Mamoru•Narrator
Nadszedł już drugi dzień
Igrzysk. Moja siostra dobrze się spisała na konkurencji… Oby mi tak łatwo
poszło. Strzelanie do celu było naprawdę łatwą rzeczą. Spojrzałem na kartę,
którą obracałem w dłoni. Celność mam przećwiczoną do perfekcji, jednak… Nie mi przypada
wygrana… Westchnąłem głośno, wstając z łóżka ciężko i rozglądnąłem się po
pokoju. Moja drużyna na pewno już na dole, jedzą śniadanie. Dobrze, że mnie nie
obudzili, ostatnio nie mogłem spać. Obawiałem się… Obawiałem się tego, że
kolejnego dnia ja będę musiał reprezentować i… totalnie spartolę. Przejechałam
dłonią po twarzy, wzdychając ciężko. Poprawiłem bokserki i poszedłem do
łazienki się odświeżyć. To myje zęby, czeszę się, ubieram buta i tak kilka
rzeczy na raz, bo jak się spóźnię nic nie zostanie mi na śniadanie. Dmuchnąłem
w dłoń i powąchałem. Okay. Pachnę. Mogę się całować z Ethan’em, gdy ten będzie
chciał…! Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze niepewny i spuściłem wzrok, aby
zaraz wyjść z pomieszczenia. Zamknąłem go na klucz i zaraz obracałem w palcu
kółeczko od pokoju. Schodki w dół i weszłem na stołówkę. Od niedawna zbudowali
wielki hotel dla wszystkich uczestników biorących udział. Mogą również
przesiadywać tam ludzie poza grupy igrzyskowej, lecz my. Ethan, Nashi, Kira,
Tsuki oraz mła! Mamy specjalny Złoty Stolik. Nie dość, że dostajemy wcześniej,
to gotuje dla nas specjalny kucharz. Spojrzałem na wielki stół, gdzie siedziała
reszta gildii. Skrzywiłem się widząc moją rodzinkę, która się śmiała z
Bickslow’a, który… Czy on właśnie udaje morsa, wsadzając paluszki do zębów…?
What? Pokręciłem głową i słyszałem wołanie drużyny. Pomachałem im krótko i
zaraz się dosiadłem. Jedliśmy, a ja jedynie wsłuchiwałem się w rozmowę.
Chwalili Kirę. Ble, ble, ble. Każdy ją chwali. A niech się utopi. Mój wzrok groźnie
obserwował siostrę zbierającą komplementy łapczywie. Wróciliśmy razem do
pokoju, aby zbierać się na… Drugi Dzień Igrzysk! Yey…! Gdy mieliśmy już
wychodzić, moją uwagę zwrócił kask w kształcie kota. Przypomniałem sobie coś i
wziąłem go pod pachę. Rozdzieliłem się od drużyny i szukałem Sabertooth. W
ostatniej chwili krzyknąłem widząc ich jak wchodzili do lobby.
- Ej! Deska!
Nie zapamiętałem jak miała na
imię, więc czemu przezwiska jej nie wymyślić?
- Deska…?
Wyszeptała pod nosem i odwróciła
się do mnie, trzymając nóż w dłoni. Twarz jak demona, sygnalizująca, że
wsteczny. Teraz! Już! Natychmiast! Zatrzymałem się i trochę zaciąłem.
Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale nie umiałem, widziałem jedynie jak
krasnal dreptał w moją stronę.
- Przyszedłem oddać co Twoje!
Wyciągnąłem ręce do przodu
pokazując jej własność, międzyczasie odwróciłem głowę, aby nie widzieć jak mnie
zadźga tym nożem, ale nic takiego się nie zdarzyło. Otworzyłem oczy i powoli na
nią popatrzyłem. Wzięła do rąk kask i
popatrzyła na swoje odbicie, aby zaraz kopnąć mnie w piszczel.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz,
to Cię kaskiem w jaja trafię, rozumiesz?!
Pogroziła mi podniesionym głosem
i zmarszczonym czołem z złości. Skakałem na jednej nodze, kiwając jej, że
dobra, dobra. Szybko pobiegła do swoich, a ja wymasowałem swój biedny piszczel.
Au… Jeszcze się okaże, że będę musiał walczyć czy coś, a ja
tutaj kontuzje mam! Postawiłem delikatnie nogę na ziemi i sprawdziłem czy się
na niej utrzymam. Na szczęście nie uderzyła tak mocno jak mi się zdawało.
Skierowałem się do widowni i dołączyłem do drużyny. Skarcili mnie, ale się
broniłem dobrymi argumentami, więc szybko dali mi spokój. Jedynie Tsuki miała
jeszcze jakieś do mnie wątki. Tch… Prychnąłem
cicho pod nosem myśląc o tej bezużytecznej, denerwującej dziewuszce. Za dużo
sobie pozwala, a w dodatku myśli, że może mnie kontrolować! Jest po prostu
egoistyczna i chce władzy nad każdym, a niech jej kij w żebra, bo w dupę to za
miło. Spojrzałem na nią mrużąc oczy, rozmawiała z Nashi wskazując na mnie palcem.
Śmiały się przy tym. Czy one mnie obgadują? Ścisnąłem zęby i odwróciłem głowę
obrażonego dzieciaka. Nie mają o nikim innym gadać, tylko o mnie? Ciekaw jest
co takiego pada na mój temat. Gdy słyszałem dźwięk, palcae uderzającego w
mikrofon, wyrwałem się z czarnych myśli i spojrzałem na sędziów.
- Witajcie na drugim dniu
Igrzysk Magicznych! Wczorajszy dzień był pełen emocji! Bawiliśmy się przy tym
niesamowicie. Na pierwszym miejscu jest Fairy Tail, które remisuje z
Sabertooth. Niżej Lamia Scale, a koło nich The Legion. Resztę zobaczcie na
lakrymo-wizji. Na ostatnim jest Twilght Ogre! Za nim zaczniemy chce przywitać naszego gościa! Mistrz drugiej gildii będącej
na pierwszym miejscu, Sting Eucfliffe!
- Doberek!
Przywitał się blondyn z swoimi czarującym uśmiechem, drapiąc się po brodzie. Hmmm.. Ruchałbym jak dzika kura w agreście, ale… Trochę za stary… Trochę bardzo, ale przystojny. Uśmiechnąłem się pod nosem i kiwałem głową leciutko.
Przywitał się blondyn z swoimi czarującym uśmiechem, drapiąc się po brodzie. Hmmm.. Ruchałbym jak dzika kura w agreście, ale… Trochę za stary… Trochę bardzo, ale przystojny. Uśmiechnąłem się pod nosem i kiwałem głową leciutko.
- Proszę nam powiedzieć,
mistrzu, jest pan dumny z Shi Cheney?
Zadał pytanie Yajima, trzymając
twardo kamienną twarz jak zawsze.
- Bardzo. Jak każdy będzie tak walczył i weźmie przykład z Shi, to mamy wygraną jak w banku. Nawet Fairy Tail z nami się nie będzie mogło równać!
- Bardzo. Jak każdy będzie tak walczył i weźmie przykład z Shi, to mamy wygraną jak w banku. Nawet Fairy Tail z nami się nie będzie mogło równać!
- A gdzie spokojna rywalizacja?
- Nie bądźmy głupkami. To są Igrzyska Magiczne. Walczymy o najlepsza gildię w Fiore. Czas, aby Sabertooth znowu wybiło się w górę!
- Nie bądźmy głupkami. To są Igrzyska Magiczne. Walczymy o najlepsza gildię w Fiore. Czas, aby Sabertooth znowu wybiło się w górę!
- Taaaaaak!
Zgodziło się z nim wielki tłum fanów, którzy machali flagami z znakiem gildii, mieli narysowane kluczowe litery na buzi, ściskali w dłoni główną maskotkę Sabertooth. No po prostu wierni fani jak polscy fani piłki nożnej. Zatkałem uszy i zrzedła mi mina. Kurde. Przestańcie się tak drzeć, bo zaraz ogłuchnę. Minęło dobre dziesięć minut, dopóki udało się uciszyć tą bandę debilów.
Zgodziło się z nim wielki tłum fanów, którzy machali flagami z znakiem gildii, mieli narysowane kluczowe litery na buzi, ściskali w dłoni główną maskotkę Sabertooth. No po prostu wierni fani jak polscy fani piłki nożnej. Zatkałem uszy i zrzedła mi mina. Kurde. Przestańcie się tak drzeć, bo zaraz ogłuchnę. Minęło dobre dziesięć minut, dopóki udało się uciszyć tą bandę debilów.
- Kontynuując. – Chrząknął Lola,
przykładając pięść do ust. – Zacznijmy drugą konkurencję! Kogo drużyny
wystawią? Dajmy im pięć minut.
W każdym lobby zrobiło się
głośno, zaczęli się zastanawiać, kto najlepiej wypadnie, ale w czym? No
właśnie. Tym razem nie powiedzieli. Chcą zrobić niespodziankę na pewno.
- Mamoru!
Słysząc swoje imię spojrzałem
przez ramię na Nashi, która wykrzyczała moje imię. Pokazywała na mnie palcem i
patrzyła zdeterminowana.
- Co ja?
Zapytałem nie wiedząc o co chodzi. Nie domyśliłem się, że chcą mnie wybrać, a to dlaczego? To chyba wiadome, że słabych graczy nie daje się do gry. Myślałem, że coś chcą. Nie zdążyłem dokończyć, bo zaraz blondynka podeszła i jeb popchnęła mnie. Spadłem na ziemie
Zapytałem nie wiedząc o co chodzi. Nie domyśliłem się, że chcą mnie wybrać, a to dlaczego? To chyba wiadome, że słabych graczy nie daje się do gry. Myślałem, że coś chcą. Nie zdążyłem dokończyć, bo zaraz blondynka podeszła i jeb popchnęła mnie. Spadłem na ziemie
lądując na brodzie, mając
wystające cztery litery do góry. Przekląłem pod nosem na jej adres i zaraz
podniosłem się, masując obolałe miejsca.
- Dasz radę!
Ryknęła, próbując mnie
zmotywować, ale to mnie jeszcze bardziej wkurzyło oraz zirytowało. Chcą pewną
przegraną? To ją dostaną. Na luzie nie zwyciężę. Rozciągnąłem się, dołączyłem
do grupki ludzi. Zauważyłem, że nawet Deskę wybrali Sabertańczycy. Spojrzałem
na górę i przyłożyłem dłoń do brwi, robiąc daszek, aby złociste promienia
słoneczne nie atakowały moich błękitnych oczu.
- Proszę o ciszę! – krzyknął
Yajima. Mimo, że stary, to drzeć mordę umie. Chrząknął głośno i zaczął wykład.
– Magia jest piękną rzeczą, aczkolwiek używana czasami do okropnych czynności.
Jednak, Waszą misją będzie pokazanie widowni oraz nam, Magię w jak najlepszym
świetle. Niech powstanie : Pokaz Mocy! Każdy musi zademonstrować coś, co nam i
widowni się spodoba. Największe oklaski, okrzyki, wiwaty i te sprawy, sprowadzą
do 10 punktów, ale. Raz możemy podarować 10pkt. Wyniki dostaniecie na końcu. Zaczniemy
wpierw od ostatnich miejsc.
Słysząc konkurencję trochę się
przeraziłem, nigdy nie robiłem pokazu. Nie raz widziałem takie zlecenia na
tablicy w gildii, ale nigdy nie brałem ich pod uwagę, a są to misje z
najmniejszą trudnością, więc każdy go zaczynał je brać oprócz… Mnie.
Przegryzłem wargi i spojrzałem na moją drużynę szukając podpowiedzi, ale oni
tylko rozmawiali… Czy oni… Nie zawracali mną głowy? Myślą, że to wygram, czy są
pewni, że przegram i nie chcą sobie psuć nerwów? Cholera, wzrok przerzuciłem na
swoją kartę, którą ściskałem w dłoni. Wpatrywałem się na nią z myślą, że coś
wymyślę, ale… Nic nie przechodziło! Inni nie byli tacy zdenerwowani i
zestresowani. Nawet Shi, która w ostatnim dniu prawie posrała się z strachu
stojąc na środku areny, a teraz? Dumnie stoi, z wypiętą piersią do przodu i uśmiecha
się jakby już wygrała. To Ci piz…Yghm! Jam jest dżentelmen! Ta… Jasne!
Pokręciłem głowę i obserwowałem pokaz innych magów. Pomyślałem, że jeżeli
obejrzę jakąś, to może coś mi do głowy przyjdzie. Dobrze myślałem. Może to
będzie słabe, ale jakieś 2 punkty dostanę… Analizując przeciwników ich
czynności opierały się na przedstawieniu czegoś… pięknego np. Kryształki pod
promieniami słońca, wytworzenie ogniem różne kształty, u pielęgnowanie ładnych
badyli z roślin. Zagrożeniem było Raven Tail oraz The Legion… Naprawdę dali
klasę. Zerknąłem na Cheney, która właśnie wychodziła na scenę, swój pokaz
nazwała ,,Taniec Ostrzy.” Zaczęła podmieniać zbroję w bardzo błyskawiczny
sposób oraz wymachiwała dzięki Telekinezie różnymi brońmy. Pewnie myślicie, ,,a
chujo…”, a nie, nie! To było bardzo dobre! Widownia szalała, a sędziowie
przytakiwali głową. Just excellent! Nawet mi się podobało, mimo, że jako wróg
powinienem się krzywić i rzucać błotem. Gdy opuściła dostojnie arenie, dumnie jak
paw, poczułem na ciele zimny pot, a moje dłonie zaczęły się telepać. Teraz moja
kolej, wypuściłem powoli powietrze uspokajając się. Usłyszałem swoje imię i
kierowałem powoli kroki do celu. Trzymałem w dłoni swoją talię kart,
przymrużyłem powieki mierząc każdego wzrokiem, lecz to nie był dobry pomysł.
Gdyż zobaczyłem Laxus’a wpatrującego się we mnie twardo. Oczekiwał chyba jakiś
cudów i chciał, abym wygrał dziesięć punktów? Phi! Niech gryzie glebę. Nie będę
posłusznym chłopczykiem. Stanąłem na środku areny i rozglądnęłam się trochę z cykany.
Chętnie bym wrócił, bo się cykam, ale…
- Co nam zaprezentujesz? -
Spytał się ciekawy Sting, przeglądając moje dane. – Jesteś magiem kart… Co
znaczy, że jakiś ciekawy występ nam zagwarantujesz. Dobrze mówię?
- Eeeee… - Nie chciałem kłamać,
bo przecież wiadomo, że jakiś shit zaprezentuje, ale życie albo śmierć! –
Taaak… - Odpowiedziałem cicho niepewny i zacząłem robić szlaczki w powietrzu,
tasując karty. Była głucha cisza i wszyscy się na mnie patrzyli. Cholera,
cholera, cholera… Jak się pomylę, to mnie wyśmieją! Ja-ja-ja tego nie chce…! –
Więc… Mam Asa z wzorem wina. Kładę go tutaj i... – położyłem kartę na dłoni i
machnąłem nią, aby zaraz pokazać pustą stronę łapy. – Nie ma!
Popatrzyłem na widownię, która
miała bić brawo, lecz było przeciwnie. Cisza, a nawet kaszel z nutą nudności. Zmarszczyłem
czoło i miałem pustkę w głowie, nie wiedziałem kompletnie co mam dalej robić.
Cholera… Przegryzłem wargę i podrzuciłem karty, aby ułożyć je w okrąg.
Stworzyłem orła i kazałem mu zaliczać obręcze, przy każdym zakończeniu
wyskakiwały małe czerwone iskierki, grające rolę fajerwerków. Bardziej się
postarałem do tego występu, ale zacząłem słyszeć buczenia ze strony widowni,
negatywne zagwizdania oraz zbiór nieprzyjemnych przymiotników o mnie. Mój
oddech się przyśpieszył z wstydu, a nawet strachu. Dłonie ponownie się trzęsły,
a głowa nie umiała ustać w miejscu. Musiałem uchwycić każdy komentarz od
publiczności.
- Och… Chyba widowni się nie
podoba, szczerze mi też dupy nie urwało.
Odparł
ziewając Yajima, pokazując jak bardzo głęboko miał ten występ. Przez niego
czułem coraz większy stres oraz objąłem się sumieniem, ponieważ dałem się kurwa
na te igrzyska zapisać! PO CO JA TO ZROBIŁEM!? Ja chce iść… Uciec… Nie chce
tutaj stać i być w centrum uwagi… Czuje się jakbym był totalny zerem…, a nie
czekaj! Tak jest! Przez całe życie! Nic się nie zmieniło… Chwila… To ja się nie
zmieniłem. Jestem… pieprzonym nieudacznikiem. Stanąłem na środku areny i
ścisnąłem dłonie, spuszczając głowę. Moje oczy… Pieką… Pociągnąłem nosem, a po
moich policzkach spłynęły dwie kryształowe łzy. Miałem wrażenie, że wokół mnie
jest ciemno, a światło pada jedynie na mnie, aby ludzie mogli mnie ujrzeć i
wyśmiać jak jakąś małpę w klatce…
10 lat wcześniej
- Matko, padam na ryj.
Westchnął zmęczony Laxus wchodząc do mieszkania, masując
sobie dłonią plecy, które go bolały.
- Witaj, kochanie.
Pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się uroczo żona,
dzierżąc w dłoni chochlę. Blondyn pociągnął nosem i popatrzył na nią
podejrzanie.
- Piłaś?
- Nieee… Gotuję kurczaka w winie!
Szybko rzuciła na obronę i zniknęła w kuchni, aby schować beczkę
z szkarłatną cieczą do piwnicy, inaczej mówiąc, zaciera ślady. Dorosły
mężczyzna opadł na fotel i zaraz wsadził rękę w głąb siedzenie, bo poczuł, że
coś mu się wbija w cztery litery. Klną pod nosem zastanawiając się, co to jest,
gdy w końcu zlokalizował miejsce, złapał i wyciągnął. Spojrzał na talię kart,
która dziwnie świeciła. Zmarszczył czoło i analizował ciągle podejrzanym
wzrokiem przedmiot.
- Co do licha…
- Papa! – Zabrał dzieciak broń z dłoni ojca. Mały chłopiec,
wiek 7 lat, złote włosy oraz błękitne oczy jak czyste niebo. Z ślicznym
uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę taty i tasował powoli karty. – Ne,
papa. – Podszedł do rodzica bliżej, aby zawiesić się na oparciu fotela. – Masz
dla mnie jakiś prezent?
Zapytał się z nadzieją, jednak uśmiech znikł, gdy zobaczył
jak kręci głową.
- Bieda, a nie misja. Po za tym bierz mi te karty w cholerę.
Dom to nie miejsce do trenowania! Mówiłem Ci już milion razy!
Podniósł swój ostry oraz stanowczy głos, powodując lekkie
przerażenie u syna. Mamoru momentalnie puścił oparcie od siedzenia, lądując na
krótkich nogach. Zrobił krok w tył, łącząc dłonie przy torsie.
- Oczywiście, papa… - Bawiąc się palcami odwrócił się do
dorosłego plecami i skierował się powoli do góry schodami do pokoju. Mama,
która wychodziła z kuchni, zlustrowała wzrokiem wpierw swój Wynalazek, a
później na swojego Naiwniaka.
- Coś mu powiedział?
Rzuciła ścierkę na stół w którą wcześniej wycierała dłonie.
Oparła dłonie o tylne oparcie fotela i spojrzała z góry na swojego durnego
męża. Ten jedynie podniósł na nią wzrok i wstał z miejsca, aby znaleźć swoją
córkę.
- Kira. Kira. Kira.
- Może jeszcze Cip, Cip jak do kury?
Zaproponowała zirytowana żona, widząc jak mąż szuka córki
nawet za firanką. Ten jedynie pomyślał nad tym przez chwilę jakby uwierzył, że
to mogło zadziałać.
- Co tatusiu?
Wyszła z toalety, zamykając plecami drzwi o które się
oparła. Nie była uśmiechnięta, aczkolwiek nie było jej smutno. Po prostu miała
wylane, już w tak młodym wieku.
- O tu jesteś. – Odparł wychodząc spod stołu, uderzając
głową o deskę i masując sobie bolące miejsce, ciągnął łańcuszek przekleństw na
ustach. – Ale się pier… - Chrząknęła żona czując zbliżające się brzydkie słowo
z ust męża – pie…pie…rnik?
- Pier-nik?
Skrzywiła twarz córka nie rozumiejąc przesłania, ale cóż.
Ojciec tak ma często, gdy tylko nadchodzi chrząknięcie Cany, a ten od razu
dziwnie się zachowuje. To wygląda, jakby łapała go za język i nie pozwalała mu
dokończyć zdania…
- Nie ważne. – Machnął dłonią, aby zapomniała. – Tatuś
zamierza Cię zabrać na misję, abyś polepszyła umiejętności Smoczego Zabójcy
Gromu, po za tym. Ostatnio dobrze sobie radziłaś, więc… Jakiś prezent za dobre
wyniki w walce nie byłby zły, nie uważasz?
Dziewczynce zabłysnęły oczy, a uśmiech rodził się na jej twarzy. Dosłownie można powiedzieć, że uśmiech od ucha do ucha! No po prostu metrowy banan na ryju.
Dziewczynce zabłysnęły oczy, a uśmiech rodził się na jej twarzy. Dosłownie można powiedzieć, że uśmiech od ucha do ucha! No po prostu metrowy banan na ryju.
Chłopiec będąc w połowie drogi na schodach, słyszał całą
rozmowę córki i taty. Szybko zszedł na dół z ponowną nadzieją. Podbiegł do taty
i ściskał kciuki, aby tym razem się zgodził.
- Ne, papa. Ja też się poprawiłem w umiejętnościach! Dostanę
prezent? Chociaż mały?
Poprosił grzecznie, gdy naprawdę poczuł, że jego moce się
zwiększyły. Kiedyś ledwo umiał ułożyć myszkę z kart, a teraz to nawet psa umie!
Chodzącego psa! Nie rozwali się po trzech krokach!
- Walczyć tym możesz?
Zapytał się już po raz enty. To pytanie było właściwie
najważniejszym. Ciągle ono padło, a odpowiedź była ciągle ta sama i ta sama
reakcja. Mamoru spuścił głową smutny i pociągnął nosem, czując, że łzy spływają
mu do oczu.
- Nie-e-e…
- To mnie nie interesuje. Skoro nawet obronić się tym nie
możesz, to żadne mi postępy. Znikaj mi z oczu, bo psujesz mi humor, odpowiedzą słyszącą
już milion razy.
- Ale…
- Już!
Ryknął na niego, a chłopak od razu się rozkleił i pognał do
swojego pokoju, widząc słabo przez napływające łzy.
- Nie musiałeś być taki ostry…
Wtrąciła się żona, odprowadzając wzrokiem syna, aby zaraz
przenieś wzrok na Laxus’a.
- To nie moja wina, że nie rozumie prostych słów. Nie umie
używać magii do ataku, zginie na polu bitwy raz, dwa. Trzeba mu
uświadamiać, a nie okłamywać.
Wytłumaczył z grymasem na twarzy, bo trochę się bał, że Cana
zaraz z pyskiem do niego. Jak to czasami żonki kochają robić, niespodzianki dla
mężów, ale tym razem siedziała cicho, gdyż w tym ziarenku tkwiła prawda, a
nawet większa prawda. Westchnęła tylko i poszła do kuchni pod przykrywką
robienia obiadu, a tak naprawdę nie chciała się odzywać już na ten temat.
Mały blondyn wszedł do swojego pokoju – który był
umieszczony jeszcze na pierwszym piętrze, a nie na strychu – i trzasnął
drzwiami. Wytarł dłońmi oczy, ale zaraz znowu były mokre. Podszedł do lustra
wiszące koło jego łóżka. Spojrzał na swoje beznadziejne odbicie w lustrze. Taki
słodki chłopczyk mógłby grać rolę jakiegoś bożka szczęścia, a w rzeczywistości…
Piekło dopiero się zaczynało. Krystaliczne łzy spływającego po jego policzkach,
opadały w szybkim tempem na ziemie. Ciekło mu nawet z nosa, a oczy świeciły i
szkliły z smutku. Już wcześniej ojciec mu o tym mówił, ale… Do dziecka trzeba
kilka razy, dopiero jak zrozumie… Zaczyna się nad tym zastanawiać. Mocno
zastanawiać, aż zapisuje się w pamięci i gra rolę reguł : czego można a czego
nie można.
Czy czułem się tak samo stojąc
na arenie jak przy lustrze? Heh, muszę Was rozczarować. Niestety, ale to był
dopiero początek. Zapieczętowano we mnie brak samoakceptacji, nienawiść,
samotność jak i brak kultury do kogokolwiek. Przyjrzyjcie się uważnie kolejnemu
kadrowi.
Nie ważne, czy to chłopczyk miał siedem lub dziesięć lat.
Jedynie co się zmieniało, to w jego pokoju oraz wygląd, aczkolwiek emocje jak i
uczucia, były te same. Trzy lata później, a on dalej ryczał przy tym samym
lustrze przez ten sam powód. Na jego nosie można było zauważyć wielką bliznę,
która szpeciła dziecinną urodą. Kiedyś patrząc na jego facjatę, człowiekowi
samemu uśmiech pchał się do twarzy, ale teraz… Może jedynie wykrzywić w
grymasie. Jak powstała taka wielka szrama? Może wpierw powinnam wspomnieć o
tym, że Mamoru świeżo co z szpitala wyszedł. Nie dawno ćwiczył moc błyskawic
bez opieki ojca, chciał pokazać, że jest również przydatny jak Kira. Łamał
regułę. Ryzykował, tylko po to, aby być CZŁOWIEKIEM w oczach ojca. Skutek tego było
taki, że wylądował w szpitalu. Obudził się dopiero kilka dni później. Całą winą
tego był wybuch z maleńkiej, niewinnej iskierki stworzonej nad dłońmi.
Bezbronna, dająca światło iskierka, zamieniła się w ogromny wybuch. Huk jak po
podpaleniu beczki wodoru. Całe to zdarzenie, męczyło głowę małego chłopaka.
Chciał… Tak nie wiele. Jedną pochwałę, a skończył… jak z czarnego scenariusza.
Ściskał w małych rączkach czarny, prostokątny plaster, który zaraz uniósł na
wysokości nosa. Wytarł zbędne ciecze spod narządami zmysłów i przykleił
materiał na nosek. Nie dając już nikomu obejrzeć blizny, ani nikomu o niej
wspominając. Historia związana z tym zdarzeniem została zamknięta na kłódkę i
zapomniana. Jedyni świadkowie, to Ci, którzy martwili się oraz denerwowali w
białym pokoju.
Wytarłem dłonią swoje łzy, nie
podnosząc głowy do góry. Nawet nie wiedziałem, kiedy mi popłynęły kryształowe
krople. Zorientowałem się dopiero, gdy poczułem jak moje ramiona drżą wraz z
oddechem. Czas się zatrzymał, a ja uniosłem delikatnie rękę do góry. W głowie
znalazło mi się ostatnie wspomnienie związane z moim bezbarwnym scenariuszem
przy lustrze. Heh, szkoda tylko, że… zwierciadło wiszące na mojej ścianie, już
nie istnieje…
Gdy osiągnął wiek nastolatka, otoczenie zmieniło się
totalnie. Jego pokój już nie znajdował się na pierwszym piętrze, lecz na
drugim. A bardziej precyzyjniej to na strychu. Bunt nastolatka? Owszem,
aczkolwiek nie byłby taki mocny, gdyby nie rana na jego sercu. Goiła się, ale
zaraz otwierała przy spojrzeniu na trening siostry z ojcem. Krwawiła
intensywnie, a on zamiast ryczeć, wyżywał się na wszystkich ludziach dookoła.
Zrozumiał, że łzy nic tutaj nie dają. Jednak… Umiejąc już panować nad magią
kart jak prawdziwi nowicjusze, dalej nie zafascynował tym tatę. On chciał, aby
jego syn był taki potężny jak on, żeby przy wymawianiu jego imienia ludzie
drżeli. Widząc go na ulicy omijali wielkim łukiem, ale nie. Mamoru dopiero
swoje umiejętności magiczne ukazał w wieku siedmiu lat, jak dostał pierońskie
karty do rąk. Miał ciskać piorunami albo mieć własną magię, pozwalającą mu wybić
się do góry, a nie zataczać się na dół! Ale najbardziej co Was zaciekawi to,
to, że on nadal stał przy tym lustrze, szukając podpowiedzi, co może jeszcze
zrobić, ale… Pewnego dnia zrozumiał, że wszystko co robi kończy się tragedią.
Patrzył tępo na zwierciadło, które można było układać jak puzzle. Brakujące
kawałki leżały na ziemi, w kałuży krwi. Opierał się głową o miejsce uderzenia.
Szkarłatna ciecz spływająca po jego całej twarzy, skapała na ziemie. Lewa dłoń
skierowana ku dole, obejmowała palcami strzykawkę z czerwoną igłą. Miał wielkie
źrenice, wiadomo o czym to świadczyło. Można uznać ten dzień za pożegnalnym,
ponieważ ostatni raz stał przy tym lustrze oraz ostatni raz próbował
zaimponować ojcu. Później… żył swoimi regułami. Wyciszony, pyskaty, samolubny.
Skaza na sercu została, aczkolwiek… Zaczęła się goić po tym jak chłopak został
zauważony przez członków gildii… Nieee… To nie pasuje… To nie oni go zauważyli,
to on w końcu otworzył oczy i ujrzał, że oni zawsze byli, są i będą, a on jak
ten ostatni debil… Ignorował ich, bo widział jacy to oni szczęśliwi, a przecież
on również taki może być. Wystarczy, że… Wyciągnie
dłoń po pomoc, a ona zaraz zostanie uchwycona.
- Emmm… Mamoru? Jest jakiś
problem?
Trzymałem wyciągniętą ku górze
rękę, a widownia ucichła zastanawiając po co ja to robię. Pociągnąłem nosem i
wytarłem drugą dłonią swoje oczy. Czułem się tak beznadziejnie, ale muszę to
zrobić… Mam już tego wszystkiego dość! Słysząc pytanie od komentatora, wziąłem
głęboki wdech i wydech.
- Co on chce zrobić?
Spytała się cicho pod nosem moja siostra, reszty drużyny, która musiała również te swoje ślepia umieścić na mnie. Nie chciałem widzieć czy są wypełnione żalem, zmartwieniem, śmiechem, po prostu…Nie umiałem im spojrzeć w oczy.
Spytała się cicho pod nosem moja siostra, reszty drużyny, która musiała również te swoje ślepia umieścić na mnie. Nie chciałem widzieć czy są wypełnione żalem, zmartwieniem, śmiechem, po prostu…Nie umiałem im spojrzeć w oczy.
- Nie wiem… Może… Szykuje się do
jakieś sztuczki?
Odpowiedziała niepewnie Nashi, zastanawiając się, miała jeszcze inną teorię, ale… Raczej bała się powiedzieć ją na głos, więc zrobił to za nią Ethan…
Odpowiedziała niepewnie Nashi, zastanawiając się, miała jeszcze inną teorię, ale… Raczej bała się powiedzieć ją na głos, więc zrobił to za nią Ethan…
- Idiotki! On chce się… poddać.
- Naprawdę?!
Krzyknęły wszystkie dostępne
baby z naszego lobby. Słyszałem ich i poczułem jak serce mnie boli…
- Ja… - Odparłem cicho,
ściskając pięść oraz czując wszystkie buzując się we mnie emocje. – Ja chce
się…
- Mamoru! Nie rób! Tego!
Kontynuuj! Nie ważne ile punktów zdobędziesz! Dajesz!
- Twoi przyjaciele Cię
dopingują… - spojrzał kątem oka Sting na młodych nastolatków – Co chcesz nam
powiedzieć?
- Ja chce się... – przełknąłem
głośno ślinę - wyznaczyć na zwycięzcę!
Ryknąłem głośno, podnosząc
zdeterminowaną twarz do góry i od razu odwróciłem się tyłem, aby spojrzeć
prosto w oczy całej widowni.
- Zwycięzcę? – Zmarszczył brwi
mistrz, aby zaraz się zaśmiać – ale ty nic ciekawego nie pokazałeś…
- Zaraz wam zrobię takie show!
Że ręce, cycki wam odpadną! Ha! Ujrzycie pięć twarzy Mamoru! – Uniosłem do góry
całą dłoń, pokazując pięć palców – Mógłbym pięćdziesiąt, ale byście musieli się
po tym leczyć… - Mruknąłem cicho pod nosem, a publiczność jakoś… się
zainteresowała? Haha! Bardzo dobrze. Teraz to ja jestem numer jeden!
Popatrzyłem kątem oka na moich przyjaciół. Zdezorientowani? A jak. Po ich
minach, to nic tylko śmiać mi się chce. Może byłem przed chwilą załamany,
pogrążony w czarnych myślach, ale teraz… Nastała nowa era Króla Pokera! (Aż mi
się zrymowało XD) Muahahahha! Zaśmiałem
się w duchu szatańsko, uśmiechając się jadowicie z gorącym planem w głowie.
- Po pierwsze! – Wystawiłem
kciuk, aby zaraz przegryźć do krwi poduszkę od palca. – Na tronie… Siedzi król…
I tylko król! – Oznajmiłem i przejechałem swoją krwią po karcie z wzorem króla.
Napisałem szkarłatnym atramentem znak świadczący o Panie Świata. Podniosłem na
chwilę kartkę do góry, aby pokazać widowni i zaraz rzuciłem na ziemię, rysując
coś kciukiem powietrzu, a następnie
krzyknąłem. – Ożywienie!
Broń zaświeciła, aby zaraz z
niej stworzył się wicher z różnych kart, tworzący człowieka z berłem w dłoni
oraz koroną na głowie. – O to przed państwem król! – Wskazałem na niego, a ludzie
jeszcze tylko czekali, aż utworzy się jego twarz. Wstrzymali powietrze, a ja
rozszerzyłem usta widząc ich zainteresowanie. – Z moją twarzą! – Dodałem
szybko, gdy ludzka figura już była skończona. Wszyscy łapczywie złapali
powietrze, niedowierzając własnym oczom. Król stojący na arenie… Ma moją twarz!
Uśmiechał się z pychą na ustach i lustrował wzrokiem wszystkich ludzi. – Ale co
to za król bez… Damy! – Rzuciłem następną kartę na ziemie z wizerunkiem
królowej, pobrudzoną moją krwią od palca wskazującego. Znowu z ziemi powstał
człowiek, ale tym razem w płci pięknej! Trzymała wachlarz przy twarzy,
pokazując jedynie oczy, drogo ubrana, z świetnymi walorami. – Czyż nie piękna,
chłopacy? – Zapytałem się, podchodząc do dziewczyny i przytuliłem się do jej
ramienia. Krew z nosa lała się chyba litrami z widowni. Zaśmiałem się widząc to
i złapałem za dłoń Figury. – Ale musze was rozczarować… Tutaj też… jest moja
twarz! – Pociągnąłem na dół jej rękę, a ludzie mogli ujrzeć moją twarz w
damskim ciele. Czy wspominałem, że moja uroda opiera się na matce? Nie? To już
wiecie. Mimo, że była tam umieszczona moja piękna facjata, to i jak panienka
była nadal piękna, ale… Mężczyźni już się tak nią nie jarali, a właściwie byli
załamani, że dali się nabrać… Cóż… HA! GAAAAAY! – To już druga twarz! Czas na…
Trzecią oraz czwartą! – Krzyknąłem, rzucając wcześniej przygotowane karty z
wizerunkiem Joker’a oraz Jupka, również ubrudzone krwią. Opadły leniwie na
ziemie, aby zaraz powstały nowe formy Mnie Z Kart! Jupek był ubrany jak Książe,
walczący o serce młodej damy… albo.. młodego księcia o imieniu Ethan ♥.
Dlaczego przyzwałem ich w tym samym czasie? To proste! Joker, inaczej błazen,
jeździł na jedno kołowym rowerku, żonglując kartami, a Książęcy Ja, próbował go
zrzucić, rzucając zwykłymi dziesiątkami lub dziewiątkami. (Tak, chodzi tutaj
również o karty, ale z liczbami 10 i 9) Klaun oczywiście robiąc różne salta, fikołki,
chroniąc się, rozśmieszał widownie. Klepiąc się po tyłku, wystawiając język,
tylko po to, aby zirytować rzucającego. Na pewno czuli się jak w cyrku! I
bardzo dobrze! To było moim celem. Trzymałem cztery wyprostowane palce, ale
czas na ostatni. Ugryzłem, zakryłem znak Asa swoją krwią i podniosłem głos. –
Ludzie! Czas na gwóźdź programu! Wpierw takie pytanie… - Spojrzałem na nich jak
na bandę idiotów – Co to za królestwo bez zamku…?
Żadne! – Zaapelowałem i
położyłem tym razem kartę na ziemie. Oddaliłem się parę kroków i znowu zacząłem
rysować coś w powietrzu. Spokojny już, że mam wygraną zagwarantowaną po tym. –
Twór! – Wykrzyczałem uderzając pięścią w próżnie. Nastała cisza. Nic się nie
działo przez kilka sekund, ale zaraz… zaczęła się trzęś ziemia, a karta leżąca
na ziemi, zaświeciła i wyspała z siebie falę jednakowych talii do gry, aby
następnie układać z nich wielkie zamczysko! Z wszystkim! Dosłownie! Fontanny,
komnaty, ogród, wieże, fosy. Upadłem na kolana czując, że jestem na granicy
wypompowania. Dyszałem głośno, a widownia wstała i zaczęła mi klaskać. Król,
Dama, Jupek jak i Joker. Poklepali mnie po ramieniu, przechodząc koło mnie i
zaraz pomachali do publiczności, wchodząc w głąb wielkiego zamczyska.
- Oooooo! Niesamowite! Z ziemi
wyrośli nie tylko ludzie, ale… również zamki!
I to ogromne! Z herbem Asa! Idealne! Piękne!
Wypowiedziawszy te słowa ze
strony Loly, Sting pokiwał głową zgadzają się z nim i wraz z resztą
komentatorów zachwycał się każdym szczegółem budowli. Podoba im się? Podoba im
się! Uśmiechnąłem się szczęśliwy, bo w końcu ktoś docenił moją pracę. Nie
patrzyłem na ojca, bo wiedziałem, że na pewno grymasi, a nie chce sobie psuć
chwili euforii. Słyszałem okrzyki radości z strony mojej drużyny, spojrzałem na
nich i pomachałem im. Wstałem na nogi lekko się chwiejąc, wyłączyłem wszystkie
moce i wyprostowałem się nie czując już brzmienia na plecach od utrzymywania
tych wszystkich figur. Poprosili mnie o zejście, więc tak zrobiłem. Czekałem na
korytarzu wraz z swoimi wrogami, oczekując na wyniki.
- Halo?! Tutaj Wasz ulubiony
komentator! Chapati! – Chrząknął głośno i wszyscy zaczęli ich słuchać. Chociaż
raz… - Zaczniemy od ostatniego miejsca... Zero punktów leci do… Twilght Ogre,
które prezentowało tylko swoje bronie… Później mamy Mermaid Heel wydające nudny
wykład o swojej mocy warzyw… Yghm! Kolejnie Titan Nose, Raven Tail The Legion,
Fairy Tail, Lamia Scale, a na naszym zwycięzca jest… Sabertooth!
- COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?!
JA MAM SZÓSTE MIEJSCE?! MIAŁO BYĆ Pierwsze! Pierwsze! – Podwinąłem rękawki idąc
pewnym siebie kroku, wkurzony jak nigdy dotąd. – Ja im zaraz pokaże, kto tutaj
powinien iść na szczyt!
Krzyknąłem kierując się w stronę
lobby sędziów. Już im przetrzepię dupę jak nigdy dotąd!
Przepraszam (znowu), że z tym tak zwlekałam, ale sami widzicie. Dość długie. W dodatku miałam okres taki, że wszyscy coś czegoś ode mnie chcieli i trochę ciężko było dla mnie znaleźć czas, a jak się znalazł to chciałam go poświęcić dla siebie, a nie do zmuszania się pisaniu notki. Na pewno wyszło marnie... Nie jestem jakoś z tego dumna, gdyż jak mówiłam. Motywowałam się sztucznie, aby to skończyć pisać :| Jeszcze raz przepraszam! D:
PS : Nie sprawdzałam dokładnie błędów, gdyż jestem zmęczona tym pisaniem... A raczej mój wzrok xd w dodatku część sprawdzałam, gdy byłam oślepiona kroplami od okulisty, więc... xd
PS : Nie sprawdzałam dokładnie błędów, gdyż jestem zmęczona tym pisaniem... A raczej mój wzrok xd w dodatku część sprawdzałam, gdy byłam oślepiona kroplami od okulisty, więc... xd