głośno i wszyscy zaczęli ich słuchać. Chociaż raz… - Zaczniemy od ostatniego miejsca... Zero punktów leci do… Twilght Ogre, które prezentowało tylko swoje bronie… Później mamy Mermaid Heel wydające nudny wykład o swojej mocy warzyw… Yghm! Kolejnie Titan Nose, Raven Tail The Legion, Fairy Tail, Lamia Scale, a na naszym zwycięzca jest… Sabertooth!
- COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?! JA MAM SZÓSTE MIEJSCE?! MIAŁO BYĆ Pierwsze! Pierwsze! – Podwinąłem rękawki idąc pewnym siebie kroku, wkurzony jak nigdy dotąd. – Ja im zaraz pokaże, kto tutaj powinien iść na szczyt!

Krzyknąłem kierując się w stronę lobby sędziów. Już im przetrzepię dupę jak nigdy dotąd!

Przepraszam (znowu), że z tym tak zwlekałam, ale sami widzicie. Dość długie. W dodatku miałam okres taki, że wszyscy coś czegoś ode mnie chcieli i trochę ciężko było dla mnie znaleźć czas, a jak się znalazł to chciałam go poświęcić dla siebie, a nie do zmuszania się pisaniu notki. Na pewno wyszło marnie... Nie jestem jakoś z tego dumna, gdyż jak mówiłam. Motywowałam się sztucznie, aby to skończyć pisać :| Jeszcze raz przepraszam! D:
PS : Nie sprawdzałam dokładnie błędów, gdyż jestem zmęczona tym pisaniem... A raczej mój wzrok xd w dodatku część sprawdzałam, gdy byłam oślepiona kroplami od okulisty, więc... xd