środa, 30 lipca 2014

Pokonywanie lęków

Akira


                &


                               Tsuki





Zza drzew dało się dojrzeć dachy budynków pobliskiego miasta. Widząc  różnokolorowe dachówki poczułam radość i ulgę. Nie dość, że upał to jeszcze szłam pół drogi. Oczywiście mogłam się tepnąć ale chwilę po tym bym zemdlała, a tego wolałabym uniknąć.
W dłoni cały czas trzymałam list z wiadomością od naszego mistrza do mistrza Saber'ów. Przyznam szczerze będę tu pierwszy raz. Dotychczas drugą najsilniejszą gildię we Fiore miałam okazję spotkać tylko w Crocus. 
Mijając budynki domostw i sklepów doszłam do budynku gildii Sabertooth.
Zauważyłem przez okno gildii, że ktoś, że jakaś dziewczyna stała przed wejściem do niej. Założyłem swoją maskę i nie czkając  aż zapuka otworzyłem wrota.
 -Witam w naszych progach...Eee...Jak się nazywasz?-przywitałem ją obojętnym tonem ciesząc się, że nie widać lekkiego rumieńca na mojej twarzy dzięki masce. Natura zboczeńca właśnie się włączyła.
Zerknęłam na chłopaka. Maska? Ciekawe co pod nią ukrywa. Nabrałam powietrza w płuca i rzekłam.
-Jestem z Fairy Tail. Przynoszę list dla waszego mistrza.-po co ma znać moje imię i nazwisko? To jest najmniej ważne.
-Ojca teraz nie ma...Wejdziesz do środka i poczekasz?-spytałem wskazując ręką wnętrze gildii. Wbiłem w nią pytające spojrzenie. Nie przedstawiła się...Miło.
Super! Zajebiście! A chciałam w miarę szybko wrócić do domu. Miałam iść z Emi na zakupy. Trudno.
-Jak trzeba to trzeba.-mruknęłam i weszłam do środka. Pierwsze co mnie mile zaskoczyło była cisza, tak CISZA. Pierwszy raz coś takiego czuję od lat. Nikt nikomu buźki nie mebluje, stoły nie latają...Jednym słowem tak bardzo inaczej niż Fairy Tail.
Usiedliśmy przy jednym ze stołów na przeciwko siebie. -Jestem Akira.-mruknąłem. Taaa...Nie ma to jak miłe początki, nie?
Przyjrzałam mu się uważnie. Ta, jestem mega podejrzliwa i nie ufna. Ale to tylko imię. Nosi je, mam nadzieję, setki ludzi, a po za tym to tylko członek Sabertooth. Chyba można mu zaufać.
-Tsuki.-mruknęłam ciągle bacznie mu się przyglądając i wcale się z tym nie kryjąc. Jezu, drugi Karim ze mnie rośnie.
-Wieesz...-powiedziałem i po chwili dodałem-Nie zjem Cię, więc tak się na mnie nie patrz.-powiedziałem. No dobra...Może czarno biała maska i kaptur na głowie nie wyglądał zbyt obiecująco no, ale sorry! To nie oznacza, że mam jakąś opryszczkę, albo nie wiem co.
-Sorki, nawyk zapożyczony od brata, niestety.-ostatnie słowo wypowiedziałam ciszej. Oparłam się o krzesło i westchnęłam. Coś się na zewnątrz szarawo robi.
-Hmmm...No spoko.-odpowiedziałem i spojrzałem za okno. Nie wiem czemu, ale taka pogoda zawsze wydawała mi się wspaniała. Zwłaszcza, gdy padało i grzmiało. Jak gdyby niebo ukazywało jak nas nienawidzi. -Chyba będzie burza.-burknąłem po chwili.
B-b-burza?! Cholera! Czemu teraz?! Odruchowo zatrzęsłam się na samo wspomnienie mojego nieudanego lotu. Nie mogę dostać schizy teraz! Nie tutaj.
-Super.-bąknęłam niezbyt zadowolona z tej informacji.
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Dziwnie zaczęła się zachowywać.
 -Chcesz coś zjeść lub się na pić?-powiedziałem. No bo co innego mogłaby chcieć?
-N-nie.-kurna zająknęłam się. Nerwowo zerknęłam w kierunku drzwi. Akurat by ujrzeć sporej wielkości piorun w oddali. Pierwsza, jaja se robisz?!
-Boisz się?-spytałem i nie czekając na odpowiedź wstałem i położyłem na jej głowie swoją rękę tarmosząc jej włosy. -Nie ma czego.-nie ma to jak Akira pocieszyciel!
-Owszem jest.-bąknęłam. Po co udawać, że się nie boję? Bez sensu. Delikatnie się wzdrygnęłam gdy położył mi dłoń na głowie. Tak jak kiedyś Nathan...Szybko się ogarnęłam i odwróciłam wzrok wlepiając go w jakieś krzesło.
-Lepiej spójrz na mnie. Boję się ukazać swoją prawdziwą twarz. Śmieszne nie?-zaśmiałem się ponuro. Zabrałem rękę siadając obok niej.
-Każdy się czegoś boi...-zaczęłam bawić się cieniem utworzonym w dłoni-...sztuką jest przezwyciężyć lęk.
-Hmmm...Dobra! Jak zdejmę maskę to wyjdziesz ze mną na dwór, gdy zacznie grzmieć -spytałem zaciekawiony jej reakcji. Jak na zawołanie jasna błyskawica rozświetliła niebo po czym dało się słychać grzmot.
To dowalił. Ja tylko szeptałam mądrości ciotki Levy. To nie znaczy, że się do nich stosuje! Jasna błyskawica i mocnym grzmotem przecięła niebo. Nie mogę wyjść na zewnątrz, ale nie mogę wyjść na tchórza. Nigdy! Co sobie o mnie pomyśli?!
-Z-zginę tam.-wydukałam-Ale dobra.-wstałam i pewnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia. Zwariowałam.
No i pięknie. Po cholerę z tym wyskakiwałem? Zaimponowała mi i to bardzo, ale tylko uśmiechnąłem się zadziornie czego oczywiście nie zauważyła przez maskę. Otworzyłem przed nią wrota i mruknąłem:-Więc idź pani pierwsza.
Zgromiłam go wzrokiem. Się wycofać nie mogę. Wyszłam na zewnątrz. Pierwsze, wielkie krople deszczu opadły na mnie. Im dalej od budynku byłam tym bardziej nogi mi się trzęsły. Dam radę!
Ujrzałam wielki, rozłożysty piorun, który walnął gdzieś w pobliżu. Odskoczyłam. Serce podleciało mi do gardła tworząc gulę. Na chwilę zapomniałam o takiej czynności jak oddychanie. Tak jak wtedy. Niebezpiecznie się zachwiałam i poleciałam w kierunku ziemi.
Szybko podskoczyłem do dziewczyny łapiąc ją nim dotknie ziemi. Wziąłem ją na ręce i wniosłem ją do budynku. -Dobra mała...Jesteś odważna.-powiedziałem i gdy stawiałem ją za zamkniętymi już przez wiatr drzwiami znów poczochrałem jej włosy. -Brawo!
Postawił mnie na podłodze. Czując, że znowu jestem w budynku uspokoiłam się. Zrobiłam to! Jakoś ale zrobiłam. Zaraz...jak on do mnie powiedział?
-Nie jestem mała.-wysyczałam w jego kierunku. Założyłam ręce na piersi nieco je przy tym akcentując-Ściągaj maskę.
Na jej ostatnie słowa wzdrygnąłem się. Powoli zacząłem się drapać z tyłu głowy i niemal byłem pewny, że gdyby była to kreskówka wielka kropla potu spływa by mi teraz po czole. -Etto..-zrobiłem krok w tył gotów uciec stąd jak najdalej.-Jesteś taaaakaaa odważna.-spróbowałem zmienić temat.
-Tchórz.-mruknęłam uśmiechając się wrednie-Sama ci ją zdejmę.-pobiegłam w jego kierunku i rzuciłam się na niego usiłując ściągnąć maskę. Cholera! Czy wszyscy faceci muszą być tak piekielnie wysocy?! Cudem strąciłam mu ją z twarzy przy okazji tracąc równowagę. Niestety on też. Zamknęłam oczy i po chwili poczułam jak upadamy na podłogę. Otworzyłam powoli powieki. Jest stanowczo za blisko...jego dłoń...
Spaliłam buraka jak jeszcze nigdy.
Czerwony rumieniec oblał moją niestety widoczną twarz, a oczy przybrały kolor niebieski(byłem bowiem w niebie). Z nosa pociekła strużka krwi. Podniosłem się szybko i krzyknąłem:-Gomenasai..ii...Masz miękkie cycuszki.-no po prostu nie mogłem sobie odpuścić tego ostatniego. Jestem debilem...wiem.
Szybko podniosłam się do siadu i odwracając wzrok rzekłam.
-D-dzięki.-nie wiem czemu tak reaguje. Gdyby to był Mamoru już wąchał by kwiatki od spodu...-Ty...ładny...jesteś.-wydukałam i zatrzęsłam się. Zimno. A tak w ogóle to...przyjemne to było...
-Eee...nooo...Dzięki?-spytałem i szybko zabrałem od dziewczyny moją maskę zakładając ją.-Ale i tak wolę ją mieć przy sobie.-mruknąłem i w tym momencie otworzyły się drzwi w których stanął ojciec. Nie chciałem widzieć jego wrogiego w stosunku do mnie spojrzenia, więc tylko powiedziałem do Tsuki-To i jest.-po czym zniknąłem za drzwiami prowadzącymi do innego pomieszczenia.
Lekko zaskoczyła mnie jego nagła zmiana. Kurwa no zimno! Wzięłam do ręki list i podałam go Stingowi.
-Etto...-ja się ciągle rumienię-Jestem z Fairy Tail to wiadomość do Mistrza naszej gildii.
-Ach jasne, dziękuję.-bąknął pod nosem i wziął kopertę kierując się zapewne do gabinetu. Za oknem dalej szalała burza. Za cholerę stąd nie wyjdę. Odczekawszy aż Eucliffe zniknie za rogiem pobiegłam do pomieszczenia gdzie zniknął Akira. Dość szybko go znalazłam.
Siedziałem na parapecie w małym pokoju. Była w nim kanapa, półka z książkami i inne duperele. Okno było otwarte na oścież, a ja patrzyłem niewidocznym wzrokiem w kapiący deszcz. Usłyszałem odgłos otwieranych się drzwi, ale nie zareagowałam.
-Coś tak szybko zniknął?-zapytałam wprost zamykając za sobą drzwi. Pierwszy raz nie wiem...co robić.
-Po prostu.-skłamałem nie patrząc na Tsuki. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę widząc swoje odbicie w lustrze, że moje oczy przybrały odcień oceanu. ,,Nieodgadniony jak ocean,,-przypomniały mi się słowa jednego z członków mojej gildii, który opowiadał o mnie jakiemuś swojemu koledze. Bo kto zauważył by 7
letniego chłopca stojącego w ciemnym zaułku?
Usiadłam na kanapie nie patrząc na niego. Wiem o co mu chodzi. Reaguje na swojego ojca podobnie jak Mamoru na wujka Laxus'a. Ponownie zatrzęsłam się z zimna. Nie ma to jak przemoczone ciuchy...
Spojrzałem na trzęsącą się dziewczynę. Zdjąłem swoją bluzkę na długi ręka ukazując przez to moją klatę.Rzuciłem ją jej i burknąłem:-Załóż, a ja zaraz znajdę Ci jakieś spodnie...W pokoju obok mamy takie rzeczy dla nagłych wypadków.-po czym wyszedłem szukać odpowiednich dla niej spodni.
-Dzięki.-ściągnęłam swoją przemoczoną, a założyłam jego. Pachnie nim...co ja wygaduję?!
-Baka.-mruknęłam. Nie chcę się znowu zakochiwać. Nie chcę być znowu zraniona...
Gdy tylko znalazłem jakieś jeansy pasujące na nią wróciłem do pokoju. -Weź.-podałem jej spodnie. Dopiero teraz mnie olśniło, że od razu mogłem wziąć też dla niej bluzkę,albo dla siebie ale w duszy z tym. -Odwrócę się.-powiedziałem i stanąłem w kącie twarzą do ściany.
-Spróbuj podglądać.-mruknęłam i szybko ściągnęłam spodenki ukazując światu moje majtki. Szybko wskoczyłam w spodnie. Lekko za duże, ale da się żyć.
Ujrzałem niebo, gdy się odwróciłem za wcześnie. BIAŁE JAK JEDWAB MAJTECZKI. Dobrze, że mam maskę to nikt nie zauważy mojego buraka. -No to co teraz?-spytałem siadając na kanapie.
-Nie wiem.-usiadłam obok-Wiem tyle, że nie ruszam się stąd puki na zewnątrz się nie uspokoi.
-No to zostaniesz na noc...-mruknąłem i wskazałem miejsce obok siebie. -Mam całą noc, aby się zemścić za ściągnięcie maski!-zaśmiałem się jak psychopata, aby po chwili wybuchnąć już normalnym napadem śmiechu.
-Wszyscy chcą mnie zgwałcić.-mruknęłam zapatrzona w jego tors.
-Jak się gapisz na tors każdego faceta to się nie dziwie...A z resztą nie mówiłem o gwałcie zboczeńcu! Noo..Chyba, że chcesz!-znów się zaśmiałem.
-Może kiedyś, za słabo cię znam. A o czym niby?-wymruczałam patrząc mu prosto w oczy-I tak jestem zboczeńcem.-dodałam normalnym tonem i ukradłam mu maskę.
-Myślałem o straszeniu Cię wielkim ptasznikiem, który siedzi obok ciebie.-wskazałem owłosionego pajęczaka, którego zapewne zostawił jeden z członków gildii.
-Co?! Gdzie?!Aaaa!-krzyknęłam gwałtownie wstają i piszcząc-Zabierz go!Zabierz go! Zabierz go!-podskakiwałam aż lekko zsunęły mi się spodnie.-Fuck.
Ze śmiechu, aż spadłem z kanapy. Miała szczęście, iż moja bluzka była na nią za dużo i zakrywała majtki. -Nie zabiorę go...Bo nie ugryzie. Zwierzęta jakoś mnie nie lubią.-stwierdziłem dalej zwijając się ze śmiechu na podłodze.
-Idiota! Ja mam uczulenie na jad!-serio mam uczulenie na jad! Potknęłam się o własne nogi i upadłam obok niego-Bóg mnie nie kocha.
-Oj tam nie marudź.-wziąłem szklankę pozostawioną po czyjejś wodzie i wrzuciłem ją do niej. -Mnie też i jakoś żyję,-podałem rękę dziewczynie, aby wstała.
-Nie żyjesz.-bąknęłam siadając na kanapę-To co robimy?
-Hmmm...Ojciec zapewne zaraz opuści gildię, więc ja tu zostanę na noc. Więc...Idziesz spać ze mną?-spytałem. Tak wiem...Ostatnie zabrzmiało dziwnie, ale to nie tak było w planach! Miałem brzmieć nie jak jakiś gwałciciel...
Ekhem?! Co?!  Dobra wiem, że nie to ma na myśli. W sumie przynajmniej nie obudzę się męczona koszmarami...-Czemu nie.
Rozsunąłem kanapę po czym wyjąłem z szafki szarą pościel w białe kropki. Ładnie wszystko pościeliłem i gotowe. Położyłem się zerkając na dziewczynę.-Dobranoc!
-Ta, ta. Dobranoc.-położyłam się obok odwracając tyłem. Lepiej by tego rumieńca nie widział.
Położyłem rękę na jej policzku nie pozwalając podnieść głowy. Zdjąłem maskę i pocałowałem ją w policzek i odwróciłem się na drugi bok. Dla mnie to był tylko zwykły pocałunek tak jak wiele innych. Osoba nie znająca miłości robi takie rzeczy jako "dziękuję".
Mimowolnie po jego geście wypuściłam kilka samotnych łez. Czy on musi aż tak przypominać Nathan'a w swoim zachowaniu. Ścisnęłam mocniej powieki by się nie rozpłakać.
-Ey co jest mała?-spojrzałem na nią z szeroko  otwartymi oczami. -Jeśli Cię uraziłem to przepraszam. Lepiej może stąd wyjdę, co?-spytałem uśmiechając się ciepło. Niestety w duchu płakałem jak małe dziecko krzyczące: JA CHCĘ MOJĄ MASKĘ!
-Nie musisz.-mruknęłam ocierając łzy-Po prostu przypominasz mi osobę, która od dawna nie żyje.-jak na zawołanie nacięcia po żyletkach zaczęły piec. Chwyciłam tamto miejsce cicho sycząc.

 Spojrzałem w miejsce gdzie znajdowały się blizny. Też takie ma...tyle, że w sercu. -Wiesz co Ci powiem? Lepiej jest kochać niż nigdy nie wiedzieć co to znaczy.-mruknąłem odwracając się na drugi bok tyłem do dziewczyny. W myślach mruknąłem:,,Mamusiu proszę ..Wróć,,. Tak mimo mojego dorosłego wieku i słów na których wyklinam Yukino, że nas opuściła chciałem, aby żyła. Pragnąłem poznać czym jest uścisk matki. Przy takich rozmyśleniach zasnąłem.
Zacisnęłam dłoń w pięść. Niezbyt mnie to pocieszyło. Nie mam pojęcia czemu. Zamknęła oczy i z czasem usnęłam. I tak wiem, że obudzą mnie koszmary...




''Niech szlag weźmie podpalaczy...''

Nashi, Esteban

Całą noc po odejściu Naokiego spędziłam w lesie. Nad ranem znów dostałam wścieklicy. Jak można zabić swojego towarzysza?! Nim się zorientowałam trzy drzewa leżały już na ziemi płonąc. Nie chcąc spalić całego lasu starałam się to ugasić, ale niestety wyszło tylko na to, że ogień się powiększył. -Upsss...-wymamrotałam.
Był to upalny dzień...zdecydowanie zbyt upalny by wracać do Magnolli...ale cóż, powinienem być tam jak najszybciej...w końcu jak ktoś przypadkiem dostanie w łapy paczkę...W gildii może to się bardzo różnie skończyć...już miałem dojeżdżać do miasta gdy w lesie poczułem spaleniznę...no masz, ktoś pewnie znów zostawił szkło..a przy takim upale...szkoda gadać, żadna magia nie jest tak przerażająca jak ludzka tępota umysłowa... Zostawiłem motor w krzakach dodatkowo jakoś go maskując i pobiegłem tam skąd czułem spaleniznę.
Usłyszałam czyjeś kroki i szybko zerknęłam w tamtą stronę. -CHCESZ SIĘ BIĆ?!-krzyknęłam myślac, że to może Ichimaru tu wrócił. Nie byłam do niego miło nastawiona, a co dopiero nie miałam ochoty z nim gadać.
Gdy tylko zobaczyłem palące się drzewa i trawę..wpadłem w umysłowy szał...miałem tylko ochotę by wiatr rozszarpał tego kretyna...ale to nie czas na łapanie winnych...nie zważając na krzyki nashi której nawet nie zauważyłem przez koncetracje na ogniu zacząłem składać dłońmi znaki inkantując ustnie zaklęcie.
-Inanis mauris! (łac. Strefa Próżni)- niemal natychmiast z otoczenia zaczęło uchodzić wszelkie powietrze gasząc wszelkie, nawet najmniejsze pożary..niestety obszar był dość spory...co tylko przyniosło mi dużą i nagłą stratę energii spowodowaną zbyt dużym rozciągnięciem obszaru zaklęcia...Gdy ogień ustąpił uklęknąłem na jedno kolano by złapać nieco tchu.

Po chwili podbiegłam do Estebana dotykając go za ramię, aby na mnie spojrzał. -Nic Ci nie jest?-spytałam marszcząc brwi, gdyż nie wyglądał najlepiej.
-Małe..małe przemęczenie- powiedziałem...nie, właściwie wychrapałem...nigdy więcej nie gasić takiego pożaru od razu... zacząłem się uspakajać jednak..dopiero zrozumiałem co tu się wydarzyło gdy spojrzałem na znajomą twarz...no tak...czemu mnie to nie dziwi? Lewa brew tylko zaczęła mi drgać...nic więcej nie byłem w stanie zrobić...
Podniosłam ręce w obronnym geście i odeszłam o krok widząc minę chłopaka. -T-to nie moja wina! Tylko tego no...ICHIMARU!-powiedziałam, albo wręcz wykrzyczałam zaciskając pięści. Paznokcie które były dość ostre przebiły skórę z której powoli pociekła krew.
Ta...to powiedz temu swojemu Ichimaru że gdyby nie drzewa nie używałby ognia...ba, nie żył by-mruknąłem pod nosem starając się powstać o własnych siłach...
-JA Z NIM NIE BĘDĘ GADAĆ!-podniosłam dumnie głowę, a końcówki moich włosów zapłonęły ogniem. -Nigdy.-dodałam po chwile biorąc duży wdech i się uspokajając.
-Aha...-powiedziałem podpierając się o nadpalone drzewo-WIęc to nie bajeczka na wytłumaczenie?
Przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam. -Czyżbyś sugerował, że kłamę?-zaśmiałam sama nie wiedząc z czego. Tak po prostu.
Mhm-pokiwałem głową spoglądając w niebo-Zawsze zakładaj że ktoś kłamie, wtedy jeśli się rozczarujesz to jedynie pozytywnie. Ale ważniejsze...O co chodzi z tym Ichigiro?
-Ichimaru. Spotkaliśmy go wczoraj i poczułam od niego krew. Sam się przyznał do zabicia swojego towarzysza.-ostatnie słowa powiedziałam się nimi brzydziła. W tym momencie zimny wiatr zawiał mi w twarz, a ja tylko wzięłam głęboki wdech.
-Czemu mnie to nie dziwi..-odepchnąłem się od drzewa stawając w pełnym pionie, już dawno byłem przyzwyczajony będąc na ziemi do czegoś takiego...więc nie zrobiło na mnie to najmniejszego wrażenia..ot, tacy są ludzie-I był aż tak głupi by się do tego wprost przyznać?
Kiwnęłam głową na tak i po chwili cupnęłam na przewróconym przeze mnie drzewie. -Nienawidzę takich ludzi.-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego, ale i tak byłam pewna, że usłyszał.
Eh...problemy za problemami, żebym ja miał mało spraw na głowie..ale jak ktoś popełnia zbrodnie...kara musi nastąpić, taka jest konsekwencja tego swiata, każda akcja posiada swoją reakcję... Usiadłem koło niej i zacząłem się bawić patykiem, rzekłem jednak na pozór obojętnym głosem-Opowiadaj.
-Uczyłam strzelać Naokiego z łuku i zauważyliśmy rogi w krzakach. Pomyślałam, że to jeleń i kazałam Naokiemu strzelić. Później jednak okazało się, że to jakiś facet w pelerynie i hełmie. Jego zapach wydawał się podobny do zapachu Erzy i Jellala, gdy teraz o tym pomyślę, ale co ja tam wiem. No i resztę znasz.-powiedziałam nie patrząc na Estebana tylko gdzieś w głąb lasu jakby ktoś tam stał, ale nikogo nie było.
...Czekaj, powiedziałaś kogo?-zainteresowałem się bardziej...spoglądając na nią...coraz bardziej mi się to nie podobało..ale nadal nie wiedziałem jak do tego doszło że od tak się przyznał...
-No Jellala i Erzy...Tak jakby stali obok, ale mam już pewnie schizy.-wzruszyłam ramionami, ale dalej się martwiłam. AŻ MIAŁAM OCHOTĘ COŚ ROZWALIĆ!
-Węch smoczego zabójcy nie ma schiz...-powiedziałem spokojnie-Posłuchaj, muszę wiedzieć wszystko...co mówił, jak się zachowywał...nawet kiedy kichał, rozumiesz?
Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. -Taa? Bo za każdym razem, gdy Cię widzę masz inny zapach.-mruknęłam naburmuszona.-Nie chcę teraz o nim rozmawiać.-dodałam po chwili.
-Rozumiem więc że chcesz mu to puścić płazem tak?- no musiałem ją nieco sprowokować...jest uparta jak jej ojciec...a musiałem mieć te dane...nie bardzo mi się podoba że kręci się tu ktoś o zapachu podobnym do rodziców Nivves...
Wstałam, a żyłka na moim czole zapulsowała niebezpiecznie. -Oczywiście, że nie! Jak go dorwę to rozszarpie!-krzyknęłam, a w moich brązowych oczach można było dostrzec małą iskrę.
-Nie- Odpowiedziałem stanowczo- Rozszarpiesz i co? Poza jego słowami nie masz żadnych dowodów...a rozszarpanie to już za dużo..Nie chcesz chyba żeby gildia miała kłopoty tak?-westchnąłem i pokręciłem głową- I tak zazwyczaj zajmuje się poszukiwaniami...takich osób, więc jedna więcej nic mi nie zrobi... I będę wiedział że zrobię to tak by mieć problemów jak najmniej.
-Ty to umiesz zgasić człowieka.-burknęłam i usiadłam ponownie na pniu drzewa. -Był dziwny i tylko tyle pamiętam.-no cóż.Mam krótką pamięć.
Wyrażenie ''zgasić'' człowieka przy niej wydało mi się nadzwyczaj trafne...Jednakże to nadal nie wiele mi dawało...dlaczego ludzie muszą tak małą uwagę przywiązywać do szczegółów?- Powiedział może skąd jest? Lub czemu tam był?
-Podał nazwę gildii...The Lew? Nieeee...The Legion! Chyba...-powiedziałam i zamyśliłam się na chwilę.-Mówi Ci to coś?
- The Legion?-uniosłem brew- Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej...a znam prawie wszystkie gildie w Fiore...-złożyłem dłonie w trójkąt opierając palce o nos o łokcie o kolana-Albo jest bardzo głupi, albo piekielnie przebiegły...
-Chyba spotkamy ich na igrzyskach.-mruknęłam.- Spalę go! Albo nie! Dam na pożarcie tatusiowi!
-Nie-pokręciłem głową-Nic nie zrobisz, i nikomu nie powiesz. -powiedziałem to z całą siłą i stanowczością jaką posiadam...tylko mi tego brakowało by cała gildia rzuciła by się na niego....zbyt delikatna sprawa- Naokiemu powiesz by też nikomu nie mówił. Kto ma się dowiedzieć dowie się przeze mnie...zresztą, ja też nic nie wiem.
-To nie fair! Nie możesz mi rozkazywać!-nadymałam policzki i skrzyżowałam ręce na piersiach.-Zrobię jak uważam!-od zawsze byłam uparta i chyba tak zastanie mi na zawsze...
-Dobrze, zrobisz jak uważasz...A co jeśli się to okaże tylko prowokacją by skompromitować Fairy Tail? Wiele osób by tego chciało... Czasem dla dobra ogółu trzeba trzymać język za zębami, a nerwy na wodzy...chyba że swoje ''zachcianki'' przekładasz nad dobro gildii-eh..i znów musiałem się posunąć daleko...może mnie znienawidzi, ale trudno...czasem trzeba być ''potworem'' by zdziałać właściwie sprawy.
Zrobiło mi się głupio. Jak zwykle nie pomyślałam o konsekwencjach. Tak samo jak przy niszczeniu kilku...setek budynków. -Przepraszam.-bąknęłam spuszczając głowę w dół. Jedna łza spłynęła mi po policzku. Zawsze staram sie chronić najbliższych, a i tak wychodzi jak zawsze-wszystko niszczę. Kolejne łzy zaczęły gonić poprzednią. -Jestem idiotką.-cieszyłam się, że moje włosy zakryły twarz, ale prawdopodobnie i tak Esteban coś zauważył. Zawsze był cholernie wkurzająco spostrzegawczy.
-Nie przepraszaj za swoje zdanie. To działa w obie strony. Kiedyś to ty możesz mieć racje.-powiedziałem już zupełnie spokojnie, nawet nie musiałem patrzeć na nią że pojawia się parę odbić...wiedziałem już że odniosło to skutek- I Nie wylewaj łez na darmo...Wiesz dlaczego ludzie bez uczuć zawsze przegrają?
-Bo to one dają największą moc?-uśmiechnęłam się. Wytarłam łzy i lekko się zarumieniłam. Cholera...Już druga osoba zobaczyła jak płaczę. Nie licząc Emily i moich rodziców oczywiście.
-Nie-pokręciłem głową i zacząłem swój monolog-Ludzie bez uczuć są jak chodzące warzywa, istnieją...lecz na niczym im nie zależy...nie zależy im by coś ochronić, ani zyskać...są obojętni na wszystko...Tymczasem ludzie którzy rozsądnie organizują swoje emocje posiadają siłę...lecz nie tą od której zalezy magia...czy też ciało..lecz wewnętrzną, im zależy na czymś...To się nazywa DETERMINACJA...cecha która popycha ludzi do rzeczy z którymi zupełnie nie są zgodni...zmienia głupka w geniusza...czy chuchro w mocarza... Dlatego tak ważne jest właściwe gospodarowanie swoimi emocjami.
Kiwnęłam głową zawzięcie. -Wiesz co?-spytałam i powiedziałam:-Za dużo rozmyślasz.-dodałam po chwili. Chociaż jego słowa były mądre to i tak łatwo były stwierdzić, że o wiele za dużo myśli.
Uśmiechnąłem się pod nosem-Możliwe że masz racje...- I rzeczywiście miała...czasem dogłębna analiza zajmuje za dużo czasu i po prostu trzeba działać...ale cóż...nie tak trudno pozbyć się nawyków jakie zostały Ci wpajane przez wiele lat przez Ojca...-Kiedy będzie czas zrozumiesz o co mi chodziło.
-To tak samo jak ty zrozumiesz, że im więcej człowiek myśli tym szybciej papada w depresję.-powoli wstałam i spojrzałam na chłopaka.-Wracamy?
Prychnąłem- Nie mam czasu na depresje-pokręciłem głową...spojrzałem w kierunku drogi-Podwiozę jak chcesz.
-Wolę biec...Zawsze mam tak, gdy nie chcę myśleć o czymś. Ruch pomaga.-mruknęłam i po chwili ruszyłam już w kierunku gildii.
-Mhm, tylko nie podpal czegoś jeszcze....nie chce mi sie gasić-rzuciłem i poszedłem w stronę motoru...całość jej słów nie podobała mi się nic a nic... The Legion...ten człowiek... To wszystko jest..., nie...za dużo się dzieje ...Podczas Igrzysk coś się wydarzy...ale co?


























wtorek, 29 lipca 2014

,,Ej ty! Czy ty mnie nazwałeś deską!?"~Shi Cheney

Imię : Shi
Nazwisko : Cheney
Pseudonim : Deska
Płeć :  Ty też mi powiesz, że jestem za płaska, aby być kobietą!
Status : Żywa
Orientacja : Hetero
Wiek :  Juuroku
Data Urodzenia :  Zima, 28 Luty, 3:33. Porodówka. Zabrana natychmiastowo od matki. 
Gildia : Sabertooth
Znak : Granatowy, na plecach między dwoma łopatkami.
Drużyna : Etto.. wolę chodzić sama, ale czasami wyciągnie mnie Akira.               
Partner : Nie chce nic mieć związanego z jakimś udupasem.
Przyjaciele : Nie rozmawiam o tym na głos...
Wrogowie : Wielu wrogów. Długo wymieniać. 
Moc : Nie odziedziczyłam mocy po ojcu, lecz po matce. Magia Podmiany, to mój żywioł, ale. Posiadam jedną zbroję, która jest nasycona mocą Rogua. Jeszcze nie umiem nią opanowywać, gdyż moje ciało zostaje zbluźnione. Próbuje trenować powoli, aby dojść do szczytu jak mój ojciec!
Umiejętność : Giętkie ciało. Wygimnastykowana jak Chińska zawodniczka lekkoatletyki. Opanowanie władzy na jakiejkolwiek broni. Biała, topory albo kije. Wszystko w jednym małym paluszku.
Zamieszkanie :  Domek Cheney’ów. Spory kawał od Sabertooth.
Pokrewieństwa :
 Ojciec – Rogue Cheney
 Matka – ???
Wygląd : Pierwsze, co rzuca się w oczy chłopakom, to mój płytki biust! Nie mam kompleksów, ale denerwują mnie te przezwiska! Druga rzecz, która również szybko przykuwa uwagę, to mój wzrost... Metr pięćdziesiąt sześć… Czasami się zastanawiam, czy nie powinnam mieszkać z krasnalami! A może moja matka była leprikonem? Tylko, gdzie mój garnek złota! Fakt, szczęście mi dopisuje dość często, ale… Kasa by mi się również przydała! Moje węglowe włosy, sięgają do ramion. Lubię zapinać je w różne fryzury, typu : warkocze, kucyki, koki. Można się zorientować, po tym jak układ moich włosów się zmienia przy każdej podmianie zbroi. Czarne jak smoła oczy, dają wrażenia wiecznie puste. Nie mają końca, a czasami nawet odczuwasz, że cień, który tam zawsze panuje, wchłania Cię. Zmieniają mi się na czerwone jak u taty, gdy się zdenerwuje i to nie na żarty, wtedy można zauważyć moje źrenice, jak i lecącą pięść, celującą pomiędzy Twoje oczy…
=
Nie można ocenić mojego gustu do ubrań jednym zdaniem, gdyż ubieram się na różne sposoby, lecz jest jedna ważna zasada u mnie… Wszystko musi pasować… Nie może być jednej skarpetki takiej, a drugiej takiej! Och, nie! W zimę moja cera jest mleczna, gdy śnieg się topi, a zza chmur widać pierwsze promienie. Moja skóra rodzi się na nowo do życia i jest normalna. Mój zgrabny nosek podarował mi tata, natomiast mocno czerwone usta odebrałam od mamy, której nigdy nie widziałam na oczy… I chyba ojciec też…
Charakter : Osoby, które pierwszy raz mnie widzą od razu traktują mnie, jak chłodnego człowieka, który nie zna żadnych zwrotów grzecznościowych... Nie mylą się! Jestem taka, ale tylko dla tych, których widzę pierwszy raz i nie będę miała z nimi żadnych, ważnych kontaktów. Nie znam dla takich ludzi miłego tonu lub kultury jakiegoś tam stopnia. Traktuje go jak śmiecia, jeżeli będzie mu na mnie zależeć, przetrawi moje obelgi i zacznie próbować działać. Zauważam takie coś błyskawicznie, natychmiastowo zmieniam podejście do niego/jej. Zaczynam być miła, kulturalna oraz śmieszna. Tak to jest ta ,,lepsza” strona. Umiem udawać głupka, aby kogoś pocieszyć. Podnoszenie na duchu mi nie wychodzi, lecz staram się z całego serca. Skoro mój przyjaciel cierpi, odczuwam od niego taki sam ból na sercu. Coś jak papużki nierozłączki. Uśmiecham się częściej od taty. Nie spędzamy dużo czasu, nie to, że mamy złe kontakty, ale po prostu Rogue nie ma dla mnie czasu, a tak dla siebie jesteśmy jak przyjaciele! Spokojnie pójdziemy na piwko, obejrzymy walki z piwkiem w lakrymo-wizjach itd. Nie nudzę się z nim, tylko nie lubię jak nie ma dla nie czasu. Rozumiem to i szanuje, jednak… Za mało. Denerwują mnie ludzie, którzy co chwile prawią o sprawiedliwości albo to, że na świecie jest wieczny nie ład. No może jest lekki chaos, ale po to jest Rada. Ona nad wszystkim panuje. Lubię Magiczną Radę, nawet podzielam ich zdanie, ale nie raz złamałam zasadę, która skończyła się dodatkowym papierkiem dla Sting’a. Psychicznie jestem wytrwała, trudno mnie złamać, żeby pobiegła do kąta i płakała. Jak już o łzach. Bardzo rzadko płacze. Ostatnio wydusiłam z siebie tą zbędną ciecz… Kilka lat temu? Tak. Zmarła mi wtedy złota rybka.

Historia : Od czego tutaj zacząć? Hmmm… Może wytłumaczę wpierw, dlaczego nie znamy mamy? To się zaczęło szesnaście lat temu, wtedy kiedy jeszcze nie byłam planowana. Właściwie, nigdy nie byłam, to był ,,wypadek”. Jak nazywał to ojciec. Raz upił się naprawdę mocno, bo ostra impreza dziejąca się prawie na pół Fiore tak rozkazała. Wszyscy się bawili na różne sposoby, ale Cheney wylądował w łóżku z jedną obcą kobietą. Pamięta ją jak przez mgłę, jak się obudził rano, to jedynie słyszał dźwięk zamykających się drzwi. Po tygodniu zapomniał w ogóle o tej przygodzie z tą kobietą, ale… Dziewięć miesięcy później… Ktoś zapukał do drzwi, gdy je otworzył. Pierwszy raz mógł mnie zobaczyć. W koszyku, owinięta kocem z kartką na brzuchu. Wiadomość od mojej matki była taka : ,,Zaopiekuj się nią. Ja nie mam zdrowia, ani pieniędzy, aby to zrobić. Nie umiałabym się opiekować dzieckiem, które mogłoby być skazane na śmierć. Nie szukaj mnie. Bo i tak nie znajdziesz. Skup się na Twojej jedynej córce. Wybacz, że Ci to robię… Rogue. Ma na imię Shi. Dbaj o nią ♥”.Czy jest mi smutno, że to zrobiła? Nie. Cieszę się, że mam takiego ojca, a nie innego, a skoro nie miała pieniędzy oraz zdrowia, to dobrze zrobiła. Szanuje gest, aczkolwiek nie robi na mnie jakiegoś większego wrażenia. Nie jestem wdzięczna. Sama nie wiem czemu. Tata zaczął mnie uczyć magii w wieku siedmiu lat, ale skutki były takie, że Cienie źle wpływały na moje ciało. Zostało obluźnione. Chorowałam. Długo chorowałam, ale rehabilitacja stworzona przez Świętą Magię Sting’a pomagała mi. Po roku wyzdrowiałam, a ojciec przyrzekł na swoje życie, że już nigdy to się nie powtórzy. Jak zauważyłam, że moja magia służy do Podmiany? To proste. Jak tata chciał ze mną wyjść. Przebierałam się z piżamy na wyjściowe ubranie szybciej niż inne dziewczyny. Dosłownie kilka sekund i już. W dodatku mogłam telepatycznie podnosić kosmetyki, aby łatwiej się wymalować. Miałam wtedy czternaście lat. Mając lukę w magii, byłam najsłabsza, ale dwa lata mi wystarczyły, aby być na poziomie Akiro. Widząc moją moc, zauważył mnie dopiero i zaczął się kumplować. Zbliżają się Igrzyska, a ja zamierzam wziąć udział! Poprowadzę moją drużynę do zwycięstwa!


Zwierzątko :
 Śnieżny Królik – Baks
Lubi : Lubię wiele rzeczy, ale najbardziej zieloną herbatę oraz tofii.
Nielubi : Natarczywych ludzi
Kocha : Chodzić na zakupy ♥ Rysować ♥ (Lecz wychodzi jej to naprawdę... słabo)
Nienawidzi :  Gdy ktoś ją przyzywa : Do mnie moja desko! 
Wady : 
 
 Rysuje co chwilę i pokazuje to ludziom. Oczekuje na pozytywne opinie, a dostaje przeciwne...
 Szybko się niecierpliwi do swojego przezwiska
 Może nawet zostawić kogoś w bitwie, aby ratować swój tyłek
 Nie lubi alkoholu
Zalety :
 Jeżeli przyjaciel walczy i przegrywają, a ma szansę ucieczki. Walczy w ramię, ramię. Przyjaciół nie porzuca
 Gdy ktoś jest w opałach od razu biegnie pomóc
Ciekawostki :
  Jest lewo ręczna
 Umie lekko dziedzinę run
 Umie tańczyć profesjonalnie
 Jest urodzoną aktorką
 Nie umie grać w hazard
 Boi się przegranej
Skype : verona8717
GG : 12115204
Gmail : notfatalangel@gmail.com

"Pokojowe" spotkanie.

Naoki Nashi Akihiro (Ichimaru)

Gdy weszłam do gildii po prostu tryskała ze mnie energia. Od razu podbiegłam do tablicy z zadaniami, ale nic nie było ciekawego. Nie chciało mi się szukać chichiachua po całyn Fiore. Ethan był na misji z Emily. Nie wzieli mnie chamy...No i wreszcie wypatrzyłam syna cioci Lisanny. -Hejo Naoki! Chciałbyś się nauczyć strzelać z łuku?-zapytałam prosto z mostu.

Spojrzałem na roześmianą buzię Nashi.
-Jasne! Czemu nie!-uśmiechnąłem się szeroko.Wziąłem dziewczynę za nadgarstek i pobiegliśmy do jej domu.Blond włosa wzięła ze sobą łuk i poszliśmy do lasu.Tryskała ze mnie energia.Będę się uczył strzela
ć z łuku!
-Nashi-chan!-zaśmiałem się-Co Cię podkusiło żeby mnie wziąć?


-Co za wspaniała pogoda aż szkoda marnować czasu żeby siedzieć w mieście .. pójdę sobie do lasu ...tak jednak nie chcę mi się ściągać hełmu i wracać do Nightshade a więc od czasu turnieju pozostanę jako Ichimaru członek The Legion.Zacząłem iść w stronę lasu którego znam prawie jak własną kieszeń już tyle razy w nim byłem.

-No nie mogę spotkać się od czasu do czasu z przyjacielem?-odpowiedziałam, a on pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. Po chwili ruszyliśmy do wyznaczonego przeze mnie celu. Oczywiście wcześniej wstąpiliśmy do mojego domu po główne narzędzie-łuk. Natsu przywitał nas pytającym spojrzeniem, ale je zignorowaliśmy i po chwili byliśmy ponownie w drodze.Gdy staliśmy w lesie wskazałam Naokiemu trzymającemu łuk coś w krzakach prawdopodobnie jelenia. -Łokcie wyżej. Brzuch bardziej spięty!-instruowałam tak, aby jakoś wcelował i nagle krzyknęłam:-Teraz!-strzała poleciała przedzierając się przez liście i trafiając, przynajmniej nam się tak wydawało do celu.

Robiłem tak jak instruktowała mnie Nashi.Wycelowałem i wypuściłem strzałę.Nastąpił głuchy dźwięk i cisza.
-Uhmm...-mruknąłem.-Trafiłem?
Wzrok dziewczyny powędrował z celem.Wzruszyła ramionami i ruszyła przez krzaki zobaczyć.Poszedłem za nią,a ciekawość mnie zżerała.Trafiłem? Za pierwszym razem?


Spracerując nagle usłyszałem dźwięk cięciwy odwróciłem się lekko i zobaczyłem strzałę która leci w moją stronę z trudem ale jednak złapałem ją tuż przed twarzą i zmiażdżyłem w pół.Po chwili z krzaków wyłoniła się dziewczyna a zaraz za nią chłopak. -Kim wy jesteście ? I dlaczego we mnie strzelacie ? -zapytałem ich wprost.

Spojrzałam na Naokiego. No i dupa blada. Hmmm...Czemu blada? Mój wewnętrzny głos mi odpowiedział:-Bo nie opalona! W mojej wyobraźni przybiłam mu piątkę. Dopiero po kilku minut kończąc konwersację w moim umyśle odpowiedziałam przybyszowi:-Myśleliśmy, że jesteś jeleniem! Gomenasai!

Uśmiechnąłem się szeroko i podrapałem z tyłu głowy.
-Bardzo Cię przepraszam!-powiedziałem i przyjrzałem się mu bliżej.-Tak w ogóle czemu ktoś nosi hełm z rogiem jelenia?
-Naoki!-Nashi uderzyła mnie w głowę.-Nie możesz się tak pytac ludzi czemu mają hełm z rogami!


-Haha- zaśmiałem się -spokojnie nic się nie stało,noszę hełm i ten płaszcz bo to są znaki charakterystyczne mojej gildii. Popatrzyłem na nich i się lekko uśmiechnąłem.-A więc trenujecie strzelanie z łuku ?

-No próbuję dać dobrą lekcje Naokiemu, ale słabo umiem tłumaczyć.-mruknęłam drapiąc się po głowie i jednocześnie śmiejąc.

Patrzałem się wyczekująco na przybysza.
-A może ty mnie nauczysz? Pomożesz Nashi!-uśmiechnąłem się szeroko.-Nashi jest świetną nauczycielką ale może przyd
a się pomoc?


Chętnie pomogę,a tak w ogóle to z jakiej jesteście gildii ? -zapytałem i wystawiłem rekę po łuk po czym dostałem strzałę,wycelowałem w jabłko które było oddalone o parę metrów naciągnąłem cięciwe przymknąłem prawe oko i wypuściłem strzałę która trafiła bezpośrednio w jabłko.Uśmiechnąłem się i oddałem łuk. -Tak się strzela -zaśmiałem się

-PF! Też tak umiem!-wzięłam od niego łuk i również trafiła w jabłko ustawione przeze mnie wcześniej. -Dobra Naoki...-podałam mu łuk i kazałam się wyprostować. -Spróbuj!

Czułem się jakbym rozpętał wojnę.Ta dwójka chyba mentalnie toczyła ze sobą jakąś bójkę.Wziąłem do ręki łuk i skupiłem się.Naciągnąłem cięciwe i wymierzyłem w jakbło oddalone o parę metrów.Przymknąłem lewe oko i strzeliłem.Strzała nieco zboczyła z kursu i tylko lekko musnęła owoc.
-Kurczę-przygryzłem wargę.


-Spokojnie,kiedyś się nauczysz trening czyni mistrza,jak macie na imię i z jakiej gildii jesteście ? -zapytałem chociaż ta dziewczyna bardzo mi kogoś przypominała

-Jestem Nashi!-odpowiedziałam bez wachania, a końcówki moich włosów zapłonęły ogniem. -Córka Salamandra!-zerknęłam na Naokiego, aby również się przedstawił.

Spojrzałem na Nashi.Chciałem żeby moje przedstawienie się,również było epickie.Uśmiechnąłem się i przybrałem poważny ton.
-Nazywam się Naoki-pochyliłem się lekko.-Jestem synem Bickslowa i Lisanny Staruss.-powiedziałem i nagle na mojej blond czuprynie pojawiły się uszy kota.Przez chwilę stałem tak z szarmanckim wyrazem twarzy
.


Uśmiechnąłem się lekko chociaż w głębi duszy już byli moimi wrogami ale może uda mi się z nimi zaprzyjaźnić...tak to dobry pomysł.-Ja jestem Aki....Ichimaru! tak z gildii The Legion miło mi was poznać,mamy dzisiaj piękny dzień prawda ? -zapytałem spoglądając na niebo i na świecącą żarówkę zwaną słońcem.

-Wolę noc.-powiedziałam krótko, ale dalej się uśmiechając. Słyszałam o jakiejś nowej gildii i zapewne to musi być ona. -O jak? Fajna gildia?-zmieniłam temat.

Chłopak uśmiechnął się i przytaknął.Ja dalej przyglądałem się mu z zaciekawieniem.Może na to nie wygląda ale posiadam mózg.Uśmiechnąłem się i wdałem w rozmowę z nimi.

-Tak,jesteśmy nową gildią chociaż jest nas tylko szcześciorga wliczają mistrza to mamy naprawdę ambitne plany oraz jesteśmy silni.Popatrzyłem na nich ...chyba mnie polubili .. to dobrze.-Planujemy wziąć udział w Wielkich Igrzyskach Magicznych.

-Ale się napaliłam!-krzyknęłam radośnie.Podniosłam wskazującego palca ku górze. To znaczyło iż składam przysięgę tylko sobie znaną. Muszę ją wypełnić!

Spojrzałem uśmiechnięty na Nashi.Kątem oka przeniosłem wzrok na Ichimaru.Było w nim coś dziwnego.Jakaś tajemnicza aura.Postanowiłem mu nie ufac.no bo przecież przed chwilą poznałem go w lesie!

Może porobimy coś razem ? skoro się już poznaliśmy to nasze gildie też powinny się polubić -zapytałem wszedłem na drzewo i położyłem się na jednej z gałęzi.

Wzięłam głęboki wdech, gdyż uwielbiałam letnie zapachy, gdy nagle to poczułam. Zapach śmierci i krwi. -Ichimaru...Czy ty...Zabiłeś kogoś?-spytałam patrząc mu prosto w oczy. Węch Smoczego Zabójcy nigdy nie zawodzi. Ta krew...Kiedyś należała do człowieka.

Oczy zaświeciły mi się.Spojrzałem na Ichimaru.Z mojej twarzy można było wywnioskowac zaskoczenie.Ale w środku składałem milion elementów do siebie.
-Nashi o czym ty mówisz-udałem zdziwienie.


Popatrzyłem na dziewczynę byłem zdumiony a zarazem wściekły czyżby mnie wykryła.-To była krew dziewczyny która nie potrafiła wykonać swojego zadania -odparłem po czym uśmiechnąłem się. -Ale spokojnie wam nic nie grozi -dodałem

Uderzyłam ręką w drzewo w którym została wypalona dziura. -Nie potrafiła wykonać zadania?! NIE MASZ PRAWA SĄDZIĆ LUDZI!-krzyknęłam, a w tym czasie wypalone drzewo pękło całkowicie i upadło na ziemię. -Ludzi nie szanujący towarzyszy są warci mniej niż śmieć.-powiedziałam i ruszyłam przed siebie znikając powoli między krzakami. Zabił...człowieka...Okropny zapach dalej bił w moje nozdrza niczym sztylet. Spojrzałam na Naokiego, gdy już prawie cała zniknęłam za drzewami. Jak postąpisz?-spytałam samą siebie.

Siedziałem tak osłupiały.Gdyby była to kreskówka pewnie nade mną pojawiły by się trzy kropki.

-Ja chyba muszę ją dogonic-postanowiłem nadal byc dla niego "miły".Chłopak skinął głową i ruszyłem za Nashi.Wiedziałem że trzeba będzie uważać na tego gościa na Igrzyskach.


Widząc to jak oddalają się ode mnie uśmiechnąłem się po czym użyłem ''kroku cienia'' i znalazłem się tuż przed nimi wystawiając im rękę. -Ja nie chcę wojny ... chce tylko pokoju z Fairy Tail -dodałem dalej robiąc ''sztuczny uśmiech''

-Dla mnie pokój z kimś takim nie jest możliwy.-złapałam chłopaka za nadgarstek podpalając przy tym ze złości rękę. Gdy Ichimaru syknął z bólu zabrałam ją. Wyminełam i po chwili zatrzymałam się patrząc na szczerzącego się Naokiego. Ja bym mu Nobla dała normalnie...

-Jeszcze raz pana za to przepraszam-ukłoniłem się lekko.-My też pragniemy pokoju...Lecz ja nie mogę o tym osądzic nie jestem nawet magiem klasy S a co dopiero o rozmawianiu o takich rzeczach.
Po chwili oddaliłem się za Nashi.Mógłbym chodzic na misje dyplomatyczne.Rzuciłem się biegiem za dziewczyną.


-Spotkamy się na Igrzyskach ''przyjaciele'' -krzyknąłem i uśmiechnąłem się sam do siebie.

C.D.N.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Ten, który od zawsze był sam.-Akira Eucliffe.

Imię: Akira
Nazwisko: Eucliffe
Wiek: 18
Data urodzenia: 30 grudnia
Moc: Odziedziczyłem ją po ojcu-Biały Smoczy Zabójca
Gildia: Sabertooth
Charakter
: Jestem osobą pewną siebie.  Czy jestem Narcyzem? Noo...Może trochę. Wierzę w swoje umiejętności i nie mam zamiaru poddawać się bez walki. Opiekuńczy, czyły, troskliwy-CAŁY JA! Chociaż nie lubię tego ukazywać. Rzadko się uśmiecham, a moją sympatię jest ciężko zdobyć. Może to przez to, że mimo przyjaciół byłem zdany tylko na siebie? Może czasami wydaję się trochę chamski, ale ja po prostu mówię co myślę. Ponurak? Może trochę co nie zmienia faktu, że jestem zbokiem. Na razie nienawidzę tylko jednej osoby-mojej matki, która zamiast zabrać mnie ze sobą zostawiła tu samego.
Wygląd: Przypominam ojca i posiadam blond włosy, które czasami przypominają biały odcień włosów Yukino.
Jak każdy smoczy zabójca mam ostre przednie kły.  Chociaż jestem szczupły to mięśni mi nie brakuje. Moje zwyczajne ubrania zazwyczaj mają kolory(nie noszone wszystkie na raz Xd):czarny, biały, żółty, niebieski, pomarańczowy, szary, czerwony. Lewę ucho w wieku 5lat ojciec postanowił przebić i do dzisiaj noszę w nim metalowy kolczyk.
Zazwyczaj mam na sobie biało-

czarną maskę, która ma nie ukazywać nikomu moich uczuć, a co dopiero mówić o łzach.
Historia: Kilka dni przed datą prawdopodobnego mojego urodzenia Yukino została zaatakowana nieznanym typem magii. Zginęła, a ja zostałem wyjęty z martwego ciała mojej matki. Ojciec się mną brzydził i nigdy nie rozmawiał. Dopiero jak stawałem się starszy wręczył mi klucze mojej matki. Okazało się, że nie są mi potrzebne, gdyż nie odziedziczyłem jej mocy. Mimo to zachowałem je, gdyż to było jedyne co łączyło mnie z moimi rodzicami. W wieku 15 lat Sting postanowił mi przekazać swoje oczekiwania wobec mnie. Planuje, abym odziedziczył jego posadę jako mistrz gildii, ale wcześniej muszę zabić smoka lub pokonać Natsu-san, który dawno temu po prostu zgniótł mojego ojczulka. Później jednak okazało się, że jedna z jego córek odziedziczyła po nim moc przez co postanowiłem pokonać ją zamiast jej ojca. Nie kochałem, nie pragnąłem po prostu robiłem od zawsze to co Sting chce. Byłem niczym maszyna z przyciskami włącz lub ignoruj. Smutne, ale prawdziwe. Przyjaciele? Byli po prostu ze mną z przyzwyczajenia. Nienawidziłem tych radosnych ludzi starających się mnie pocieszyć. W rzeczywistości chcieli się tylko podlizać mojemu ojcu. Taka właśnie jest rzeczywistość.


Boi się: Mój lęk jest dziwny i chyba zawsze. A czym on jest? Strach przed zawiedzeniem Stinga.
Pupil: Zwierzęta mnie raczej nie lubiły i vice versa...
Partner/wróg/przyjaciel: Moją przyjaciółką jest córka Rogue i a przyjacielem Naoki. Wrogiem za to jest każdy kto postanowi wyzwać od plugawców naszą gildię. Partner lub partnerka. No cóż nie mam nic przeciwko gejom i nawet nie wiem czy nie jestem jednym z nich. A może wolę kobiety? No cóż...Jestem wielkim zboczeńcem, ale nigdy się nie zakochałem.

Ciekawostki: Od dnia narodzin moje oczy zmieniają kolor. Praktycznie zawsze mam inny. Mój znak gildii widniej na klatce piersiowej po prawej stronie.
                                                              ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

GG: 50058556(To samo co do Nashi xDDD)


''Chase''

Był wczesny letni ranek...doskonały dzień na łowy...obiecałem sobie że dziś musi mi się udać zdobyć coś znaczącego...choćbym musiał podpisać cyrograf z diabłem...muszę. Po zjedzeniu tradycyjnej szarlotki zszedłem na dół by spotkać nie kogo innego a łysego barmana – Pierre'a który ziewając wycierał Kufle. Podszedłem wskakując na wysoki barowy taboret i chwytając walającą się wykałaczkę którą natychmiast zaczełęm się bawić-Wiecznie na służbie...a podobno to ja nie mam życia prywatnego..-rzekłem od niechcenia przecierając oczy-A niby kto ma pilnować tego bajzlu?-odpowiedział mi gruby głos szynkarza.
-Nie wiem...stróż, właściciel? Inny barman?-kontynuowałem rozmowę-Inaczej to niż wyzyskiem nazwać nie można.-
-Nie...to się mój drogi nazywa ''oszczędności''...czyli zapłacić jak najmniej, jaknajmniejszej ilości praciwników dając im jak najwięcej obowiązków-prychnął nie przerywając swojej już automatycznej czynności...chyba zdecydowanie za długo.
-W takim razie gdzie ty śpi....- nie zdąrzyłem spytać jak pociągnął mnie za kołnierz pokazując co znaduje się pod barem...a jako że było to posłanie... odrzeklem-...Dobrze, nie mam więcej pytań-po czym mnie puścił a ja wróciłem na stołek..jednak on miał coś jeszcze do powiedzenia.
-Tą babkę...czy tam kto Cię zaatakował..mawiają na nią Aiksa ..jest z '' nie zgadniesz jakiej'' Nightshade...zabiła parę osób tu i tam..ale ciężko na nią natrafić, mam nadzieję że przynajmniej nie żyje?-spytał spoglądając na mniee, wzruszyłem ramionami wzdychając cicho- Uciekła. Nawet nie zdążyłem jej powiedzieć że to była dobra walka...
-Cóż..teraz może przynajmniej będzie mniej aktywna...ale to jedno, drugie to tu-podsunał mi kartkę z zapisanym adresem-Ten człowiek kręci się po tej okolicy..nie sposób go nie znaleźć...dość oryginalnie się ubiera...-pokiwałem głową, spojrzałem tylko na niego...czekałem tylko ile sobie za to zażyczy.
-Milion, i ani kryształa mniej, nie wiesz nawet ile mogłem na tym stracić-jakoś nie zdziwiła mnie ta cena...na szczęście miałem odłożone nieco grosza na ''czarną godzinę''...o ile nie nabyłem za to jakiejś starożytnej księgi magicznej za to....co przy mojej misji nie było rzadkością...
-Następnym razem będziesz miał zapłatę-powiedzialem zeskakując ze stołka...chwyciłem tylko karteluszek kierując się ku wyjściu...- Dzięki ...a co to był za alkohol co wczoraj piłem?-rzuciłem do tyłu by poo chwili poszłyszeć tylko.
-Cydr...Alkohol na bazie jabłek!....Tylko nie zrób takiego bałaganu jak w ''Sun''! -Ups...wydało się.

Pół godziny później.
Właśnie wjeżdżałem do dzielnicy przemysłowej...dość nieznanej części Crocus...i raczej średnio lubianej..same magazyny, fabryki i pełno typów spod półciemnej gwiazdy...raj dla ''mrodupków''...dla mnie konieczność... Poprzecinana wąskimi alejkami i przejściami zbita kupa budynków nie remontowanych od parudziesięciu ładnych lat co najmniej nie przypadała mi do gustu...było w niej coś sztucznego...czegoś czego nie lubiłem...mianowicie brak poszanowania dla natury...w całej dość sporej okolicy nie było by ani jednego skrawka zieleni...czy drzewka...czy nawet kwiatka...jedynie beton, metal i od czasu do czasu tworzywa sztuczne...chyba nigdy nie zrozumiem jak ludzie mogą żyć i pracować w takich warunkach... Doskonale rozumiem że technologia musi się rozwijać..i potrzeba dla niej odpowiedniej przestrzeni...ale tworzenie takich ''gett przemysłu'' było dla mnie kuriozalne... Jeżdżąc powoli ulicami oglądałem się czy go nie zobaczę...niby powinien się wyróżniać lecz nie byłem pewien czy go znajdę...tutaj każdy na swój sposób się wyróżniał...ludzi tutaj trudno opisać jednym opisem..każda rasa, każda kultura...każde zachowanie.. jakbym gotował sos jednocześnie z chilli, bananów i cytryny...a dodatkowo to było jeszcze wymieszane...chilli w skórce od banana, czy skórka cytryny z bananem w środku ...każden różen...każden... Po części zaczęłem już wiątpić że kiedykolwiek go znajdę...wprawdzie plułem się w brodę że przyjąłem tak ogólny opis...żeby choć włosy...? Lub Wysokośc? Lub szerokośc...ale nic...tylko ''oryginalne ubranie'' . Co do cholery znaczy te ''oryginalne ubranie'?! Ma nosić trampki na głowie czy jak.... Zdecydowałem się że czegoś się napije...było strasznie gorąco jak na ranek... Zaparkowałem przed jakimś sklepem ...monopolowym, a bo jakim innym...gasząc silnik... Zdjąłem hełm i zawiesiłem go na kierownicy. Nie czekając na nic wszedłem do sklepu wyjmując portfel.. był to typowy monopolowy....pełno alkoholi, chipsów...użyek...napojów...Zdrowej żywności na pewno tu nie znajdziesz.... Wyjąłem z lodówki pół litra mineralnej wody...jako że nie było żadnej kolejki podszedłem wprost do kasy...
-Pięć klejnotów..-nie musiałem nic mówić ani pokazywać, kasjerka od razu znudzonym głosem podała mi cenę...nie była brzydka...może nawet była ładna...ale cóż...ludzie są tu...jacy są. Odliczyłem wartość napoju zostawiając przy kasie po czym chcąc ugasić pragnienie otworzyłem butelkę...nie dane było mi się napić gdyż po paru łykach wykichałem wszystko przed siebie....
Przyczyną tego był widok w lustrze...idący ulicą człowiek o jaskrawo żółtej ciepłej bluzie z kapturem i spodniach w tym samym kolorze...ten koleś ma zdecydowanie mniej klepek od Mamoru... Wyszedłem ze sklepu postanawiając go śledzić... nie mogłem ryzykować jego ucieczki gdybym go łapał podczas drogi...znacznie łatwiej było by go przyszpilić w miejscu... Parę razy w drodzę miałem wrażenie jakby dachami przemieszczało się coś niewielkiego...nie byłem jednak to zinefikować ...więc uznałem że to pewnie ptaki. Droga nie była długa... po pięciu minutach wszedł w alejkę przy poczcie i tam się zatrzymał...widząc to wiedziałem już co mam zrobić... Z kieszeni wydobyłem papieros...Ot, specjalny...normalnie nie palę...zawierał on silny środek usypiający...sprawdza się w takich okazjach... Skręciłem w alejkę wkłądając papieros do ust, zostało mi tylko podejśc do niego co też zrobiłem...
-Stary, masz może ogrnia?-zapytałem podchodząc do niego, nic nie odpowiedział..wyjął tylko zapaliczkę i podstawił pod papieros...w tym momencie wydarzyło się coś czego się nie spodziewałem...
PUFFFFF!
W momencie gdy usłyszałem huk padł on na ziemię...z krwistym otworem po środku skroni. Snajper. Natychmiast wyostrzyłem częstotliwość mojej ''percepcji'' co pozwoliło mi zlokalzować szybko poruszający się obiekt wzdłuż uliczki..jakieś siedzemdziesiąt metrów dalej...przynajmniej wiedziałęm gdzie się znaduje..Rzuciłem się w pogoń starając się go nie zgubić...co nie było łatwe zważając na odległość i liczbę ludzi w okolicy...parę razy myślałem że go zgubiłem lecz udawało mi się go ponownie namierzyć... W końcu biegliśmy równolegle do siebie w jednym kierunku...przedzieleni jedynie jednym rzędem budynków...w końcu prawie na siebie wpadliśmy..gdyby nie to że wybrał przeciwny do mnie kierunek..trzeba przyznać szybki był...jednakże... Skręcił w uliczkę...wprost na mnie...udało mi się dzięki gazowej postaci przecisnąć przez szparę dzieki temu wyszedłem mu na wprost...od razu się zawrócił biegnąc w przeciwnym kierunku wprost na płot który z łatwością przeskoczył...jednakże ja tego robić nie musiałem...
Widząc jak znikam a potem pojawiam się za płotem wyciągnał karabin usiłując we mnie strzelić...jednakże ...kula po prostu przeszła przezemnie...ja odpłaciłem mu się skuteczniej... -Air missile! -wyinkantowałem by niemal natychmiast ujrzeć jak przez jego kolano przelatuje niewidzialna siła niszcząc je...jego ryk bólu prawie mnie ogłuszył... Zwolniłem tempo podchodząc do niego z kataną w dłoni...ujrzałem jednak że sięgnął po karabin i przystawiał sobię go do gardła..- CREPITUS mauris!- Szybko splotłem zaklęcie by powietrzna eksplozja koło jego ucha skutklecznie go ogłuszyłą...było blisko. Oparłem się o ściane...zdecydowanie brak mi kondycji..dość mocno mnie wymęczył tą pogonią... Po minucie moje serce się uspokoiło więc podszedłem do delikwenta...zupełnie zwyczajny człowiek...średniego wzrostu, średniej budowy...czarne włosy...opis pasujący do większości populacji Fiore...podwinałem mu rękaw...a zobaczyłem tam tatuaż-strzałę z kreską w poprzek... W tej chwili mnie olśniło! Człowiek z ''Sun'' który podrzucił Emily to świństwo nie miał blizny...a właśnie taki tatuaż! Przypatrując się z bliska szybko go skojarzyłem...był to Tatuaż ''Przeciętych Strzał''...jednostki blisko związanej z władzami Bosco... Co do licha jasnego ma do tego Bosco?! Dziwne było to że był on świeżo zrobiony...a wątpie by nowicjuszy wysyłali na takie misje...Zresztą Bosco nie miało by żadnego celu w atakowaniu Emily... Czując że coś tu nie trzyma się kupy więc postanowiłem zabrać owego człowieka ze sobą...do Gildii...tam będę miał czas by zadać mu parę pytań. Problemem jedynie był transport...raczej nie dało się go wywieźć z Crocus nieprzytomnego...i tak mam problemy by kogoś wwieść... Nagle w głowie zaświtał mi pewien pomysł...

    Pół godziny później


Wyszedłem z poczty już bardziej zawodolony...jeśli mi się uda mogę zdobyć jakieś konkretne informacje. Szybko dotarłem do pozostawionego motoru...który cudem stał na miejscu... Odpalając silnik założyłem hełm...chciałem być jak najszybciej w Magnolli...tyle dziś chciałem tylko...


Wybaczcie za słaby poprzedni rozdział ;) Obiecuje poprawę.