niedziela, 29 marca 2015

Notka organizacyjna, chyba namber łan

A więc, od czego by tu...
BLOG UMIERA *odkryła Amerykę* Ale to przecież wszyscy wiemy nie od dziś. Tak czy siak czas najwyższy coś z tym zrobić. Nie oszukujmy się, ten blog miał pogrzeb dawno temu i nikt nie przyjął zaproszenia by się na nim stawić. Ale czas to naprawić!
Czas pożegnać tego bloga, gdyż powstanie nowy, również dotyczący tematyki Fairy Tail, może z trochę inną fabułą, innymi wątkami, bo Hiro lubi niszczyć życie...
Do rzeczy!
W komentarzach zgłaszajcie swoją obecność, jakieś uwagi i tak dalej. Wkrótce dam do tego postu link do nowego bloga. Nie musicie kasować swoich postaci, możecie je przenieść, tylko uprzednio poinformujcie o tym w komentarzu.
A więc...
ŻEGNAJCIE STARE KAMELIE, A WITAJCIE NOWE *które się tworzą...*

środa, 25 marca 2015

Red&Pink!

Jestem w gildii już od dłuższego czasu, ciężko się zaintegrować. Wzięłam pierwszą lepszą misję z tablicy po czym wyszłam aby jak zwykle ją wykonać. Miałam znaleźć jakiegoś gościa i przekonać go do dołączenia do gildii. Westchnęłam, nie lubiłam zbytnio gadać z obcymi. Jak mus to mus... Skręciłam w las, czułam, że tu musi być. Tak jak przypuszczałam moja intuicja mnie nie zawiodła, siedział na drzewie, przyjżałam się jeszcze raz zdjęciu po czym podeszłam do nieznajomego....
-Nie, nie jestem żadnym Kirimatim- rzuciłem, przekonany, że to kolejna osoba, która pomyliła go z kimś innym. Nawet nie spojrzał na osobę, która do niego przyszła.
Wyjęłam z za pasa mały sztylet i rzuciłam obok jego głowy. - Jak ktoś do ciebie mówi warto spojrzeć panie Issei ! -warknęłam i podeszłam bliżej.
Spojrzałem na sztylet z nieskromną rękojeścią poczym spojrzał w dół na dziewczyne
-Czego chcesz?- spytał bezinteresownie.
Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowy.
- Przepraszam, że zajmuję ci twój drogocenny czas, ale przybyłam z Fairy Tail aby zaoferować Ci dołączenie do gildii... - mówi przyjaźnie, ale z dystansem...
W odpowiedzi jedynie westchnąłem, poczym zeskoczyłem na ziemie lądując przed różowowłosą na zgiętych nogach i wyprostowałem się- Bardzo chętnie- odparł ze sztucznym zacieszem na twarzy.
- Ojej! Serio ? - pyta z sarkazmem. Nie wiem czemu, ale go już znienawidziłam. - Tak się cieszę, że będę skakać z radości.
-Nie- z chwili na chwilę moja mina spowrotem przybrała znudzony wyraz twarzy- Gram solo. Nie potrzebuje żadnej paczki frajerów- powiedziawszy to podszedłem pod drzewo na którym siedziałem i schyliłem się po swój tytanowy miecz i założyłem na plecy przypinając drugą ręką specjalny pas.
Staruszek nie będzie zadowolony, ale nie mój problem, że nie chce. .. Kasy za zlecenie nie dostanę. Przeklina pod nosem, nagle się napręża. - Hu..hu - śmieje się pod nosem. - Mamy towarzystwo.
Na te słowa spojrzałem.na nią unosząc brew i poszukałem wzrokiem owego "towarzystwa". Faktycznie, zza drzew dookoła nas wychodzili mężczyźni w brudnych ciuchach otaczając nas, mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Staliśmy koło siebie czekając na rozwój wydarzeń. Nie patrzyłem na różowowłosą, byłem zajęty ocenianiem ewentualnej siły przeciwników. Po chwili z szeregu wystąpił (najprawdpopodobniej) ich przywódca.
-Wtargneliście na nasz teren, gołąbeczki- zabrzmiał zachrypniętym głosem- Mama was nie nauczyła, że nie należy wchodzić komuś do piaskownicy? Stałem patrząc na niego. Był taki żałosny. Cała ta sytuacja była żałosna. Że też musi go dotyczyć. Szkoda będzie mu ich okaleczać.
Rzuciłam im pogardliwe spojrzenie po czym sięgnęłam do pasa przy którym znajdowały się moje ulubione dwa srebrne ostrza, które za chwilę staną się czerwone. - Ciekawe... - po tym słowie jeden z bandytów rzucił się w moim kierunku, nie przewidział tego, że się uchylę i podetnę mu nogi. - 1:0
Mam niemalże perfekcyjnie wyszkoloną podzielność uwagi, jednocześnie liczyłem ilu jest przeciwników, bez tego jednego, a jednocześnie obserwowałem różowowłosą, która zdawała się być napalona na walkę z nimi. Było ich 20. No... już 19. Dwoje z nich ruszyło.na mnie unosząc w górę swe katany. Położyłem prawą dłoń na rękojeści miecza za moimi plecami a lewą odblokowałem pasy utrzymujące go. Skakałem wzrokiem z jednego na drugiego. Gdy się zbliżyli oboje chcieli zaatakować pierwsi- to był ich pierwszy i ostatni błąd. "Przeciwnik jest najsłbszy w momencie gdy atakuje", wspomniałem słowa ojca Ravena. Oczy mi drgnęły gdy wyłapałem moment. Dwa szybkie cięcia wystarczyły na pozbycie się kolejnej dwójki. Amatorzy.
Zerkałam co chwile na chłopaka z zaciekawieniem. Nic dziwnego, że staruszek chciał go przekabacić na naszą stronę. Czerwonowłosy był silny i zwinny. .. Gdy tak rozmyślałam kątem oka dostrzegłam przywódcę zagrai kierującego się w moją stronę, miał tapet. .. - Nie radzę - powiedziałam i skierowałam ostrza w jego stronę. Jednakże on się nie wycofywał. Po chwili zaatakował. Było słychać jak nasze ostrza o siebie uderzają, bawiłam się z nim. .. To było zbyt łatwe. Kopnęłam go z pół obrotu w brzuch, wywalił się i upadł na plecy. - Ostrzegałam. - wzruszyłam ramionami i podeszłam bliżej. Syknął coś pod nosem i dodał - Różowa suka. .. - warknął.
Nie przejąłem się specjalnie przywódcą, widząc co z nim dziewczyna. Po jej stylu walki widać, że walka sprawia jej przyjemność. Traktuje ją jak zabawę. Głupia! Walka to nie zabawa, to sztuka. Jednak zignorował to, w końcu to jej życie. Cofał się unikając ataków leśnych zbujów. W pewnym momencie cofnął się o trzy kroki, i zamachnął się nim od lewej ciskając w nich łukowatym pasmem piekielnej energi mieniąca się żółcią i czerwienią niczym płomienie. Atak rozrzucił ich ciała między drzewa, zgon na miejscu. Zobaczył jak ostatni ze zbujów chce wspomóc swego wodza i atakuje dziewczyne od tyłu. Jego prawa dłoń zapłonęła ogniem. Stojąc za nim złapał go za głowę- Płoń- wycedził a jego ciało pochłonęły płomienie. Po lesie rozniósł się jego dziki krzyk.
Pochwili zwęglone ciało opadło na ziemie pozostawiając po sobie smród paleniska. Odwróciłam się do Issia. Podskoczyłam w miejscu, jego moc była imponująca. Gołym okiem można było zobaczyć, że dużo ćwiczył aby osiągnąć taki poziom. Zacisnęłam dłonie w pięści, ja się bałam używać swoich zdolności. .. - Dziękuję za pomoc - powiedziałam przez zaciśnięte zęby...
-Nie dziękuj, twoja zabawka ucieka- wskazałem głową na spieprzającego przywódce. Widząc że chce go dorwać powstrzymał ją ręką- Niech idzie, dostał nauczkę.
-Coś nie tak?- odezwałem się przypinając miecz do pleców. Gołym okiem widać, że coś ją gryzie.
- Nie... wszystko gra. - uśmiechnęłam się. Nie było okej... Myśl o ojcu przyprawiała mnie o ból głowy...
-Mówił ci już ktoś- spojrzał na nią- że nie potrafisz kłamać?
- Nie. - zaśmiałam się. - Nic poważnego. ..
-W ciągu tych kilku sekund i tak nie nauczyłaś się kłamać- puścił jej zaczepnie oczko bez emocji na twarzy.
- Czemu niby miałabym się tobie zwierzać ze swoich problemów? To, że załaywiliśmy kilku ludzi razem nie znaczy, że jesteśmy już przyjacielami na zawsze. - położyłam się na plecach i zaczęłam bawić się włosami.
-Mam gdzieś twoje problemy. Twoje czy kogokolwiek innego- odparłem bez emocji w głosie- Po prostu nie lubie, gdy ludzie okłamują innych by okłamać samych siebie- Wiedziałem, że trafiłem w sedno.
- Ej. .. Dołącz do Fairy Tail. - Nie wiem czemu mi tak zależało, a nie! Jednak wiem! To dla hajsu! Muszę jakoś przecież opłacić czynsz, co nie? Wstałam.
-Mówiłem ci już, ja gram solo- rzucił przez ramię poczym odwróciwszy się do niej tyłem obrał dalszy kurs, przed siebie. 

Zaczęłam za nim iść. .. - A może jednak? - zapytałam błagalnie.
-Nope- miał tylko cichą nadzieję, że nie będzie za nim iść w nieskończoność- Swoją drogą, jestem tu od wczoraj wieczórem, szybko się mną zainteresowaliście.
- Ja tam tylko wziąłem jak to zawsze pierwszą lepszą misję i wyszłam. - nadal za nim Szłam.
-Tak, ale ktoś ją musiał zlecić. Co oznacza że jestem obiektem ich zainteresowań.
- Możliwe, ale nie wiem - westchnęłam. - Nie dogaduję się z innymi...
Idąc dalej spojrzałem na nią kątem oka lekko odwracając głowę- Dlaczego?
- Nie wiem... Wszyscy są otoczeni taką dobrą aurą, a przynajmniej tak to wygląda z mojego punktu widzenia. .. - zaśmiałam się - Przywyknę.
-Rozumiem- odparł- Nic ci nie poradzę, bo nie znam rutyny twojej codzienności. Jednak powiec ci coś, nic na siłę- powiedziałem wkładając w to jak najwięcej przekonania.
- Chcę stać się osobą otwartą na uczucia innych, jak na razie jara mnie tylko krzywda drugiej osoby. Mam wrażenie, że to są już geny...
-Ty wiesz najlepiej- przyznałem jej rację- Myślę, że to przez samotność. Z tego co dzisiaj widziałem lubisz się bawić, bawisz się śmiercią. Nie wnikam co przydarzyło ci się w dzieciństwie, lecz coś musiało być. Ciąg przyczynowo-skutkowy. Ktoś ci odebrał dzieciństwo a teraz, w wieku dorastania, to dzieciństwo daje sobie upust. Ironia losu- spojrzał na nią.
- Wyciągasz trafne wnioski - potakuje. Prawda jest taka, że musiałam szybciej stać się dorosła aby móc przeżyć. - Ciekawi Cię to tak na marginesie?
Spojrzałem na nią, mój niedoopisania wzrok zarażał ją nadzieją- Nie.
- No widzisz! - kleszcze w dłonie. - Ty nie chcesz znać a ja opowiadać i prawidłowo.
-Długo zamierzasz się za mną wlec?- spytałem zmieniając temat. Ostatnie na co miałem ochotę to słuchać płaczów zdesperowanej nastolatki.
- Tak, nie mam nic innego do roboty. - rzuciłam. Taka prawda, jam wracam do pokoju to zawsze siadam na przeciw drzwi z tą głupią nadzieją... 

 -Ehh.. nie wnikam. Tylko mnie nie spowalniaj- rzuciłem.
- Gdzie zmierzasz? - zapytałam. W sumie to mu się nawet nie przedstawiłam, ale trudno.
-Pierwotnie nie miałem celu podróży. Teraz jednak postanowiłem wrócić do wioski i odbudować klan- wyjaśniłem możliwie jak najkrócej.
Wiedziałem, że Ravenowi może się nie spodobać mój powrót, myślał, Z drugiej strony nie wiem nawet czy jeszcze żyje.
- Co cię sprowadziło do tego miasteczka? - Szłam teraz obok niego.
-Nogi. Szedłem tam, gdzie mnie poniosły- odparłem wymijająco zerknowszy na dziewczynę któa wyrównała mu tempa.
Zerknęłam na niebo, robiło się ciemno. - Chyba jednak cię opuszczę... - stanęłam.
Również się zatrzymałem. Boże, co za niezdecydowana kobieta..- Coś nie tak?
- No! Uwierz, że robi się ciemno. Wracam do mieszkania. - zaczęłam mu machać. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy!
Nie odpowiedziałem na pożegnanie. Po prostu przez chwilę stałem w.miejscu odprowadzając ją wzrokiem. Westchnąłem zamykając przy tym oczy na moment i wypuściłem powietrze ustami. Nareszcie poszła, myślałem odwracając się i ruszając dalej leśną ścieżką. Spotykałem wielu ludzi podczas tej wyprawy, ale nikt nie był tak marudny.
Po upływie niecałej godziny czasu zapadł mrok. Las był ciemny i łatwo można było się zgubić. Postanowiłem zboczyć ze ścieżki i rozpalić ognisko, które da mu ciepło i wypłoszy głodne drapieżniki. Tak też zrobiłem. Nazbierałem chrustu i rozpaliłem niewielkie ognisko. Ciemne światło tańczących płomieni działało niemal jak hipnoza, toteż szybko ogarnął mnie sen. Niezmiennie od kilku tygodni śniły mi się te same koszmary. Obrazy... Raven zabijający Aide (siostra Isseiego* przypis autora), bitwa z Ravenem i całe mnóstwo przelanej krwi. Tym razem jednak poczucie zagrożenia było silniejsze, niż do tej pory. Coś jest nie tak! Przebudziłem się i ujrzałem stojących nade mną dwóch mężczyzn, jednego rozpoznałem.
Był to przywódca tamtego gangu, co chcieli ich napaść. Drugi zaś był młodszy i czystszy w granatowej kurtce bez rękawów iciemnych spodniach.
-Dzień dobry księżniczko- przywódca wyszczerzył zęby. W ręku trzymał kamień, którym wyprowadził cios na moją głowę w celu uśpienia mnie. W ostatnim momencie się przeturlałem i zakręciwszy na plecach podciąłem nogą przywódce wywracając go. Szybko wstałem i rzucił się po miecz. Dobyłem go natychmiast ruszyłem na młodszego z nich, mającego białe włosy. Zanim jednak zdążyłem się do niego zbliżyć zamachnął się ku mnie ręką. Jakaś niewidoczna siła uderzyła w mój brzuch i z ogromną siłą cisnęła do tyłu. Ostatecznie wylądowałem plecami na drzewie, po którym.zaraz się osunąłem. Wydałem z siebie krótki i głuchy okrzyk bólu. Szlag by to... miecz wypuściłem z ręki przy nagłym odrzuceniu w tył. Poszukałem go wzrokiem, lecz w tych ciemnościach nie udało mi się go znaleźć. Pięknie! Ognisko już dawno się wypaliło. Wstałem na nogi, niemal równocześnie z brudnym przywódcą.
-Wykończ go!- wrzasnął do białowłosego.
-Nie zapominaj, że nie jestem jednym z tych twoich lizodupów- odparł na wpół dorosłym, na wpół dziecięcym głosem.
 Wykorzystałem okazję, że się zagadali. Wybiłem się od drzewa i bezszelestnie szybując ku nim otoczyłem swoją dłoń płomieniem. Spojrzeli w górę i odskoczyli podczas gdy ja z krzykiem jaki wydaje się podczas zadawania silnego cioau uderzyłem ognistą dłonią w ziemie tworząc w niej niewielką dziurę. Kucnąłem szybko unikając kopniaka białowłosego i przy próbie kolejnego ciosu brutalna mistyczna siła ponownie odrzuciła mnie w tył. Tym razem wykonałem salto w powietrzu i wylądowałem na zgiętych nogach dodatkowo amortyzując.lewą ręką. Podczas lądowania wzrok miałem skierowany ku ziemi, lecz tuż po nim skierowałem go na przeciwnika, który uśmiechnął się i ponownie zamachnął ręką.
Instynktownie zakryłem się przedramieniami i mocno.zaparłem ugiętymi nogami. Zacisnąłem zęby gdy tajemnicza siła uderzyła we mnie sprawiając, iż przejechałem stopami kawałek do tyłu. Szybko potrząsnąłem rękoma chcąc jakby zrzucićz nich ból, jaki wywołało przyjęcie tego ataku. W ten sposób sprawdziłem jak bardzo może się odsłaniać.
Białowłosy zaczął się śmiać co wywołało irytacje w mojej reakcji.
-Czego chcecie?- odezwałem się w końcu.
-Nikt nie będzie bezkarnie bezcześcił miejsca mojego gangu, i bił na nim moich ludzi!- zawołał wkurzony przywódca.
-Przecież to wy nas zaatakowaliście- zauważyłem poirytowany żałosnym wyglądem sytuacji.
-Bo weszliście na nasz ter...- urwał gdyż.białowłosy nagle przebił go kataną, która wyjął zza kurtki. Wytrzeszczyłem oczy widząc to. Przywódca spojrzał na niego z żałosną miną w goryczy bólu, poczym martwy padł na ziemie.
-Już nie jesteś mi potrzebny, Hans- rzucił obojętnie białowłosy poczym z uśmiechem spojrzał na mnie- Przyszedłem od Ravena- dodał. Ucieszył się wrednie widząc szok na mojej twarzy po usłyszeniu tego imienia.
-Cieszę się, że udało mi się ciebie zaskoczyć- powiedział- To bardzo mnie...
-Czego Raven ode mnie chce?- przerwałem mu, w moim głosie słychać było nutkę niepokoju.
Białowłosy oblizał wargi w dziwnym uśmiechu- Przyszedłem poinformować cię, iż twój przyjaciel Raven złożył nieoczekiwaną wizytę twojej kochanej cioci Hany, mieszkającej w górach, blisko Feby (Feba- nazwa rodzinnej wioski Isseiego* przypis autora).
Drgnąłem. Świat zdawał się nagle ucichnąć. Ciocia Hana... nie żyje?
-Jeśli coś jej zrobił to...- zaczał ale białowłosy wtrącił mu się w zdanie.
-Trochę za późno- powiedział z naciskiem na akcent- To była pomsta za jego lewe ramie. Jednak nie po to cię odnalazłem. Raven chce się z tobą spotkać i zakończyć to raz na zawsze. Jedna zasada, to Ty masz go znaleźć!
-Nanda?! Myślał, że po zabiciu cioci Hany nie postanowię go odnaleźć? Cholerny drań! Znajdę go! A dziś wieczór przeżyjesz jedynie po to, by go przede mną ostrzec- wycedziłem patrząc mu w oczy z gniewem.
Białowłosy wybuchł gromkim śmiechem- Wybornie! Udam się zatem przekazać mu tę informację. Nie myśl jednak, że pozwolę ci się nudzić- wyrzucił ramie przed siebie kierując dłoń o rozłożonych palcach w dół. Na ziemi zaczął się pojawiać okrąg mieniący się błękitnym blaskiem- Wzór niebiańskiej bestii! Z okręgu wyskoczył lew, wyższy niż człowiek, o niebieskim futrze i białej grzywie. Z głowy wystawały dwa rogi, z pleców potężne skrzydła a z kości ogonowej wystawały dwa ogony.
Cofnąłem się przed bestią. Białowłosy znikł, nawet nie wiem kiedy. Bestia warczała okrążając mnie powoli. Obracałem się w miejscu obserwując ją wymuszając spokój. Bestia stanęła na.mocnych łapach i wybiwszy się z nich wzbiła w powietrze. Zatoczywszy okrąg runęła w dół atakując na mnie z powietrza. Poczekałem jeszcze chwilę po czym odskoczyłem w tył. Jednak zwlekałem za długo i bestia zdołała mnie zranić pazurem. Jeśli przecięcie skóry na policzki można nazwać zranieniem, jak na możliwości takiego potwora).
Z kilkucentymetrowego nacięcia na lewym policzku pociekła krew. Nadal nie mając miecza ponownie otoczyłem prawą dłoń płomieniem. Ruszyłem na bestie szykując się do uderzenia. Zmyliłem bestie i tuż przed zadaniem ciosu (na co się przygotowała) uskoczyłem w bok i uderzyłem płonącą dłonią o zgiętych rozszerzonych palcach w.prawy bok monstrum. Przebiłem się przez skórę i wyrwałem z ciała bestii kawałek jednego z mięśni. Bestia zawyła okropnie z bólu, jej ryk prawie wysadził moje bębenki uszne.
Bestia rozpostarła skrzydła mimowolnie, jednym niestety uderzając we mnie. Przeturlałem się kawałek w tył wybijając sobie przy tym barek. Syknąłem z bólu podczas wstawania. Zobaczyłem jak rana bestii zaczyna się goić. Zniecierpliwiony podszedłem do drzewa i stanąłem przed nim. Nastawiłem lewy, zwichnięty, bark i po kilku głębszych oddechach uderzyłem nim w pień opierając na nim ciężar swego ciała. Wydarłem się z bólu podczas nastawiania barku. Nie był w pełni sprawny, nadal sprawiał ból, ale już nie wybity.
Teraz rana besti był już całkowicie zagojona. Cholerny świat! Jak to zabić?! Zacząłem uciekać okrążając ją, gdyż z pyska strzelała niebieskim.pasmem energii, które mnie goniło. Biegłem tak dookoła aż w końcu cud
Dostrzegłem na swojej drodze swój miecz. Dobiegłem do niego i chwyciłem za rękojeść. Dobiegłwszy do drzewa wybiłem się z niego w stronę bestii i z dzikim krzykiem zamachnąłem się ostrzem zadając ostateczny cios.

 Najpierw wielki łeb, a potem reszta ciała upadły na ziemie z głuchym dudnięciem. Po chwil znikły przybierając postać zanikającego niebieskiego pyłu. Opuściłem miecz i w bólu nastawionego przez siebie ramienia opadłem na kolana łapiąc oddech.
W tym momencie dostrzegł nadbiegającą różowo-włosą dziewczynę, którą miał okazje poznać wcześniej. 

Zszokowana tym co się stało biegłam przed siebie, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zobaczyłam jego. - Issei! - podbiegłam do niego i uklękłam.- Nic ci nie jest? - zapytałam. - Czy ciebie też zaatakowali? Położyłam mu dłoń na ramieniu.
Osobiście zdziwiłem się na jej widok, już dawno powinna być poza lasem. Szybko jednak moja zdziwiona twarz przybrała postać skrzywienia z bólu, złapała za ten zwichnięty bark. Zacisnąłem zęby i spuściłem łeb w dół.-Khhh...- wyszarpałem barek- Nic mi nie jest... co ty tu robisz?
Odruchowo go puściłam. - Banda zbiorów mnie napadła, ale sobie poradziłam. - przymknęłam oczy po czym znowu na niego spojrzałam. - Myślałam, że może coś ci się stać. - dopiero po chwili dostrzegłam, iż jestem cała we krwi, jednakże nie mojej... Przybrałam dość poważny wyraz twarzy, ale w rzeczywistości aż mnie modliło.
-Gratuluję- rzuciłem ironicznie, podniosłem się z ziemi- Posłuchaj, dzięki za troskę, ale umiem sobie poradzić. Jak widzisz żyję.
Wstałam z opuszczoną głową. - Rozumiem, nie będę ci już zawadzać. - odwróciłam się na pięcie po czym ruszyłam. Prawda była taka, że Issei był pierwszą osobą z którą mogłam porozmawiać w najbliższym czasie. Nie przeszkadzało mi nawet to iż był szorstki w stosunku do mnie... - Trzymaj się. - dodałam.
No tak, wiedziałem że.przesadziłem- Hej... Matte!- zawołałem za nią, odwróciła się a on stanął przed nią- Naprawdę dzięki za troskę. Doceniam. W najbliższym czasie nie będzie mnie w Magnolii, toteż twoja misja zakończy się niepowodzeniem- mówił- Wiedz jednak, że.jak na swój... oryginalny sposób bytu jesteś.nawet fajna- uśmiechnął się lekko, starając się nie myśleć o bólu.
Otworzyłam szeroko oczy, nie wierzyłam, że ktoś powie mi miłe słowa. - Dziękuję, też na swój sposób jesteś fajny. - uśmiechnęłam się szeroko i dodałam. - Moja misja nie jest najważniejsza, jest wiele innych... Liczę na ponowne spotkanie. - na podkreślenie tych słów wiatr rozwiał mi moje różowe włosy.
Moje czerowone owłosieni również zatńczyło z wiatrem- To może nie być takie proste...- stwierdził myśląc o ponownym spotkaniu z Ravenem- ale również mam taką.nadzieję.
-Muszę ruszać- oznajmił pocieszając ją uśmiechem- robi się już widno więc las powinien być nieco bezpieczniejszy. Trzymaj się PINK- rzucił machnąwszy ręką porzegnanie.
- Trzymaj się RED ! - odmachałam po czym ruszyłam w kierunku mieszkania. To był wspaniały dzień!

poniedziałek, 23 lutego 2015

Honor, miłość, wola i braterstwo- to cechy siły. Jednak to nienawiść i samotność, są źródłem potęgi.

Imie: Issei (nadane ze względu na kolor włosów, gdyż taki sam posiadał wybawca jego rodzimej wioski).

Nazwisko: Sarimu

Pseudonim: Kodoku (od jap. Samotność.

Płeć: Mężczyzna.

Wiek: 17 lat (choć nie wygląda).

Data urodzenia: 29 lipca

Gildia: Issei nie posiada gildi, ani w żadnej nie jest członkiem. W wieku 16 lat wybił swoją rodzinną wieś i postanowił zostać Samotnym wilkiem.

Partner/ Przyjaciele/ Wrogowie: Brak/ jeden, utrata kontaktu po krwawej rzeźni w jego rodzimej wsi. Po tym wydarzeniu stali się wrogami/ przyjaciel o którym mowa + każdy kto niedoceni i zlekcewarzy Isseiego.

Moc: Mocą jego jest piekielna aura. Barwę ma ona niczym płomiennie, i przypomina je materialnie. Jednak w większej mierze jest to mistyczna energia.

Pokrewieństwa: brak- zabici.

Wygląd: Issei jest przystojnym 17-latkiem, o czerwonej barwie oczu i włosów. Skromna masa ciała jednak znakomicie zbudowana, wypracowane mięśnie zdobią jego szczupłe ciało dodając mu seksapilu. 1.82m wzrostu. Ubranie w barwach (głownie) czerwieni, duże srebrne naramienniki.

Charakter: Issei jest małomównym i chłodnym z natury chłopakiem. Stara się nie okazywać emocji, które i tak zresztą stopniowo wyłącza. Honorowy, podatny na oddziaływanie kłębiącej się w nim nienawiści. Nienawidzi maszyn.

Zwierzątko: Miał kiedyś psa, którego bardzo kochał. Był to Dog niemiecki, wielki niczym mały kucyk. Obecnie nie żyje- starość.

Historia:Issei, szczęśliwy do czasu 16. urodzin. Do tej pory szkolony przez ojca swego najlepszego niegdyś przyjaciela, w sztuce władania mieczem. Szkolili się obaj u tego samego nauczyciela, jedyną róźnicą była broń. Issei włada potężnym, ulepszonym tytanowym ostrzem, o barwach kompatybilnych do włosów i ubioru posiadza. Raven zaś (jego przyjaciel) władał podobnie ulepszonym mniejszym mieczem, bazującym na prędkości, nie sile. Jako przeciwieństwa, byli znakomitymi rywalami. Szkoleni od najmłodszych lat osiągneli poziom perfekcji.
Wieś Isseiego dzieliła się na dwa silne klany. Sarimu i Clou. W dniu szesnastych urodzin Issiego (i jednocześnie Ravena) doszło do oficjalnego rozpoczęcia sporu między oboma klanami. Oboje z przyjaciół zostali rozdzieleni. Z racji na swoje umiejętności, Issei został wysłany wraz z innymi na pierwszy front, w pojedynkę zdołał się przedostać na teren wroga, i (zgodnie z planem) rozpoczął tępienie wrogich jednostek. Miał nadzieje spotkać swego przyjaciela. Natrafił na dom rodziny Ravena. Jego rodzina składała się z samych wojaków, tak więc widząc Isseiego ogłosili jego śmierć. Issei ostatecznie pokonał ich. Większość i tak udała się wcześniej na pole bitwy. Ojciec Ravena jednak nie stanął do walki. Wyznał, iż niebawem i tak umrze na nieuleczalną chorobę i poprosił, by to Issei zakończył jego żywot.W ostatnich słowach prosił jedynie o wsparcie dla jego syna, Ravena. Issei wypełniwszy swe zadanie zawrócił. Gdy dotarł na pole bitwy było już po wszystkim, na ziemi leżały ciała żołnierzy. Issei w panice o rodzine udał się do domu. Gdy tam dotarł ujrzał coś, co przekonało go w wierze, iż jego przyjaciel Raven, dostał takie samo zadanie jak on sam, zabić najsilniejszą rodzinę. Issei zobaczył śmierć swej matki i młodszej siostry z rąk Ravena. W zawiści i rozpaczy Issei rzucił się na przyjaciela rozpoczynając najsłynniejszą bitwę w tej wiosce oraz jej rejonach. Bitwa zakończyła się remisem, tak rozpowiadają mieszkańcy obu klanów, którzy przeżyli. Żadna ze stron nie była w stanie wykończyć drugiego. Raven straciwszy resztki sił naraził się na śmierć, jednak Issei nie mógł tego zrobić. W zemście jednak pozbawił go lewego ramienia, (którego dłonią skręcił kark siostrze Isseiego. ) poczym odszedł. Rozpoczął swą wędrówkę po świecie w poszukiwaniu swego miejsca. Po tych wydarzeniach zamknął się w sobie. Od dziecka marzył o stworzeniu rodziny, teraz jednak obrał samotny tryb życia, gdyż ciężko będzie mu zaufać komu kolwiek, po zdradzie przyjaciela.

Ciekawostki:
• Issei jest zwolennikiem rysunku w stylu japońskim
• Lubi spędzać czas nocą pod gołym, gwieździstym niebem i patrzeć na księżyc.
• Nie pije alkoholu.
• Nie toleruje pewności siebie, pychy, niesłusznego okrucieństwa oraz pedałów.
• Od dziecka nienawidzi i brzydzi się maszynami (robotami).

Kontakt: 43948050 gg

Pod spodem zamieszczam kilka zdjęć, na których przedstawiony jest Issei. Zapraszam do wątków ^^ nie mogę się doczekać :)

niedziela, 1 lutego 2015

Jak spotkać rudą małpę i nie zwariować

Siedziałam znudzona w gildii. Opierając głowę o blat stołu, spoglądałam na tablicę z misjami. Tak bardzo chciałabym na jakąś pójść. Wstałam i rozejrzałam się za kimś kto mógłby mnie na nią zabrać. Ciekawe czy jakbym ładnie poprosiła Kid'a to by się zgodził... Zobaczyłam, że siedzi przy innym stole odwrócony do mnie plecami. Zakradłam się do niego i zakryłam oczy dłońmi:
- Kim jestem? - trochę zmieniłam głos.
Znudzony siedziałem w gildii. Chciałbym pójść na misję ale rodzic mieli ostatnio jakieś wąty w tej sprawie. Długo myślałem, gdy ktoś mnie zaszedł od tyłu i zasłonił oczy. Oczywiście od razu wiedziałem, że to Amane, bo kto by inny ? Ale nie będę niszczył jej zabawy:
- Kto? Nie mam bladego pojęcia! Któż to jest? - próbowałem się nie zaśmiać, co mi bardzo dobrze wychodziło - Nie wiem! Emily? Tsuki? Amane? Aniele Stróżu?

Zaśmiałam się cicho. Naprawdę się na to nabrał! Rzeczywiście wyglądało na to, że nie wiedział kim jestem...kiedy znowu nazwał mnie aniołem stróżem, lekko zadrżałam, a na moje policzki wkradł się rumieniec:
- N-nie...próbuj dalej... -  starałam się mówić ze zmienionym tonem ale Kid skutecznie mnie rozkojarzył i trochę nie wyszło.

- Amane aniołku coś ci już zmiana głosu nie wychodzi... nawet nie muszę na ciebie patrzeć i tak wiem ze to Ty... i jeszcze się rumienisz... - uśmiechnąłem się sam do siebie - No to co? Jaki masz do mnie interes? Co chciałaś ode mnie?
Zabrałam dłonie i nadymałam policzki:
 - Miałeś po prostu szczęście! Specjalnie mnie rozkojarzyłeś i tylko dlatego byłeś w stanie zgadnąć! - Usiadłam obok niego - No to... dlaczego miałabym mieć jakiś interes? Ja chciałam się tylko przywitać z przyjacielem! - Uśmiechnęłam się. Jeśli powiem mu, że chciałabym iść z nim na misję, pewnie się nie zgodzi...ale spróbować zawsze można!

- Aha tylko to... - spuściłem wzrok i westchnąłem głośno bo wszystkie moje plany i rozmyślania poszły w pierony - A miałem taką wielką nadzieję... nadzieję, że pójdziesz ze mną na misję... jednak nie chcesz... wiedziałem że strasznie nawaliłem... i jestem debilem... przepraszam... no cóż... jak nie chcesz iść na misję to zrobimy coś innego? Strasznie tu nudno... - ominąłem przelatujący stół - kompletna nuda... tu nigdy nie ma nic ciekawego...
- Ch-chciałeś iść na misję ze mną? - poszłam w ślady Kida i ominęłam lecący stół. Rozejrzałam się za siebie czy nie mówi tego do kogoś innego - Ja myślałam, że nie chciałbyś iść ze mną na misję, więc bałam się zapytać! Jasne, że chce iść! Na co czekamy? Chodź, chodź! - Pociągnęłam go w stronę tablicy z misjami - Tym razem ty jakąś wybierz!
- Nie tak szybko bo się wywale! - uśmiechnąłem się miło i spojrzałem na tablicę - tyle misji... hmm... - zabrałem jedną karteczkę - mam uraz do złodziei ale tu piszą, że to taki mały złodziej i jest jeden... to damy sobie rade ! Jak sądzisz? Chyba że wolisz szukać kota jakiejś starszej pani i znudzić się na śmierć...
- Złodziej, mówisz? Możemy iść! Nie chcę szukać kotów bo zazwyczaj na takie misję chodzę z rodziną...mówią,
​ że dzięki temu powoli nabiorę doświadczenia...​gdzie to jest? W Magnolii? A może jakimś sąsiednim mieście?- W... Yyy... - kartka była dosyć dziwnie zapisana... jakby lekarz pisał .... - W Magnolii... tak w Magnolii! Taki dosyć mały sklepik... ale pieniędzy dużo dają... chyba musi już nie raz okradać tamto miejsce... no cóż ... komu w drogę temu czas! Czy jakoś tak to leciało... ale na wszelki wypadek jakby ktoś pytał to nie idziemy na misję ... bo jeszcze znowu będą się mnie czepiać.
Pokiwałam twierdząco głową. Skoro to w Magnolii, nawet nie zauważą naszej nieobecności albo uznają, że poszliśmy na spacer. Wskoczyłam Kid'owi na plecy:
 - Prowadź mój przyjacielu! - roześmiałam się i mocno wtuliłam w jego plecy, żeby przypadkiem po drodze nie spaść. Nie widziało mi się spotkanie z ziemią w taki sposób.

- Ech... znowu zostałem twym konikiem.... no dobrze - na szczęście Amane jest lekka jak piórko... aż mi się miło zrobiła jak ona się tak przytuliła... poszedłem prosto w stronę naszego kochanego sklepiku... lubię robić zadania z Amane! Mam tylko nadzieje, że ten złodziej naprawdę jest jakiś mały i znowu nie zawale całej roboty... po jakimś czasie doszliśmy na miejsce - No Amane jesteśmy ja miejscu... - spojrzałem na nieduży sklep - Ten sklep jest jakiś taki... no... nie za duży... jaki złodziej kradnie w takim sklepie? Przecież jest mała szansa, że ucieknie... nieważne ... chodźmy! Panie przodem! - postawiłem ją na ziemi - Może ktoś nam da jego bądź jej zarys...
Zaśmiałam się cicho na stwierdzenie Kid'a. Lubię robić z nim zadania. Droga była naprawdę krótka ale ja i tak prawie zasnęłam. Kiedy oznajmił mi, że jesteśmy na miejscu trochę się przestraszyłam ale staram się nie dać tego po sobie poznać. Stanęłam na ziemi, szybko rozejrzałam dookoła i weszłam do środka. Kid ma rację...sklep jest bardzo mały ale też łatwo da się okraść - Można powiedzieć, że złodziej poszedł na łatwiznę, wybierając taki sklep:
 - Tym razem ja podeszłam do lady, przedstawiłam nas i poprosiłam o rysopis. Po chwili pokazałam Kid'owi cel Naszej misji - Śmieszny trochę, nie sądzisz?

Przyjrzałem się dokładnie - Czy mi się wydaje czy już go kiedyś widziałem...? - zacząłem myśleć... - No to co robimy? Sądzę że raczej nie wejdzie przez te oto drzwi...
Naciągnąłem kaptur na głowę i chwyciłem miecz wchodząc tak zwanie "z buta". Lubie straszyć tych głupich ludzi w sklepie.... to moje nowe hobby! A kolo południa mają najwięcej kasy:
 - No cześć! Wróciłem! Tęsknicie? - zaśmiałem się szyderczo i podszedłem do kasy. Podałem pani kasjer worek i odwróciłem się do dwójki dzieci ... znaczy oni chyba byli w moim wieku ... nigdy ich wcześniej nie widziałem - Tyle ile zawsze poproszę.... A wy co się tak gapicie?

Zamrugałam kilka razy chcąc upewnić się, czy to się stało naprawdę! Chłopak wszedł i jak gdyby nigdy nic zażądał pieniędzy...on naprawdę musiał często tu przychodzić...sp​ojrzałam na rysopis i na złodzieja. Przez ten kaptur nie mogłam mu się przyjrzeć. Podeszłam do niego i sięgnęłam dłonią za materiał kaptura, żeby go ściągnąć.
Stałem zszokowany. Wydawało mi się, że skądś go znałem.... rysować i ten głos... ewidentnie go kiedyś już spotkałem! Tylko gdzie? Nawet nie zauważyłem jak Amane do niego podeszła, bo byłem pogrążony w myślach... po chwili wróciłem do tego świata:
 - Amane! Co ty robisz? - krzyknąłem cicho... tak, tak się da...

- Ej! Co ty robisz?! Taka mała dziewczynka myślała, że mnie odkryje?! No chyba nie! - naciągnąłem go bardziej na wszelki wypadek i zabrałem worek - Przyjdę jutro o 14 a teraz żegnam! I nie chce was tu jutro widzieć... - odwróciłem się od nich i ruszyłem w stronę drzwi, żeby jak najszybciej uciec.
Chciałam odpowiedzieć Kid'owi ale ledwo otworzyłam buzię a ten złodziejaszek zaczął na mnie krzyczeć! Zacisnęłam dłonie w pięści i nadymałam policzki:
- Nie jestem małą dziewczynką ty...ty... - wręcz poczerwieniałam ze złości - ...niesymetryczn​y ciućmoku! - wykrzyczałam w stronę wybiegającego ze sklepu chłopaka. Ruszyłam w jego ślady i wyszłam, szukając go wśród ludzi. Tupnęłam ze złości nogą. Nie dam mu uciec! Jeszcze będzie mnie błagał o litość!

- Amane czekaj na mnie! - pobiegłem za nią. Dalej miałem bardzo mieszane uczucia co do tej misji i chłopaka... takie głupie uczucie, że już go kiedyś widziałem... zacząłem się rozglądać czy go gdzieś nie ma. Nie miał żadnych szczególnych cech, więc nie wiedziałem czego szukać! - jest tyle ludzi ... wątpię żebyśmy go znaleźli...
Nie szedłem za szybko... po co? I tak nikt mnie nie znajdzie, bo jestem istnie genialny! Stanąłem pod ścianą i przeliczałem pieniądze... aż mi się przypomniał ten jej pisk i głupia mina gdy wychodziłem ... zacząłem udawać jej dziewczęcy głosik :
- Ty niesymetryczny ciućmoku! Bo się jej niby wystraszę... - powiedziałem sam do siebie śmiejąc się szatańsko. Przerzuciłem worek przez ramię i powolnym krokiem szedłem w stronę domu... po co się spieszyć? Taki piękny dzień... aż bym do kasyna poszedł...

Spojrzałam na Kid'a. Nie dam temu podrzędnemu złodziejowi się wykiwać. Stanęłam przed nim i chwyciłam go za policzki :
- Nawet nie próbuj rezygnować! Wciąż możemy go złapać. Musimy tylko chcieć! Wykonywaliśmy trudniejszą misję, więc to dla nas pestka! - Uśmiechnęłam się szeroko. Tak...damy radę. Musiało być w jego wyglądzie coś co wyróżniało go spośród innych...miecz..​. - Kid on miał miecz! Na pewno go znajdziemy, w końcu kto normalny chodzi z mieczem po mieście? Oprócz....cioci Erzy...Tak! Miecz! - wbiegłam w tłum ludzi rozglądając się za zakapturzonym osobnikiem z bronią. Znajdę go choćby nie wiem co!

- Chodzi z mieczem... - cholera to uczucie mnie zabija od środka... - Czekaj bo się zgubisz! Biegłem za nią rozglądając się dookoła. Po jakimś czasie dojrzałem go w tłumie... Spacerował sobie jakby nigdy nic, a przed chwilą okradł sklep... Dekiel! Dekiel jak nic po prostu! - Tam Amane! - Chwyciłem ja za rękę - Szybko bo nam zwieje! - ruszyłem szybkim krokiem. - Ale czekaj... Musimy go zajść od tyłu, bo nam zwieje... Po cichutku...
Spokojnie szedłem przed siebie. Szerze mówiąc nawet zwolniłem... Zmęczyłem się byciem genialnym! Poza tym, im później wrócę do domu, tym będzie większe prawdopodobieńst​wo, że panna Marianna, moja wkurzająca siostra będzie spać... Poprawiłem miecz przypięty do pasa i włosy pod kapturem (oczywiście nie zdejmując go... jeszcze spotkam moją drugą siostrę i dostanę ochrzan... Zawsze chciałem mieć brata...). Ciekawe czy ta idiotka ze śmiesznym głosikiem będzie jutro w tym sklepie... Wyśmiewanie się z niej jest na prawdę fajne!
Na początku zignorowałam krzyki przyjaciela i skupiłam się na szukaniu. W pewnym momencie poczułam uścisk na dłoni i spojrzałam w stronę, w którą ciągnął mnie Kid. On sobie spacerował jak gdyby nigdy nic! Dekiel! Nawet nie umie postępować jak złodziej a każdy wie, że po kradzieży powinno się natychmiast zbiec z miejsca przestępstwa :
- Musimy go jakoś obezwładnić. W każdej chwili może wyjąć miecz... - spojrzałam na nieświadomego niebezpieczeństw​a chłopaka - ...choć w sumie nie
wygląda na takiego. Skradajmy się! - szepnęłam. Ścisnęłam rękę Kid'a i za zaczęłam po cichu zbliżać się do tego złodzieja od siedmiu boleści.
To cholerne uczucie, że go znałem męczyło mnie od środka jak brat symetrii... nie... nic nie męczy bardziej niż brak symetrii! - Plan jest taki... - szepnąłem... choć w środku dnia przy tylu ludziach mogłem się równie dobrze wydzierać i tak by mnie ten dureń nie usłyszał! - Ja go jakoś obezwładnię, zabiorę mu broń ty pieniądze, oddamy go w ręce dobrych służb i mamy happy end! - to będzie bardzo proste patrząc na to jaki był nieuważny... Chciałem go postrzelić z pistoletu... ale to chyba zbyt brutalne patrząc na to, że może to być głupi małolat (ja też jestem małolatem... ale mądrym małolatem!). Wziąłem więc jakiś kij nawet nie wiem czy to była gałąź czy kij od miotły... I trzepnąłem go prosto w łeb! Nim zdążył odnaleźć się w sytuacji przycisnąłem go do ściany... Strasznie był słaby... - Amane chodź tu i mi pomóż!
Spokojnie sobie szedłem... a tu nagle jakiś idiota walnął mnie w głowę i przycisnął do ściany żebym nie mógł dosięgnąć miecza! To już jest szczyt chamstwa! Debilizm na skalę światową! Jak można uderzyć niewinnego przechodnia i przygwoździć do ściany?! Co z tego, że okradłem sklep...? Też mam jakieś prawa co nie?! - Puszczaj mnie w tej chwili! - szarpałem się na boki ale ta cholera mocno trzymała... Albo to ja obijałem się przez najbliższe 3 lata... tak czy siak to nie fair! - Co tu się do cholery dzieje?! - upuściłem worek z którego wysypały się pieniądze - To jest moje! Jak ruszysz to stracisz życie!
Uważnie słuchałam Kid'a i potakiwałam dając mu znać, że popieram jego pomysł. Cały czas uśmiechałam się szeroko na myśl, że damy temu głupkowi nauczkę. Obserwowałam jak on wykonuje swoją część planu i kiedy usłyszałem swoje imię podbiegłam po nich w radosnych podskokach. Zaczęłam zbierać pieniądze do woreczka:
-Dobrze ci tak! - wstałam z ziemi i dałam mu pstryczka w nos. Chciałam coś powiedzieć Kid'owi ale moja ciekawość znów dała o sobie znać i ściągnęłam chłopakowi kaptur z głowy. Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła patrząc na niego to... -...Jabłko.

Puściłem chłopaka na ziemię i przydeptałem noga żeby leżał - Czekaj.... czekaj... Ja cię znam! Malbork? Czy jakoś tak miałeś na imię! Zawsze poznam ten twój głupi fryz i kraciastą koszule! - roześmiałem się głośno - Czemu kradniesz? Już ci twoje kochane kasyna nie wystarczą? I skąd ta twoja blizna na twarzy? Siostra cię pobiła! - wiem wyszedłem teraz na idiotę... ale on mnie kiedyś męczył i razem z siostrą to byli prawdziwi kanciarze i postrach ulicy... Należy mu się nauczka!
- Nie żadne jabłko tylko Malbork sam we własnej osobie! Kid puść mnie! Wiem, że to ty bo zawsze poznam ten damski głos i kątem oka widzę te twoje głupie włosy! Pofarbuj się na normalny kolor! - próbowałem wstać - A mogłem uczyć się walczyć... A to czemu to robię i skąd mam bliznę to nie twoje sprawy! Idźcie sobie oboje! Jak najdalej!
Zamiast pomóc Kid'owi z Malborkiem zaczęłam się śmiać :
- Jesteście...zaba​wni. - Gdyby się lubili to mogliby się dobrze dogadywać. Zaciekawiło mnie skąd się znają ale teraz było coś ważniejszego co musiałam od niego wyciągnąć. - Jestem Amane. Miło mi cię poznać...Malbork​u. Czemu kradniesz? Są ciekawsze sposoby na zarabianie pieniędzy...i są legalne. -
Kucnęłam i nachyliłam się nad nim.
Znudziło mi się stanie na nim... tak więc dobie siadłem... po turecku... na jego plecach... co mnie obchodzą jego żebra i kręgosłup? Jak już stwierdziłem należy mu się - No? Powiedz nam czemu kradniesz... - tak mi się strasznie chciało śmiać jak na niego patrzyłem...
- Nie będę zarabiał pieniędzy w inny sposób... nie mam referencji do żadnej pracy... A Marianna mówi, że praca jest dla debili ... do kasyn mnie już praktycznie nie wpuszczają, bo zawsze wszystkich ogrywałem... - podniosłem się zrzucając Kid'a z pleców - A ty jak jeszcze raz na mnie usiądziesz będziesz miał do czynienia z moim świętym mieczem deklu! - nie miałem zamiaru im uciekać... nie bez pieniędzy.

- Praca nie jest dla debili! To twoja siotra mówiąc tak jest debilką! Poza tym nie trzeba mieć do każdej pracy referencji! - rzuciłam się na niego, żeby nie próbował uciec co skończyło się tym, że zwisałam z jego pleców, oplatając jego szyję rękoma - Chodź z nami do Fairy Tail, tam nie trzeba mieć referencji! - pokazałam mu przed twarzą znak gildii na mojej dłoni.
W tej chwili wykonałem typowego face palm'a patrząc na nich... później nastała chwila ciszy gdy do mojego mózgu doszło co ona powiedziała... - on w Fairy Tail?! Co?! Nie! Jego nie! To zły człowiek! Nie możemy go wziąć do Fairy Tail!

- Wy jesteście w Fairy Tail ...? - starałem się powstrzymać ale wybuchłem śmiechem - No racja... mogłem się domyślić ! Nigdzie indziej by was nie przyjęli! Fairy Tail to banda durniów i debili, którzy cały dzień się kłócą! Tam są sami dziwacy! Ja tam nie dołączę z własnej woli prze nigdy! Ale to nigdy! A teraz zejdź ze mnie... i jeszcze jedno... nie nazywaj mojej siostry debilką bo to bezlitosny potwór ... zrobiła mi mieczem głęboką bliznę na pół twarzy...
Puściłam go i trwałam w bezruchu nie mogąc uwierzyć w to, jak nazwał naszą rodzinę... zacisn​ęłam dłonie w pięści, stanęłam przed nim i spojrzałam na niego, posyłając mu gniewne spojrzenie:
- Nie masz prawa obrażać Fairy Tail! Jak jesteś taki mądry to walcz ze mną. Tutaj i teraz. Zobaczymy kto będzie taki mądry kiedy będziesz zbierał zęby z ziemi! - byłam gotowa rzucić się na niego z pięściami i przerobić mu buźkę tak, że by go ta jego głupia siostra nie poznała!

- Amane nie trać na niego nerwów, nie warto! - próbowałem jakoś załagodzić sytuacje... nienawidzę Malborka... nienawidzę jego siostry... ale bądź co... jestem tu chyba najstarszy i nie mam zamiaru brać odpowiedzialnośc​i za to co się tu dzieje...
- Przepraszam nie bije się z dziewczynami ... wyjątkiem jest moja siostra, z nią się często bije.... słuchaj jestem wolnym człowiekiem i mogę sobie mówić co mi się tylko chce ... a to już nie moja wina ze jesteście dziwni... przez ciebie chce mi się śmiać...
- Nie tracić?! Ale on..! - W przypływie złości zamknęłam go w wodnym więzieniu ignorując to, że nie będzie mógł oddychać. Należało się cwaniaczkowi! Szybko się otrząsnęłam i puściłam go - Z Fairy Tail się nie zadziera... - Wysyczałam przez zęby i ruszyłam przodem w stronę sklepu, żeby oddać właścicielowi ukradzione pieniądze.
Poszedłem grzecznie za Amane. Nie ma nic gorszego od wkurzonej kobiety... nie ma! No chyba ze teściowa... no ale teściowa tez kobieta ... - Załatwiłaś to po mistrzowsku ! Na pewno teraz się odczepi! - i oto w tym momencie usłyszałem jego krzyk... cudownie czyż nie?
- EJ! A WT GDZIE?! - biegiem za nimi - co wy robicie z tą kasą ?! Weźcie ją sobie a nie oddajcie... to nie logiczne! Po co wy to robicie?
Stanęłam i odwróciłam się, obdarzając Malborka chłodnym spojrzeniem - Robimy to co do nas należy, czyli pomagamy ludziom, którzy potrzebują pomocy. Myślisz, że długo wyżyjesz z kradzieży? Każdy człowiek kiedyś odpowie za to co zrobił w życiu a kiedy nadejdzie taki moment, będziesz żałował, że nie wykorzystałeś szansy, którą ci daliśmy... - Spojrzałam na Kida, który był wyraźnie zadowolony. Podeszłam do niego i ścisnęłam policzki dłońmi tak, że zrobił z ust charakterystyczn​y dziubek - ...swoją drogą...Kid dlaczego go tak po prostu zostawiłeś? Przecież naszą misją jest złapanie tej rudej małpy!
- Wiesz... znam go nie od dzisiaj... Jest rudą małpą przepełnioną nienawiścią do wszystkiego co żyje, a zwłaszcza do siostry... Po co mam się wysilać z łapaniem go, skoro on sam za nami pójdzie? On z pustymi rękoma do domu nie wróci! A jak wróci to raczej z niego już nie wróci! Więc tak czy siak siak się go pozbędę - pogłaskałem ją po głowie.
- Jak na was patrzę to mi się niedobrze robi... - podszedłem do nich... No czego ja się mam po nich spodziewać? Banda debili z Fairy Tail nic więcej! - z kradzieży żyję od niedawna... Ale jestem istnym mistrzem grania w karty! Takiego kanciarza jak ja nie znajdziesz nigdzie! A w każdym razie nie w takim wieku! A poza tym... co mnie ludzie obchodzą? Myślisz, że oni mnie lubią albo szanują? Ja tylko odwzajemniam ich uczucia!
Puściłam Kida i pozwoliłam mu pogłaskać mnie po głowie bo w sumie...uspokoił​o mnie to. - Jakbyś dał sobie i innym szansę to na pewno byś znalazł przyjaciół a szacunku na pewno nie zyskasz okradając sklepy....żal mi cię trochę wiesz? Musisz czuć się samotny... - stanęłam przed nim i spojrzałam na niego ze współczującym uśmiechem.
- Mnie tam go nie żal... dobrze mu tak niech sobie żyje w tej swojej głupiej samotności! Mam to gdzieś czy on się będzie czuł samotny... Niech sobie zdycha w tej samotności ja mu nie pomogę! Nigdy, a nigdy!
- Dzięki za współczucie Kidusiu... Ale szczerze ja nie potrzebuję przyjaciół... to jest tylko strata czasu! Szacunku nigdy nie zdobędę... Zacytuje sobie siostrę "w twoim przypadku Malborku, żeby zdobyć szacunek musisz zrobić trzy rzeczy: przefarbować włosy, kupić trumnę i zakopać się dwa metry pod ziemią... Amen" - Starałem się nie patrzeć w te jej wielkie współczujące oczy... ale jej wzrok był jakiś hipnotyzujący...​ - Nie gap się tak na mnie to wygląda dziwnie
Zignorowałam Kida i skupiłam całą swoją uwagę na Malborku:
- Zaprzyjaźnij się ze mną! Udowodnię ci, ze dobrze jest mieć przyjaciół i, że nie jest to stratą czasu! - Chciałam mu pomóc. Wydawało się jakby trochę się zagubił i nie miał osoby, która pokazałaby mu właściwą drogę. Podarowałam mu mu najszczerszy uśmiech jaki byłam w stanie zrobić.

- Oszalałaś?! On cie ściągnie na złą drogę! Nie przyjaźnij się z nim! - wiem, że mówię jak histeryk właśnie w tej chwili... Ale jak oni się będą przyjaźnić to ja tego psychicznie nie wytrzymam
- Nie będę się z tobą przyjaźnił! Po co mi przyjaciel?! Nie potrzebny! W takim tempie to ja wyląduje w kryminale, a tam przyjaciele tez mi nie potrzebni! Nie mam czasu na przyjaźń... od rana do wieczora muszę ten... no... mam ważne zajęcia!!
- Nie oszalałam - odpowiedziałam Kid'owi z uśmiechem i ponownie zwróciłam się do Malborka - A ty, możesz uniknąć kryminału jeśli weźmiesz się w garść...i w Fairy Tail dostałbyś na to szansę. Ale skoro nie chcesz to oddamy ci tym miłym panom... - Pokazałam na stojących niedaleko strażników, prawdopodobnie patrolujących miasto -...a oni cię przymkną i w ten oto sposób ty skończysz w więzieniu a ja i Kid dostaniemy nagrodę za misję.
  - Dobrze wierzę ci... - nie ona oszalała ale ja uśmiechnąłem się trochę nie szczerze... Oby on się nie zgodził... proszę cię świecie!
- Czy ty powiedziałaś... nagrodę? Pieniężna co nie? - aż mi się oczy zaświeciły ze szczęścia, a przyozdobił je chytry i szatański uśmiech - Może dam jeszcze jedną szansę tej waszej idio... wspaniałej gildii! Pełnej idio... wspaniałych ludzi!
- Tak pieniężna...ty chyba nie wiesz na jakiej zasadzie działają gildie...Cieszę się, że się zgadzasz! Mam nadzieje, że nie pożałujesz swojej decyzji! - Chwyciłam go za dłoń, ciągnąć za sobą także Kida i skierowałam się w stronę sklepu. W końcu musimy im oddać pieniądze.
I właśnie spełnił sie mój koszmar... nigdy nie wierzyłem ,że to się stanie... to okropne ... - Amane nie bądź głupia przecież wiesz ... on z nami idzie tylko dla pieniędzy ... dla niego nie ma rzeczy cenniejszej niż waluta ... nie powinnaś sie z nim zadawać ... on cię ściągnie na złą droge ... nie przyjaźni się z ludźmi uzależnionymi od ruletki ! - mówiłem nawet nie szeptem ... Malbork był tak zajęty marzeniami ,że nawet nie reagował.
Waluta... pieniądze... dolary! Ci idioci właśnie dali mi szanse na prawie darmowe pieniądze! Zdobędę zaufanie tego krasnala i sami z Kid'em odwalą za mnie robotę! Boże jakie ja szatańskie plany mam...jestem zajegenialny! Istne, czyste zło! Dziękuje wam geny siostry...
 Ścisnęłam mocniej dłoń Kida :
- Wiem, że robi to dla zysku ale nie chce żeby kradł...chce mu pomóc...albo przynajmniej spróbować! To będzie trudne, może nawet graniczyć z niemożliwością..​. ale jesteśmy z Fairy Tail a dla nas nawet rzeczy niemożliwe są do wykonania. - Szeptałam do Kida co chwila zerkając na rozmarzonego Malborka - A jeśli uda mu się ściągnąć mnie na złą drogę...to wiem, że nie zostawisz mnie samej i pomożesz wyjść z dołu, w który wpadnę. - uśmiechnęłam się patrząc w jego oczy.
- Twój optymizm mnie wielce zadziwia... - uśmiechnąłem się do niej... ona chce robić rzeczy niemożliwe... chciałbym w nią wierzyć ale nie mogę... - oczywiści, że ci pomogę! Ale to co chcesz zrobić jest niemożliwe.
Oni myślą ,że jestem głuchy chyba... jeszcze tak trochę postoje sobie jeszcze tak bo oni mówią ciekawe rzeczy... debile jedni! Po co ja z nimi gadam to nie wiem...
- Wiem, że jest ale jak człowiek chce to potrafi! - Stanęliśmy pod wcześniej okradzionym przez Malborka sklepem. Wzięłam wdech i spojrzałam na Malborka - Ruda małpo twoja mina mówi wszystko...stój tu grzecznie z Kidem a ja idę oddać pieniądze - Wyjęłam woreczek z kieszeni i weszłam do sklepu z głośnym "dzień dobry"!
O matko... popatrzyłem chwile na Malborka i zmarszczyłem brwi... ten kurdupel irytował mnie i jeszcze do tego uśmiechał się z tym swoim szatańskim wyrazem twarzy... tak mnie wkurzał, że zabrałem najbliższy kij i uderzyłem go w głowę - Nie gap się tak! I uczesz się!
On atakuje ogniem to ja oddam ogniem... tak oto rozpętała się wojna! I zaczęliśmy się nawzajem odkładać kijami po głowach....nic tylko podłożyć pod to muzykę.
Ledwo wyszłam ze sklepu z nagrodą a uśmiech uciekł z mojej twarzy, kiedy prawie oberwałam kijem w głowę...zacisnęł​am pięści ze złości i uderzyłam oboje w głowę :
- Uspokójcie się albo zaraz oboje będziecie zbierali zęby z ziemi! - Krzyknęłam wręcz kipiąc złością.

- Dobrze, dobrze Amane-chan już nie będę ... - odezwałem się patrząc wrogo na tego debila ... to on mnie zirytował, więc to jego wina ..... tak sobie będę wmawiać.
- Dobrze kras... Amane-chan - prawie nazwałem ją krasnale ... oddałem wrogie spojrzenie Kid'a tylko moje przyozdobił szatański uśmiech. To on mnie walnął ... może go zirytowałem ale to dalej jego wina! Tak sobie będę wmawia.
- Jesteście do siebie nieznośnie podobni... - westchnęłam z rezygnacją i poszłam przed siebie w stronę gildii. Niech się biją kijami jak chcą! A ja w tym czasie pójdę na lody albo ciasto... -...tylko co będzie lepsze? - mruknęłam do siebie. 
- Ja i on?! Podobni?! No chyba nie! - oburzyłem się ... no ja go nienawidzę serdecznie! Najchętniej to bym go udusił jego własną tchawicą i powiesił na latarni! - Chyba muszę wracać do domu, późno się zrobiło ...
Właśnie teraz mnie o świeciło ... - No ja też muszę wracać! Moje kochane siostry czekają! - uśmiechnąłem się i niczym od anioła biła ode mnie biała aura ... - Pa pa Amane ! - przytuliłem ja a zaraz potem niechętnie Kid'a - Pa pa Kid! - odszedłem i zniknąłem za rogiem ... wy myślicie, że ja tak z czystego serca? Lata bycia kieszonkowcem mi się przydały, bo zapierniczyłem im tą całą nagrodę!
Byłam zdziwiona kiedy Malbork mnie przytulił. Może jednak dotarło do niego coś z tego co mu powiedziałam. Uśmiechnęłam się szeroko - Kid, czekaj musimy się podzielić nagrodą! - sięgnęłam po nagrodę za misje ale ku mojemu przerażeniu nie miałam jej! Zgubiłam ją? Niemożliwe....- ...MALBORK!

czwartek, 1 stycznia 2015

Nawiedzony dom, dwóch starszych panów i pijana gęś

Tsuki                                                                                    Karim



Uchyliłam jedną powiekę lecz szybko ją zamknęłam ze względu na rażące światło w pokoju. Byłam pewna, że wieczorem zasłaniałam firany...ba! Jestem pewna, że nie otwierałam na szczerz okna! Chcąc nie chcąc zwlekłam się z ciepłego łózka i je zamknęłam. Korzystają z faktu, że wstałam wyjęłam z szafy ubrania i ruszyłam w kierunku łazienki. Niestety ta jak zwykle była zajęta...
-Karim! Wyłaź w tej chwili!-kopnęłam w drzwi podkreślając mój niezbyt dobry humor, który polepszy się pod warunkiem, że mama zrobi naleśniki na śniadanie.
-Tsuki, nie kop w drzwi.-to ci niespodzianka! Tata?! Ale kiedy on wrócił?! Jak oparzona odskoczyłam i wydukałam przeprosiny. Czyli ten leń jeszcze śpi. Widząc jednak Balbinkę pędzącego do jego pokoju uśmiechnęłam się pod nosem. Zaraz się zacznie przedstawienie...


Z błogiej nieświadomości wyrwało mnie dziwne uczucie, jakby ktoś jeździł czymś ostrym po moich plecach. Jeszcze w amoku machnąłem ręką, reprezentując rozpiętość skrzydeł zahaczając przy tym o coś puszystego. I właśnie wtedy to coś „puszyste” poruszyło się niezgrabnie na plecach, wydając przy tym, jakby ktoś niedelikatnie pieścił struny zepsutej gitary. Balbinka poderwał się gwałtownie i z całej siły dziabnął mnie w ucho.
Nie spodziewając się czegoś takiego gwizdnąłem mało męsko, rzucając się na łóżku, by następnie zalec w namiętnym pocałunku z panelami. 
- T-ty!- wysyczałem, piorunując ptaszydło wzrokiem mordercy małych zwierzątek. Balbinka tylko przekręcił głowę na bok udając, że nie ma pojęcia, dlaczego mu wygrażam. Przebrzydły nieprzerobiony smalec.
Z jękiem podniosłem się z podłogi, rozmasowując obolały tyłek. Wyciągnąłem dłoń, by zebrać z poręczy łózka bluzę, gdy ta niespodziewanie po prostu uciekła mi spod palców.

- Zostaw to.- warknąłem na Balbinkę, który dla sportu rekreacyjnego, postanowił mi zabrać ubranie. Teraz bezczelnie koślaw truchtem z plączącym pod nogami materiałem, pognał w dalsze zakątki domu.

Widząc gęś uciekającą z pokoju brata z fantem ryknęłam śmiechem. Kocham tę kaczkę! (Tsuki to idiotka dla niej gęś to kaczka dop. Lucy) Chwilę po tym jak ten zniknął na schodach, Karim wylazł z pokoju. Sądząc po jego minie zastanawia się w jaki sposób zamordować zwierzę.

-Dzień dobry. Braciszku może byś się tak ubrał?


- A dzień dobry.- uśmiechnąłem się promiennie, gdy natrafiłem na Tsu na korytarzu. Katem oka nadal śledziłem ptaszydło, które przystanęło kilka metrów od nas, cierpliwie czekając na ciąg dalszy zabawy w toreadora. Nie będę tu odstawiać striptizu dla ubogich, bo buu niestety bez kaloryferka, ale to przebrzydła istota zabrała moją ulubioną bluzę. 
- Taś, taś cholero.- rzuciłem się na Balbinkę, który na chwilę stracił orientację terenie i zamiast pobiec na lewo, ten walnął w kredens. Z wrażenia zaskrzeczał, wzbijając się w powietrze, przy okazji puszczając moje ubranie. Wykorzystując głupotę gęsi, złapałem ją przed nim.

- O’le.- rzuciłem złośliwie, naciągając ciuch na grzbiet. Balbinka tylko zasyczał zrezygnowanie.

Wywróciłam teatralnie oczami widząc wyczyn Karima. Mimo to się uśmiechnęłam. Te ich sprzeczki potrafiły rozbawić lepiej niż najlepszy kabaret. Syknęłam cicho. Delikatnie odgięłam rękaw piżamy i przeklęłam pod nosem. Dlaczego te rany się otworzyły?! Mają dobre dwa tygodnie! Korzystając z nieuwagi brata niczym spłoszony zając popędziłam do pokoju zostawiając ubrania, które sobie przygotowałam. Zamknęłam za sobą drzwi z trzaskiem. Wyjęłam z szafki bandaż, który ukradłam z łazienki. Skądś wytrzasnęłam też waciki i wodę. Szybko sprawiłam sobie prowizoryczny opatrunek, modląc się by ten toreador nic nie zauważył. Ściągnęłam bluzkę i założyłam pierwszą lepszą z długim. Nie ma to jak chodzić w lato w długim rękawie...


- Nie za gorąco?- rzuciłem z przekąsem, widząc Tsu ubraną w ciuchy z długimi rękawami.- Chodź na śniadanie.- pomachałem dłonią, jakby chcąc ja pośpieszyć i sam skierowałem się w stronę kuchni. Przedtem wyciągnąłem z kieszeni jedyny, niezgnieciony papieros, zapalając go. 

Gdy zdążyłem zaciągnąć po raz pierwszy, zauważyłem jak patelnia przelatuje tuż przed moim nosem.
- Ile razy ci mówiłam, żebyś nie palił w domu!?
- Mamcia?!- kwiknąłem jeszcze tkwiąc w szoku.- Myślałem, że jesteś w gildii.- uśmiechnąłem się przepraszająco, chowając pet za plecami. Matka pokręciła tylko z politowaniem głową i powróciła do krzątania w kuchni. 
Szczerząc się głupkowato, odsunąłem się na bezpieczną odległość, by móc przynajmniej jeszcze raz zaciągnąć się, zanim go zgaszę. Jednak, gdy tylko uniosłem dłoń po papierosie nie było ani śladu. Wgapiałem się w dłoń, średnio kojarząc, co się właśnie stało i jakim cudem. 

- Oddaj to.- syknąłem widząc gęś, która przyglądała mi się uważnie, miętosząc w dziobie papieros.- Ty nie umiesz palić! Tym się zaciąga, a nie gryzie.- wyrwałem mu to z dzioba i w końcu zgasiłem.

Chciałam odpowiedzieć, że cholernie, ale stwierdziłam że wolę tego tematu nie zaczynać. Całe szczęście nic nie zauważył. Posłusznie ruszyłam na śniadanie nie przejmując się tym co chwilę później działo się na korytarzu. Ciekawe czy Karim już wie kto mu podpierdziela papierosy? Uśmiechnęłam się pod nosem. Co poradzę...nie lubię gdy pali. Poczułam wspaniały zapach.

-NALEŚNIKI!-wydarłam się jak ostatnia idiotka i podbiegłam do szafki wyciągając talerz. Niestety nie dane mi było skosztować tych pyszności gdyż coś wlazło mi pod nogi powodując mój upadek i śmierć kolejnego talerza, który dostał się do moich rąk...
-BALBINA!

Prychnąłem pod nosem, odwracając głowę, próbując nie pierdzielnąc opętańczym rechotem. To dziecko, kiedyś potknie się o własnego trupa i tak nie zauważy.

- A wspominałem, że znam przepis na gęś w jabłkach?- rzuciłem sarkastycznie, spoglądając na gęś, która chyba to zrozumiała, bo zasyczała na mnie.- Może by tak jeszcze…Ałć!- zacząłem już następny wywód mający na celu rozjuszenie ptaka, jednak matka chlasnęła mnie ścierą w łapę, widząc, że od jakiegoś czasu wyżeram dżem prosto ze słoika.

Odruchowa zabrałem dłoń i chcąc uciec przed morderczym wzrokiem, zacząłem pomagać Tsu zbierać szczątki talerza, który rozbryzgnął się aż pod moje nogi.

-Dzięki.-mruknęłam do brata gdy już szczątki naczynia spoczęły w koszu. Wyciągnęłam z szafki drugi i zabrałam się za delektowanie tym pysznym daniem. Swoją drogą pomysł na gęś w jabłkach całkiem niezły, ale wolę nie zrażać do siebie tej białej zwierzyny, bo mnie w nocy poćwiartuje.

-Idziecie dziś na jakąś misję?-zapytała matka zajęta smażeniem kolejnych cudeniek. Misja? W sumie czemu nie. Ostatnio nic tylko się wykańczam na treningach, o których wie tylko Emily.
-Chyba tak.-mruknęłam i spojrzałam pytająco na brata. Brakowało mi kasy, a robiło się już szarawo. Sama nie pójdę!

- Jasne. Od czasu do czasu mogę się za coś wziąć.- przytaknąłem. Przydałoby się w końcu coś zarobić, bo pieniędzy coraz mniej, a papierosy nikną mi w zastraszającym tępię, bo pewnie ten mały potępieniec szatana mi wszystko niszczy. Żeby gęś żarła tytoń, tego jeszcze nie widziałem. 


A Balbinka między czasie latał wokół mnie, wydając dziwne dźwięki, chcąc dostać kawałek ciasta. Skakał po meblach, fruwał nad głową i na nic były moje głupkowate wymachiwania rękami. Aż w końcu porwał mi z talerza i z zadowolonym skrzekiem pognał na bezpieczną odległość, bym przypadkiem nie zabrał mu zdobyczy. A niech się ptaszydło udławi, odechciało mi się jeść. – To idziemy zobaczyć, co jest ciekawego na tablicy?

-Ok.-dokończyłam śniadanie i razem z bratem ruszyłam w kierunku gildii. Serio robi się szarawo...wzdrygnęłam się na myśl o burzy. W duchu zaczęłam się modlić by ominęła miasto-Nie będziesz głodny?


Wzruszyłem barkami słysząc pytanie.

- Może nie, ale jakbym bym to zawsze mogę zjeść go.- wskazałem palcem na gęś, która wbiła pazury w moje włosy robiąc sobie tam siedzisko. Syknął chcąc mnie ugryź w dłoń, jednak szybko zabrałem palce z pola zasięgu ptaka.  
Gdy dotarliśmy do drzwi gildii Balbinka, jakby przeczuwając najgorsze sfrunęła mi z głowy, przy okazji wyrywając z połowę kłaków. I słusznie przeczuwał. Tylko, jak otwarłem drzwi, nad moją głową przeleciał kufel z dzikimi okrzykami „urwa, urwa.” Z trwogą obejrzałem się na zastawę, która poturlała się po bruku, jednak po chwili machnąłem ręką olewając ten burdel party. Skierowałem się w stronę tablicy, próbujący przy tym niczym nie oberwać w łeb.


Jakimś cudem dotarłam do tablicy. Niestety swój zacięty bój prowadzą Natsu i Nashi kontra Gray i Ethan. Raczej nie zapowiadało się na koniec. Chcąc jak najszybciej uciec z tego domu wariatów poczęłam szukać kartki ze sporą ilością zer. "Kot napastuje moją żonę", "Potrzebni aktorzy"...nie. 
-W moim domu straszy...-moją uwagę przykuło zlecenie prawie na środku tablicy. Całkiem, całkiem.
-Bierze...uwaga!-popchnęłam go na bok. Jakaś część krzesła odbiła się o tablicę i wylądowała na ziemi. Jak mi go trafią to nigdzie nie pójdziemy, bo dołączy do bitwy-idiotów-o-wszystko. Ignorując jego mordercze spojrzenie, gdyż upadł, wskazałam na kartkę-Bierzemy to?

Spojrzałem na Tsu złowrogim spojrzeniem, gdy po raz drugi w tym dniu wylądowałem na podłodze. Dźwignąłem się z ziemi spoglądając na kartkę wybraną przez nią.- Może być.- uśmiechnąłem się, kiwając głową.

Wzięłam kartkę w ręce i unikając stołu podeszłam do Kinany pokazując zlecenie. Szybko opuściliśmy jeszcze-stojący-budynek i ruszyliśmy w stronę wioski Chanesville (powinnam przestać wymyślać nazwy miejscowości dop. Lucy) Długo nam to nie zajęło. Pierwsze co ujrzałam to spory, ciemny budynek. Fajne przywitanie. Sprawdziłam jeszcze raz adres i stwierdziłam, że to tu. Podeszłam do furtki by wejść na teren, lecz gdy jej dotknęłam ta wypadła ze zawiasów. W tym samym momencie drzwi się otworzyły. Wybiegł z nich trzęsący się jak galareta facet.
-To nie ja!-pisnęłam odskakując od miejsca zbrodni.
-Jesteście z Fairy Tail?-całkiem zignorował to, że rozwaliłam mu furtkę.
-Tak.-mruknęłam.
-To zapraszam.-ruszył w kierunku tego domu...albo może zamczyska?

Obstawiamy; rozwali się to teraz czy już?- zadałem sobie pytanie, spoglądając na spróchniały strop, gdy rozhisteryzowany mężczyzna zaprosił nas do wnętrza domostwa. – Mówi pan, że coś tu straszy?- podjąłem rozmowę, otaksują wzrokiem dość zaniedbane wnętrze. A fuj, fuj. Kurzyk!
Zleceniodawca pokiwał głową.- Słychać dziwne odgłosy, jakby ktoś skrzypiał pazurami o meble, a czasem nawet echem odbije się czyjś śmiech.- wypowiedział z widocznym przejęciem w głosie.
Przyłożyłem palce do skroni, wzdychając ciężką.- A nie zgubił się panu przypadkiem kot?
- To na pewno nie jest kot!


-Dobrze, dobrze.-wtrąciłam się do rozmowy. Jeszcze mi się kłócić zaczną-Czy możemy się rozejrzeć po domu?-zaszczebiotałam słodkim głosikiem i ubrałam na twarz słodki uśmieszek, którym rozczulam ojca gdy chcę coś mieć-Wie pan mniej więcej skąd dochodzą te dźwięki?-spytałam wprost poważniejąc.
-Z góry.-wyciągnął z kieszeni klucz, który mi podarował-Przeniosłem się na parter. Są tu jeszcze trzy piętra i piwnica. Możecie wchodzić wszędzie tylko...wypędźcie je!-a czy ja ci wyglądam na egzorcystę? Albo chociaż księdza?! Zacznijmy od tego, że jestem kobietą. 
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy.-znów obdarzyłam go szczerym uśmiechem, który ten dość koślawo odwzajemnił. Gdy zniknął w jakimś pomieszczeniu odetchnęłam z ulgą. Nie lubię grać miłej dziewczynki.

Ku zdumieniu Tsu, wyrwałem jej z dłoni klucz i z drapieżnym błyskiem w oku pognałem w głąb domostwa. Jeśli możemy wchodzić wszędzie to zamierzam to w pełni wykorzystać. Na pewno dziadziuś nawet nie zauważy jak mu coś zniknie z komody. 
Pokonywałem zwinnymi skokami dwa schodki na raz, biegając po domu jak szalony mając nadzieje, ze znajdę coś, co ucieszy oko. No i znajdę upiory, ale to mniejsze zło. W pewnym momencie coś rzuciło mi się w oczy. Lekko zniszczona pozytywka ze złotym konikiem. 
Rozejrzałem się po korytarzu sprawdzając czy nikt nie idzie, wyciągnąłem już rączki, gdy nagle echem odbił się dziwny odgłos. Jakby zapowietrzona foka, która po głębszej dedukcji była zapewnię obskurnym śmiechem dobiegającym ze strychu. Olałem błyskotkę i pobiegłem w stronę drzwi skąd dobiegał odgłos.


Cholerny kieszonkowiec! Chwilę później rzuciłam się za nim. Nie mam ochoty zawalać misji przez niego. Niestety ledwo wlazłam na pierwsze piętro,a już to dziecko specjalnej opieki pognało w dobrze sobie znanym kierunku. Chciałam ruszyć za nim ale bałam się, że te deski nie wytrzymają więc powolnym krokiem ruszyłam za nim. Niestety zdążył przepaść na dobre. Chodziłam krętymi korytarzami. Jeden ciemniejszy od drugiego. Masa zamkniętych drzwi i okna za którymi zaczynała się burza. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki.
-Karim?-odwróciłam się lecz nikogo nie dane mi było spotkać-Nie strasz mnie.-mruknęłam czując, że mógł gdzieś się schować. Odczekałam dłuższą chwilę. Cicho. Westchnęłam. Nie trać głowy. Duchy nie istnieją. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w kierunku drzwi ze złotymi zdobieniami i klamką. Chwyciłam ją. Zaskoczył mnie fakt, że pomieszczenie okazało się być otwarte. Nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Duży praktycznie pusty pokój ze sporym oknem przy, którym stało sporej wielkości lustro. Zrobiłam kilka kroków w jego kierunku. Było w nim coś...dziwnego? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Nagle drzwi się zatrzasnęły. Odskoczyłam i pobiegłam do nich. Usiłowałam je otworzyć ale się nie dało.
-Cholera.-zaczęłam walić pięściami i kopać z całej siły-Karim!-zaczęłam wrzeszczeć. Czemu aż tak się boję?! Dlaczego serce mi tak wali?!-KARIM!

Gdy dobiegłem do drzwi gwałtownie wpadłem do wnętrza a charakterystyczną gracją „ po co klamka, jak są glany.” I ku mojemu zdziwieniu nie było ani upiorów, ani demonów, czy nawet kota, tylko grupa chłystków, którzy na mój widok zamarli z szeroko otwartymi ustami, w dłoniach dzierżąc butelki po jabolach.
- Ach..- westchnąłem, przewracając oczami, markotniejąc.- A miałem nadzieje, że naprawdę będzie tu jakiś duch, albo przynajmniej sekta. Gdzie macie kozę na ofiarę?
Powiodłem po nich wzrokiem, czekając, na jakikolwiek odruch obrony, czy w sumie cokolwiek, za co mógłby przywalić, gdy nagle do moich uszu dobiegły jakby nawoływania. Nieprzyjemny dreszcz zaharatał mi po plecach, odwróciłem się odruchowo do tyłu spoglądając na korytarz.
- Nie ruszać się stąd. Balbinka pilnuj ich.- warknąłem, domyślając się, co to mogło być, zostawiając ich gęsi, który dobrze się wczuł w powierzone zadanie, gdyż zaskrzeczał złowrogo, reprezentując rozpiętość skrzydeł. 
- Tsuki, gdzie jesteś?- krzyknąłem, latając po korytarzach.
- Tu!- usłyszałem wołanie i jakby ktoś naparzał w drewno. Pobiegłem w stronę drzwi, z których dobiegał odgłos automatycznie próbując je otworzyć, jednak te opierały się. Wyciągnąłem klucz chcąc sprawdzić, czy uda mi się je otworzyć i niespodziewanie wybuchłem opętańczym nerwowym rechotem.
- Karim? Co się stało?
- Złamałem klucz.- oznajmiłem, próbując wczuć się w pomogę sytuacji i przestać się śmiać.
- CO?!
- Spokojnie, spokojnie. Zaraz coś wykombinuje.- oznajmiłem starając się by mój głos brzmiał spokojnie, rozglądając się po korytarzu.- Jest tam okno?
- No jest…
Słysząc potwierdzenie, wbiegłem do sąsiedniego pomieszczenie, gdzie też znajdowało się okno. Otwarłem je, wychylając się i dłońmi sprawdzając wytrzymałość parapetów. Wskoczyłem na okno, stopą wymacując oparcie modląc się w duchu, by nie okazały się czyjąś spartaczoną robotą i szybko przeskoczyłem na sąsiedni parapet, który zaskrzypiał złowroga, ale na szczęście nie rozpadł się pod moim ciężarem. 
Zastukałem w okno czekając, aż mi otworzy.


Teraz już wiem po co matce tyle leków uspokajających w szafce nocnej. Z takim synem...
Westchnęłam, powstrzymując się by nie wybuchnąć i nie nawrzeszczeć na niego, jak to ojciec ma w zwyczaju. Odeszłam od drzwi i otworzyłam okno.
-Zamieniłeś się z Balbinką rozumem czy co?-powstaje przy okazji pytanie czy mieli się czym zamienić. Pokręciłam z rezygnacją głową i wpuściłam go do środka.

Przekrzywiłem głowę na bok, uśmiechając się lekko z dość marnego żartu. Zachwiałem się nad parapetem i po chwili przeskoczyłem się przez okno, cudem nie zahaczając, ani nie popełniając sromotną klęske wywalając się na nos, wylądowałem miękko na panelach, obok Tsu.
- A miałaś jakiś inny pomysł jak się tu dostać?- sarknąłem zaczepnie, odrzucając grzywkę na bok z miną "A teraz powinnaś dziękować braciszkowi i podziwiać jego gracje godną baletnicy." 

-Może.-nie. Westchnęłam ciężko-I tak ci nie podziękuję braciszku.-uśmiechnęłam się słodko i podeszłam do okna. Zadrżałam na widok jasnej błyskawicy przecinające niebo. Odwróciłam szybko wzrok-Zgaduję, że wyjdziemy stąd w taki sam sposób w jaki tu wszedłeś?

Podszedłem do drzwi, tak dla upewnienia się waląc w nie z buta, jednak jak się mogłem domyślać, zadrwiły ze mnie i nie otworzyły się bezczelne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Niestety nikt się nie pokwapił by zamontować fluorescencyjny napisu „exit”. Westchnąłem odpowiadając na pytanie. - Jak widzisz nie ma innej drogi ewakuacyjnej. No, jeśli chcesz możemy trochę poczekać, aż korniki zeżrą deski. A nie dużo brakuje.- parsknąłem, mocniej naciskając na parkiet, który zaskrzeczał złowrogo kpiąc z mojej niedowagi.- Nie będzie źle. Parapety wytrzymały mnie to ciebie też powinny.

Spojrzałam w dół. Wysoko, ale nie na tyle, żeby sobie złamać kark przy upadku. Nabrałam powietrza w płuca i weszła na parapet kurczowo przylegając do zimnych, popękanych ścian.
-Spadnę...-mruknęłam szukając stopą drugiego parapetu, gdyż nie miałam na tyle odwagi by odnaleźć go wzrokiem. Za którymś razem udało mi się szczęśliwie go odnaleźć i mocno się trzęsąc, tak jak Erza gdy ktoś zje jej ciasto. Przedostałam się na parapet i wskoczyłam do środka, dziękując, że nie leżę powyginana we wszystkie strony na ziemi. 

- No i widzisz! Braciszka warto słuchać.- zawołałem wesoło, gdy Tsu udało się nie rozpaćkać się o ziemie i bezpiecznie wejść do drugiego pokoju. Wskoczyłem na parapet, patrząc na początek w dół, by dodać mojej koordynacji ruchowej coś na wzór kopa i jasno przekazać, że moim marzeniem na pewno nie jest zostanie roślinką, którą niejadalną częścią byłby respirator. Przeskoczyłem gwałtownie z jednej półki na drugą, mając w nosie obmacywanie podłoża, przy gładzenie ścian. Przerabialiśmy to na początku znajomości. I gładko wylądowałem w drugim pomieszczeniu. 

-Czasami warto.-bąknęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu-Gdzie zgubiłeś Balbinkę?

Wydałem z siebie krótki odgłos, nagłego objawienia.
- Zrobiłem z niego psa obronnego. Kazałem mu pilnować duchy tu straszące. Owe duchy to grupka miłośników trunków wysoko procentowych. Jak ich znalazłem to byli w takim stanie, że nawet gęś zdołała by ich przypilnować.

-Pies obronny?-już to widzę. Teraz naszym "duchom" współczuję, jak zaleźli tej gęsi za skórę-Prowadź.

Ruszyłem przed siebie w mrok korytarzy, idąc całkowicie na wyczucie. Średnio wiedziałem, gdzie to było, średnio też miałem wtedy czas by zastanawiać się, na jakim położeniu geograficznym się to znajdywało. Wpadałem od korytarzu do korytarzu, aż natrafiłem na podobne drzwi. Otworzyłem je i się lekko mówiąc załamałem.
Liczyłem na latające pierze i martwe ptaszydło, w ostateczności martwych nieproszonych gości, bo z tą gęsią nigdy nie wiadomo, a tu takie coś.
- Patrz, na raz!- zaśmiał się jeden z nich, a zawtórowała mu reszta komentując fakt, że Balbinka złapała w dziób flaszkę, i jakby nic przechyliła ją wlewając sobie całą zawartość do gardła. Cholerny zdrajca! Pije bez mnie!
- Zepsuli mi gęś.- westchnąłem, przykładając sobie palce do skroni.


Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem i oparłam się o framugę drzwi. Złapałam się za brzuch, a mina Karima doprowadziła mnie do łez. Dopiero po chwili udało mi się uspokoić na tyle by podejść do kaczki i zabrać jej butelkę.
-Panu podziękujemy.-uśmiechnęłam się do ptaszydła, które gotowe było na mnie skoczy i wydrapać mi oczy. Uśmiech zszedł mi z twarzy gdy napotkałam wzrokiem roześmiane towarzystwo. Nabrałam powietrza w płuca i rzuciłam butelką w ścianę obok brata co spowodowało donośny dźwięk tłuczonego szkła. Śmiechy zamilkły, a panowie spojrzeli na mnie z lekkim strachem w oczach.
-No to powiedzą nam państwo co tu się u licha dzieje, czy mam skonsumować zawartość ostatniej butelki na waszych oczach.- jestem z Fairy Tail...alkoholizm mam w genach.

Odskoczyłem w akcie desperacji, przed butelką, która została zniszczona niewątpliwie za blisko. Obiłem się o framugę, omal się nie potykając, jednak od razu załapałem pion. Powiodłem wzrokiem po zebranych, czy ktoś nie był świadkiem mego bliskiego upadku. Na szczęście, nikt, oprócz Balbinki. Gąsior przydreptał, spoglądając na mnie z uśmiechem wymalowanym na dziobie. Wesoło machał przykrótkim ogonem. Jestem przekonany, że w tym machaniu, jest ukryta cała drwina świata skierowana na mnie.
Mogę go kopnąć?
- No bo em.. te.. em.- jeden z kumplów od butelki zerwał się z podłogi, próbując coś powiedzieć w rytm chwiania się na boki. Warknąłem pod nosem podchodząc do niego i nim zdążył coś nadburknąć, strzeliłem go prosto w łeb, że z wrażenia zakrył się nogami.
- Pijaczy monolog wywołuje u mnie migrenę.- wytłumaczyłem, prychając pod nosem.


-To co z nimi robimy?-otworzyłam butelkę i upiłam łyk piwa. Skrzywiłam się lekko i odstawiłam butelkę. Wolę wino od Cany. Ze sto razy lepsze niż jakieś tanie pseudo piwo z najniższej półki. Usiadłam po turecku i wbiłam wzrok w okno.

- A musimy coś robić?- wzruszyłem ramionami.- Mieliśmy dowiedzieć się, co tu straszy. Nic nie mówiono, o eksterminacji robactwa.
- E, co..!?- następny poderwał się, by zaatakować swoimi pretensjami, jednak zanim załapał, gdzie ma przód, a gdzie tył, ja zdążyłem zareagować. Z całej siły kopnąłem pozostawioną butelkę przez Tsu, trafiając go prosto w łeb. Butelka odbiła się rykoszetem, rozbijając się w drugim kącie, a pijaczyna wywalił się na kartony za sobą.
- Ci..- zasyczałem, przykładając palce do skroni.- Skupić się nie mogę. 


-W sumie racja.-wstałam i spojrzałam na pijaczynę z pogardą-Gratuluję celności.-uśmiechnęłam się do brata i ruszyłam w stronę drzwi.

- Dziękuje.- przytaknąłem, w między czasie szukając wzrokiem tego nieprzerobionego smalcu. Cholera próbowała zlizać resztki piwa, które rozlało się, zaraz po mojej zabawie w reprezentacje piłki nożne. Na próbie się skończyło, gdyż złapałem cholerę.- Nie dość, że pali, to jeszcze pije. I co? Może jeszcze matki puder ćpasz?- warknąłem, wyliczając jego grzechy, przy okazji szarpiąc nim jak pluszowym szmaciakiem. Nie wiem, czy to szok, jaki mu zafundowałem, czy procenty obniżyły jego agresje, bo nawet nie był wstanie zaatakować.- Na odwyk cię wyśle.- rzuciłem na odchodne, wsadzając go sobie pod pachę i podreptałem za Tsu. 

Parsknęłam śmiechem. Doszłam do schodów i zeszłam na dół szukając wzrokiem właściciela domu, ale nigdzie go nie było.
-Proszę pana?-otworzyłam drzwi do pokoju w którym wcześniej zniknął. Dziwne...nie ma go.

- Gdzie dziadek?- zapuściłem żurawia za ramie Tsuki, rozglądając się po pomieszczeniu. Gęś wykorzystując to, że zwolniłem uścisk, przeskoczył mi spod ręki na łeb, usadawiając się tam.
- Psze pana!- ryknąłem na cały regulator, aż Balbinka zachwiał się na mojej głowie. Odpowiedziała mi tylko cisza. Zaparłem dłonie na biodrach, wzdychając. No cóż, zdarza się, potrzeba, czy coś. Nie narzekam, póki co.- Zaraz pójdę odebrać prowizję za olewanie nas.- Ciekawe, gdzie to ja ciapnąłem tą pozytywkę?


-Trochę cierpliwości.-warknęłam i weszłam do środka. W pomieszczeniu z pewnością musiała być o wiele niższa temperatura niż w całym domu. Pokój niewielki, ze starymi, lekko zniszczonymi meblami w stylu rokoko. W kątach można było dostrzec gęsto splecione pajęczyny, a nawet sporego pająka. Wzdrygnęłam się. Zrobiłam kolejny krok do przodu, gdy poczułam silny ucisk na ramieniu. Spojrzałam na brata, ale to nie on postanowił na robić mi strachu. Dosłownie z nikąd pojawił się starszy pan, ale nie ten który dał nam zlecenie. Był chudszy i mizerniejszy.
-Dziękuję za wykonanie pracy.-dał mi sakiewkę z pieniędzmi i przyjrzał mi się uważnie. Po chwili puścił moje ramię i udał sie do wyjścia spoglądając na brata.
-Uczesałbyś się chłopcze.-otworzył drzwi i zniknął w mroku korytarza.

Zmierzyłem wzrokiem tą kserokopie tamtego pana starszego. Dał nam zapłatę i niczym rozprzestrzeniająca się zaraza przedreptał obok mnie, na odchodne komentując artystyczny nieład na mojej głowie.
- Wzajemnie. Polecam też mniej kawy, więcej słońca.- odburknąłem. Oczywiście z dobrymi intencjami. 


-Nie wiem jak ty, ale ja chce do domu...-nie żebym się bała! Ale to jest dziwne, bardzo dziwne. Zajrzałam do sakiewki i uśmiechnęłam się na widok klejnotów-Biorę większą część!-wyminęłam brata i wybiegłam z pokoju opuszczając po chwili budynek. Przeskoczyła ogrodzenie, prawie się wywracając i z radością na twarzy czekałam, aż pojawi się Karim.

Pomruczałem pod nosem, zgadzając się z Tsu, że powinniśmy wracać, zanim z lodówki nie wyskoczy trzecia kopia i zechce nas poczęstować lodami z algidy, kiedy nie spodziewanie to małe cholerstwo wywinęło mnie i puściło się w długą, wykrzykując coś o podziale majątku, co bez odwołania się nie skończy.
- Albo, ja biorę wszystko, albo się dzielimy na połowę.- obruszyłem się i pognałem za nią.


-Hmmm...może.-podrzucałam sakiewką i udałam zamyśloną-A może połowę dam Balbince? Podejrzewam, że wie na co wydać...

- Mam lepszy pomysł. Dasz braciszkowi.- warknąłem, wykonując przykuc tygrysa, chcąc złapać przynależna mi część zapłaty, jednak ta szybko odskoczyła, że tylko wylądowałem z pustymi rękami.
- E! Cholero.- rzuciłem do ptaszydła, który wesoły wydreptał z domu, goniąc za mną, jako że w afekcie gorączki złota zrzuciłem go z głowy.- Zabierz jej sakiewkę, a obiecuje, że kupie ci napój wyskokowy. 


-Siedź na miejscu kaczko to ci załatwię wino Cany.-schowałam sakiewkę do kieszeni bluzy i podeszłam do Karima_Dam braciszkowi połowę pod jednym warunkiem.-na moją twarz wpłynął złowieszczy uśmieszek.

Zmierzyłem siostrę takim spojrzeniem, jakby chciała sprzedać moje dziewictwo na tureckim targu. Ten uśmiech na pewno nie zwiastuje niczego dobrego. W końcu jednak wypuściłem głośno powietrze godząc się z losem. No cóż raz się żyje
.- Czego chcesz?

Zrobiłam minę jakbym nad czymś gorączkowo myślała.
-Weź mnie na barana.-mój szatański uśmieszek zamienił się w niewinny uśmiech dziesięciolatki męczącej swego kochanego braciszka.

Zgłupiałem i zbaraniałem. Myślałem, że każe mi zapieprzać do samego Mordoru, by zajumać Frodo pierścień, bo się kobiecie błyskotki zachciało, albo da jakieś fikuśne zadania, na którym bym poległ, a ona miałaby z tego radochę.
Parsknąłem śmiechem z własnej głupoty, kucając przy niej, by mogła wejść mi na ramiona.- To chyba mogę zrobić.


-Yay!-wydałam okrzyk radości i wskoczyłam mu na plecy przytrzymując się ramion-Ten dziad serio ma racje...uczesałbyś się.

Podrzuciłem ją lekko na barkach, tak dla upomnienia.- Dajcie sobie spokój z moimi włosami, dobrze?- odparłem, wplatając palce w nie i wichrząc we wszystkich kierunkach, robiąc tym jeszcze gorszą szopę.- To dodaje mi tylko uroku.- dodałem tak bardziej mówiąc do siebie, niż do niej.

-Tak, tak uroku...a i tak nie masz dziewczyny. Ej, a może ty jesteś gejem co?-położyłam brodę na jego ramieniu i zerknęłam na Balbinkę- Lub zoofilem.

Parsknąłem śmiechem, odwracając tak głowę, że mogłem na nią popatrzeć. Wykrzywiłem usta w paskudny uśmiech.- Mhy… A może jestem pedofilem.

-Wątpię.-poczochrałam mu z nudów bardziej włosy, a gęś postanowiła nas kompletnie ignorować człapiąc dwa metry za nami.