środa, 25 marca 2015

Red&Pink!

Jestem w gildii już od dłuższego czasu, ciężko się zaintegrować. Wzięłam pierwszą lepszą misję z tablicy po czym wyszłam aby jak zwykle ją wykonać. Miałam znaleźć jakiegoś gościa i przekonać go do dołączenia do gildii. Westchnęłam, nie lubiłam zbytnio gadać z obcymi. Jak mus to mus... Skręciłam w las, czułam, że tu musi być. Tak jak przypuszczałam moja intuicja mnie nie zawiodła, siedział na drzewie, przyjżałam się jeszcze raz zdjęciu po czym podeszłam do nieznajomego....
-Nie, nie jestem żadnym Kirimatim- rzuciłem, przekonany, że to kolejna osoba, która pomyliła go z kimś innym. Nawet nie spojrzał na osobę, która do niego przyszła.
Wyjęłam z za pasa mały sztylet i rzuciłam obok jego głowy. - Jak ktoś do ciebie mówi warto spojrzeć panie Issei ! -warknęłam i podeszłam bliżej.
Spojrzałem na sztylet z nieskromną rękojeścią poczym spojrzał w dół na dziewczyne
-Czego chcesz?- spytał bezinteresownie.
Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowy.
- Przepraszam, że zajmuję ci twój drogocenny czas, ale przybyłam z Fairy Tail aby zaoferować Ci dołączenie do gildii... - mówi przyjaźnie, ale z dystansem...
W odpowiedzi jedynie westchnąłem, poczym zeskoczyłem na ziemie lądując przed różowowłosą na zgiętych nogach i wyprostowałem się- Bardzo chętnie- odparł ze sztucznym zacieszem na twarzy.
- Ojej! Serio ? - pyta z sarkazmem. Nie wiem czemu, ale go już znienawidziłam. - Tak się cieszę, że będę skakać z radości.
-Nie- z chwili na chwilę moja mina spowrotem przybrała znudzony wyraz twarzy- Gram solo. Nie potrzebuje żadnej paczki frajerów- powiedziawszy to podszedłem pod drzewo na którym siedziałem i schyliłem się po swój tytanowy miecz i założyłem na plecy przypinając drugą ręką specjalny pas.
Staruszek nie będzie zadowolony, ale nie mój problem, że nie chce. .. Kasy za zlecenie nie dostanę. Przeklina pod nosem, nagle się napręża. - Hu..hu - śmieje się pod nosem. - Mamy towarzystwo.
Na te słowa spojrzałem.na nią unosząc brew i poszukałem wzrokiem owego "towarzystwa". Faktycznie, zza drzew dookoła nas wychodzili mężczyźni w brudnych ciuchach otaczając nas, mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Staliśmy koło siebie czekając na rozwój wydarzeń. Nie patrzyłem na różowowłosą, byłem zajęty ocenianiem ewentualnej siły przeciwników. Po chwili z szeregu wystąpił (najprawdpopodobniej) ich przywódca.
-Wtargneliście na nasz teren, gołąbeczki- zabrzmiał zachrypniętym głosem- Mama was nie nauczyła, że nie należy wchodzić komuś do piaskownicy? Stałem patrząc na niego. Był taki żałosny. Cała ta sytuacja była żałosna. Że też musi go dotyczyć. Szkoda będzie mu ich okaleczać.
Rzuciłam im pogardliwe spojrzenie po czym sięgnęłam do pasa przy którym znajdowały się moje ulubione dwa srebrne ostrza, które za chwilę staną się czerwone. - Ciekawe... - po tym słowie jeden z bandytów rzucił się w moim kierunku, nie przewidział tego, że się uchylę i podetnę mu nogi. - 1:0
Mam niemalże perfekcyjnie wyszkoloną podzielność uwagi, jednocześnie liczyłem ilu jest przeciwników, bez tego jednego, a jednocześnie obserwowałem różowowłosą, która zdawała się być napalona na walkę z nimi. Było ich 20. No... już 19. Dwoje z nich ruszyło.na mnie unosząc w górę swe katany. Położyłem prawą dłoń na rękojeści miecza za moimi plecami a lewą odblokowałem pasy utrzymujące go. Skakałem wzrokiem z jednego na drugiego. Gdy się zbliżyli oboje chcieli zaatakować pierwsi- to był ich pierwszy i ostatni błąd. "Przeciwnik jest najsłbszy w momencie gdy atakuje", wspomniałem słowa ojca Ravena. Oczy mi drgnęły gdy wyłapałem moment. Dwa szybkie cięcia wystarczyły na pozbycie się kolejnej dwójki. Amatorzy.
Zerkałam co chwile na chłopaka z zaciekawieniem. Nic dziwnego, że staruszek chciał go przekabacić na naszą stronę. Czerwonowłosy był silny i zwinny. .. Gdy tak rozmyślałam kątem oka dostrzegłam przywódcę zagrai kierującego się w moją stronę, miał tapet. .. - Nie radzę - powiedziałam i skierowałam ostrza w jego stronę. Jednakże on się nie wycofywał. Po chwili zaatakował. Było słychać jak nasze ostrza o siebie uderzają, bawiłam się z nim. .. To było zbyt łatwe. Kopnęłam go z pół obrotu w brzuch, wywalił się i upadł na plecy. - Ostrzegałam. - wzruszyłam ramionami i podeszłam bliżej. Syknął coś pod nosem i dodał - Różowa suka. .. - warknął.
Nie przejąłem się specjalnie przywódcą, widząc co z nim dziewczyna. Po jej stylu walki widać, że walka sprawia jej przyjemność. Traktuje ją jak zabawę. Głupia! Walka to nie zabawa, to sztuka. Jednak zignorował to, w końcu to jej życie. Cofał się unikając ataków leśnych zbujów. W pewnym momencie cofnął się o trzy kroki, i zamachnął się nim od lewej ciskając w nich łukowatym pasmem piekielnej energi mieniąca się żółcią i czerwienią niczym płomienie. Atak rozrzucił ich ciała między drzewa, zgon na miejscu. Zobaczył jak ostatni ze zbujów chce wspomóc swego wodza i atakuje dziewczyne od tyłu. Jego prawa dłoń zapłonęła ogniem. Stojąc za nim złapał go za głowę- Płoń- wycedził a jego ciało pochłonęły płomienie. Po lesie rozniósł się jego dziki krzyk.
Pochwili zwęglone ciało opadło na ziemie pozostawiając po sobie smród paleniska. Odwróciłam się do Issia. Podskoczyłam w miejscu, jego moc była imponująca. Gołym okiem można było zobaczyć, że dużo ćwiczył aby osiągnąć taki poziom. Zacisnęłam dłonie w pięści, ja się bałam używać swoich zdolności. .. - Dziękuję za pomoc - powiedziałam przez zaciśnięte zęby...
-Nie dziękuj, twoja zabawka ucieka- wskazałem głową na spieprzającego przywódce. Widząc że chce go dorwać powstrzymał ją ręką- Niech idzie, dostał nauczkę.
-Coś nie tak?- odezwałem się przypinając miecz do pleców. Gołym okiem widać, że coś ją gryzie.
- Nie... wszystko gra. - uśmiechnęłam się. Nie było okej... Myśl o ojcu przyprawiała mnie o ból głowy...
-Mówił ci już ktoś- spojrzał na nią- że nie potrafisz kłamać?
- Nie. - zaśmiałam się. - Nic poważnego. ..
-W ciągu tych kilku sekund i tak nie nauczyłaś się kłamać- puścił jej zaczepnie oczko bez emocji na twarzy.
- Czemu niby miałabym się tobie zwierzać ze swoich problemów? To, że załaywiliśmy kilku ludzi razem nie znaczy, że jesteśmy już przyjacielami na zawsze. - położyłam się na plecach i zaczęłam bawić się włosami.
-Mam gdzieś twoje problemy. Twoje czy kogokolwiek innego- odparłem bez emocji w głosie- Po prostu nie lubie, gdy ludzie okłamują innych by okłamać samych siebie- Wiedziałem, że trafiłem w sedno.
- Ej. .. Dołącz do Fairy Tail. - Nie wiem czemu mi tak zależało, a nie! Jednak wiem! To dla hajsu! Muszę jakoś przecież opłacić czynsz, co nie? Wstałam.
-Mówiłem ci już, ja gram solo- rzucił przez ramię poczym odwróciwszy się do niej tyłem obrał dalszy kurs, przed siebie. 

Zaczęłam za nim iść. .. - A może jednak? - zapytałam błagalnie.
-Nope- miał tylko cichą nadzieję, że nie będzie za nim iść w nieskończoność- Swoją drogą, jestem tu od wczoraj wieczórem, szybko się mną zainteresowaliście.
- Ja tam tylko wziąłem jak to zawsze pierwszą lepszą misję i wyszłam. - nadal za nim Szłam.
-Tak, ale ktoś ją musiał zlecić. Co oznacza że jestem obiektem ich zainteresowań.
- Możliwe, ale nie wiem - westchnęłam. - Nie dogaduję się z innymi...
Idąc dalej spojrzałem na nią kątem oka lekko odwracając głowę- Dlaczego?
- Nie wiem... Wszyscy są otoczeni taką dobrą aurą, a przynajmniej tak to wygląda z mojego punktu widzenia. .. - zaśmiałam się - Przywyknę.
-Rozumiem- odparł- Nic ci nie poradzę, bo nie znam rutyny twojej codzienności. Jednak powiec ci coś, nic na siłę- powiedziałem wkładając w to jak najwięcej przekonania.
- Chcę stać się osobą otwartą na uczucia innych, jak na razie jara mnie tylko krzywda drugiej osoby. Mam wrażenie, że to są już geny...
-Ty wiesz najlepiej- przyznałem jej rację- Myślę, że to przez samotność. Z tego co dzisiaj widziałem lubisz się bawić, bawisz się śmiercią. Nie wnikam co przydarzyło ci się w dzieciństwie, lecz coś musiało być. Ciąg przyczynowo-skutkowy. Ktoś ci odebrał dzieciństwo a teraz, w wieku dorastania, to dzieciństwo daje sobie upust. Ironia losu- spojrzał na nią.
- Wyciągasz trafne wnioski - potakuje. Prawda jest taka, że musiałam szybciej stać się dorosła aby móc przeżyć. - Ciekawi Cię to tak na marginesie?
Spojrzałem na nią, mój niedoopisania wzrok zarażał ją nadzieją- Nie.
- No widzisz! - kleszcze w dłonie. - Ty nie chcesz znać a ja opowiadać i prawidłowo.
-Długo zamierzasz się za mną wlec?- spytałem zmieniając temat. Ostatnie na co miałem ochotę to słuchać płaczów zdesperowanej nastolatki.
- Tak, nie mam nic innego do roboty. - rzuciłam. Taka prawda, jam wracam do pokoju to zawsze siadam na przeciw drzwi z tą głupią nadzieją... 

 -Ehh.. nie wnikam. Tylko mnie nie spowalniaj- rzuciłem.
- Gdzie zmierzasz? - zapytałam. W sumie to mu się nawet nie przedstawiłam, ale trudno.
-Pierwotnie nie miałem celu podróży. Teraz jednak postanowiłem wrócić do wioski i odbudować klan- wyjaśniłem możliwie jak najkrócej.
Wiedziałem, że Ravenowi może się nie spodobać mój powrót, myślał, Z drugiej strony nie wiem nawet czy jeszcze żyje.
- Co cię sprowadziło do tego miasteczka? - Szłam teraz obok niego.
-Nogi. Szedłem tam, gdzie mnie poniosły- odparłem wymijająco zerknowszy na dziewczynę któa wyrównała mu tempa.
Zerknęłam na niebo, robiło się ciemno. - Chyba jednak cię opuszczę... - stanęłam.
Również się zatrzymałem. Boże, co za niezdecydowana kobieta..- Coś nie tak?
- No! Uwierz, że robi się ciemno. Wracam do mieszkania. - zaczęłam mu machać. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy!
Nie odpowiedziałem na pożegnanie. Po prostu przez chwilę stałem w.miejscu odprowadzając ją wzrokiem. Westchnąłem zamykając przy tym oczy na moment i wypuściłem powietrze ustami. Nareszcie poszła, myślałem odwracając się i ruszając dalej leśną ścieżką. Spotykałem wielu ludzi podczas tej wyprawy, ale nikt nie był tak marudny.
Po upływie niecałej godziny czasu zapadł mrok. Las był ciemny i łatwo można było się zgubić. Postanowiłem zboczyć ze ścieżki i rozpalić ognisko, które da mu ciepło i wypłoszy głodne drapieżniki. Tak też zrobiłem. Nazbierałem chrustu i rozpaliłem niewielkie ognisko. Ciemne światło tańczących płomieni działało niemal jak hipnoza, toteż szybko ogarnął mnie sen. Niezmiennie od kilku tygodni śniły mi się te same koszmary. Obrazy... Raven zabijający Aide (siostra Isseiego* przypis autora), bitwa z Ravenem i całe mnóstwo przelanej krwi. Tym razem jednak poczucie zagrożenia było silniejsze, niż do tej pory. Coś jest nie tak! Przebudziłem się i ujrzałem stojących nade mną dwóch mężczyzn, jednego rozpoznałem.
Był to przywódca tamtego gangu, co chcieli ich napaść. Drugi zaś był młodszy i czystszy w granatowej kurtce bez rękawów iciemnych spodniach.
-Dzień dobry księżniczko- przywódca wyszczerzył zęby. W ręku trzymał kamień, którym wyprowadził cios na moją głowę w celu uśpienia mnie. W ostatnim momencie się przeturlałem i zakręciwszy na plecach podciąłem nogą przywódce wywracając go. Szybko wstałem i rzucił się po miecz. Dobyłem go natychmiast ruszyłem na młodszego z nich, mającego białe włosy. Zanim jednak zdążyłem się do niego zbliżyć zamachnął się ku mnie ręką. Jakaś niewidoczna siła uderzyła w mój brzuch i z ogromną siłą cisnęła do tyłu. Ostatecznie wylądowałem plecami na drzewie, po którym.zaraz się osunąłem. Wydałem z siebie krótki i głuchy okrzyk bólu. Szlag by to... miecz wypuściłem z ręki przy nagłym odrzuceniu w tył. Poszukałem go wzrokiem, lecz w tych ciemnościach nie udało mi się go znaleźć. Pięknie! Ognisko już dawno się wypaliło. Wstałem na nogi, niemal równocześnie z brudnym przywódcą.
-Wykończ go!- wrzasnął do białowłosego.
-Nie zapominaj, że nie jestem jednym z tych twoich lizodupów- odparł na wpół dorosłym, na wpół dziecięcym głosem.
 Wykorzystałem okazję, że się zagadali. Wybiłem się od drzewa i bezszelestnie szybując ku nim otoczyłem swoją dłoń płomieniem. Spojrzeli w górę i odskoczyli podczas gdy ja z krzykiem jaki wydaje się podczas zadawania silnego cioau uderzyłem ognistą dłonią w ziemie tworząc w niej niewielką dziurę. Kucnąłem szybko unikając kopniaka białowłosego i przy próbie kolejnego ciosu brutalna mistyczna siła ponownie odrzuciła mnie w tył. Tym razem wykonałem salto w powietrzu i wylądowałem na zgiętych nogach dodatkowo amortyzując.lewą ręką. Podczas lądowania wzrok miałem skierowany ku ziemi, lecz tuż po nim skierowałem go na przeciwnika, który uśmiechnął się i ponownie zamachnął ręką.
Instynktownie zakryłem się przedramieniami i mocno.zaparłem ugiętymi nogami. Zacisnąłem zęby gdy tajemnicza siła uderzyła we mnie sprawiając, iż przejechałem stopami kawałek do tyłu. Szybko potrząsnąłem rękoma chcąc jakby zrzucićz nich ból, jaki wywołało przyjęcie tego ataku. W ten sposób sprawdziłem jak bardzo może się odsłaniać.
Białowłosy zaczął się śmiać co wywołało irytacje w mojej reakcji.
-Czego chcecie?- odezwałem się w końcu.
-Nikt nie będzie bezkarnie bezcześcił miejsca mojego gangu, i bił na nim moich ludzi!- zawołał wkurzony przywódca.
-Przecież to wy nas zaatakowaliście- zauważyłem poirytowany żałosnym wyglądem sytuacji.
-Bo weszliście na nasz ter...- urwał gdyż.białowłosy nagle przebił go kataną, która wyjął zza kurtki. Wytrzeszczyłem oczy widząc to. Przywódca spojrzał na niego z żałosną miną w goryczy bólu, poczym martwy padł na ziemie.
-Już nie jesteś mi potrzebny, Hans- rzucił obojętnie białowłosy poczym z uśmiechem spojrzał na mnie- Przyszedłem od Ravena- dodał. Ucieszył się wrednie widząc szok na mojej twarzy po usłyszeniu tego imienia.
-Cieszę się, że udało mi się ciebie zaskoczyć- powiedział- To bardzo mnie...
-Czego Raven ode mnie chce?- przerwałem mu, w moim głosie słychać było nutkę niepokoju.
Białowłosy oblizał wargi w dziwnym uśmiechu- Przyszedłem poinformować cię, iż twój przyjaciel Raven złożył nieoczekiwaną wizytę twojej kochanej cioci Hany, mieszkającej w górach, blisko Feby (Feba- nazwa rodzinnej wioski Isseiego* przypis autora).
Drgnąłem. Świat zdawał się nagle ucichnąć. Ciocia Hana... nie żyje?
-Jeśli coś jej zrobił to...- zaczał ale białowłosy wtrącił mu się w zdanie.
-Trochę za późno- powiedział z naciskiem na akcent- To była pomsta za jego lewe ramie. Jednak nie po to cię odnalazłem. Raven chce się z tobą spotkać i zakończyć to raz na zawsze. Jedna zasada, to Ty masz go znaleźć!
-Nanda?! Myślał, że po zabiciu cioci Hany nie postanowię go odnaleźć? Cholerny drań! Znajdę go! A dziś wieczór przeżyjesz jedynie po to, by go przede mną ostrzec- wycedziłem patrząc mu w oczy z gniewem.
Białowłosy wybuchł gromkim śmiechem- Wybornie! Udam się zatem przekazać mu tę informację. Nie myśl jednak, że pozwolę ci się nudzić- wyrzucił ramie przed siebie kierując dłoń o rozłożonych palcach w dół. Na ziemi zaczął się pojawiać okrąg mieniący się błękitnym blaskiem- Wzór niebiańskiej bestii! Z okręgu wyskoczył lew, wyższy niż człowiek, o niebieskim futrze i białej grzywie. Z głowy wystawały dwa rogi, z pleców potężne skrzydła a z kości ogonowej wystawały dwa ogony.
Cofnąłem się przed bestią. Białowłosy znikł, nawet nie wiem kiedy. Bestia warczała okrążając mnie powoli. Obracałem się w miejscu obserwując ją wymuszając spokój. Bestia stanęła na.mocnych łapach i wybiwszy się z nich wzbiła w powietrze. Zatoczywszy okrąg runęła w dół atakując na mnie z powietrza. Poczekałem jeszcze chwilę po czym odskoczyłem w tył. Jednak zwlekałem za długo i bestia zdołała mnie zranić pazurem. Jeśli przecięcie skóry na policzki można nazwać zranieniem, jak na możliwości takiego potwora).
Z kilkucentymetrowego nacięcia na lewym policzku pociekła krew. Nadal nie mając miecza ponownie otoczyłem prawą dłoń płomieniem. Ruszyłem na bestie szykując się do uderzenia. Zmyliłem bestie i tuż przed zadaniem ciosu (na co się przygotowała) uskoczyłem w bok i uderzyłem płonącą dłonią o zgiętych rozszerzonych palcach w.prawy bok monstrum. Przebiłem się przez skórę i wyrwałem z ciała bestii kawałek jednego z mięśni. Bestia zawyła okropnie z bólu, jej ryk prawie wysadził moje bębenki uszne.
Bestia rozpostarła skrzydła mimowolnie, jednym niestety uderzając we mnie. Przeturlałem się kawałek w tył wybijając sobie przy tym barek. Syknąłem z bólu podczas wstawania. Zobaczyłem jak rana bestii zaczyna się goić. Zniecierpliwiony podszedłem do drzewa i stanąłem przed nim. Nastawiłem lewy, zwichnięty, bark i po kilku głębszych oddechach uderzyłem nim w pień opierając na nim ciężar swego ciała. Wydarłem się z bólu podczas nastawiania barku. Nie był w pełni sprawny, nadal sprawiał ból, ale już nie wybity.
Teraz rana besti był już całkowicie zagojona. Cholerny świat! Jak to zabić?! Zacząłem uciekać okrążając ją, gdyż z pyska strzelała niebieskim.pasmem energii, które mnie goniło. Biegłem tak dookoła aż w końcu cud
Dostrzegłem na swojej drodze swój miecz. Dobiegłem do niego i chwyciłem za rękojeść. Dobiegłwszy do drzewa wybiłem się z niego w stronę bestii i z dzikim krzykiem zamachnąłem się ostrzem zadając ostateczny cios.

 Najpierw wielki łeb, a potem reszta ciała upadły na ziemie z głuchym dudnięciem. Po chwil znikły przybierając postać zanikającego niebieskiego pyłu. Opuściłem miecz i w bólu nastawionego przez siebie ramienia opadłem na kolana łapiąc oddech.
W tym momencie dostrzegł nadbiegającą różowo-włosą dziewczynę, którą miał okazje poznać wcześniej. 

Zszokowana tym co się stało biegłam przed siebie, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności zobaczyłam jego. - Issei! - podbiegłam do niego i uklękłam.- Nic ci nie jest? - zapytałam. - Czy ciebie też zaatakowali? Położyłam mu dłoń na ramieniu.
Osobiście zdziwiłem się na jej widok, już dawno powinna być poza lasem. Szybko jednak moja zdziwiona twarz przybrała postać skrzywienia z bólu, złapała za ten zwichnięty bark. Zacisnąłem zęby i spuściłem łeb w dół.-Khhh...- wyszarpałem barek- Nic mi nie jest... co ty tu robisz?
Odruchowo go puściłam. - Banda zbiorów mnie napadła, ale sobie poradziłam. - przymknęłam oczy po czym znowu na niego spojrzałam. - Myślałam, że może coś ci się stać. - dopiero po chwili dostrzegłam, iż jestem cała we krwi, jednakże nie mojej... Przybrałam dość poważny wyraz twarzy, ale w rzeczywistości aż mnie modliło.
-Gratuluję- rzuciłem ironicznie, podniosłem się z ziemi- Posłuchaj, dzięki za troskę, ale umiem sobie poradzić. Jak widzisz żyję.
Wstałam z opuszczoną głową. - Rozumiem, nie będę ci już zawadzać. - odwróciłam się na pięcie po czym ruszyłam. Prawda była taka, że Issei był pierwszą osobą z którą mogłam porozmawiać w najbliższym czasie. Nie przeszkadzało mi nawet to iż był szorstki w stosunku do mnie... - Trzymaj się. - dodałam.
No tak, wiedziałem że.przesadziłem- Hej... Matte!- zawołałem za nią, odwróciła się a on stanął przed nią- Naprawdę dzięki za troskę. Doceniam. W najbliższym czasie nie będzie mnie w Magnolii, toteż twoja misja zakończy się niepowodzeniem- mówił- Wiedz jednak, że.jak na swój... oryginalny sposób bytu jesteś.nawet fajna- uśmiechnął się lekko, starając się nie myśleć o bólu.
Otworzyłam szeroko oczy, nie wierzyłam, że ktoś powie mi miłe słowa. - Dziękuję, też na swój sposób jesteś fajny. - uśmiechnęłam się szeroko i dodałam. - Moja misja nie jest najważniejsza, jest wiele innych... Liczę na ponowne spotkanie. - na podkreślenie tych słów wiatr rozwiał mi moje różowe włosy.
Moje czerowone owłosieni również zatńczyło z wiatrem- To może nie być takie proste...- stwierdził myśląc o ponownym spotkaniu z Ravenem- ale również mam taką.nadzieję.
-Muszę ruszać- oznajmił pocieszając ją uśmiechem- robi się już widno więc las powinien być nieco bezpieczniejszy. Trzymaj się PINK- rzucił machnąwszy ręką porzegnanie.
- Trzymaj się RED ! - odmachałam po czym ruszyłam w kierunku mieszkania. To był wspaniały dzień!