niedziela, 21 grudnia 2014

Jestem Ashley

-To do jutra!-rzuciłam na odchodne, wychodząc z mieszkania Meredy. Mieszkała w Hargeon, odkąd odeszła z Fairy Tail. Do dziś nie poznałam powodu nagłego "zniknięcia" moje "siostry". Różowa jedynie pomachała mi stojąc na korytarzu, po czym ze znikającym uśmiechem wróciła do mieszkania. Coś jest nie tak. Może ma problemy finansowe? Co jak co, ale jeżeli o to chodzi to nie ma osoby, która lepiej się na tym zna. Kochane długi, pieprzona Era...
Zbiegłam po schodach, wychodząc na zatłoczoną ulicę. Godziny szczytu w Hargeon były czasem nie do zniesienia, lecz dziś dało się w miarę swobodnie przemieszczać między budynkami. Im bliżej portu tym miejsca było co raz mniej, aż w końcu z trudem przeciskałam się między gapiami. Na co oni się tak gapią? Spojrzałam w kierunku morza i na chwilę zamarłam, by po chwili moje oczy urosły ze zdumienia. Do portu zacumował spory, bogato zdobiony statek. Zmrużyłam lekko oczy. To handlarze z Caelum, ale statek widocznie był wykonany w Jova. To dziwne, Jova jest krajem bez dostępu do oceanu, a wykonuje statki...
Z całą pewnością w jego wnętrzu teraz znajdują się liczne, drogie produkty z rajskiej wyspy.

Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę, zerkając ukradkiem na ludzi znajdujących się w moim otoczeniu. Spora kolejka utworzyła się przy przybyłym statku, a dwoje skąpo ubranych mężczyzn, zapraszało do środka, reklamując cuda-towary ze "swego świata". Uśmiechnęłam się pod nosem, wyczuwając świetną okazję do zarobku. Ruszyłam w kierunku "piratów" i przeciskając się między ludźmi, dotarłam do wnętrza statku.

Leniwie, noga za nogą weszłam do środka. W sporym pomieszczeniu, panował przyjemny półmrok, a jedyne światło dawały pochodnie i otwarte bulaje. Mimo to dalej było duszno i gorąco, a tłum ograniczał swobodne poruszanie się. Nie dostrzegałam niczego interesującego, po za kilogramami złota, cennych kamieni, czy pamiętających Zeref'a ksiąg. Z obojętnością przenosiłam wzrok z jednego "eksponatu" na drugi. Widać, że podróbki, ale ludzie w tych czasach widzą cuda, we wszystkim. 

Nuuudy...
Tak trudno mieć na sprzedaż coś, co da się ukraść i na tym zarobić? Jak widać trudno. Nie widząc niczego ciekawego, ukryłam w kieszeni trochę złotej biżuterii, która i tak wydawała mi się podejrzana. Nikt nic nie zauważył, więc powoli udałam się do wyjścia.
Tymczasem, ludu przybywało, co niezwykle irytowało, a im bliżej wyjścia, tym ciężej się szło, przeciskając się, lub taranując jakieś dzieciaki, które przypałętały się przy rodzicami. Miałam pecha, gdyż jakiś dzieciak zahaczył o mój rękaw, ciągnąc mi rękę do tyłu. Spowodowało to, że jeden naszyjnik uciekł, upadając z łoskotem na podłogę. Przykuło to uwagę zgromadzonych i strażnika, który chwycił moje ramię, tak mocno, że z pewnością odciął mi dopływ krwi do reszty ręki.
-ZŁODZIEJKA!-wydarł się w swoim języku, ale i tak domyśliłam się o co chodzi. Świetnie...zawsze musi się coś spieprzyć...
Tak szybko jak chwycił moje ramię, tak też je puścił, gdy to zapłonęło żywym ogniem. Ja nie czułam nic, lecz ten zaczął drzeć się, gdy tylko zaczęła mu płonąć ręka. Tupnęłam lekko nogą powodując, że podłoga też się zapaliła. Chwyciłam jeszcze zgubę i uciekłam odprowadzana, przez wrzaski ludu...

Ludzie pouciekali w najodleglejsze zakątki pomieszczenia, gdy tylko ogień zagrodził wyjście, rozprzestrzeniając się dalej. Przecisnęłam się między dwoma, tęgimi facetami, co spowodowało, że prawie upadłam na podłogę. Stanęłam blisko ognia wymieniając w głowie sposoby na pozbycie się płomieni. Jeżeli przyspieszę czas to wytworzy się zbyt wiele dymu, ale zatrucie nim i tak jest lepsze, niż spalenie żywcem. Zaryzykować nie szkodzi...
-Łuk Czasu: Przyspieszenie.-wyszeptałam, a z chwilą pojawienia się magicznego kręgu, ogień stopniowo znikał zmieniając się w czad. Gdy już nie dostrzegałam płomieni, pierwsza opuściłam statek, witana przerażonymi spojrzeniami gapiów. Wzrokiem odszukałam, czarną pelerynę, która powiewając na wietrze oddalała się od portu. Pstryknęłam palcami, a obok mnie na wysokości kolan pojawiła się kula na, którą wskoczyłam i poszybowałam ku niebu, nie spuszczając celu z oka.

Skręciłam w jakąś ciemną uliczkę i oparłam się o wilgotną ścianę budynku, by zaczerpnąć powietrza. Dopiero po chwili doszło do mnie co zrobiłam. Nie dobra Ash. Jeszcze ktoś przez ciebie, ciekawie, wśród ognia zakończy żywot. Wybuchłam niekontrolowanym rechotem, na samą myśl o tym. Powinnam się leczyć. Wyjęłam z rękawa skradzione kosztowności i podrzuciłam jednym naszyjnikiem do góry, chcąc go złapać, lecz ten nie spadł na dół.
-Hę?-spojrzałam do góry i zbledłam. 

-Tego szukasz?-zaprezentowałam jej zdobycz, dalej lewitując tuż nad jej głową. Jej mina, choć nie dane mi było jej zobaczyć z powodu kaptura, musiała być cudna. Puściłam przedmiot, który upadł w kałuże, a sama wylądowałam gładko na ziemi obok niej- Nie wiem po co narobiłaś tyle zamieszania, dla kilku podróbek.

Prychnęłam pod nosem.
-Podróbki podróbkami, ludzie i tak są ślepi i nie widzą, że to tylko brąz pomalowany na złoto, a ja przynajmniej zarobię.

-Ciekawy sposób, łatwego zarobku.-parsknęłam, mierząc ją rozbawionym wzrokiem. Była mniej więcej mojego wzrostu, ale tylko tyle mogłam dostrzec...przynajmniej na tę chwilę-Ale niezbyt...hmm...legalny.

- W tych czasach nie ma czegoś takiego jak "legalny" zarobek. Wyglądasz na osobę, która powinna to rozumieć.-podniosłam przedmiot za kałuży, chowając go z powrotem do rękawa-Jestem Ashley.-podałam jej drugą dłoń, czekając, aż uściśnie.

Racja...coś takiego nie istnieje...jeżeli nie jest się magiem, ale to nie przeszkadza mi by oszukiwać i szantażować ludzi. Kiedyś, może i na samą myśl o tym co robię robiło mi się nie dobrze i czułam obrzydzenie do samej siebie, lecz dziś...można powiedzieć, że to lubię.
-Ame.-mruknęłam, ściskając jej dłoń.

Oparłam się z powrotem o ścianę, zdejmując kaptur. Wyjęłam z niewielkiej kieszeni płaszcza, papierosa i spojrzałam na niego krzywo. Miałam rzucić...innym razem. Wyjęłam jeszcze zapalniczkę, i zapaliłam, po czym zaciągnęłam się dymem, który wypełnił moje płuca, zbliżając do nieuchronnego raka płuc.

Skrzywiłam się, gdy do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny smród tytoniu. Nie skomentowałam tego, lecz poczęłam przyglądać się dziewczynie. Była mniej więcej w moim wieku. Pod kapturem skrywała, długie, szkarłatne włosy, upięte we warkocz, który sięgał jej do pasa. Twarz blada, i wychudzona, lecz kości policzkowe, tuszowały to, nadając jej pewnego uroku. Spod czerwonej grzywki dało się ujrzeć brązowe oczy, które gdyby patrzeć pod odpowiednim kontem, jak ja teraz robiły się szkarłatne jak włosy. Policzki zdobił lekki rumieniec. Na szyi dało się zobaczył niewielką bliznę. Na dłoni znajdowała się druga, w kształcie litery "x". Wyglądała na świeżą, jakby wykonaną parę dni wcześniej. 
Było w niej coś niepokojącego, co przykuwało uwagę, a zarazem napełniało trwogą. W głowie aż szumiało mi od pytań. Dlaczego nawet nie zawahała się, przed podpaleniem statku? Czyżby życie innych było jej obojętne? A może myśl, że zabiła ją bawiła?
Zamrugałam kilkakrotnie, a moje oczy przybrały bardziej malinową barwę, lekko połyskując w słońcu, które na mnie padało, lecz na nią już nie. Spojrzałam na nią, starając się odnaleźć odpowiedź na moje pytania. Towarzyszyło mi lekkie pieczenie, gdzieś w głębi gałek ocznych. Zamiast odpowiedzi, ujrzałam jedynie jak zamazuje mi się obraz. Kiedyś, gdy użyłam swoich oczu na Estebanie, działo się to samo. Podobnie jak przy Porlisice i Exceed'ach. Czyżby ta dziewczyna była z Edolas? Wnętrze prawego oka zakuło, co spowodowało, że byłam zmuszona przerwać zaklęcie. Zacisnęłam mocniej powieki i odczekałam, aż ból minie.

-Co się tak gapisz?-zapytałam i rzuciłam papierosa na ziemię, gasząc go butem. Zmroziłam ją wzrokiem. Oczy ją bolały? Zauważyłam jak kilka łez wypłynęło jej spod zaciśniętych powiek, spływając po policzkach i mieniąc się w słońcu. Na moment przed oczami stanął mi podobny obraz. Posiniaczona dziewczynka, płacząca, ze zamkniętymi oczami, która na siłę wciskała się w ścianę, jakby chciała przez nią przejść i zniknąć. Lecz teraz, nikt nie stoi z biczem, mierząc się by zadać kolejny cios.
Delete Memories...
Nie ważne ile razy powtarzałam to zaklęcie, to te wspomnienia i tak huczały mi w głowie.
Nie myśl o tym...
-Trzymaj.-wyjęłam spod peleryny, wypchaną po brzegi torbę z...jabłkami. Wzięłam jedno i rzuciłam jej. Sama wyciągnęłam drugie i ugryzłam kawałek.

Chwyciłam owoc w locie.
-Dzięki...-spojrzałam na nią nie ufnie, po czym przeniosłam wzrok na jabłko.

-No jedz.-warknęłam i ugryzłam kolejny kawałek. Podeszłam do niej i położyłam sobie dłonie na biodrach lekko się pochylając-Może i jestem złodziejką, ale truciznami się nie bawię.-bo po co? Lepiej dewianta spalić...

-Mhm.-mruknęłam i ugryzłam kawałek. Dobre...ale jabłoń Estebana rodzi lepsze. Gdzie ten Cyzio? Miał mi jedno dla mnie ukraść, póki cała gildia jest w Crocus. Ostatecznie opuściłam stolicę...i tak nikomu się nie przydam, albo i nawet zaszkodzę jak wpadnę na ojca...wolę uniknąć ponownego z nim spotkania. Ukradkiem spojrzałam na wnętrze jej torby by zobaczyć co jest w środku. Czy wszyscy w tych czasach uzależnieni są od jabłek?!
-Musisz je strasznie lubić...

-Jabłka?-spojrzałam na torbę- To...-oczyma wyobraźni ujrzałam wielką jabłoń nad jeziorem. Szybko odgoniłam spojrzenie, ale i tak powiedziałam to co cisnęło mi się na usta-...rodzinne.-wyprostowałam się i założyłam na głowę kaptur. Już dawno powinnam być w gildii...choć niezbyt mi się spieszyło. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w głąb uliczki-Miło było spotkać, ale wiesz...interesy czekają.

-Jasne.-odparłam-To do następnego.-ugryzłam jabłko. Rodzinne? Ciekawe.-odwróciłam się i ruszyłam w kierunku zatłoczonych ulic Hargeon.

-Może.-wyszeptałam do siebie,a mój wzrok padł na znak gildii na jej dłoni-Raczej na pewno.-nie słyszała mnie, bo w tym samym czasie zniknęła za rogiem. Weszłam na drewnianą skrzynię i wspięłam się bo kamiennej ścianie, znikając za nią. Pobiegłam do lasu. Kolorowo  nie będzie.

Godziny mijały, a ludzi na ulicach ubywało. Moje myśli krążyły wokół Ashley. Jest podejrzana. Nie ufam nikomu, kogo duszy nie mogę zobaczyć. Nawet Estowi, bo jego znam stanowczo za krótko. Zakaszlałam, nie dobrze. Powinnam udać się do Porly...
Na niebie dostrzegłam ciemną smugę, która się do mnie zbliżała. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cyzio...kochany sokół.
-Choć tu cymbale!-trzepnęłam zwierze i zabrałam mu jabłko. Chesegava będzie miał ciekawą niespodziankę jak wróci. Ostatnio stołuję się głównie w jego ogrodzie...
Cyzio usiadł mi na ramieniu i ugryzł mnie w ucho w odwecie za trzepniecie. Pisnęłam z bólu i odgoniłam zwierzę, lecz to uparcie powróciło, siadając mi na drugim ramieniu.

Konary drzew przysłaniały słońce, więc w lesie nie było zbyt jasno, ale egipskie ciemności też nie panowały. Wkrótce się spotkamy Ame...
Z między drzew wyszła biała wilczyca, która gdy tylko mnie ujrzała, podbiegła łasząc się jak kot do moich nóg. 
-Twilight?-zdziwiłam się. Przecież została w gildii...a to jeszcze spory kawałek.
-Ashley...-odszukałam źródło mrożącego krew w żyłach głosu. Pod drzewem stał Kageyama. Odruchowo cofnęłam się do tyłu, a Twilight najeżyła sierść i zawarczała, obnażając białe jak śnieg, ostre kły.
-Siad.-nakazałam wilczycy, lecz nie posłuchała się mnie, dalej warcząc gotowa, zaatakować mistrza.
-Uspokój tego kundla.-warknął, a gdy ta dalej nie reagowała na moje komendy, kopnął ją w brzuch, tak, że odleciała kilka metrów dalej i zawyła z bólu. 
-TWILIGHT!-wrzasnęłam, chcąc podbiec do zwierzęcia, lecz Mistrz chwycił mnie za włosy i brutalnie przydusił do drzewa. Zagryzłam wargę.
-Długo karzesz na siebie czekać, wiesz?-pociągnął i rzucił mnie na ziemie. Jęknęłam z bólu-Idziemy.-warknął i ruszył przed siebie. Szybko się pozbierałam i pobiegłam za nim. Twilight szła spokojnie obok moich nóg. Zacisnęłam pięści ze wstydu.
Jak ja pozwalam siebie traktować?
On jest jedyną osobą, której się boję i której jestem wierna...
Zenaida, nie pozwoliłaby na to...
Zenaida nie żyje...



Nie ma to jak pisać RPG sama ze sobą...bywa xD

środa, 17 grudnia 2014

Walka Finałowa

    Odetchnęłam głęboko parę razy, próbując uspokoić rozszalałe bicie serca. Po mojej głowie rozproszyła się niezliczona ilość myśli, nie dająca w tej chwili trzeźwo podejmować decyzji, ani robić czegokolwiek. Nie sądziłam, że sama chwila, w której będzie mi dane stanąć na arenie tak wyprowadzi mnie z równowagi. Wcześniej nie czułam aż takiego zdenerwowania jak w tym momencie. Chciałam, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej, ale... nie mogłam zawieść gildii, oraz przyjaciół, musiałam wziąć się w garść.
- Nie poddam się... I będę na siebie uważać - uśmiechnęłam się pod nosem, podnosząc wzrok na budynki miasta Crocus.

Wszystko szło zgonie z planem ... każdy zajął się swoim celem skutecznie zajmując ich walką oraz zaskakując niespodziewaną szarżą. Wróg jest najsłabszy w obronie ,gdy szykuje się do ataku... Do pełni szczęścia brakuje mi tylko powodzenia Nivess oraz znalezienia mojego głupiego odpowiednika w sytuacji ,gdy mogę mu zadać jak największe obrażenia powalające już na samym początku... Siedziałem na wieży kościoła w tym celu....doskonały stąd widok, w dodatku wysokość sprawiała że łatwiej było mi namierzyć cele w plątaninie uliczek... Zdecydowanie wolę bardziej otwarte terytoria... Spojrzałem w kierunku Nivess...-Liczę na Ciebie...uważaj-powiedziałem jednak do siebie gryząc już piąte z kolei jabłko..
Przeszukując miasto dotarłem do średniego parku aż wszelakie ptaki z drzewa uciekły powodując hałas.Popatrzyłem w górę było dosyć upalnie więc podszedłem pod pobliskie drzewo.Zamknąłem oczy i wciągnąłem powietrze po chwili poczułem znajomą energię poruszającą się w moją stronę.Wypuściłem powietrze i się uśmiechnąłem -Poczekam tutaj sobie.

Zawodnicy już porozmieszczali się po mieście. Niektórzy w grupach a niektórzy solo. Która strategia będzie lepsza?
Zapytał się Chopati, poprawszy swoją perukę. Jak zawsze - zwyczaj - jego tupecik zmieniał się co dzień. Dzisiaj miał czarne afro, które niestety mu nie pasowało... Cóż.
- Jeżeli postawią pułapkę i grupowa tego nie zauważy, padną wszyscy, dynia!
Odparła maskotka Igrzysk, pokazując rękoma wybuch.
- Ostatnio zrobili analizę, gdzie zawodnicy walczą zazwyczaj. Najwięcej procent miało główne centrum, później park z fontanną syrenki, a na szarym końcu jeżeli dobrze pamiętam. - Yajima przejechał palcem po brodzie jakby to mu pomagało myśleć. - Była publiczna łaźnia.... - Zaśmiał się, a wraz z nim inni komentatorzy.
- Dobrze, że nikt tam się nie kąpał, bo miałby ,,bombowo".
Zasucharzył Lola, spoglądając na lakrymo-wizje.

Przewróciłam oczami, gdy do moich uszu dotarły znajome głosy komentatorów, wymieniających między sobą swoje poglądy na temat finału. Czasami naprawdę zastanawiałam się, czy mam ochotę ich słuchać... Biegłam przed siebie, co chwilę rozglądając się wkoło i wyszukując potencjalnego zagrożenia. Jeśli komuś przyszłoby na myśl zaatakować mnie - byłabym na to przygotowana. W końcu nie na marne poszły treningi z Katsumi i tym przebrzydłym wilczurem...
Nagle stanęłam w miejscu, czując niedaleko mnie znajomą magię. Przeszłam parę kroków do przodu, gdy dotarło do mnie, że znajduję się w parku. W tym momencie nie było tu znaku ani jednej duszy, w przeciwieństwie do zwykłych dni tygodnia, kiedy między drzewami ganiały się rozwrzeszczane dzieciaki, a ich rodzice przesiadywali na ławeczkach nieopodal. Byłam pewna, że ktoś tu jednak był. Nagle spośród zielonej korony liści mignął mi znajomy zarys.. hełmu. Zmrużyłam delikatnie oczy, chcąc nieco lepiej przyjrzeć się tajemniczej postaci. Byłam pewna, że jest to ktoś z The Legion. W końcu jest to ich charakterystycznym znakiem.
Przypomniałam sobie w duchu słowa Estebana, z którym spotkałam się w wieczór przed finałem. Nie byłam do końca pewna jednak, czy jest to akurat Ichimaru. W każdym bądź razie, miałam zamiar zaatakować... Wtopiłam się w cień stworzony przez korony drzew, chcąc dostać się jak najbliżej wroga, po czym niespodziewanie zaatakowałam.

Oooo! Na Zachodzie Syrenki rozpoczęła się walka! Przybliżenie dajcie! Przybliżenie!
Rozkazał szybko Chopati, wstając z krzesła oraz machając ręką, aby dać znać lakrymo-kamerę, że mają bliżej podlecieć, gdy wykonały zadanie, na ekranach wyświetliła się TA dwójka.
- The LEgion kontra Fairy Tail? To będzie ciekawa walka.
Oznajmił staruszek zastanawiając się, kto może wygrać. W końcu każdy ma jakieś punkty przewagi. Wady i zalety, ale... Który przeciwnik ma więcej wad? Okażę się na końcu pojedynku!

Przeciwnik szybko zorientował się, że mam zamiar jako pierwsza wykonać ruch i zrobił perfekcyjny unik, w sekundzie znajdując się na ziemi. Warknęłam cicho pod nosem, odbijając się nogami od pnia drzewa i ponawiając atak. Dopiero w tym momencie doszło do mnie, że wpadłam jednak na Ichimaru, którego miałam zamiar względnie unikać. Członek The Legion wydał z siebie krótki dźwięk podobny do cichego śmiechu, po czym zablokował mój atak, mnie samą odpychając do tyłu. Stwarzając cień, który popełzł po ziemi, spróbowałam uniemożliwić mu ruch, blokując kończyny. Udało mi się jedynie z rękami, które po chwili zostały obezwładnione wzdłuż jego ciała. Sama wykorzystując okazję, uderzyłam go prosto w klatkę piersiową powodując, że upadł na ziemię... jedynie przez chwilę. W sekundzie znalazł się tuż przy mnie, ale mi w ostatniej chwili udało przemienić mi się w cień i uniknąć jego ciosu. Odskoczyłam parę metrów w tył, stwarzając między nami względnie bezpieczną odległość i zmierzyłam go wzrokiem.
Stałem naprzeciwko jej patrząc jej w oczy.Rzuciłem się na nią używając gwiezdnej dłoni którą skierowałem ku jej brzuchu.Nie zdążyła tym razem odskoczyć i z dużym impetem odrzuciła ją w tył. Po paru metrach udało jej się wyhamować i wyprowadzić kontrę jeden z jej cieni trafił mnie w ramie i lekko rozciął mi skórę.Płaszcz zaczął powoli przesiąkać krwią.Przyłożyłem palec do skroni i połączyłem się z resztą gildii. -Realizujemy nasz plan - powiedziałem po czym dwoma rękami złapałem za hełm. -Pamiętasz nivess że miałem ci pokazać kim tak naprawdę jesteśmy ? a więc uważnie się przyjrzyj -powiedziałem powoli zdejmując hełm.Po chwili trzymałem go w rękach a jej widok był zabawny patrzyła się na mnie z wielkimi oczami,po chwili odpiąłem zapięcie na którym trzymał się płaszcz a wiatr zrobił swoje i go wywiał i przy tym pokazując na moim lewym boku szyji znak gildii Nightshade. -Ale jesteś naiwna Niv -zaśmiałem się.
Ocknąłem się nagle jakby raził mnie piorun Laxus-samy... Nie wszystko poszło tak jak planowałem... Nivess natrafiła na osobę której nie powinna... Rzuciłem niedojedzone jabłko i rzuciłem się do podróży w określone miejsce walki...obym zdążył... Inaczej, wolę nawet nie myśleć o tym co może się stać. Byłem za bardzo optymistycznie do tego nastawiony. Powinienem był bardziej jej pilnować... Ale nie mam czasu na roztrząsanie błędów, muszę skupić się obecnej sytuacji....
Nagle poczułam się dziwnie sparaliżowana. Nie byłam pewna, czy to przez ból spowodowany atakiem, czy przez prawdę, która okazała się być chyba bardziej bolesna od tego wszystkiego...
Chciałam wykonać krok w tył, jednak uniemożliwiło mi to drzewo, które jak na złość wyrosło z podziemi akurat w tej chwili. Nie mogłam uwierzyć w to, że Ichimaru to tak naprawdę Akihiro. Teraz zrozumiałam, co miał na myśli Esteban. Wreszcie znalazłam sens w tym, co powiedział do mnie podczas tamtej rozmowy. Szkoda tylko, że znalazłam zbyt późno...
- To... nie możliwe...

OOOOOOO! Ichimaru się rozbiera! -Wykrzyczał podniecony Chopati wypuszczając powietrze przez nos, strasznie się... nakręcił?
- Aż stąd słychać żeński tłum...
Narzekał Yajima, zatykając sobie dłońmi uszy. Damska widownia, strasznie, ale to strasznie darła ryja. Niewyżyte czy co.
- Natomiast Nivess zatkało kakao, dynia.
- Aaaaa! To będzie świetna walka, wyczuwam to, aż zaraz posikam się z emocji!
Rzucił szybko sędzia, wstając na stół, ciągle ściskając mikrofon w dłoni.
- Ej stary... Ty chyba nie na poważnie, dynia?
Spojrzał na niego krzywym wzrokiem, czując, że jego współpracownik nie żartuje.
- Nawet ja w swoim wieku nie popuszczam...
Odparł obojętnie Yajima, podchodząc do wszystkiego z harmonią i spokojem.
- Dajcie przybliżenie! Przybliżenie!
Ciągle wymagał Lola, przylegając do szyby ciałem, aby zobaczyć jak najwięcej. Kamery, które wokół rodzeństwa lewitowały ,,obudziły się" i momentalnie podleciały dalej. Pokazując więcej szczegółów zawodników.
- Niech tak blisko nie podlatują, bo jeszcze oberwą i BUM!
Wytłumaczył były członek Rady, gestykulując odpowiednio rękoma wybuch.
- Są samosterowane, więc powinny uważać, dynia. Widać teraz znak gildii The Legion!
Wskazał palcem, aby pokazać innym, ale wiadomo przecież, że każdy to widzi.
- A faktycznie. - Zgodził się z nim Yajima spoglądając na TV, ale zaraz zmarszczył brwi. Coś mu nie pasowało, ale nie wiedział co. - Jakoś tak obco...
- Też mam takie wrażenie, dynia... - Zastanowiła się twardo maskotka nad tym... Sięgnęła po papiery, które miała przed sobą. Sprawdzała dokumenty o gildiach. Sortował się kartki, dopóki nie zatrzymał się przy The Legion. Zanalizował wzrokiem znak i zaraz zagrał : Znajdź trzy różnice. Nawet głupi wygrałby tą grę. Dlaczego? Oh, to jasne. Tutaj jest milion różnic, co oznacza tylko jedno. - To nie jest odpowiedni znak THE LEGION!
- CO?!
Krzyknęła dwójka zdumionych sędziów, przenosząca wzrok na dynie.
- Popatrzcie na ten znak! - Przeleciał palcem po karcie informacji i zaraz wskazał na TV, w którym pokazano zupełnie inny tatuaż.
- To oznacza, że...
Nie umiał dokończyć Chopati, bo był w zbyt dużym zdziwieniu.
- Znowu nas wyrolowali... - Wymasował sobie dziadek skronie. Ścisnął zęby ze złości. - Już drugi raz...
Westchnął zrezygnowany, czując, że te Igrzyska jednak nie rozwijają się. Powstało tyle nowych zasad, aby uniknąć historii z Raven Tail, a tu ktoś je przechytrzył.

Zobaczyłem jak wideolakrymy podlatują co raz to bliżej aż w końcu złapałem ją i przybliżyłem w okolicach ust. -Zapamiętajcie dzień w którym Nightshade zniszczy Fairy Tail! -krzyknąłem tak że dźwięk rozprzestrzenił się na całe miasto a widownia na chwilę zamarła. -A teraz się zabawimy, Gwiezdne Załamanie -krzyknąłem a grunt pod Nivess zaczął się zapadać jednak ona w pore odskoczyła w bok.Przewidziałem jej ruch i byłem tuż obok niej -Gwiezdny Podmuch! zacisnąłem rękę w pięść i rzuciłem kulę która staranowała Nivess oraz zniszczyła parę budynków.Nivess podniosła się i palcem wytarła krew z kącika ust a w jej oczach widziałem strach który w jednym momencie szybko przeminął. -Nie mogę tutaj przegrać ... na pewno nie z tobą nie zawiodę swoich przyjaciół -krzyknęła i zaczęła biec w moją stronę -Klon cienia - za mną pojawił się jej cień. -Ostrze Cienia -krzyknęła i posłała trzy cienie w mój brzuch ja ją zaatakowałem jednak ona zamieniła się miejscami ze swoim klonem i kolejne trzy ostrza wylądowały na moich plecach. Poczułem straszny ból i opadłem na kolana a i czułem że z mojego brzucha oraz pleców leci krew. -Oż ty mała walnąłem jej a ona odleciała i leżała na ziemi.-Teraz to mnie wkurzyłaś. -Meteor krzyknąłem, otoczyło mnie światło które daje mi możliwość lotu i osiągania nieziemskich szybkości.Z super prędkością znalazłem się tuż obok Niv kiedy nagle ktoś ją zasłonił -Co jest do cholery - zakląłem.
To był koniec...


To był koniec mojego klona stworzonego z powietrza... W chwili gdy fałszywy mag dotknął go rozleciał on się w powietrzu z głośnym sykiem....jednak swe zadanie spełnił perfekcyjnie. Zdezorientowany Akihiro gapił się nadal w to miejsce jakby istniało to dziwo które jeszcze chwilę stało przed nim... prędkość tego zaklęcia była jednocześnie jego siłą i skazą... Widzenie tunelowe, oczy nie są wstanie zarejestrować dokładnie wszystkich szczegółów jakie zachodzą w otoczeniu... Wystarczyło z tego skorzystać dodatkowo dodając wprowadzając element niemożliwości w postaci nagle pojawiającego się obiektu... Czas jakby się zatrzymał... Miałem wystarczająco czasu by użyć tego zaklęcia... Nigdy go nie próbowałem lecz ...to była dość szczególna sytuacja, musiałem uszkodzić go jak najbardziej na samym początku... Nie mogłem pozwolić by potem walczył ze mną bez komplikacji. Wróciłem do stanu stałego lewitując na wysokości jego pleców... Wykonywałem błyskawicznie dłońmi serię znaków a pomiędzy jego ciałem na moimi dłońmi rozjaśnił się błękitno-przeźroczysty okręg.
-Pillar Ventosa! (łac. Wietrzny Filar) -wyrzekłem a mojego przeciwnika uderzył wirujący strumień powietrza o sile porównywalnej do spadającej z dwudziestu metrów tony stali.... Przez chwilę patrzyłem jak zaklęcie wbija go w ziemie łamiąc mu żebra oraz pewnie kalecząc wnętrze...Nie było mowy by po czymś takim dał radę normalnie walczyć...o ile w ogóle mógł... W końcu i mnie dopadła fala uderzeniowa...odleciałem na kilkanaście metrów lądując na trawie.... Wyjąłem katanę z pochwy i wbiłem w ziemie by wytracić prędkość co udało mi się po kolejnych trzech metrach....


Aaaaaaa! Dołączyła się do walki kolejna wróżka! Niesamowite! Super! Jedyne w swoim rodzaju! Po prostu wypas!!
- Spokojnie Lola... - Uspokoił go szef restauracji - Poluzuj majtasy i usiądź na krześle, a nie liżesz szybę...
Odparł obojętnie, lustrując go wzrokiem. Facet naprawdę nie znał hamulców jeżeli chodzi o okazywanie swoich... Uczuć? Cóż zrobić, prawie polski komentator piłki nożnej!
- Może zostawimy to, dynia... Widowni walka się podoba...
Szepnął cicho do dwójki, wyłączając wcześniej swój mikrofon, aby nie rozbrzmiał się jego głos.
- Można później wkroczyć, jak zrobi się gorąco. Jak na razie... Fairy Tail dobrze sobie radzi...
Nacisnął na przycisk Off za nim jeszcze powiedział i poprawił swoją brązową czapkę.

-Khaa -wyplułem krew. Ten koleś nie dość że złamał mi żebra to chyba rozerwał niektóre wnętrzności czułem się słaby gdyż całą moc włożyłem w meteor ledwo wytrzymywałem z bólu leżałem łapiąc się za brzuch. -Ty beze mnie chyba zginiesz -powiedział głos w mojej głowie po czym straciłem kontrolę.(opętany Akihiro)podmieniłem jego zniszczone ciało na swoje przy czym oczy były całe czarne (nawet białka) i podniosłem się z ziemi patrząc z pogardą na tą dwójkę magów. -Mag wiatru .. no proszę nie masz się nad czym cieszyć Akihiro jest słaby a ja jestem jego prawdziwą siłą -uśmiechnąłem się sztucznie. -Prawdziwa walka dopiero się zaczyna.
Poczułam jak uderza we mnie silna fala wiatru. Przymrużyłam powieki, zasłaniając twarz ramieniem i jednocześnie próbując stanąć w miejscu. Niestety siła podmuchu była na tyle mocna, że zmiotła mnie z łatwością, a ja sama wylądowałam parę metrów dalej. Przez krótką chwilę leżałam nieruchomo, nie mogąc nawet drgnąć palcem. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy do moich uszu dotarł charakterystyczny głos. Szybko zerwałam się z ziemi, a mój wzrok natrafił na postać Akihiro uśmiechającego się złowieszczo, oraz Estebana stojącego parę metrów dalej.
- Niedobrze... - mruknęłam pod nosem.

Stałem od niego w odległości kilkunastu metrów, spojrzałem na niego ma potem na Nivves która właśnie została zabierana przez mojego klona... Wolę oddalić ją, nie wiem czy będę w stanie jednocześnie walczyć z nim i mieć na nią oko. Wyjąłem z kieszeni złoty zegarek na łańcuszku i spojrzałem na czas... Chyba pora zaczynać. Nie oglądając się na jego rozpoczełem inkantacje jedną dłonią wymawiając alef -Fluctibus agitatae oscillationem( łac. Drganie fal)..Niemal natychmiast usłyszałem charakterystyczny szum w uszach i odgłos roztrzaskującej się lakrymy pogdglądowej...Najwyraźniej straciła sygnał i spadła na ziemie. Nim zdążył cokolwiek zrobić wbiłem katanę w ziemie i użyłem obu dłoni by błyskawicznie wykonać serię znaków wymawiając zduszonym głosem -Pluvia acus ventosa! (łać. Deszcz wietrznych igieł) które pomknęły przebijając go na wylot...lecz dając mu uczucie jedynie uszczypnięcia....na razie.
Are? - Zdziwił się komentator patrząc na zakłócenia na ekranie. Widownia zaczęła buczeć. - CO się stało? - Przycisnął palec, gdzie miał słuchawkę w uszu i oczekiwał wytłumaczeń z strony technicznej.
- Chyba nie będzie nam oglądanie dalej...
Odparł smutny Yajima, kręcąc głową.
- Spróbujemy to naprawić, dynia! Proszę się nie martwić!
Próbował uciszyć widownia maskotka Igrzysk, jednak szło to na marne, gdyż fani coraz głośniej buczeli.

Poczułem tylko małe uszczypnięcie co za mag jak śmie używać taką magie na mnie. Spojrzałem gniewnie na tego maga wiatru i -Promień Ciemności -krzyknąłem ze złości i promień zdołał dosięgnąć maga wiatru i przebić jego prawy bark.
Jeszcze przez parę sekund wpatrywałam się w Akihiro, czując narastającą złość. Przez chwilę zapomniałam nawet, że to mój brat. W sumie... To nie jest już dawny on. Zmienił się tak bardzo, że nie jestem w stanie poznać w nim już mojego brata. Choć bardzo bym chciała.
Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy klon stworzony przez Estebana zabrał mnie w miejsce zupełnie oddalone od wcześniejszego pola walki. Odskoczyłam gwałtownie w bok, spoglądając się na niego gniewnie. Musiałam tam wrócić!
Westchnałem i spojrzałem na bark, pokręciłem nieco ramieniem a sporych rozmiarów pusty na wylot otwór zaczął się z powrotem zapełniać gazem który zamienił się w moje ciało...chyba go nieco wkurzyłem....Nieźle. To teraz powinien być jeszcze bardziej wściekły....Poderwałem wiatr by ten uniósł kurz, ziemię, liście... Tworząc swoistą zasłonę...W takich warunkach nie zobaczysz nic....chyba że nie musisz używać oczu by widzieć...Zamknąłem więc je i błyskawicznie doskoczyłem do zdezorientowanego Akihiro, uderzyłem go płazem po uchu natychmiast się cofając, dla zwiększenia ciekawości stworzyłem parę prądów powietrza naśladujących moje ruchy.... starał się mnie złapać uderzając drobnymi zaklęciami tam gdzie mnie nie było...a ja dolewałem oliwy do ognia uderzając go płazem jeszcze parę razy i wychodząc z pola zaciemnienia....Wbiłem katanę w ziemie i obserwowałem mojego przeciwnika bawiącego się z złudzeniami mojej osoby...
Próbowałem złapać tego chytrego lisa jednak nie udawało mi się to -Projekcja Psychiczna- wyszeptałem i stworzyłem klona który wybiegł z tego całego zamętu i zobaczył Estebana co potwierdziło fakt że Estebana nie ma koło niego i są to jakieś zwykłe prądy. -Ciemny chwyt - wypowiedziałem zaklęcie i rzuciłem w stronę Estebana jak poczułem że go złapałem przyciągnąłem się do niego i -Ciemna Siła -dotknąłem jego ciała i teraz mogę nim manipulować .. zacząłem go rzucać o ziemie i różne obiekty.
Uśmiechnąłem się pod nosem jedynie, zamieniłem swoje ciało w gaz uwalniając się z jego uścisku i odleciałem zostawiając w uścisku klona z minimalną mocą... Zmaterializowałem się nieco dalej i powiedziałem do niego- Mam nadzieję że dobrze się bawisz, bo ja wspaniale. Wyjąłem katanę którą zostawiłem wbitą w ziemię i rozejrzałem się. Pokiwałem głową, po czym obciąłem parę gałęzi posyłając je w jego stronę.
-Gwiezdna Dłoń -powiedziałem tworząc w swojej ręce kulę gwiezdnej magii którą posłałem w stronę Estebana przy tym niszcząc te wszystkie gałęzie i odpychając Estebana z dużą siłą. -Zabawa zabawą ale i tak zginiesz -uśmiechnąłem się. -Gwiezdne strzały -utworzyłem magiczny krąg, wyrzucają z niego kilka strzał światła w stronę Maga wiatru.
Obserwowałem wektory energii lecące w moją stronę, wydawały mi się takie wolne...podpuściłem je bardzo blisko po czym błyskawicznie podniosłem katanę, strącając najpierw jedną lecącą ku mojej głowie odsyłając ją w pobliski budynek. Druga zaś, lecąca tuż za nią kierowała się ku mojemu płucu, obróciłem się więc bokiem i nachyliłem ostrze katany pod kątem tak by odbicie zostało skierowane ku ziemi, trzecią zaś przeciąłem w pół wyginając się jak kot...ta była ciężka do zbicia, przyznam. Gdy wróciłem do pionowej pozycji odbiłem jeszcze ostatnią, po czym spojrzałem z dezaprobatą na przeciwnika.
-Już nie jest tak lekko,co ? -zapytałem z pogardą dla tego śmiesznego maga jednak po tych zaklęciach zostało mi mało energi .. chyba nawet tylko na jeden czar i zacząłem ciężko oddychać. -Skubaniec wymęczył mnie a ciało Akihiro jeszcze się nie zdążyło zregenerować chyba jednak za bardzo przeceniłem jego możliwości.
I co z tymi lakrymami? - Wyszeptał Chopati do siebie, trzymając dalej palec na słuchawce. Zaraz otworzył szerzej oczy i popatrzył w stronę TVL, jedynie zniknął kanał walki The Legion Vs Fairy Tail. Reszta była dostępna do podziwiania, co znaczy... - JAK TO ROZWALONE?! - Krzyknął głośno zdumiony, nie wierząc, ze jakiś baran je rozwalił, a były takie drogie! - Wyślijcie nowe! Ale juz! Show musi trwać! - Rozkazał stronie technicznej i zaraz usiadł zmęczony na fotel. Chrząknął, poprawił perukę i udaje, ze nic się nie dzieje, firmowy uśmiech, aby zaraz zamydlić oczy widzom. - Prozę się uspokoić, zaraz będzie ekran. Przepraszamy za usterki, hehe...
Na razie mnie nudzisz.-powiedziałem zupełnie bez niepotrzebnego napięcia w głosie chwytając moją broń oburącz po czym doskoczyłem te paręnaście metrów które nas dzieliło i wykonałem wślizg zwalając go z nóg, gdy był jeszcze w powietrzu wyprostowałem się podrzucając katanę w powietrze i wykonałem serię znaków składających się na zaklęcie. -Zonam Crepitus!( lac. strefa eksplozji ) A za nim pojawił się błękitno-przeźroczysty krąg który uwolnił masę powietrza posyłając go przez okno do budynku nieopodal... Spojrzałem na szyld... sklep z akcesoriami kuchennymi. Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem tam za nim, rozejrzałem się gdzie go wrzuciło trzymając swoją broń w prawej ręce... -Teraz będziesz się chować...Akihiro-san? Myślałem że stać Cię na więcej. -Tak mówiłem a jednocześnie czułem się nieco wyczerpany już....pierwsze zaklęcie poważnie uszczupliło moje zasoby, a przetrzymanie jego naporu i kontrataki wcale w utrzymaniu wystarczającej ilości mocy nie pomagały. Musiałem się skupić na walce bez magii przez jakiś czas.... w końcu musiał zacząć poważnie odczuwać...
Odwróciłam się gwałtownie, cofając parę kroków w tył i o mało co nie nokautując Estebana... Tak przypadkowo... Byłam wściekła, że zabrał mnie tu wbrew własnej woli. Chciałam rozprawić się z Akihiro nawet, jeśli miałabym zginąć. W końcu to prawdziwa walka, a nie żadna zabawa... Chociaż... Druga strona nadal widziała w tym chłopaku mojego dawnego brata, którego nie pozwalała skrzywdzić. Musiałam jednak pogodzić się z myślą, że tamte czasy minęły.
- Co ty sobie my... - Już chciałam go porządnie skląć, gdy nagle on po prostu... zniknął. Rozpłynął się, po prostu go nie było. Zdezorientowana zaczęłam rozglądać się wkoło, na początku zupełnie nie wiedząc co tak właściwie się stało. Dopiero po chwili mnie olśniło.
- Klon...

Ból zaczął co raz bardziej narastać w mojej klatce piersiowej że aż musiałem na czymś się wyżyć i padło na garnki które zaczęły stukać o siebie powodując duży hałas -Arrg ten ból ... co się dzieje Akihiro nie przejmuje kontroli więc co to jest do cholery -kląłem jednak ból ustąpił a w wejściu zobaczyłem tego parszywego maga. -Esteban! co mi zrobiłeś - krzyknąłem z wściekłości
Spojrzałem na niego marszcząc nieco brwi. A jednak coś odczuwał.... i był z tego powodu dość zdenerwowany, lepiej być nie mogło...teraz wystarczyło się sprężyć. - Nie marudź-odrzekłem ścisnąwszy mocniej katanę w prawicy zapuszczając się do budynku w jego kierunku.... chyba zrobiłem za duży bałagan...eh, nie cierpię bałaganu.. Tak czy siak gdzieś tu miał być... problemem tylko był nie mały rozmiar tego budynku...a ja nie zamierzałem marnować ani mocy ani sił by ganiać po nim szukając go... Jednocześnie musiałem go znaleźć bez pomocy mojego radaru.... byłem zmuszony obejść się bez niego...pozostało mi zbyt mało mocy... i tak samo jak zagłuszanie zostało usunięte...eh, jeśli nic nie zrobi to może być kiepsko.
Już dostaliśmy nowe kamery! - Oznajmił Lola, naciskając przyciski, które powodowały wskakiwanie po różnych ekranach kamery. - Musimy tylko znaleźć tą dwójkę... - Powiedział ciszej, zaczynając się martwić, gdzie oni to walczą. Nie umiejąc ich znaleźć, poczuł ja na czole pojawiają się pojedyncze krople potu. - Eeeee... Potrzebujemy jeszcze chwili... - Wyłączył mikrofon i zaraz objął się paniką. - Nigdzie ich nie ma!? I co my teraz zrobimy?! A jak się już pozabijali?!
- Chopati uspokój się... Wpierw może włącz auto lokalizator. W ciągu kilku sekund znajdzie Ci ich...
Poprawił go staruszek, który znał się lepiej na sprzęcie niż on.
- Ou... Faktycznie. Heh... Przepraszam za chwilę słabości. - Poprawił krawat i usiadł na swoje miejsce. Włączył mikrofon - Już zaraz będziemy mieli ekran!
-Teraz zabawa się skończyła -poczułem trochę większy przyrost mocy - użyję mojej potężnej mocy na Ciebie tą którą użył Jellal żeby zabić Simona. -Skrzyżowałem ręcę i czarna kula z małymi światełkami zaczęła lecieć z dużą prędkością w stronę maga wiatru
-Agrh -znowu poczułem ten straszny ból opadłem na kolana .
Spojrzałem w lewo skąd widziałem poziomo ustawione huragano podobne coś.. Miało kolor czarny z jasnymi przebłyskami...-Ughkhlehe-Zakaszklałem padając na jedno kolano ...widocznie upływ magii był poważniejszy niż mi się wydawało....mogłem w tej sytuacji tylko zrobić jedno...a jego zachowanie tylko mi pomogło. Wstałem i na chwiejnych nogach zacząłem inkantować zaklęcie...Czas jakby zwolnił...dla niego i dla mnie, musiałem się wyrobić ...musiałem. -Procellae lens! (łac. Soczewka Huraganu)- Zakrzyknąłem a przede mną pojawiła się wirujący półkolisty okrąg.... w ułamku sekundy zderzyło się z zaklęciem przeciwnika.......
Pod wpływem siły odleciałem gdzieś w stronę jakiejś ściany i odbiłem się od niej. Kurz i dym utrzymywał się jeszcze przez jakąś minutę przez co musiałem zasłonić ręce oraz zacząłem nadmiernie kaszleć. Po minucie wszystko opadło a ja zobaczyłem półkulę promieniującą magią na wiele stron a ten parszywy mag wiatru chyba pochłaniał z niej magię.
Odetchnałem z niewielką ulgą... mogę przetransformować jedynie około dziesięć procent mocy włożone w zaklęcie... ale przy moim skupieniu to daje mi moc na dokończenie tego... Dobrze że jednak zdecydowałem się przerobić ''Wodne Lustro'' na te zaklęcie... gdyby nie to już pewno byłbym martwy... Nim się otrząsnął zacząłem splatać ostatnie zaklęcie...nadal mam dość mało magii lecz... nie jestem pewien czy się z tego nie wyliże łatwo... -Czas kończyć...-podniosłem głowę i spojrzałem na niego...splotłem dłonie wykonując serię znaków a w okół niego pojawiły się cztery błękitne okręgi...-Zonam meon lucidity: Activation! ( Rozdzierająca Strefa Implozji: Aktywacja!)... Wolałem nie myśleć co wtedy czuł...od razu padłem na kolano spoglądając w jedną stronę....byłem całkowicie wypompowany...nie zdołałbym rzucić nawet podstawowego zaklęcia...nie mówiąc o wariantach...Właściwie to czułem się jakby moje ciało i dusza to nie było już to samo....
Nie zdążyłem zareagować gdy zobaczyłem cztery błękitne okręgi które wybuchły tuż obok mojej twarzy poczułem tylko jakbym palił się żywym ogniem a temu towarzyszyło uczucie rozrywania i uderzania o inne przedmioty w budynku. Nie mogłem przez chwilę się opanować leżąc na ziemi byłem prawie nieprzytomny jednak kątem oka spojrzałem na niego to chyba był jego limit. Z trudem doczołgałem się do niego by spojrzeć mu prosto w twarz. Jednak to co zauważyłem przyprawiło mnie o pot przecież to jest to samo znamię które ma Jellal co robi to koło jego oka ? -pomyślałem ale mniejsza z tym trzeba go dobić. Uniosłem swoją dłoń nad jego głowę
-Giń parszywcu .. -Gwiezdny promień! -w jednej chwili znalazłem się tuż obok niego leżąc w całkowitym bezruchu czując ogromny ból patrząc się w sufit i myśląc co się mogło wydarzyć -Ja .. przegrałem .. jak ? nie mogłem nic zrobić ten ból.
W końcu...trwało to dłużej niż myślałem...jednak koniec końców obezwładniłem go...przez naderwane tętnice wraz z coraz większym wysiłkiem otwierały się coraz bardziej....jak pęknięta tama pod dużym ciśnieniem wody.... reszta naczyń krwionośnych zagoiła się dość szybko więc ciśnienie drążyło niekrzepiące się tętnice... a wraz z ubytkiem krwi nieodpowiednio dotlenione były komórki które właśnie magazynują moc...obumierały... I tu zaczyna się piekło...chciał wykorzystywać moc zawartą w komórkach które nie mogły jej oddać ponieważ nie funkcjonowały... Więc magia je rozsadzała...uszkadzając przy tym kolejne ...czysta reakcja łańcuchowa...wydawało mi się że to jedynym sposobem by doprowadzić go na skraj śmierci nie zabijając go od razu... Padłem na twarz, sam byłem w nie lepszym stanie.... jeszcze nigdy nie czułem się jak teraz, właściwie ledwo pojmowałem gdzie jestem i kim jestem...co ja tu robię i po co. Z trudem skojarzyłem fakty by móc mu powiedzieć parę słów...- I kto Ci teraz pomoże... Akihiro-san? Twoja moc...? Siła? Wątpię... Możesz mieć nie wiadomo ile jej...ale nie okazując innym że są Ci potrzebni sam się skazujesz na śmierć... Twoja siostra może i mówi mówić że Cię nienawidzi...ale wciąż ma nadzieję ... Tylko, czy ty masz nadzieję dla siebie... Wszystko teraz zależy od inn...-nie zdążyłem do kończyć...zobaczyłem tylko czerń...
-Tobie raczej też nikt nie pomoże - wydusiłem ledwo z siebie. Wróciłem do mojego poprzedniego stanu do mojej prawdziwej formy jednak dalej te jego słowa mnie dręczyły a co jednak ma rację ? niee nie może mieć racji ona mnie zostawiła a sama odeszła do Fairy Tail.
Po jakimś czasie zmagania się z innymi, w końcu mogłam powiedzieć, że wreszcie udało mi się ich znaleźć... Chyba... Nie orientowałam się, ile czasu mogło minąć odkąd klon Estebana zabrał mnie z pola walki, a potem zniknął bez śladu.Godzina, parę godzin? Teraz to nieistotne. I tak oberwie mu się potem... Znajdowałam się w teraz już ruinach. Wszystko co wcześniej mogło przypominać budynki - zostało zrównane z ziemią. Nie ma się co dziwić... Przechodząc dalej zauważyłam bezwładnie leżące dwa ciała. Nie musiałam zgadywać dwa razy, do kogo należały "zwłoki". Od razu pobiegłam w ich kierunku. Spojrzałam się w stronę nieprzytomnego Estebana, a następnie swój wzrok przeniosłam na Akihiro, który szczerze powiedziawszy też nie wyglądał najlepiej. Żałowałam, że nie było mnie tu wcześniej...
- Mogę powiedzieć, że ci się należy... W przeciwieństwie do niektórych... - syknęłam po chwili, prostując się i krzyżując ręce na piersi. Próbował wstać, jednak marnie mu to wychodziło. Kolejne próby kończyły się coraz to większym przyciąganiem ziemi. Gdy jednak jakimś cudem udało mu się stanąć na nogach, mruknął coś pod nosem, a następnie zwrócił się do mnie. Nie doczekałam jednak momentu w którym miał dojść do sedna, gdyż ponownie upadł, tym razem już nie wstając. Chciałam podejść do niego, lecz uprzedziła mnie już pewna osoba. Stanęłam w miejscu, przyglądając się jak mężczyzna zabiera Akihiro ze sobą, po chwili znikając mi z pola widzenia. Wcześniej zdążył obdarzyć mnie tylko swoim chłodnym wzrokiem, nie odzywając się ani słowem. Zmrużyłam oczy, przez chwilę pogrążając się we własnych myślach. Szybko jednak otrząsnęłam się i powróciłam do rzeczywistości. W końcu muszę pomóc Estebanowi. A skoro o nim mowa, sam nie wyglądał lepiej i mogłam jedynie zgadywać, co tutaj się tak naprawdę stało. Jeden wyczerpany magicznie z mniejszą ilością obrażeń, drugi z kolei fizycznie. Wiedziałam jednak, że Esteban dał z siebie wszystko, w końcu jeszcze nigdy w niego nie wątpiłam. Ale coś mi tu nie pasowało... Pokonałam jedynie kilka, krótkich kroków chcąc przyjrzeć mu się z bliska, gdy nagle na jego twarzy zauważyłam... znak. Dokładnie taki sam jak mój... O co tu chodzi? I dlaczego zauważyłam go dopiero teraz? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Stałam kompletnie wmurowana w ziemię, siląc się na zrobienie czegokolwiek, co wychodziło mi jednak z dużą trudnością. Tak samo jak i zebranie myśli. Szlag... Po kolei. Ciekawiła mnie też ta osoba, która pojawiła się od razu po tym, gdy Akihiro na dobre stracił przytomność. Ich mistrz? Możliwe... Trudno, będę zastanawiać się nad tym później. Kto wie, jakie sztuczki chowają w rękawie... Na razie muszę pomóc Estebanowi, w końcu nie może tu leżeć. Potem z nim porozmawiam...
Dźwignęłam go z ziemi, przekładając sobie jego ramię za szyję. Jeśli chodzi o znak, zdołałam jedynie na jakiś czas zasłonić go niewielką ilością cienia. Tak, aby nie miał większych kłopotów. Zgaduję, że nikt inny nie wiedział o tym wcześniej. Na tę chwilę koniec walki, ktoś musi go opatrzyć

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Notka Organizacyjna #2

A więc skończył się czas,..
Z przykrością oznajmiam że wylatują:
1. Ethan Fullbuster                           postacie
2. Naoki Strauss                           Biała Ahri
3. Kira Dreyer                 postać Neko Echia
4. Yoshi Strauss                      postać Komci
5. Elsa Inasoncuku       postać Karoliny Jaro

Nie zabraniam ponownego dołączania ale możecie to zrobić dopiero po nowym roku.
_______________________________________________________

A więc koniec sprawy z poprzednią organizacyjną.
Ostatnio zamówiłam nowy szablon.
Za jakiś czas powinien być.
Proszę każdą z niżej wymienionych postaci o napisanie co najmniej jednej notki do nowego roku.
Yume Nakamura
Amnesia Akemi
Karim Justine
Ashley Kage
Te postacie od napisania kp nic dodały.
Jeśli macie jakieś propozycje co do bloga proszę pisać tu w komentarzu.

czwartek, 27 listopada 2014

Notka organizacyjna

Witam. Tu ja. Wiem że zjebałam sprawę z blogiem.
Mam zamiar to naprawić.
Ale żeby to zrobić muszę wiedzieć kto tu jeszcze jest.
Dlatego w komentarzu pod spodem podpiszcie się że żyjecie.
.Daje wam czas do 14.12.2014. Kto się nie podpisze wylatuje.

LISTA OBECNOŚCI:
1. Tsuki Justine
2. Emily Dragneel
3. Ethan Fullbuster
4. Nashi Dragneel
5. Kira Dreyer
6. Katsumi Redfox
7. Mamoru Dreyer
8. Amane Fulbuster
9. Esteban Chegesava
10. Kid Strauss
11. Karim Justine
12. Nivess Fernandes
13. Akihiro Fernandes
14. Yoshi Strauss
15. Naoki Strauss
16. Akira Eucliffe
17. Shi Cheney
18. Amike Ul Mikowish
19. Amnesia Akemi
20. Elsa Inasoncuku
21. Ashley Kage
22. Yume Nakamura 



Obecny
Usprawiedliwiony
Nieobecny

sobota, 22 listopada 2014

Pierwsza Miłość



MamoruShi

(Shi również jest zaznaczona na zielono, ponieważ jest ukazywana z widoku Mamoru.) 

Otworzyłem oczy, aby móc ponownie obserwować błękitne niebo. Zero białych puchów, tylko lazur na sklepieniu i gdzieniegdzie matka natura posyła swoich pracowników – ptaków, aby szybowały i przecinały swoimi popielatymi skrzydłami górne morze. Wziąłem głęboki wdech, ciesząc się świeżym powietrzem, wyciągnąłem na bok dłoń, aby zerwać pół, długiej zieleni, którą zaraz wsadziłem pomiędzy zębami używając jak słomy… albo papierosa. Ta cisza… Jest taka piękna, mogłaby trwać wiecznie… Strasznie mi wygodnie, leżąc na trawie i odczuwać masaż twarzy od promyków słońca. Zero hałasów, zero miast, zero targów, zero kłótni, a co najważniejsze… zero mojego ojca. Tylko ja i polana Cross… Uniosłem delikatnie kąciki ust i znów zamknąłem oczy… Zdrzemnę się godzinkę… ewentualnie pięć. Jest dzień wolny od Igrzysk, więc na spokojnie mogę sobie odpocząć od wszystkiego, raczej nikt się o mnie martwić nie będzie. Wsadziłem pod głowę ręce i ułożyłem się wygodnie do snu. Sądziłem, że padnę jak kawka, ale klops. Coś strasznie dziwnie mnie swędział nos, po za tym… Czy słońce się schowało, bo nie czuje już słońca?
- Hihihi…
Usłyszałem damski chichot, który akurat był tak wyraźny, że mogłem się zorientować, że dziewczyna pochyla się nad moją głową. Tylko kto to? Kto śmie przerywać moją niemowlęcą drzemkę przed obiadem?! Leniwie podniosłem lewą powiekę i ujrzałem węglowe włosy jak i… piękne, nie mające końca czarne oczy. Poczułem dreszcz, spowodowany jej ślepiami, miałem wrażenie jakbym spadał do czarnej dziury. Zaraz oderwałem wzrok od jej twarzy i spojrzałem na jej gałązkę z listkami, która mnie smyrała po nosie. Akurat właśnie w TYM momencie zrobiłem zeza.
- Nudzi Ci się?
Zapytałem się zniechęcony do rozmowy,  przecierając dłonią swoje prawo oko, które jeszcze się nie obudziło.
- No może troszkę.
Wystawiła swoje śnieżnobiałe zęby i podniosła się na równych nogach, ja w tym samym czasie uniosłem plecy, aby usiąść na ziemi i spojrzeć na nią. Miała na sobie białą, przewiewną sukienkę z koronkami na dekolcie jak i zakończeniu. Słomkowy kapelusz chronił jej głowę przed słońcem, a na ramieniu spuszczone ku dole dwa warkoczyki. Z tyłu trzymała koszyk z różnymi ziołami. Heh, znalazła się, Ania z Zielonego Wzgórza.
- Czego chcesz?
Spytawszy się szorstko, podrapałem się po głowię, między czasie otrzepując włosy z ziemi. Ciekawi mnie, co taka mała, bezbronna… czekaj, wróć. Może nie bezbronna, ale mała osóbka taka jak ona robi niedaleko lasu?
- Milion kryształów, bo inaczej zabije Ci matkę.
Rzuciła pierwsze, lepsze kłamstwo odwracając się do mnie tyłem dodając do sytuacji, że ma mnie w… i nic mi nie powie. Nie wiem czemu, ale ta dziewczyna zaczyna mi już grać na nerwach.
- Skoro nic ciekawego, to może mnie nie podrywaj, co?
Spytałem się, chowając dłonie do kieszeni, oczekując teraz prawdy, a nie kolejnego kłamstwa. Ona jedynie popatrzyła na mnie przez ramię i rzekła.
- Wolałbym już zginąć niż Ciebie podrywać.
Uniosłem szybko brew do góry zirytowany oraz sarkastycznie lewy kącik ust.
- Że co proszę?
- To co słyszałeś. – Odwróciła się znowu do mnie przodem, łapiąc za swój kapelusz, bo zerwał się mocniejszy wiatr. Stawiała powoli kroki do tyłu, patrząc na mnie ciągle.
– Człowiek zewnętrznie jest atrakcyjny na jakiś czas, wewnętrznie zawsze.
- Co to ma znaczyć?
Zapytałem, nie rozumiejąc jej mądrych słów, czułem, że pomiędzy tymi słowami jest coś…
- Że jesteś głupi i nikt Cię nie lubi.
ZABIJE TĄ BABĘ! A już myślałem, że mądrze do mnie gada jak jakiś Gandalf czy Dumbledor, a ona po prostu chciała po mnie pojechać, U-ka-tru-pie!
- Aaaa! – Krzyknąłem wkurzony i pogroziłem jej pięścią. – Wypluj to, bo Ci zaraz te kitki powyrywam!
- Co mówisz? Nie słyszę – Zaczęła dłubać w swoim uchu i sprawdzać brud na palcu. – Chyba jakaś mucha lata.
- Uszy się myje, a nie wietrzy o wannę!
Podniosłem głos, widząc jak mnie Shi lekceważy i zamierza mi tylko popsuć krwi. Jak nie ojciec, to TA zmora! Aaaa! Zwariuje na tym świecie!
- Kurczę pieczone – Położyła dłoń na swojej głowie. – Chyba od tego słońca dostaje jakiś  halucynacji. Słyszę oooobce głosy!
Uśmiechnęła się złowieszczo jak zauważyła, że od mojej głowy zaczyna wylatywać dym jak z pociągu parowego.
- Aaaa, czekaj, tylko niech ja Cię złapię!
Ryknąłem, biegnąc w jej stronę zapominając o bożym świecie, wyznaczyłem sobie ją jako cel. Muszą ją złapać i powiesić za te kitki! Nie dam tak sobą pomiatać, smarkula jedna. Czarnowłosa zaśmiała się uroczo i uciekała, grając ze mną w kotka i myszkę.
- Wolny jesteś! Daj z siebie więcej!
Zawołała, znikając co chwile z jednego do drugiego drzewa, zapierniczała w tych klapkach jak pantera. Kurde, dziewczyny to mają jakieś skille w tych butach. Nie ważne, czy sezon zimy, jesieni, nie ważne, czy szpilki, sandały one biegają w każdym obuwiu perfekcyjnie. Wyciągnąłem dłoń do przodu, aby ją złapać, już tak blisko… zaraz ją będę miał…
- Ouuuuuu!!!
Zawyłem, gdy poczułem, że coś mnie rwie do przodu, zawiązuje się wokół mnie i powiesza do góry nogami. Nieopanowany śmiech dziewczyny, zwrócił mnie na ziemie. Rozglądnąłem się i zorientowałem się, że wpadłem do jakieś  pułapki na ssaki.
- Hahahahahaha! – Śmiała się ciągle, prawie się dusząc, turlając po ziemi. – Nie wierzę… Hahaha! – Łzy cisnęły się do jej oczu oraz trzymała się kurczowo za brzuch. – Hahaha, wpadłeś jak śliwka w kompot, hahaha!
- Zamknij się! – Rozkazałem, aby się opanowała. Czułem jak moja krew spływa do mózgu, co nie było przyjemne. Machałem wolną, prawą ręką próbując się jakoś uwolnić, byłem tak pozginany w tej pułapce, jakby mi ktoś powykręcał kończyny. – Uwolnij mnie!
- Ja? Ciebie, ha! – Wytarła palcem łzy spod oka i usiadła na ziemi, patrząc na mnie jak królewna, która gardzi wieśniakami. – Po moim trupie. Zostaniesz tutaj. – Podniosła się i chwyciła za kosz.
- Że co?! Nie, nie! – Wyciągnąłem do przodu rękę, jakbym chciał ją zatrzymać, ale dzieliły nas dobre pięć metrów. – No proszę Cię… - Zatrzymała się i spojrzała na mnie. – Ładnie Cię proszę…
Zrobiłem oczy szczeniaka, a ona tylko zarzuciła swoimi i machnęła tylko ręką, a ja nawet nie zauważyłem gołym okiem, kiedy zacząłem spadać w dół. Spadłem na plecy i jęknąłem.
- A teraz dziękuj.
Moje jęczenie pod nosem, było dziękowaniem i trochę wierzgałem się po ziemi z powodu bólu.
- Dzięki…
Wydusiłem w końcu te jedno słowo, mimo to dalej czułem jakby mi ktoś w plecy wbijał kamienia. Prawą dłonią wymasowałem sobie bolące miejsce i popatrzyłem na nią. Na co ona jeszcze czeka? Nie powinna już iść do swoich Tygrysków? Patrzy się ciągle na mnie… Peszy mnie to!!! Na moich policzkach pojawiły się rumieńce i szybko odwróciłem głowę.
- Uroczo. – Skomentowała moją reakcje i podeszła do mnie. – Co powiesz na kolacje? Ty, ja oraz dooobre żarcie w The Head Bird?
Zaproponowała mi, popychając łokciem w moje ramię. Zdziwiłem się trochę, ale w sumie byłem głodny, a nie zamierzałem wracać do hotelu. Zrezygnowałem w ogóle z walki do finału… Nie zamierzam brać tam udziału, ponieważ dopóki mam dobrą reputację  o swojej sile, to niektórzy będą mnie czcić, więc nie chce ich po prostu rozczarowywać.
- Zgoda.
Podniosłem się z ziemi i otrzepałem tyłek dłońmi, po czym wraz z Deską skierowaliśmy się do danej restauracji.
Parę godzin później.
Wieczór.
- Nie gadaj! Hahaha, naprawdę?
Zaśmiała się Shi z mojej historii, wychodząc ze mną z restauracji. Trzymała się jedną ręką za brzuch, a drugą trzymała kapelusz, aby jej nie spadł przez te trzęsienie ciałem ze śmiechu.
- No na serio. Tak się przeraziłem tego kucharza, że później nie chodziłem do tej restauracji przez kilka miesięcy, ale kiedy dostałem bony na darmowy obiad, to można powiedzieć, że to miejsce to moja kuchnia.
- Nie wierzę. – Wytarła palcem łzę spod oka i spojrzała na mnie uśmiechnięta od ucha do ucha. – Opowiedz coś jeszcze!
Zachwycona moimi przezabawnymi opowieściami, nie zważała na to, że na jej ciele pojawiała się gęsia skórka. No tak, wieczór jest, więc temperatura spadła.
- Ej… Nie jest Ci zimno?
- Ano, faktycznie chłodno się zrobiło.
- To może Ci dam swoją blu… - już ściągałem z siebie ubiór, aby jej wręczyć, i być jakiś tam dżentelmenem, ale jak zobaczyłem, że otoczyła ją niebieska aura i już była w innym ubraniu, cieplejszym. Cała chęć pomocy pięknej dziewczynie, poszła się za przeproszeniem, jebać.
– Aha…
Jedynie tyle z siebie wydałem i ubierałem z powrotem ciuch.
- Skoro tyle masz niezwykłych historii. To… - ruszyła do przodu, przytulając się do mojego ramienia. Zdziwiło mnie to bardzo, ale poczułem syndrom ,,Wszystkie dziwki moje”. – To pewnie masz fajną rodzinkę.
- Hohohoh, oczywiście! – Zgodziłem się sarkastycznie, właściwie prawie się obrażając. Spędziłem miły wieczór, a ona mi przypomniała o tych debilach. Prychnąłem zły i spojrzałem w bok. – Strasznie. Ojciec kocha mnie, tak bardzo, że przez niego moje ¾ życia nie miało sensu.
Wycedziłem przez zęby, widząc przed oczami klisze tych wszystkich durnych wspomnień. Przez tyle lat… Cholera to sporo czasu, aż za dużo. Zatrzymałem się, sam nie wiem dlaczego, ale chyba oczy zaczynały mi się pocić. Mamoru, jaki ty jesteś beznadziejny. Rozklejasz się przy zwykłych wspomnieniach? Ścierwo!
- Mamoru? - Wyszeptała cicho moje imię, widząc, że nie odwracam w jej stronę głowy od jakiegoś czasu. Stanęła przed mną i położyła swoje dłonie na moich policzkach. Były takie delikatne i ciepłe. Spojrzałem jej w oczy, a ona mi, starła palcami łzy. – Przepraszam… Nie chciałam, abyś… Nie wiedziałam, że tak źle masz.
- Nie to ja przepraszam. – Ściągnąłem jej ręce z twarzy i wytarłem łzy. – Rozkleiłem się jak debil. – Odwróciłem się do niej plecami. – Po prostu nie poświęcał mi dużo czasu i teraz wymaga cudów. – Próbowałem wycierać oczy, ale co chwile przypływały nowe łzy.
- Mój też nie ma dla mnie dużo czasów, wiesz jest przyjacielem mistrza gildii. Najlepszym przyjacielem.
Podkreśliła i się uśmiechnęła pokrzepiająco, przytuliła mnie od tyłu, wtulając się w moje plecy. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na nią przez ramię. Czy ona mnie właśnie pociesza? Tak to wygląda? Czuje się lepiej, mimo, że oczy płaczą, ale serce… Uspokoiło się momentalnie. Zlustrowałem ją wzrokiem i odwróciłem się do niej. Położyłem jej dłonie na ramionach i wytarłem ostatni raz łzy, po czym zdeterminowany i pewny siebie, spojrzałem jej w oczy. To ona, na pewno. Czuje to. To musi być ona, nikogo jeszcze takiego nie spotkałem.
- Shi. Zakochaj się we mnie.
Odparłem poważnie, nie czując wstydu przed wyznaniem, nie umiem w sobie kryć uczuć.
- Co?!
Zdziwiona krzyknęła głośno i wybałuszyła oczy. Zdumiona chwyciła moje łokcie i przyglądała mi się, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ja jedynie uśmiechnąłem się łagodnie, bo czułem się przy niej… Szczęśliwy! Coś warty! Wiem, że zajmuje jakieś miejsce u niej.
- Nie tak od razu! – Zaśmiałem się niewinnie. – Powolutku. 


No i masz Esteban, nie wiem czy to zamieni Twoje plany z Shi xD, ale jak dla mnie to dość, no, nawet ważne xD. Ja chce sparingować Mamoru x Shi? D: Och, niemożliwe! Gez. Sama nie wiem, po prostu  mi się nudziło. A jakiś wątek miłosny musi być, bo cisza i nuda. Jedyna walka, walka... A gdzie Romeo i Julia?! Oni też muszą być! Wyobrażacie sobie Spidermana bez miłości? Tak? Ja też tak. NIe lubiłam tej rudej, mogła zginąć : P Tak samo Lucy może zginąć ;3 Hehe, ale krótko coś dzisiaj tylko cztery strony. Nie wiedziałam, że taki shit mi wyjdzie, ale czasami ma się gorsze dni i czasami lepsze. Nie jestem pewna czy coś jeszcze tutaj będę pisać, bo ostatnio gówno się dzieje, jezeli chodzi o przebieg Igrzysk. Życzę miłego dnia/nocy, kurwa nie wiem, kiedy to czytacie, ale ja idę się podrapać po dupie i pisać coś jeszcze. 

Rozmowa

Siedziałam na swoim tradycyjnym miejscu z którego dobrze widziałam arenę jednocześnie nie rzucając się nikomu w oczy. Patrzyłam głucho w przestrzeń wsłuchując się w spokojny szum wiatru. Słońce już dawno schowało się za horyzontem i panował nieprzenikniony mrok lecz nie przeszkadzało mi to. Z miasta dobiegły mnie stłumione głosy bawiących się ludzi i świętujących magów. Kolejny trudny dzień igrzysk dobiegł końca ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym czego się dowiedziałam. Jak mam być spokojna skoro prawda była tak niebezpieczna. Moim zdaniem powinniśmy działać szybko ale zdaniem Esta musimy zachować spokój. W tej sytuacji zdam się na niego i poczekam na rozwój wydarzeń. Jedna rzecz tylko nie dawała mi spokoju. Dlaczego? Dlaczego on to robi? Jaki ma cel w niszczeniu nas... swojej rodziny i przyjaciół. Podciągnęłam nogi do brody i otuliłam je szczelnie ramionami. Nawet nie wiem co wtedy myślałam. Racjonalne myślenie zostało zagłuszone chęcią... sama nie wiem czego. Smutkiem...? Tęsknotą...? Złością...? Można tak powiedzieć. Jedno wiem na pewno, chciałam mu zrobić krzywdę a ta wizja mi się podobała.
- J-jestem.. POTWOREM... -wyszeptałam sama do siebie wlepiając wzrok w ziemię.

Ale spartaczyłem dzień .. jakim sposobem oni uciekli -zapytałem sam siebie chowając ciało wcześniejszego gościa który stał na straży. Schowałem i zakopałem ciało gdzieś w lesie z daleka od miasta a stąd widziałem tylko arenę. Byłem w stroju The Legion z maską na twarzy więc co mi szkodzi pójść się przejść wokół areny. Ruszyłem w kierunku areny używając meteoryty byłem w stanie znaleźć się gdzieś obok areny widziałem ludzi którzy wybrali się na wieczorny spacer -ehh wieje nudą -mruknąłem pod nosem wskakując na jedno z drzew i leżąc na grubszej gałęzi opierałem się o pień.

Nie mogłam dalej usiedzieć w miejscu. Musiałam coś ze sobą zrobić żeby nie zwariować. Wstałam gwałtownie z ziemi odgarniając do tyłu włosy. -Opanuj się... nic się nie dzieje... Mówiłam sama do siebie chodząc w kółko. Nie mogłam się na niczym skupić. Czułam jak moja moc zaczyna wzrastać czego obawiałam się najbardziej. Potwór we mnie znowu chciał walki. Zacisnęłam pięści na włosach i z cichym krzykiem opadłam na ziemię.

Poczułem nagle jakby czymś dostał słysząc dźwięk czegoś odbijającego się od hełmu, lekko otworzyłem oczy zobaczyłem jak jakieś dzieci rzucają jakieś małe kamienie w moją stronę -ehh to już się robi irytujące -wstałem szybko i zeskoczyłem łapiąc jednego z nich za fraki i podnosząc do góry. -Słuchaj ty mały skurczybyku życie ci nie miłe ? -zapytałem się patrząc na niego a on się rozpłakał na cały głos aż ze względu bezpieczeństwa musiałem go odstawić bo beczał jak najęty. -Nienawidzę dzieci -powiedziałem i wróciłem do swojego poprzedniego zajęcia jakim jest opierdoling soł macz na drzewie.

Oddychałam głęboko próbując się się uspokoić. Uderzyłam pięścią w ziemię i wstałam. Ruszyłam przed siebie chcąc wrócić do hotelu gdy usłyszałam płacz jakiegoś dziecka. Niechętnie poszłam w tamtym kierunku rozglądając się za płacącą ofiarą. Stanęłam pod drzewem i zamknęłam oczy nasłuchując. -Gdzie jesteś mały...?

Nagle w jednej chwili instynktownie otworzyłem oczy i zobaczyłem tam znowu ją Katsumi która najwidoczniej czegoś szukała a ja nie chcąc jej przeszkadzać w poszukiwaniu dalej leżałem na drzewie.

Stałam wsłuchując się w noc gdy nagle wyczułam pewien bardzo dobrze znany mi zapach. Otworzyłam gwałtownie oczy i odskoczyłam z dala od drzewa wpatrując się w osobę na nim. Przykucnęłam w pozycji obronnej i zadrżałam delikatnie. Uśmiechnęłam się ukazując kły. -Akihiro....

-Znowu chcesz walczyć ? -zapytałem dalej mając zamknięte oczy.

Czy ja chcę walczyć... sama nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Ja nie chciałam ale mój organizm instynktownie szykował się na pojedynek. Westchnęłam cicho i nic nie mówiąc usiadłam na ziemi zamykając oczy.

Otworzyłem jedno oko patrząc na nią. -Co ty robisz ? masz okazję mnie zabić

Zaśmiałam się gorzko i spojrzałam mu prosto w oczy. -Gdybym chciała cie zabić to bym to zrobiła... Poza tym nie chcę walczyć...

-Czyżby smok przestraszył się człowieka ? -zapytałem irytując ją by ją sprawdzić jednak ona nic się nie odzywała -a więc po to tu przyszłaś ?

-Przyszłam tu za płaczem dziecka... wtedy wyczułam twój zapach. To był przypadek. Stęskniłam się za Tobą. -uśmiechnęłam się sztucznie i zdałam sobie sprawę jak wiele prawdy jest w tych słowach. Tęskniłam za nim.. za dawnym nim.

-Przecież dzisiaj już walczyliśmy -odparłem od razu

-To nie znaczy że nie mogłam zatęsknić... -wywróciłam oczami. Tak naprawdę byłam wciąż zmęczona po tej walce. Przydałoby się zjeść trochę żelaza...

-Powiedz mi dlaczego nie potrafisz zrozumieć tego co ja ? jesteś smoczym zabójcą wiesz jakbyś się mi przydała bardziej niż w Fairy Tail -poczułem ból z rany którą mi dzisiaj zrobiła.

Poczułam łzy piekące mnie pod powiekami. Dlaczego ty się tak zmieniłeś...? Zacisnęłam pięści na materiale płaszcza i wbiłam wzrok w ziemię. -Nie potrafię tego zrozumieć bo mimo iż opuszczam gildie zawsze do niej wracam... nie mogę ich zostawić. A moja siła służy tylko obronie bliskich.

-Ja po prostu przejrzałem na oczy -postanowiłem zmienić taktykę. Zeskoczyłem z drzewa i usiadłem obok niej patrząc na nią a ona na mnie. -Pamiętasz jak kiedyś byliśmy szczęśliwi bawiąc się razem ? ile było wtedy radości kiedy byliśmy przyjaciółmi? teraz też tak może być tylko wystarczy że do mnie dołączysz -próbowałem ją przekonać w ten sposób chociaż i tak sam nie wierzyłem w te słowa.

Nie potrafiłam spojrzeć na niego. Czułam że gdy tylko podniosę wzrok nie wytrzymam i pozwolę łzom płynąć. Nie wierzyłam w to co mówił. Nie chciałam mu wierzyć ale to był cios poniżej pasa. Grał nieczysto. -Pamiętam... Ale ja nie mogę. Zmieniliśmy się tamto już nie wróci...

-Gdzie jest teraz ta twoja żądza mordu? pamiętaj że w Fairy Tail na pewno by za tobą nie płakało jakbyś zaginęła oni tak naprawdę się boją twojej smoczej mocy tylko ja potrafię ją zrozumieć jak widzisz o mnie już wszyscy zapomnieli ale sobie przypomną gdy będą błagać mnie o litość a na pierwszy ogień poleci ten głupiec Jellal -powiedziałem pewny siebie

To co powiedział mną wstrząsnęło. Co jeśli ma rację...? Ja sama zaczynam się jej bać. Co jeśli...powinnam odejść...? -Kłamiesz! Nie boją się mnie. Umiem zapanować nad mocą.

-Właśnie dzisiaj pokazałaś jak bardzo nad nią panujesz ostatni raz daje ci szansę, dołącz do mnie lub giń razem z tymi fałszywymi przyjaciółmi - nie dało się podłamać jej silnej wiary w przyjaciół jest głupia każdy musi dbać o siebie.

Nie mogłam go dalej słuchać. Przejrzał mnie. Znał moją największą tajemnice. Moja moc stawała się coraz dziksza i czasem traciłam nad nią kontrolę. Wstałam gwałtownie pozwalając mojej mocy na chwilę mną zawładnąć. -Przestań! Nic nie zrobisz moim przyjaciołom! Nie pozwolę ci.

Zaśmiałem się cicho pod nosem -Zobaczymy a jednak myślałem że jesteś mądrzejsza jednak zawiodłem się na tobie jesteś głupia tak samo jak całe Fairy Tail idealnie tam pasujesz -znowu się zaśmiałem.

Stałam tak osłupiała jego słowami. Zaśmiałam się i założyłam ręce. -Obrażaj mnie ale nie Fairy Tail. Tylko ty zachowujesz się jak idiota...

-A może przy okazji zabiję Levy hmm to byłby dobry ruch w moim wykonaniu -odpowiedziałem

To już było za wiele. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mojemu szaleństwu zapłonąć. Złapałam go za ramię i rzuciłam nim z całej siły o drzewo. Podeszłam i spojrzałam na niego zimnym pozbawionym uczuć wzrokiem. -Nie zbliżaj się do mojej matki, mojej rodziny. Precz od Fairy Tail!

-Czemu mnie nie zabijesz? To nie byłoby prostsze rozwiązanie? a Levy odpowie tak samo jak inni członkowie Fairy Tail w końcu zemsta się dokona na tej parszywej gildi.

-Dlaczego mnie do tego prowokujesz? Czemu chcesz nas zniszczyć? -ponownie tego dnia opadłam na kolana i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. Okazywałam właśnie słabość dla swojego wroga ale w tym wszystkim najbardziej bolała mnie myśl że myślałam o nim jak o wrogu... Zakryłam twarz dłońmi i próbowałam powstrzymać płacz.

-Płaczesz przed wrogiem?, pytasz się dlaczego chce was zniszczyć? dla jednego powodu żeby pokazać, że jestem lepszy od was -odpowiedziałem jej wsłuchując się w jej płacz może i miała skorupę smoka ale w środku jest wrażliwą osobą od zawsze taka była od dniu w którym ją poznałem.

-Mylisz się.. Ja nie płaczę nad wrogiem. Płaczę nad przyjacielem, który zapomniał kim jest. Nie jesteś od nas lepszy, wszyscy jesteśmy równi... jesteśmy rodziną. A przynajmniej byliśmy... - Powstrzymywałam płacz jak mogłam ale marnie mi to wychodziło. Mimo wszystko nie mogłam go zabić. Wiedziałam że zraniłabym wtedy też samą siebie. Spojrzałam w bok przekrwionymi oczami i przygryzłam wargę.

Podszedłem do niej i kucnąłem patrząc jej prosto w oczy. -Powiedz mi kogo widzisz w tych oczach? porzuciłem już dawnego naiwnego siebie i tą fałszywą rodzinę, naszej przyjaźni już nie ma już nic tego nie zmieni ja patrzę z zupełnie innej strony niż ty i pozostali -powiedziałem patrząc się obojętnym wzrokiem.

Zaskoczona jego bliskością odchyliłam się lekko. Spojrzałam głęboko w jego oczy. Dostrzegłam w nich pustkę... pustkę wśród której dostrzec mogłam inne emocje. Widziałam w nich złość ale też coś innego... coś czego nie mogłam określić. Czy to był smutek..? Pokręciłam przecząco głową. - Może i naszej przyjaźni już nie ma... Ty możesz tak uważać. Ja zawsze będę pamiętać...dawnego ciebie.

-Ehh .. jesteś naiwna dalej żyj w tych kłamstwach -dodałem wstając i odwracając się plecami do niej. -Chroń swoich przyjaciół bo to jest twoja prawdziwa siła -dodałem powoli odchodząc.

Patrzyłam jak powoli odchodził i sama nie wiedziałam co mam zrobić. Moje ciało zareagowało instynktownie jakby wiedząc co tak naprawdę chciałam zrobić od dłuższego czasu. Wstałam chwiejnie i podeszłam do niego. Przytuliłam się do jego pleców pierwszy raz od dawna i kolejny raz pozwoliłam aby samotna łza spłynęła po moim policzku.
- Będę ich chronić przysięgam... - wyszeptałam i trwałam dalej w uścisku nie chcąc odchodzić... chcąc go zatrzymać.

Poczułem nagle ciepło i dotyk kobiecych dłoni, spojrzałem za siebie i ucieszyłem się w duchu serca za te słowa .. niech zaopiekuje się Niv. -Może kiedyś się spotkamy i będziesz musiała mnie zabić

Otworzyłam zszokowana oczy. Z-zabić..? Nie chcę.. ale co jeśli będę musiała to zrobić..? Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się. - Miałeś rację... Nie panuję nad mocą. Ja naprawdę mogę stanowić dla nich zagrożenie. Mimo wszystko zostanę z nimi i będę ich chronić. A gry stracę nad sobą kontrolę, ucieknę. Będziesz mógł mnie wtedy zabić? Proszę...

-Możesz liczyć na to że zrobię to bez wahania -uśmiechnąłem się

-Dziękuję. Mam taką nadzieję... - uśmiechnęłam się i mocniej przytuliłam. Tak cudownie było móc go przytulić. Przed oczami stanął mi obraz nas z przeszłości. Szczęśliwych przyjaciół a nie wrogów...

wtorek, 18 listopada 2014

Bez pardonu.

Odetchnęłam głęboko, naciskając klamkę od drzwi wejściowych do budynku. Ostatni raz obejrzałam się za siebie, sprawdzając, co każdy z osobna robi, po czym wyszłam na zewnątrz. Po raz kolejny wymknęłam się bez słowa, nawet nie wspominając nic Shade'owi. Spał, nie chciałam go budzić. Po takim kibicowaniu należała mu się chwila odpoczynku... A mi znów chwila, aby to wszystko przemyśleć. Poza tym chciałam poszukać pewnej osoby. Może z kaprysu, tak po prostu. Miałam jedynie nadzieję, że tym razem nie natknę się na Akihiro.
Siedziałem na dachu jedząc jabłko i czekając na kogoś... Teraz zostało dopilnować tylko paru szczegółów... Lecz te szczegóły mogą się okazać próbami płynięcia pod silny nurt górskich rzek... Cóż, koniec marudzenia na los. Zobaczyłem mój cel jak wychodzi z gildii... Czemu mnie to nie dziwi... Ale pod gildią go nie zdejmę tak?
Zasunęłam bluzę, gdy poczułam jak atakuje mnie zimniejszy wiatr i schowałam ręce do kieszeni. Rozejrzałam się wkoło, sprawdzając, czy aby nikt za mną nie idzie. Wolałam się upewnić, aby uniknąć takich sytuacji jak poprzednio. Byłam bardzo ciekawa jutrzejszego dnia, kiedy dowiem się, kim jest Ichimaru. Z drugiej strony denerwowałam się też. Nie wiedziałam zupełnie, czego mam się spodziewać.
Zleciałem na dół tuż za nią wracając do normalnej postaci i opierając się o barierkę, powiedziałem tylko normalnym głosem spoglądając przed siebie-Idziesz do Ichimaru tak?
Wzdrygnęłam się ledwo zauważalnie, słysząc czyjś głos tuż za swoimi plecami. Odwróciłam się gwałtownie, przenosząc swój wzrok na postać Estebana.
-...Esteban? - palnęłam głupio. - Skąd wiesz o Ichimaru?
-Nie nazywałbym go w ten sposób, ale to szczegół-zamknąłem oczy splatając ramiona na torsie, musiałem powiedzieć jej tak by się mnie posłuchała jednocześnie zachowując jak najwięcej dla siebie...uff, to może być jutro-Unikaj go za wszelką cenę...a Jutro, znajdź kogoś z The Legion...i nie po wstrzymuj się.
Co? - zdziwiłam się. - Dlaczego mam go unikać? Przecież... Nie zrobił nic złego - powiedziałam. - The Legion ma walczyć jutro w finale, więc pewnie stoczymy pojedynek.
-Nie jest tym za kogo się podaje-odpowiedziałem bez zbędnych emocji- A ich intencje nie są czyste.
Nie jest tym za kogo się podaje? W takim razie kim jest? - mruknęłam, przyglądając mu się uważnie. - Wydawał się miły, nawet mi pomógł.
-Ludzie żyją otoczeni przez to, co przyjęli za prawidłowe i prawdziwe. Tak właśnie określają „rzeczywistość”. To wszystko jednak może być zwykłą iluzją. Generalnie można założyć, że ludzie żyją w świecie swoich własnych przekonań.-odrzekłem-Nie mogę Ci teraz powiedzieć gdyż mógłbym kłamać prawda? Jeżeli zaś kiedyś sama się przekonasz będziesz wiedziała, jednak zbliżanie się do niego teraz jest skrajnie niebezpieczne...
Przez chwilę stałam w miejscu, dokładnie przetwarzając w głowie to, co powiedział Esteban. Nie mogłam jednak przyjąć do siebie wiadomości, że Ichimaru mógłby być złą osobą. Przecież postawił się Akihiro, nie wyglądał na złego. Jedyna rzecz, to sam fakt, iż miał zasłoniętą twarz...
-Uważasz że przez całe igrzyska nic nie robiłem?-spytałem się jej nie patrząc jednak na nią...wolałem nie napotkać jej wzroku...jakoś mi to specjalnie nie pasowało...Oczy podobno nigdy nie kłamią...co prawda, ja nie kłamałem lecz nie ujawniałem całej prawdy. Mimo to i tak czułem się jak ostatni drań- Gildia The Legion nigdy nie istniała.
Nie istniała? Przecież... - chciałam coś powiedzieć, z jakiegoś powodu obronić ich argumentami, jednak był jeden mały szczegół... Nie posiadałam argumentów. Nie wiedziałam o tej gildii nic. Jedynie to, że Ichimaru do niej należy. Wcześniej w ogóle mnie to nie interesowało.
-Ufasz mi?-spytałem się jej spoglądając tym razem prosto w jej źrenice.
Zamilkłam na chwilę zdziwiona, czując na sobie wzrok Estebana. Sama zatrzymałam się, gdy otwierałam już buzię, chcąc coś powiedzieć.
-...Ufam... - odparłam w końcu całkiem poważnie.
-Więc jutro zrób tak jak mówiłem...Proszę...-odbiłem się od barierki-Zaatakuj bezceremonialnie kogoś z The Legion ... Nie wstrzymuj się, musisz pokonać go jak najszybciej potrafisz...Lecz unikaj za wszelką cenę tego ''Ichimaru''...-westchnąłem spuszczając wzrok-Proszę.. Wejdę za Mamoru...lecz jako że tylko ja z Z gildii w finale mógłbym przemieszczać się tak szybko bez śladów i widoku będę praktycznie niezauważalny.
Kiwnęłam powolnie głową, wysłuchawszy słów chłopaka. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak poważnego. Nie chciałam go zawieść, więc o wieczornej wycieczce musiałam zapomnieć.
Uśmiechnąłem się lekko, nie chciałem tworzyć tak spiętej atmosfery...Ale stworzyłem...kontakt z ludźmi nie są moją najlepszą stroną... I raczej nie będzie. - Jeśli będziesz jutro widziała coś...niemożliwego, zachowaj to dla siebie. Może będę potrafił to wyjaśnić.-powiedziałem odchodząc powoli-Powodzenia.... I uważaj na siebie Nivess...- po czym rozpłynąłem się na jej oczach w powietrzu....