środa, 30 lipca 2014

Pokonywanie lęków

Akira


                &


                               Tsuki





Zza drzew dało się dojrzeć dachy budynków pobliskiego miasta. Widząc  różnokolorowe dachówki poczułam radość i ulgę. Nie dość, że upał to jeszcze szłam pół drogi. Oczywiście mogłam się tepnąć ale chwilę po tym bym zemdlała, a tego wolałabym uniknąć.
W dłoni cały czas trzymałam list z wiadomością od naszego mistrza do mistrza Saber'ów. Przyznam szczerze będę tu pierwszy raz. Dotychczas drugą najsilniejszą gildię we Fiore miałam okazję spotkać tylko w Crocus. 
Mijając budynki domostw i sklepów doszłam do budynku gildii Sabertooth.
Zauważyłem przez okno gildii, że ktoś, że jakaś dziewczyna stała przed wejściem do niej. Założyłem swoją maskę i nie czkając  aż zapuka otworzyłem wrota.
 -Witam w naszych progach...Eee...Jak się nazywasz?-przywitałem ją obojętnym tonem ciesząc się, że nie widać lekkiego rumieńca na mojej twarzy dzięki masce. Natura zboczeńca właśnie się włączyła.
Zerknęłam na chłopaka. Maska? Ciekawe co pod nią ukrywa. Nabrałam powietrza w płuca i rzekłam.
-Jestem z Fairy Tail. Przynoszę list dla waszego mistrza.-po co ma znać moje imię i nazwisko? To jest najmniej ważne.
-Ojca teraz nie ma...Wejdziesz do środka i poczekasz?-spytałem wskazując ręką wnętrze gildii. Wbiłem w nią pytające spojrzenie. Nie przedstawiła się...Miło.
Super! Zajebiście! A chciałam w miarę szybko wrócić do domu. Miałam iść z Emi na zakupy. Trudno.
-Jak trzeba to trzeba.-mruknęłam i weszłam do środka. Pierwsze co mnie mile zaskoczyło była cisza, tak CISZA. Pierwszy raz coś takiego czuję od lat. Nikt nikomu buźki nie mebluje, stoły nie latają...Jednym słowem tak bardzo inaczej niż Fairy Tail.
Usiedliśmy przy jednym ze stołów na przeciwko siebie. -Jestem Akira.-mruknąłem. Taaa...Nie ma to jak miłe początki, nie?
Przyjrzałam mu się uważnie. Ta, jestem mega podejrzliwa i nie ufna. Ale to tylko imię. Nosi je, mam nadzieję, setki ludzi, a po za tym to tylko członek Sabertooth. Chyba można mu zaufać.
-Tsuki.-mruknęłam ciągle bacznie mu się przyglądając i wcale się z tym nie kryjąc. Jezu, drugi Karim ze mnie rośnie.
-Wieesz...-powiedziałem i po chwili dodałem-Nie zjem Cię, więc tak się na mnie nie patrz.-powiedziałem. No dobra...Może czarno biała maska i kaptur na głowie nie wyglądał zbyt obiecująco no, ale sorry! To nie oznacza, że mam jakąś opryszczkę, albo nie wiem co.
-Sorki, nawyk zapożyczony od brata, niestety.-ostatnie słowo wypowiedziałam ciszej. Oparłam się o krzesło i westchnęłam. Coś się na zewnątrz szarawo robi.
-Hmmm...No spoko.-odpowiedziałem i spojrzałem za okno. Nie wiem czemu, ale taka pogoda zawsze wydawała mi się wspaniała. Zwłaszcza, gdy padało i grzmiało. Jak gdyby niebo ukazywało jak nas nienawidzi. -Chyba będzie burza.-burknąłem po chwili.
B-b-burza?! Cholera! Czemu teraz?! Odruchowo zatrzęsłam się na samo wspomnienie mojego nieudanego lotu. Nie mogę dostać schizy teraz! Nie tutaj.
-Super.-bąknęłam niezbyt zadowolona z tej informacji.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Dziwnie zaczęła się zachowywać.
 -Chcesz coś zjeść lub się na pić?-powiedziałem. No bo co innego mogłaby chcieć?
-N-nie.-kurna zająknęłam się. Nerwowo zerknęłam w kierunku drzwi. Akurat by ujrzeć sporej wielkości piorun w oddali. Pierwsza, jaja se robisz?!
-Boisz się?-spytałem i nie czekając na odpowiedź wstałem i położyłem na jej głowie swoją rękę tarmosząc jej włosy. -Nie ma czego.-nie ma to jak Akira pocieszyciel!
-Owszem jest.-bąknęłam. Po co udawać, że się nie boję? Bez sensu. Delikatnie się wzdrygnęłam gdy położył mi dłoń na głowie. Tak jak kiedyś Nathan...Szybko się ogarnęłam i odwróciłam wzrok wlepiając go w jakieś krzesło.
-Lepiej spójrz na mnie. Boję się ukazać swoją prawdziwą twarz. Śmieszne nie?-zaśmiałem się ponuro. Zabrałem rękę siadając obok niej.
-Każdy się czegoś boi...-zaczęłam bawić się cieniem utworzonym w dłoni-...sztuką jest przezwyciężyć lęk.
-Hmmm...Dobra! Jak zdejmę maskę to wyjdziesz ze mną na dwór, gdy zacznie grzmieć -spytałem zaciekawiony jej reakcji. Jak na zawołanie jasna błyskawica rozświetliła niebo po czym dało się słychać grzmot.
To dowalił. Ja tylko szeptałam mądrości ciotki Levy. To nie znaczy, że się do nich stosuje! Jasna błyskawica i mocnym grzmotem przecięła niebo. Nie mogę wyjść na zewnątrz, ale nie mogę wyjść na tchórza. Nigdy! Co sobie o mnie pomyśli?!
-Z-zginę tam.-wydukałam-Ale dobra.-wstałam i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia. Zwariowałam.
No i pięknie. Po cholerę z tym wyskakiwałem? Zaimponowała mi i to bardzo, ale tylko uśmiechnąłem się zadziornie czego oczywiście nie zauważyła przez maskę. Otworzyłem przed nią wrota i mruknąłem:-Więc idź pani pierwsza.
Zgromiłam go wzrokiem. Się wycofać nie mogę. Wyszłam na zewnątrz. Pierwsze, wielkie krople deszczu opadły na mnie. Im dalej od budynku byłam tym bardziej nogi mi się trzęsły. Dam radę!
Ujrzałam wielki, rozłożysty piorun, który walnął gdzieś w pobliżu. Odskoczyłam. Serce podleciało mi do gardła tworząc gulę. Na chwilę zapomniałam o takiej czynności jak oddychanie. Tak jak wtedy. Niebezpiecznie się zachwiałam i poleciałam w kierunku ziemi.
Szybko podskoczyłem do dziewczyny łapiąc ją nim dotknie ziemi. Wziąłem ją na ręce i wniosłem ją do budynku. -Dobra mała...Jesteś odważna.-powiedziałem i gdy stawiałem ją za zamkniętymi już przez wiatr drzwiami znów poczochrałem jej włosy. -Brawo!
Postawił mnie na podłodze. Czując, że znowu jestem w budynku uspokoiłam się. Zrobiłam to! Jakoś ale zrobiłam. Zaraz...jak on do mnie powiedział?
-Nie jestem mała.-wysyczałam w jego kierunku. Założyłam ręce na piersi nieco je przy tym akcentując-Ściągaj maskę.
Na jej ostatnie słowa wzdrygnąłem się. Powoli zacząłem się drapać z tyłu głowy i niemal byłem pewny, że gdyby była to kreskówka wielka kropla potu spływa by mi teraz po czole. -Etto..-zrobiłem krok w tył gotów uciec stąd jak najdalej.-Jesteś taaaakaaa odważna.-spróbowałem zmienić temat.
-Tchórz.-mruknęłam uśmiechając się wrednie-Sama ci ją zdejmę.-pobiegłam w jego kierunku i rzuciłam się na niego usiłując ściągnąć maskę. Cholera! Czy wszyscy faceci muszą być tak piekielnie wysocy?! Cudem strąciłam mu ją z twarzy przy okazji tracąc równowagę. Niestety on też. Zamknęłam oczy i po chwili poczułam jak upadamy na podłogę. Otworzyłam powoli powieki. Jest stanowczo za blisko...jego dłoń...
Spaliłam buraka jak jeszcze nigdy.
Czerwony rumieniec oblał moją niestety widoczną twarz, a oczy przybrały kolor niebieski(byłem bowiem w niebie). Z nosa pociekła strużka krwi. Podniosłem się szybko i krzyknąłem:-Gomenasai..ii...Masz miękkie cycuszki.-no po prostu nie mogłem sobie odpuścić tego ostatniego. Jestem debilem...wiem.
Szybko podniosłam się do siadu i odwracając wzrok rzekłam.
-D-dzięki.-nie wiem czemu tak reaguje. Gdyby to był Mamoru już wąchał by kwiatki od spodu...-Ty...ładny...jesteś.-wydukałam i zatrzęsłam się. Zimno. A tak w ogóle to...przyjemne to było...
-Eee...nooo...Dzięki?-spytałem i szybko zabrałem od dziewczyny moją maskę zakładając ją.-Ale i tak wolę ją mieć przy sobie.-mruknąłem i w tym momencie otworzyły się drzwi w których stanął ojciec. Nie chciałem widzieć jego wrogiego w stosunku do mnie spojrzenia, więc tylko powiedziałem do Tsuki-To i jest.-po czym zniknąłem za drzwiami prowadzącymi do innego pomieszczenia.
Lekko zaskoczyła mnie jego nagła zmiana. Kurwa no zimno! Wzięłam do ręki list i podałam go Stingowi.
-Etto...-ja się ciągle rumienię-Jestem z Fairy Tail to wiadomość do Mistrza naszej gildii.
-Ach jasne, dziękuję.-bąknął pod nosem i wziął kopertę kierując się zapewne do gabinetu. Za oknem dalej szalała burza. Za cholerę stąd nie wyjdę. Odczekawszy aż Eucliffe zniknie za rogiem pobiegłam do pomieszczenia gdzie zniknął Akira. Dość szybko go znalazłam.
Siedziałem na parapecie w małym pokoju. Była w nim kanapa, półka z książkami i inne duperele. Okno było otwarte na oścież, a ja patrzyłem niewidocznym wzrokiem w kapiący deszcz. Usłyszałem odgłos otwieranych się drzwi, ale nie zareagowałam.
-Coś tak szybko zniknął?-zapytałam wprost zamykając za sobą drzwi. Pierwszy raz nie wiem...co robić.
-Po prostu.-skłamałem nie patrząc na Tsuki. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę widząc swoje odbicie w lustrze, że moje oczy przybrały odcień oceanu. ,,Nieodgadniony jak ocean,,-przypomniały mi się słowa jednego z członków mojej gildii, który opowiadał o mnie jakiemuś swojemu koledze. Bo kto zauważył by 7
letniego chłopca stojącego w ciemnym zaułku?
Usiadłam na kanapie nie patrząc na niego. Wiem o co mu chodzi. Reaguje na swojego ojca podobnie jak Mamoru na wujka Laxus'a. Ponownie zatrzęsłam się z zimna. Nie ma to jak przemoczone ciuchy...
Spojrzałem na trzęsącą się dziewczynę. Zdjąłem swoją bluzkę na długi ręka ukazując przez to moją klatę.Rzuciłem ją jej i burknąłem:-Załóż, a ja zaraz znajdę Ci jakieś spodnie...W pokoju obok mamy takie rzeczy dla nagłych wypadków.-po czym wyszedłem szukać odpowiednich dla niej spodni.
-Dzięki.-ściągnęłam swoją przemoczoną, a założyłam jego. Pachnie nim...co ja wygaduję?!
-Baka.-mruknęłam. Nie chcę się znowu zakochiwać. Nie chcę być znowu zraniona...
Gdy tylko znalazłem jakieś jeansy pasujące na nią wróciłem do pokoju. -Weź.-podałem jej spodnie. Dopiero teraz mnie olśniło, że od razu mogłem wziąć też dla niej bluzkę,albo dla siebie ale w duszy z tym. -Odwrócę się.-powiedziałem i stanąłem w kącie twarzą do ściany.
-Spróbuj podglądać.-mruknęłam i szybko ściągnęłam spodenki ukazując światu moje majtki. Szybko wskoczyłam w spodnie. Lekko za duże, ale da się żyć.
Ujrzałem niebo, gdy się odwróciłem za wcześnie. BIAŁE JAK JEDWAB MAJTECZKI. Dobrze, że mam maskę to nikt nie zauważy mojego buraka. -No to co teraz?-spytałem siadając na kanapie.
-Nie wiem.-usiadłam obok-Wiem tyle, że nie ruszam się stąd puki na zewnątrz się nie uspokoi.
-No to zostaniesz na noc...-mruknąłem i wskazałem miejsce obok siebie. -Mam całą noc, aby się zemścić za ściągnięcie maski!-zaśmiałem się jak psychopata, aby po chwili wybuchnąć już normalnym napadem śmiechu.
-Wszyscy chcą mnie zgwałcić.-mruknęłam zapatrzona w jego tors.
-Jak się gapisz na tors każdego faceta to się nie dziwie...A z resztą nie mówiłem o gwałcie zboczeńcu! Noo..Chyba, że chcesz!-znów się zaśmiałem.
-Może kiedyś, za słabo cię znam. A o czym niby?-wymruczałam patrząc mu prosto w oczy-I tak jestem zboczeńcem.-dodałam normalnym tonem i ukradłam mu maskę.
-Myślałem o straszeniu Cię wielkim ptasznikiem, który siedzi obok ciebie.-wskazałem owłosionego pajęczaka, którego zapewne zostawił jeden z członków gildii.
-Co?! Gdzie?!Aaaa!-krzyknęłam gwałtownie wstają i piszcząc-Zabierz go!Zabierz go! Zabierz go!-podskakiwałam aż lekko zsunęły mi się spodnie.-Fuck.
Ze śmiechu, aż spadłem z kanapy. Miała szczęście, iż moja bluzka była na nią za dużo i zakrywała majtki. -Nie zabiorę go...Bo nie ugryzie. Zwierzęta jakoś mnie nie lubią.-stwierdziłem dalej zwijając się ze śmiechu na podłodze.
-Idiota! Ja mam uczulenie na jad!-serio mam uczulenie na jad! Potknęłam się o własne nogi i upadłam obok niego-Bóg mnie nie kocha.
-Oj tam nie marudź.-wziąłem szklankę pozostawioną po czyjejś wodzie i wrzuciłem ją do niej. -Mnie też i jakoś żyję,-podałem rękę dziewczynie, aby wstała.
-Nie żyjesz.-bąknęłam siadając na kanapę-To co robimy?
-Hmmm...Ojciec zapewne zaraz opuści gildię, więc ja tu zostanę na noc. Więc...Idziesz spać ze mną?-spytałem. Tak wiem...Ostatnie zabrzmiało dziwnie, ale to nie tak było w planach! Miałem brzmieć nie jak jakiś gwałciciel...
Ekhem?! Co?!  Dobra wiem, że nie to ma na myśli. W sumie przynajmniej nie obudzę się męczona koszmarami...-Czemu nie.
Rozsunąłem kanapę po czym wyjąłem z szafki szarą pościel w białe kropki. Ładnie wszystko pościeliłem i gotowe. Położyłem się zerkając na dziewczynę.-Dobranoc!
-Ta, ta. Dobranoc.-położyłam się obok odwracając tyłem. Lepiej by tego rumieńca nie widział.
Położyłem rękę na jej policzku nie pozwalając podnieść głowy. Zdjąłem maskę i pocałowałem ją w policzek i odwróciłem się na drugi bok. Dla mnie to był tylko zwykły pocałunek tak jak wiele innych. Osoba nie znająca miłości robi takie rzeczy jako "dziękuję".
Mimowolnie po jego geście wypuściłam kilka samotnych łez. Czy on musi aż tak przypominać Nathan'a w swoim zachowaniu. Ścisnęłam mocniej powieki by się nie rozpłakać.
-Ey co jest mała?-spojrzałem na nią z szeroko  otwartymi oczami. -Jeśli Cię uraziłem to przepraszam. Lepiej może stąd wyjdę, co?-spytałem uśmiechając się ciepło. Niestety w duchu płakałem jak małe dziecko krzyczące: JA CHCĘ MOJĄ MASKĘ!
-Nie musisz.-mruknęłam ocierając łzy-Po prostu przypominasz mi osobę, która od dawna nie żyje.-jak na zawołanie nacięcia po żyletkach zaczęły piec. Chwyciłam tamto miejsce cicho sycząc.

 Spojrzałem w miejsce gdzie znajdowały się blizny. Też takie ma...tyle, że w sercu. -Wiesz co Ci powiem? Lepiej jest kochać niż nigdy nie wiedzieć co to znaczy.-mruknąłem odwracając się na drugi bok tyłem do dziewczyny. W myślach mruknąłem:,,Mamusiu proszę ..Wróć,,. Tak mimo mojego dorosłego wieku i słów na których wyklinam Yukino, że nas opuściła chciałem, aby żyła. Pragnąłem poznać czym jest uścisk matki. Przy takich rozmyśleniach zasnąłem.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Niezbyt mnie to pocieszyło. Nie mam pojęcia czemu. Zamknęła oczy i z czasem usnęłam. I tak wiem, że obudzą mnie koszmary...




''Niech szlag weźmie podpalaczy...''

Nashi, Esteban

Całą noc po odejściu Naokiego spędziłam w lesie. Nad ranem znów dostałam wścieklicy. Jak można zabić swojego towarzysza?! Nim się zorientowałam trzy drzewa leżały już na ziemi płonąc. Nie chcąc spalić całego lasu starałam się to ugasić, ale niestety wyszło tylko na to, że ogień się powiększył. -Upsss...-wymamrotałam.
Był to upalny dzień...zdecydowanie zbyt upalny by wracać do Magnolli...ale cóż, powinienem być tam jak najszybciej...w końcu jak ktoś przypadkiem dostanie w łapy paczkę...W gildii może to się bardzo różnie skończyć...już miałem dojeżdżać do miasta gdy w lesie poczułem spaleniznę...no masz, ktoś pewnie znów zostawił szkło..a przy takim upale...szkoda gadać, żadna magia nie jest tak przerażająca jak ludzka tępota umysłowa... Zostawiłem motor w krzakach dodatkowo jakoś go maskując i pobiegłem tam skąd czułem spaleniznę.
Usłyszałam czyjeś kroki i szybko zerknęłam w tamtą stronę. -CHCESZ SIĘ BIĆ?!-krzyknęłam myślac, że to może Ichimaru tu wrócił. Nie byłam do niego miło nastawiona, a co dopiero nie miałam ochoty z nim gadać.
Gdy tylko zobaczyłem palące się drzewa i trawę..wpadłem w umysłowy szał...miałem tylko ochotę by wiatr rozszarpał tego kretyna...ale to nie czas na łapanie winnych...nie zważając na krzyki nashi której nawet nie zauważyłem przez koncetracje na ogniu zacząłem składać dłońmi znaki inkantując ustnie zaklęcie.
-Inanis mauris! (łac. Strefa Próżni)- niemal natychmiast z otoczenia zaczęło uchodzić wszelkie powietrze gasząc wszelkie, nawet najmniejsze pożary..niestety obszar był dość spory...co tylko przyniosło mi dużą i nagłą stratę energii spowodowaną zbyt dużym rozciągnięciem obszaru zaklęcia...Gdy ogień ustąpił uklęknąłem na jedno kolano by złapać nieco tchu.

Po chwili podbiegłam do Estebana dotykając go za ramię, aby na mnie spojrzał. -Nic Ci nie jest?-spytałam marszcząc brwi, gdyż nie wyglądał najlepiej.
-Małe..małe przemęczenie- powiedziałem...nie, właściwie wychrapałem...nigdy więcej nie gasić takiego pożaru od razu... zacząłem się uspakajać jednak..dopiero zrozumiałem co tu się wydarzyło gdy spojrzałem na znajomą twarz...no tak...czemu mnie to nie dziwi? Lewa brew tylko zaczęła mi drgać...nic więcej nie byłem w stanie zrobić...
Podniosłam ręce w obronnym geście i odeszłam o krok widząc minę chłopaka. -T-to nie moja wina! Tylko tego no...ICHIMARU!-powiedziałam, albo wręcz wykrzyczałam zaciskając pięści. Paznokcie które były dość ostre przebiły skórę z której powoli pociekła krew.
Ta...to powiedz temu swojemu Ichimaru że gdyby nie drzewa nie używałby ognia...ba, nie żył by-mruknąłem pod nosem starając się powstać o własnych siłach...
-JA Z NIM NIE BĘDĘ GADAĆ!-podniosłam dumnie głowę, a końcówki moich włosów zapłonęły ogniem. -Nigdy.-dodałam po chwile biorąc duży wdech i się uspokajając.
-Aha...-powiedziałem podpierając się o nadpalone drzewo-WIęc to nie bajeczka na wytłumaczenie?
Przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam. -Czyżbyś sugerował, że kłamę?-zaśmiałam sama nie wiedząc z czego. Tak po prostu.
Mhm-pokiwałem głową spoglądając w niebo-Zawsze zakładaj że ktoś kłamie, wtedy jeśli się rozczarujesz to jedynie pozytywnie. Ale ważniejsze...O co chodzi z tym Ichigiro?
-Ichimaru. Spotkaliśmy go wczoraj i poczułam od niego krew. Sam się przyznał do zabicia swojego towarzysza.-ostatnie słowa powiedziałam się nimi brzydziła. W tym momencie zimny wiatr zawiał mi w twarz, a ja tylko wzięłam głęboki wdech.
-Czemu mnie to nie dziwi..-odepchnąłem się od drzewa stawając w pełnym pionie, już dawno byłem przyzwyczajony będąc na ziemi do czegoś takiego...więc nie zrobiło na mnie to najmniejszego wrażenia..ot, tacy są ludzie-I był aż tak głupi by się do tego wprost przyznać?
Kiwnęłam głową na tak i po chwili cupnęłam na przewróconym przeze mnie drzewie. -Nienawidzę takich ludzi.-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego, ale i tak byłam pewna, że usłyszał.
Eh...problemy za problemami, żebym ja miał mało spraw na głowie..ale jak ktoś popełnia zbrodnie...kara musi nastąpić, taka jest konsekwencja tego swiata, każda akcja posiada swoją reakcję... Usiadłem koło niej i zacząłem się bawić patykiem, rzekłem jednak na pozór obojętnym głosem-Opowiadaj.
-Uczyłam strzelać Naokiego z łuku i zauważyliśmy rogi w krzakach. Pomyślałam, że to jeleń i kazałam Naokiemu strzelić. Później jednak okazało się, że to jakiś facet w pelerynie i hełmie. Jego zapach wydawał się podobny do zapachu Erzy i Jellala, gdy teraz o tym pomyślę, ale co ja tam wiem. No i resztę znasz.-powiedziałam nie patrząc na Estebana tylko gdzieś w głąb lasu jakby ktoś tam stał, ale nikogo nie było.
...Czekaj, powiedziałaś kogo?-zainteresowałem się bardziej...spoglądając na nią...coraz bardziej mi się to nie podobało..ale nadal nie wiedziałem jak do tego doszło że od tak się przyznał...
-No Jellala i Erzy...Tak jakby stali obok, ale mam już pewnie schizy.-wzruszyłam ramionami, ale dalej się martwiłam. AŻ MIAŁAM OCHOTĘ COŚ ROZWALIĆ!
-Węch smoczego zabójcy nie ma schiz...-powiedziałem spokojnie-Posłuchaj, muszę wiedzieć wszystko...co mówił, jak się zachowywał...nawet kiedy kichał, rozumiesz?
Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. -Taa? Bo za każdym razem, gdy Cię widzę masz inny zapach.-mruknęłam naburmuszona.-Nie chcę teraz o nim rozmawiać.-dodałam po chwili.
-Rozumiem więc że chcesz mu to puścić płazem tak?- no musiałem ją nieco sprowokować...jest uparta jak jej ojciec...a musiałem mieć te dane...nie bardzo mi się podoba że kręci się tu ktoś o zapachu podobnym do rodziców Nivves...
Wstałam, a żyłka na moim czole zapulsowała niebezpiecznie. -Oczywiście, że nie! Jak go dorwę to rozszarpie!-krzyknęłam, a w moich brązowych oczach można było dostrzec małą iskrę.
-Nie- Odpowiedziałem stanowczo- Rozszarpiesz i co? Poza jego słowami nie masz żadnych dowodów...a rozszarpanie to już za dużo..Nie chcesz chyba żeby gildia miała kłopoty tak?-westchnąłem i pokręciłem głową- I tak zazwyczaj zajmuje się poszukiwaniami...takich osób, więc jedna więcej nic mi nie zrobi... I będę wiedział że zrobię to tak by mieć problemów jak najmniej.
-Ty to umiesz zgasić człowieka.-burknęłam i usiadłam ponownie na pniu drzewa. -Był dziwny i tylko tyle pamiętam.-no cóż.Mam krótką pamięć.
Wyrażenie ''zgasić'' człowieka przy niej wydało mi się nadzwyczaj trafne...Jednakże to nadal nie wiele mi dawało...dlaczego ludzie muszą tak małą uwagę przywiązywać do szczegółów?- Powiedział może skąd jest? Lub czemu tam był?
-Podał nazwę gildii...The Lew? Nieeee...The Legion! Chyba...-powiedziałam i zamyśliłam się na chwilę.-Mówi Ci to coś?
- The Legion?-uniosłem brew- Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej...a znam prawie wszystkie gildie w Fiore...-złożyłem dłonie w trójkąt opierając palce o nos o łokcie o kolana-Albo jest bardzo głupi, albo piekielnie przebiegły...
-Chyba spotkamy ich na igrzyskach.-mruknęłam.- Spalę go! Albo nie! Dam na pożarcie tatusiowi!
-Nie-pokręciłem głową-Nic nie zrobisz, i nikomu nie powiesz. -powiedziałem to z całą siłą i stanowczością jaką posiadam...tylko mi tego brakowało by cała gildia rzuciła by się na niego....zbyt delikatna sprawa- Naokiemu powiesz by też nikomu nie mówił. Kto ma się dowiedzieć dowie się przeze mnie...zresztą, ja też nic nie wiem.
-To nie fair! Nie możesz mi rozkazywać!-nadymałam policzki i skrzyżowałam ręce na piersiach.-Zrobię jak uważam!-od zawsze byłam uparta i chyba tak zastanie mi na zawsze...
-Dobrze, zrobisz jak uważasz...A co jeśli się to okaże tylko prowokacją by skompromitować Fairy Tail? Wiele osób by tego chciało... Czasem dla dobra ogółu trzeba trzymać język za zębami, a nerwy na wodzy...chyba że swoje ''zachcianki'' przekładasz nad dobro gildii-eh..i znów musiałem się posunąć daleko...może mnie znienawidzi, ale trudno...czasem trzeba być ''potworem'' by zdziałać właściwie sprawy.
Zrobiło mi się głupio. Jak zwykle nie pomyślałam o konsekwencjach. Tak samo jak przy niszczeniu kilku...setek budynków. -Przepraszam.-bąknęłam spuszczając głowę w dół. Jedna łza spłynęła mi po policzku. Zawsze staram sie chronić najbliższych, a i tak wychodzi jak zawsze-wszystko niszczę. Kolejne łzy zaczęły gonić poprzednią. -Jestem idiotką.-cieszyłam się, że moje włosy zakryły twarz, ale prawdopodobnie i tak Esteban coś zauważył. Zawsze był cholernie wkurzająco spostrzegawczy.
-Nie przepraszaj za swoje zdanie. To działa w obie strony. Kiedyś to ty możesz mieć racje.-powiedziałem już zupełnie spokojnie, nawet nie musiałem patrzeć na nią że pojawia się parę odbić...wiedziałem już że odniosło to skutek- I Nie wylewaj łez na darmo...Wiesz dlaczego ludzie bez uczuć zawsze przegrają?
-Bo to one dają największą moc?-uśmiechnęłam się. Wytarłam łzy i lekko się zarumieniłam. Cholera...Już druga osoba zobaczyła jak płaczę. Nie licząc Emily i moich rodziców oczywiście.
-Nie-pokręciłem głową i zacząłem swój monolog-Ludzie bez uczuć są jak chodzące warzywa, istnieją...lecz na niczym im nie zależy...nie zależy im by coś ochronić, ani zyskać...są obojętni na wszystko...Tymczasem ludzie którzy rozsądnie organizują swoje emocje posiadają siłę...lecz nie tą od której zalezy magia...czy też ciało..lecz wewnętrzną, im zależy na czymś...To się nazywa DETERMINACJA...cecha która popycha ludzi do rzeczy z którymi zupełnie nie są zgodni...zmienia głupka w geniusza...czy chuchro w mocarza... Dlatego tak ważne jest właściwe gospodarowanie swoimi emocjami.
Kiwnęłam głową zawzięcie. -Wiesz co?-spytałam i powiedziałam:-Za dużo rozmyślasz.-dodałam po chwili. Chociaż jego słowa były mądre to i tak łatwo były stwierdzić, że o wiele za dużo myśli.
Uśmiechnąłem się pod nosem-Możliwe że masz racje...- I rzeczywiście miała...czasem dogłębna analiza zajmuje za dużo czasu i po prostu trzeba działać...ale cóż...nie tak trudno pozbyć się nawyków jakie zostały Ci wpajane przez wiele lat przez Ojca...-Kiedy będzie czas zrozumiesz o co mi chodziło.
-To tak samo jak ty zrozumiesz, że im więcej człowiek myśli tym szybciej papada w depresję.-powoli wstałam i spojrzałam na chłopaka.-Wracamy?
Prychnąłem- Nie mam czasu na depresje-pokręciłem głową...spojrzałem w kierunku drogi-Podwiozę jak chcesz.
-Wolę biec...Zawsze mam tak, gdy nie chcę myśleć o czymś. Ruch pomaga.-mruknęłam i po chwili ruszyłam już w kierunku gildii.
-Mhm, tylko nie podpal czegoś jeszcze....nie chce mi sie gasić-rzuciłem i poszedłem w stronę motoru...całość jej słów nie podobała mi się nic a nic... The Legion...ten człowiek... To wszystko jest..., nie...za dużo się dzieje ...Podczas Igrzysk coś się wydarzy...ale co?