piątek, 25 lipca 2014

Chwila Relaxu

Nie wiem ile czasu wlekłem się po ulicach stolicy Fiore...dla mnie to były całe dekadnie... zdawało mi się nawet że parę razy po drodzę gdzieś zasłabłem...zdecydowanie przedobrzyłem...Popełniłem błąd nie wycofując się na samym początku, takie błędy mogą kosztować życie.....następnym razem muszę uważać..inaczej iluzja.. się wyczerpie. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli...zupełnie jakbym miał rogi i ogon..nacodzień wzrok ludzi mi raczej nie przeszkadza...co innego gdyby za bardzo się mną interesowali ..ale to nie było to...patrzyli się jakbym był behemotem ..lub innym remorhazem,..poraz pierwszy w życiu chciałem kogoś zamordować za gapienie się...i bez tego miałem tragiczny dzień. Chciałem sobię przypomnieć czy nie wstałem lewą nogą lub drogę nie przeciał mi czarny kot...nic takiego nie pamiętałem...a raczej nie miałem siły pamiętać. Oparłem się dłonią o ścianę...gdybym zrobił w tej chwili choć jeden krok jedynie zeswatał bym swoją twarz z kostką brukową...żałosne. Po paru minutach oddechu dodreptałem do miejsca gdzie w końcu w spokoju mógłbym przysiąść...

Nie było mi jednak dane zaznać ukojenia...w barze było tak samo, podczłapałem jedynie do baru gdzie znajomy barman czyścił szynk...gdy wdrapałem się...zresztą nie bez problemu na szynk...jedyne co do mnie dotarło to cichy śmiech Pierra i pytanie...-Co jest? Wydma chciała Cię zgwałcić?-W tym momencie chciałem zmienić się miejscami z kimś z gildi ''mrodupków'' i go zamordować...i w dodatku tak by czuł w każdym miejscu swojego ciałą że życie z niego niepowtrzymywalnie uchodzi...a wyszło tylko że zmieżyłem go wzrokiem który nie dawał wątpliwości że jego żart nie był na miejscu... Wzruszył ramionami i nachylił się nademną...
-Patrzyłeś w lustro..?-powiedział już spokojnie....teraz zrozumiałem...dotnęłem twarzy... na moich palcach została spora ilość piachu.. -Masz-rzucił mi klucz-Idź doprowadź sie do użyteczności publicznej...-Nie musiałem dziękować, wiele razy i tak to robiłem...od razu skierowałem się na piętro by wejśc do pierwszego pokoju...i do łazienki..gdy spojrzałem w lustro zamurowało mnie....wyglądałem jakbym sam teraz miał na sobie cały piach tej kobiety! Dłużej nie czekałem...po prostu rozebrałem się i wszedłem pod prysznic by to wszystko z siebie zmyć... Po długich trzydziestu minutach czułem się jakbym zrzucił z siebie co najmniej parę ton tego czegoś...jak ona mogła się tak dobrze poruszać przy takiej masie.... Kierując się tą myśląc od razu gdy wyszedłem z kabiny pozbierałem nieco zgubionego piachu z podłogi...rzcezywiście był ciężki... Wypłukałem tylko fiolkę po środku przeczyszczającym i wsypałem do niego ziemski materiał...gdy wstawałem spojrzałem w lustro...i ponownie mnie zamurowało! Iluzja była rozmyta...właściwie ledwo się trzymała...widocznie przed zdradzeniem sie uratował mnie tylko ten piach... Mimo że nałożył ją mój Ojciec..przez co nie łatwo ją rozproszyć i jest stała..podtrzymuje ją moja moc...miałem wielkie szzczęście w nieszczęściu...Ubrałem się w zapasowe ubranie po czym zszedłem na doł, już w owiele lepszym stanie...i pełną iluzją usiadłem przy barze zaczynając się bawić wykałaczką..
-Więc może mi w końcu mi powiesz co Cię tak urządziło?-usłyszałem ciekawski głos człowieka który pewnie wiedział o mnie najwięcej...w końcu on wie czasem aż za dużo- Nie kto...lecz co, a właściwie...Zamachowiec...-odparłem, lecz po chwili dodałem- Konretnie kobieta...
-Tak się kończy olewanie kobiet. Masz to co chciałeś.-pokręciłem głową – Nie mam na to czasu.
-Tak, ty wiecznie nie masz czasu.-westchnał wracając do przecierajnia kufla- Skończysz jako stary kawaler z pięcioma kotami..Mówie Ci to.
-Nie mam na to czasu-powtórzyłem, na prawdę nie miałem ochoty mieszać się w coś na tym świecie bez wiedzy jak chcę poprowadzić moją przyszłość-Mam większe zmartwienia niż kobiety i nie chce sobię dodatkowo ich dokładać...Zresztą, mamy do pogadania-powiedziałem wskazując na zaplecze, pojąl w mig po czym wyszedł a ja za nim...już w drodzę zaczęłem inkantować - Et elevabit in oscillatione-wykonałem parę pieczęci a znów dało się słyszeć nieprzyjemne brzęczenie w uszach...Zamkąłem drzwi po czym usiadłem na jakiejś beczce-Zgaduje że list okazał się czymś poważnym, prawda? -zapytał wyciągając w szafki dwie szklanki i butelkę, nalał i jedną z nich podał mnie-Dzięki...-odrzuciłem mu fiolkę z piaskiem-Może ktoś zna kogoś kto tego używa...dodatkowo, potrzebna mi informacja o tym zlodziejaszku..-Popatrzyył na mnie ze skosa...-Pierwsze do zrobienia...drugie...jeśli liczysz że ktoś Ci poda jego dane to się mylisz. Westchnąłem po czym pokręciłem głową -Już mnie próbowano uśmiercić... a jeśli próbowano zaatakować mnie, on tymbardziej jest zagrożony...martwi nie doceniają lolajności Pierre....-tutaj chyba musiał przemyśleć dłużej sprawę gdyż właściwie czekałem na odpowiedź parę minut...w końcu odparł- To będzie Cię kosztowało..
-Życie jest dużo warte-odparłem jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem...a może nie jest, hm?-Cena nie gra roli..-upiłem nieco trunku ze swojej szklanki...o dziwo nie była to moja whiskey, ale mi smakowało...co ja mówie...smakuje mi alkohol...zdecydowanie czas na odwyk.
-Tylko nie wpakuj się w coś głupiego..-zawiesiłem się gdy usłyszałem te słowa, zdecydowanie nigdy nie spodziewałem się ich tu usłyszeć tutaj...zwłaszcza od niego-I tak to wszystko jest głupie..-odparłem spokojnie kiwając szklanką w prawo i lewo..-Głupsze już być nie może....Idę się przejść, pewnie wrócę...sam wiesz po co.-Powstałem powoli i wyszedłem z baru, spojrzałem w niebo...byl już wieczór...kiedy ten czas zleciał?... Nie wiem...zresztą, co ja w ogóle wiem ? Zupełnie nic, zlepek wydarzeń i informacji które jednak mogą kłamać...gdybym nie widział tego na własne oczy sam zacząłbym wątpić. Usiadłem na jakiejś ławce...szybko pożałowałem wyboru. Na kilkanaście ławek na skwerze większośc zajmowały pary...nie było sposobu by nie przypomnieć sobię słów barmana...co za głupota...nie powinienem...nie...nie mogę przyzyczajać kogoś do swojej obecności... to było by zwykle nieuczciwe...kiedyś moje zadanie pewnie się skończy...a co potem? Powrót do Edolas...Nie mogę wykluczyć takiej możliwości... Z rozmyślań wyrwało mnie uczucie jakby ktoś ciągnał mnie za rękaw...Z cichym westchnięciem spojrzałem w prawą stronę, a ujrzałem nic innego jak dziecko...miało gdzieś mniej więcej dziesięć lat..i chyba to była dziewczynka...tak zdecydowanie była to dziewczynka...mimo cieżkiego dnia zmusiłem się na uśmiech.
-W czym mogę służyć młoda damo?-spytałem ją spoglądając na nią, nie wyglądała na wystraszoną...a raczej wręcz przeciwnie- Czemu pan jest tu sam?-to było pytanie które znów mnie zamurowało...czy wszystko musi być przeciwko mnie? Przez jakiś czas musiałem przetrawić to pytanie i ..cóż, dzieci wymagają ''specjalnych odpowiedzi''-Po prostu, czasem lepiej jest być samym.-chyba odpowiedź nie zadowliła jej gdyż nie czekając na zaproszenie wdrapała się na ławkę siadając koło mnie...-To ja panu tego towarzystwa dotrzymam, o!-w tej chwili chciało mi się śmiać...i to bardzo..-To miło..-odrzekłem kręcąc jednak głową na boki. Dziewczynka zrobiła się tylko czerwona jak burak na twarzy i popatrzyła na mnie...jakby chciała mnie zbić...czyżbym bał się dziecka...?
-Niech się nie pan nie śmieje, nie, O! Ja tu z dobrego serca jestem, O! Nie mogę patrzeć jak ludzie się męczą..O!
-Dobrze dobrze...już nic nie mówie, właściwie...gdzie twoi rodzice?-spytałem...może z ciekawości, może z ''dobrego serca''- Nie jest wcześnie...chyba nie powinnaś tu się przechadzać.
-Nic mi nie będzie, umiem o siebie zadbać,O! A rodzice pewnie znów upici, O! A że nie chce mi się ich oglądać więc sobię chodzę, O!- i wszystko stało sie dla mnie jasne...kolejne dziecko ulicy, w tym świecie jest ich pełno...nie, w Edolas też są..lecz ludzie po całej tej awanturze z magią o wiele się do siebie zbliżyli...nie widać takich dysporpocji społecznyych jak tu...jakby wiedzieli ze ich przetrwanie zależy tylko i wyłącznie od współpracy... Ułożyłem plecy na oparciu i westchnałem, nie bardzo wiedziałem co na to odrzec...-To masz lipnie-powiedziałem, ona zaś popatrzyła na mnie jak na wariata i powiedziała-Chyba pan żartuje, O! Dzięki temu mogę być kim chce i robić to co chcę, O! A oni by nigdy się na to nie zgodzili, O!
-Może mają racje? Zresztą. Nie znam Cię, ty nie znasz mnie...ocenianie sytuacji jest więc bezsensowne...-powiedziałęm przymykając oczy, nie zdążyłem sie nacieszyć chwilą ciszy gdy usłyszałem jej podniesiony głos...zresztą, od początku tak mówiłą...-Lilien Cormack jestem, teraz mnie pan zna, O!- jej logika mnie przerażała...w teorii miała racje, znajomośc zaczyna się od poznania imienia...lecz znać, a wiedzieć to co innego-Esteban...właściwie, czemu powtarzasz to...O...-spojrzałem na nią, a ona spojrzała na mnie-A bo tak mi się chce. Taki znak rozpoznawczy, O! Kiedy będę sławna będą mnie rozpoznawali po nim, O!-zaśmiałem się w duchu...ma ambicje dziewczyna...-Sławna z czego?-spytałem po czym zamknełem oczy...i znów długo nie odpoczełem gdyż poczułem jak chwyta mnie za dłoń i ciągnie...swoją drogą albo ja jestem strasznie słaby..albo ona ma bardzo dużą siłę-Pokażę panu, O!
-Dobrze już dobrze...-powiedziałem...jednak nie chciała mnie puścić, po paru minutach drogi byliśmy za miastem...na polanie...zaczęłem być nieco nerwowy ..a co jeśli to pułapka?-Patrzy pan, O!-usłyszałem jednak jej głos, stała jakieś dziesięć metrów przedemną...zaraz! Czy ona właśnie inkantuje zaklęcie?!.. Szybko jej to zajeło i przedemną zobaczyłem posąg...ze skały! Podszedłem do niego by go dotknąć bo jeszcze nie wieżyłem w to co widzę...była ona jak najbardziej prawdziwa, spojrzałem na dziewczyne która była jak najbardziej dumna z siebie szczerząc sie od ucha do ucha..
-Ja...jak ty to....jesteś magiem?-byłem w szoku...jeśli była magiem...by stworzyć posąg tej wielkości z jak najbardziej realnego tworzywa trzeba było mieć sporo mocy...- Ano jestem, O! Kiedyś znalazłam jakąś ksiażke...byly tam jakieś rysunki i opisy..wiec zaczęłam czytać...a potem nauczyłam się tego, O!-uśmiechnąłęm się pod nosem kiwając głową-Więc tak zamiar zdobyć tą sławę?-zapytałem podchodząc do niej-Ano tak. Chce dołączyć do znanej gildii i pokazać że chcieć to móc..teraz nikt nie wie nic o mnie! A będą o mnie wiedzieć wszyscy, O!-położyłem dłoń na jej głowie...uśmiechnąłem lekko-Uwierz mi,...tak będzie, jeśli nadal będziesz robiła to co robisz to daleko zajdziesz...ważne by nie rezygnować-zacząłem się oddalać-Mam nadzieję że kiedyś się spotkamy Lilien...chętnie zobaczyłbym twoje postępy...-odszedłem z miejsca powoli kierując się do miasta z nieco lepszym humorem...chwila zwykłej rozmowy...



Najgorsza misja w dziejach ludzkości!

- Ale mamo~! Ja chcę iść misję ! - krzyknęłam naburmuszona. - Kochanie, nie możesz iść sama ... - odparła rodzicielka - TATO ! - Mama ma racje - dodał ojciec. - To niesprawiedliwe ! - krzyknęłam i wystawiając rodzicom język wybiegłam z gildii. Po chwili biegu, stanęłam przed parkiem. Od razu zauważyłam czarne włosy z białymi pasami po jednej stronie głowy. Ze łzami w oczach podbiegłam do chłopaka: - Kid ! Rodzice są okropni. Nie kochają mnie !
Siedziałem sobie w parku i szukałem w kieszeni czegoś na moją bolącą głowę gdy nagle ujrzałem płaczącą Amane biegnącą w moją stronę. - Co się stało? - zapytałem się miło
- Mama i tata powiedzieli, że nie mogę iść sama na misję - rozpłakałam się na dobre - To niesprawiedliwe. Ayame i Ethan mogą chodzić sami !
- Znam twój bul... Ja też muszę chodzić na misje z matką bo Yoshi mnie nienawidzi i nie mogę z nim chodzić na misję! - zdenerwowałem się
- Ej, ej mam pomysł ! Chodźmy zakosić jakąś misje ? - odparłam podekscytowana wycierając kąciki oczu.
- Nieczęsto to mówię ale... To genialny pomysł! - podekscytowałem się równie co ona
- Super - odparłam - Ale które z nas to zrobi ? Kid jest bardziej widoczny ode mnie. Zresztą jeszcze jakieś 10 minut temu kłóciłam się z rodzicami o samotną misję. Jednakże ja jestem mniejsza i przykuwam mniej uwagi.
- Nie wiem... Możesz ty... Ałć... Boli mnie głowa! Miałem przed chwilą nie miłe spotkanie ze słupem telefonicznym ,a nigdzie nie mogę znaleźć Aspiryny... - trzymałem się za głowę
- Wiem co ci pomoże! - krzyknęłam ucieszona i nim on zdążył coś powiedzieć. Złapałam dłońmi obie strony jego głowy i pocałowałam w czoło - Mama mówiła, że po tym przestaje boleć. Uśmiechnęłam się.
- Ty mnie właśnie?! - odskoczyłem w bok "lekko" (bardzo) zarumieniony - Ym... To może wróćmy do tematu misji... Dobrze?
- Okej - zachichotałam. Chyba mu pomogło. - w takim razie ja idę po misję a ty poczekasz przed budynkiem gildii. Bierzemy ze sobą jakieś rzeczy ?
- Mi wystarczą pistolety - powolnym krokiem zacząłem iść żeby Amane nie zobaczyła mojej twarzy (bo miała kolor pomidora) - Idziesz?
- Tak - pobiegłam wymijając go. Odwróciłam się i pomachałam mu - to do zobaczenia za chwilę - krzyknęłam na odchodne. Gdy już dotarłam do gildii, udałam się w stronę tablicy z ogłoszeniami. Nie widziałam nigdzie moich rodziców, wiec po rzuceniu okiem na misję wybrałam jedną i schowałam ją do kieszeni. Następnie jak gdyby nigdy nic skierowałam się w stronę wyjścia podskakując wesoło i mając nadzieję, ze nikt nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi.
- I co masz misję? - zapytałem Amane która najwyraźniej miała jakiś atak euforii (a co do mojego samopoczucia już lekko ochłonąłem i byłem mniej czerwony)
- Mam, mam - podałam mu kartkę - tylko nie za bardzo wiem o czym jest. Nie mogłam tam zbyt długo stać i się przyglądać.
- Czemu? Ktoś cię zauważył? Byli tam moi rodzice? Byli twoi? Trzeba się schować?
- Moich nie widziałam, twoich w sumie też nie zauważyłam ale lepiej będzie jak się stąd zmyjemy.
- Idźmy do parku tam nas nie znajdą i będziemy mogli w spokoju przeczytać tą misję
- okej - ruszyłam za Kid'em w stronę parku. Byłam bardzo ciekawa tej misji. W końcu nie mogłam się oprzeć i przyjrzałam się jej dokładniej. Musimy złapać jakichś podrzędnych rabusiów grasujących w sąsiednim mieście. W dodatku nie używają magii ! To będzie banalne
- Rabusie bez magii? Najłatwiejsze zadanie na świecie! - śmiałem się - Już sobie wyobrażam minę rodziców i Yoshi'ego jak się dowiedzą ,że udało nam się samym zrobić zadanie a jesteśmy najmłodsi w całej gildii!
- haha, prawda ? W takim razie kierunek - stacja ! -podniosłam rękę z palcem wskazującym ku górze i ucieszona pobiegłam przed siebie - Chodź Kid !
- No idę! idę! - pobiegłem za nią prosto na stację
Kiedy doszliśmy do stacji przyjechał pociąg : - Mamy szczęście! Złapałam go za rękę i wciągnęłam do środka. Usiedliśmy na przeciwko siebie : - wiesz ile będziemy jechali?
- Nie mam pojęcia... Wiesz nie przewidzisz tych pociągów!
- Myślisz, że zdążę się przespać ? Środki lokomocji zawsze mnie usypiają. - Ziewnęłam jednocześnie przeciągając się. - nie będziesz miał nic przeciwko ?
- Nie spoko śpij! jak będziemy na miejscu to cię obudzę - uśmiechnąłem się miło
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie, po czym przymknęłam oczy. Było mi troszkę niewygodnie ale na co miałam liczyć w pociągu.
Amane usnęła a ja w tym czasie oparłem się o okno i patrzyłem na te piękne widoki. Popatrzyłem na zegarek i pomyślałem "jeszcze z 10, 15 minut i ją obudzę". W pewnym momencie odleciałem i obudziłem się tuż przed wysiadką.
- Amane obudź się! Nasza stacja już prawie jest! - nerwowo ją budziłem
Przetarłam oczy spoglądając zamglonym wzrokiem na Kid'a : - Cześć Kid - pomachałam mu. Potrzebowałam chwili aby zrozumieć jego słowa. Nagle się ożywiłam. - Co ? Ech, w takim razie chodźmy ! Wybiegłam z pociągu, wyjęłam kartkę i sprawdziłam adres zleceniodawcy. Wyszłam ze stacji i wskazałam ręką na lewo : - To tam !
- Jasne idziemy! - razem z Amane poszliśmy do zleceniodawcy
Okazało się, ze adres zleceniodawcy to jakiś mały sklep. Pewnie został okradziony przez tych rabusiów : Kid~! Ty z nimi porozmawiaj, ja się boję. Proszę - zrobiłam duże oczka i spojrzałam na niego - Proooszeee! Złapałam go za rękę i pociągnęłam lekko w dół, żeby lepiej gl widzieć.
- Jasne... Wszystko załatwię! - uśmiechnąłem się krzywo (Bo sam się bałem) - już idę...
Samotnie ruszyłem do sklepu. Trochę trzęsąc się podszedłem do lady. "- Dzień dobry..." powiedziałem cicho ,a sklepowy patrzył na mnie jak na głupiego. Podałem mu więc kartkę i wytłumaczyłem całą sytuację a on dał mi "rysopis" sprawców. Podziękowałem i wyszedłem.
- Mam rysopis
Kiedy Kid wyszedł, podeszłam do niego i wzięłam kartkę, która trzymał: - odważny jesteś - powiedziałam spoglądając w jego stronę - ... A ten rysunek to ... ten ... no ... Cicho ! Nie mów mi przypomnę sobie ... Ach, rysopis ! Więc to ci przestępcy, których mamy złapać ... Hmmm, brzydcy są - wykrzywiłam twarz w grymasie i wydęłam usta : Chyba będziemy musieli zaczekać do nocy, nie ?
- A nie będziesz się bała ich tak łapać w ciemności? - zadrżałem - poza tym rodzice będą coś podejrzewać jak się na noc nie zjawimy i zaczną nas szukać!
- Co zrobimy w takim razie ? Wątpię, żeby byli gdzieś w mieście, zwłaszcza, ze mają ich rysopisy ... Co powinnyśmy zrobić?

- Hm... Najlepiej by było zebrać jakieś poszlaki czy coś tam... Wiesz gdzie kradli itp.
- Dobry pomysł ! - po chwili zastanawiania się dodałam - Można by się też rozejrzeć po lesie. Może jest tam jakiś domek czy coś i się tam ukrywają? - zapytałam
- Domek w lesie... Leśniczówka! - zaśmiałem się - no to chodźmy do lasu! Tam na pewno coś będzie!
- Super ! - ucieszyło mnie, że Kid'owi spodobał się mój pomysł - W takim razie idziemy. Szliśmy rozglądając się po mieście i rozmawiając na różne tematy. Stanęliśmy przed wejściem do lasu : - T-ten las jest trochę duży. - złapałam Kid'a za rękaw - nie rozdzielimy się prawda ?
- Oczywiście ,że nie! Cały czas będę szedł koło ciebie! - uśmiechnąłem się miło jakbym się wcale nie bał (a byłem wręcz przerażony...)
Uśmiech Kid'a podniósł mnie na duchu. Powoli szliśmy mijając drzewa zupełnie nie różniące się od siebie. Przez myśl przeszło mi, ze się zgubimy ale jestem pewna, że Kid do tego nie dopuści. Weszliśmy na wielką polanę. Była piękna. Stanęłam ma środku i rozejrzałam dookoła: - Zobacz jak tu ładnie!
- Pięknie... - przez mózg przeszła mi jedna myśl "Czemu ja to zrobiłem?! Zgubimy się!" na szczęście zapamiętałem wszystkie drzewa po drodze (pamięć fotograficzna)
- Ej, ej widzisz to ? - pokazałam palcem prawie niewidoczny pasek w tle - to nie jest dym z kominka ?
- Rzeczywiście... Trzeba tam iść bo nie jestem pewien czy to z jakiejś leśniczówki... Czy to nasi sprawcy! - wypatrzyłem mały pasek na niebie
- Musimy to zobaczyć i tak nie mamy nic do stracenia, nie ? - odwróciłam głowę w jego stronę - jak dobrze pójdzie to wrócimy dość późno ale możemy powiedzieć, że ... czekaj, kiedyś Ayame mi mówiła, że jak dziewczyny długo nie ma to jest na zakupach z koleżankami albo o jest na randce ... Możemy powiedzieć ,że byliśmy na randce - zaśmiałam się. Dobry dzień dzisiaj mam. Same świetne pomysły wpadają mi do głowy. Podekscytowana poszłam przed siebie.
- Randce? - zrobiłem wielkie oczy - Randce... Wolę wersje ,że jesteśmy na zakupach... Bardziej wiarygodna i Yoshi się nie przyczepi... - poszedłem za nią - Randka... - rozmyślałem - My na randce? Skąd ci takie pomysły do główki przychodzą?

Zastanowiłam się chwilę nad pytaniem Kid'a, po czym odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic : - Mama mi duuużooo opowiada na ten temat. Jak być dobrą żoną, jak skutecznie zdobyć chłopaka, nawet zaczęła nas uczyć gotować bo usłyszała kiedyś powiedzenie : "przez żołądek do serca". Randka to spotkanie chłopaka i dziewczyny, a poza tym tata mówił, że na zakupy chodzą tylko dziewczyny, bo jeżeli chłopak lubi chodzić na zakupy, to podobno coś z nim nie tak i mam się z dala trzymać od takich.
- Ach tak... - odpowiedziałem tylko to gdyż byłem lekko załamany tym ,że chłopak nie może iść na zakupy (a ja tak kocham chodzić na zakupy...)
- Dobra ! Idziemy dalej. - wykrzyknęłam chcąc podnieść siebie na duchu co niestety nie było zbyt skuteczne. Chyba się zaraz rozpłaczę ... Nie, nie, nie ! Muszę być silna. W końcu mam już 11 lat. Nie mogę wyjść na słabą, kiedy jestem z Kid'em. Obiecałam sobie, że będę wstrzymywać płacz przy innych.
- No idziemy bo nam zwieją - poszedłem tuż za nią szybkim krokiem rozmyślając o tym co mi powiedziała (teraz oprócz tego ,że wciąż pilnuje symetrii jestem nienormalny i chodzę na zakupy... Po prostu genialnie!)

Po jakichś 20 minutach zobaczyliśmy, ze strużka dymu była coraz bliżej : - Ej, co my w ogóle zrobimy jak tam dotrzemy ? W końcu jak się okaże, ze to nie ci złodzieje to wbijemy obcym ludziom do domu ... - powiedziałam. W sumie moglibyśmy się zakraść, ale nie wiadomo czy to wypali. Ja nie umiem się zakradać. Nie umiem nawet zajść kogoś od tyłu, żeby do przestraszyć!

- Czekaj tutaj a ja się tam zakradnę dzięki mojej magii cienia i dowiem się czy to oni – poszedłem przed siebie zostawiając Amane samą
-Okej ... uważaj na siebie - powiedziałam zanim Kid mnie zostawił.
Poszedłem szybkim krokiem w stronę słupa dymu  zostawiając Amane ale niestety nie na długo. Po czasie krótszym niż 7 minut przybiegłem krzycząc :
- Cholera! Amane!!! – rozglądałem się gdzie jest Amane i uciekałem przed facetem z widłami  
Kiedy tylko Kid zniknął mi z oczu, po moich policzkach spłynęły łzy. Chciałam się uspokoić ale las wydawał się taki straszny i duży... Usiadłam pod drzewem i zaczęłam cicho łkać. Nagle usłyszałam szelest za drzewami. Przestraszona schowałam się i prosiłam w duchu, żeby ktoś tu przyszedł. Ktokolwiek...
- Amane! – wybiegłem zza jakiś krzaków i rozglądnąłem się nerwowo. Zauważyłem ją za jakimś drzewem i od razu tam pobiegłem. Przytuliłem ją a przy okazji zasłoniłem jej usta – Siedź przez chwile cicho… Oni mnie jeszcze chyba gonią… - rozglądnąłem się – albo nie już nie… - westchnąłem i siadłem na ziemi – ale się zmachałem! A co ty tu w ogóle robiłaś za tym drzewem?

- Kid ! - rzuciłam mu się na szyje, przywracając go - Już mnie nigdy nie zostawiaj, nigdy, nigdy przenigdy. Ten las jest taki straszny. Załatwmy szybko tych zbirów i chodźmy do domu !
- Jasne tylko jak bo oni może nie używają magii… Ale mają takie rzeczy jak widły, siekierę i kosę… Jeden mnie nawet gonił ale wiesz… - Wstyd mi było powiedzieć ,że się go bałem… - Wysiadł mi magazynek w pistolecie i musiałem go zgubić… - uśmiechnąłem się krzywo
Zaczęłam się zastanawiać, jak sobie z nimi poradzić. Niedawno ćwiczyłam z mamą wodne więzienie, więc może w ten sposób uda nam się wygrać :
- Kid ile ich jest ?
- Ja widziałem 2... Ale jeszcze jest chyba jeden w domku... – rozmyślałem – W domku który jest zupełnie asymetryczny! Który idiota go wymyślił?! Ja się pytam!

Zaśmiałam się słysząc napad fobii Kid'a :
- Kid musisz znów wywabić tych dwóch. Ty się zajmiesz jednym a ja drugim. Potem obu zamkniemy w wodnym więzieniu - nie byłam pewna czy dam rade ale żądze musi być ten pierwszy raz - podejdziemy trochę bliżej i wygonimy ich z domku.
- Boże nie… Żebyś widziała ile oni tam alkoholu mieli… A co jak mają jeszcze jakieś narkotyki?! Ja tego nie przeżyje… I ten asymetryczny dom! – nie mogłem przestać lamentować (to było silniejsze ode mnie!)
- Okej, w takim razie ja pójdę - wstałam, otrzepałam się i poszłam w kierunku domku. Chwilę później stałam za drzewem na przeciwko niewielkiej polany z oczkiem wodnym - to miejsce pewnie też do nich nie należy - szepnęłam do siebie. Nie wiedziałam co dokładnie zrobię ale kiedy chciałam wyjść z ukrycia zobaczyłam rozrastający się za mną cień, odwróciłam głowę: - Aaaaaaa!!!
- Amane?! Amane!!! Lecę już! – pobiegłem za nią ale gdy podszedłem bliżej domu ucichłem. Zamieniłem się w cień i wkradłem się przez okno a potem czekałem pod łóżkiem na przybycie naszych sprawców
Stałam bez ruchu oczekując najgorszego, ale nic się nie stało. Otworzyłam jedno oko. Nic mnie nie bolało, nie widziałam nigdzie krwi ... Otworzyłam drugie oko. Miałam wyciągnięte ręce przed siebie. Spojrzałam i ... Zatkało mnie. Zamknęłam jednego rabusiów w wodnym więzieniu ! Chciałam skakać ze szczęścia, jednak dla pewności nie opuściłam rąk. Rozejrzałam się i zobaczyłam zbira wychodzącego z lasu po drugiej stronie. Kuźwa. Pierwszy złodziej wierzgał nogami i rękami chcąc się uwolnić, ale z wodnego więzienia nie da się uciec ! Ha ! Dobrze wam tak. W tym czasie drugi mężczyzna zdążył już się zbliżyć do mnie. Przestraszyłam się przez co wodna kula trochę się za trzęsła ale po chwili się uspokoiłam. Wdech, wydech ... Pamiętaj czego uczyła cię mama. Wyciągnęłam rękę w jego stronę: - Wodne więzienie! - krzyknęłam. Wokół faceta wytworzyła się wodna kula. Wdech, wydech. To bardziej wyczerpujące niż myślałam. Nim się spostrzegłam oboje zemdleli. Zabrałam ręce niszcząc zaklęcie i upadłam na kolana. Został jeszcze trzeci. Ciekawe gdzie Kid ...?
Siedziałem cicho pod łóżkiem ładując nerwowo pistolet. Nagle wszedł trzeci zbir i krążył po pokoju. „Cholera ładuj się” Myślałem zdenerwowany ponieważ spluwy odmawiały mi posłuszeństwa (Wiedziałem ,że pożałuje tego kłamstwa!). Moje pistolety nie działały ,a on chyba skapnął się ,że ktoś jest w pokoju. Pod wielką presją chwyciłem jeszcze pełną butelkę wina i zacisnąłem ją w pięści. Zbir podszedł do szafy sprawdzić ją. To była moja jedyna szansa więc szybko wyszedłem z pod łóżka i zamknąłem oczy po czym walnąłem go prosto w łeb ogłuszając go. Chyba wszyscy w okolicy 2 km słyszeli ten trzask i krzyk (głównie mój krzyk…). Po jakiejś chwili zrozumiałem jaki to był zły pomysł. Na podłodze leżały kawałki szkła i rozlane było wino. Wyciągnąłem go na zewnątrz i zanim się obudził związałem go liną którą miał w kieszeni. Usiadłem sobie obok niego i oparłem się o ścianę trzymając się za głowę. Potarłem czoło i zobaczyłem krew. Przeglądnąłem się w pistolecie i zobaczyłem że po twarzy spływa mi krew. Poszukałem chusteczki i przetarłem twarz (a przy okazji przywiązałem złoczyńcę do jakiejś deski żeby nie uciekł). Leżałem teraz i czekałem na Amane.
Wstałam i na lekko trzęsących nogach ruszyłam w stronę domku. Nabrałam powietrza i z całej siły pociągnęłam za drzwi : - GDZIE SIĘ CHOWASZ GŁUPIA...! - rozejrzałam się po pokoju - Małpo ... ? Kid ! - Przejechałam palcem po śladzie stróżki krwi - Wszystko w porządku ? Byłam tak przestraszona, że nie zwróciłam uwagi na leżącego obok mnie trzeciego mężczyznę, o czym zdałam sobie sprawę chwilę później. Wyjęłam chusteczkę z kieszeni i zaczęłam wycierać jedną ręką krew na twarzy Kid'a trzymając drugą dłoń na jego policzku.
- Nic mi nie jest… Bywało gorzej – podniosłem się chwiejąc się na boki – Chyba nie ustanę w miejscu – usiadłem znowu na ziemi trzymając się za głowę
- Zaczekaj tu - przeszukałam dom i udało mi się znaleźć sznur. Wyszłam na zewnątrz i związałam dwóch złodziei. Na szczęście wciąż byli nieprzytomni. Już się ściemniało, wiec powinniśmy wracać. Cholera co zrobić ? Kid nie jest w stanie sam ustać a musimy zaprowadzić trzech, dość przygrubych facetów do miasta. Wróciłam do środka : - Hej, co zrobimy?
- Idź do miasta po kogoś a ja ich tu popilnuje… - uśmiechnąłem się miło ale trochę sennie – nie martw się o mnie tylko leć!
- Jesteś pewny ? - martwiłam się o niego.

- Przecież nic mi nie będzie… Rozwaliłem sobie tylko głowę i straciłem czucie w nogach! A teraz biegnij po jakąś pomoc czy coś a ja dam sobie radę – patrzyłem na nią bardzo sennym i smutnym wzrokiem ale wciąż się uśmiechałem żeby się nie martwiła i poszła po pomoc
- W porządku - odwzajemniłam uśmiech - Niedługo wrócę - zapewniłam, po czym jak strzała wybiegłam z domu. Biegłam ile sił w nogach, byle jak najszybciej dotrzeć do zleceniodawcy. Niekiedy wahałam się przez wszechogarniającą ciemność ale odrzucałam przerażenie mając przed oczami osłabionego Kid'a. Po około 20 minutach dotarłam pod sklep. Zgięłam się opierając dłońmi o kolana i łapczywie wdychając tlen. Właściciel sklepu rozpoznał mnie mimo, ze nie weszłam wcześniej do sklepu. Opowiedziałam mu wszystko. Wysłał jakąś kobietę po policję a mi kazał zostać i poczekać na Kid'a. Nie zgadzałam się i protestowałam z całych sił ale w końcu dałam za wygraną.
Nie mogłem tak siedzieć więc wziąłem najbliższy kijek i się podparłem. Wstałem opierając się o ścianę i ledwo doszedłem do drzewa pod którym wypatrzyłem drugi kij. Podparty kijkami mogłem swobodnie „chodzić” ale byłem zbyt wykończony żeby to robić. Głowa mnie bolała tak strasznie ,że ledwo stałem nawet podparty. Zauważyłem ,że w ich domu jest jeszcze trochę spirytusu a on jest dobry na odkażanie więc ostatkiem sił wszedłem tam i zabrałem butelkę oraz jakąś ścierkę. Potem wyszedłem na zewnątrz i usiadłem obok zbirów mocząc szmatkę w spirytusie i przykładając ją do głowy. Nie mam siły pomyślałem i położyłem ją na czole jak okład a w sercu miałem nadzieję ,że zaraz ktoś tu przyjdzie. W końcu nie wytrzymałem i zasnąłem (ale tak normalnie nie umarłem! No ale przez moją bladą karnację wyglądałem jakbym umarł…)
Nie wiem kiedy ale chyba przysnęłam bo kiedy się obudziłam byłam na łóżku oparta głową o ramie Kid'a, który też spał. Zobaczyłam opatrunek na jego głowie. Z lepszym samopoczuciem poszłam podziękować za pomoc i odebrałam nagrodę. Złapałam wciąż śpiącego przyjaciela pod pachę, przerzuciłam jego rękę przez szyje jednocześnie chwytając swoją dłonią jego i wyszłam w kierunku stacji. Po 15 minutach czekania nadjechał nasz pociąg. Tym razem chwyciłam go pod pachy i zawlokłam na najbliższe wolne miejsce. Usiadłam na przeciw niego ale chwilę potem zachwiał się i prawie doznał bliskiego spotkania z podłogą, gdybym go nie złapała.
- Co się stało?! – nie kontaktowałem ze światem zewnętrznym – Czy ja żyje? Czy jesteś aniołem?

- A-aniołem ?! - moja twarz przyjęła kolor dorodnego pomidora. Trochę zakłopotana posadziłam Kid'a na miejsce a sama usiadłam naprzeciwko - Ż- żyjesz. N-nic ci nie jest. Prawie upadłeś na podłogę ale mimo zmęczenia udało mi się cię szybko złapać ...
- Co świetnie… - oparłem głowę o rękę i wyjrzałem przez okno – odebrałaś nagrodę? Mój ty aniele stróżu…
Czułam, ze z mojej głowy zaczyna unosić się dym ... To dla mnie za wiele. Jednak na samą myśl, kiedy Kid mówił do mnie "anioł" trudno było mi powstrzymać uśmiech :
- Tak odebrałam ją - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się - Cieszę się, ze nic ci nie jest.
- Mówiłem ,że nic mi nie będzie! Mam twardą głowę! A ty jesteś po prostu… No aniołem! Nie da się tego inaczej określić! – uśmiechnąłem się miło ale potem zrobiłem się smutny i osowiały
- prześpij się. Ja jestem po prostu zmęczona, z Tobą jest gorzej - powiedziałam mu, w miarę spokojnie, mimo, ze w mojej głowie wciąż powtarzał głos Kid'a, który po raz trzeci w przeciągu niecałych pięciu minut nazwał mnie aniołem.
- Oj tam, oj tam! Nie jest ze mną gorzej! Jest dobrze! Przecież nic mi nie jest! – chwilowo wyrwałem się z szarych i smutnych wspomnień ( tak w nich był Yoshi)
- Boisz się co powiedzą rodzice?- w sumie do tej pory nie specjalnie mnie interesowało. Jednak ro ja zabrałam Kid'a na misje wiec to moja wina. W tym momencie uświadomiłam sobie, że to JA doprowadziłam go do takiego stanu. Fakt na skraju śmierci nie był ale i tak źle się z tym czułam. Momentalnie posmutniałam.
- Nie martwię się o moich rodziców.. Tylko o twoich – również posmutniałem
- O-o moich?! Przecież to ja cię zaciągnęłam na misję. To jest tylko i wyłącznie moja wina i pozwolę, żeby mieli do ciebie jakiekolwiek pretensje ! Wszystko będzie dobrze. - odparłam na jednym tchu. Chociaż mówiłam to Kid'owi sama też chciałam się jakoś pocieszyć. Nie pomogło...
- Może i mnie zabrałaś na misję ale to ja jestem starszy i odpowiedzialny… Mogłem to przewidzieć… - dobiłem się
- Było warto - szepnęłam - Gdybym mogła cofnąć czas i zapobiec całej tej misji nie zrobiłabym tego - dodałam głośniej
- Nie mów o tym co się dzisiaj stało Yoshi’emu… Będzie się śmiał ,że ty pokonałaś dwóch i nic ci nie jest a ja pokonałem jednego i się sam znokautowałem… - miałem ochotę zacząć płakać (i zacząłem) – Byłem taki głupi… Co by było jakby tobie się coś stało?! Chyba bym sobie tego nigdy nie wybaczył!
Wiedziałam, ze to moja wina. Zrzuciłam na niego zbyt wielki ciężar. Nie chce ... Nie. Nie pozwolę, ze ktoś inny zrzucił na niego winę! Zrobiłam to co zawsze moi rodzice bądź rodzeństwo robią kiedy jestem w podobnym stanie co Kid, czyli przytuliłam go : - Kid, pamiętaj, ze ja tu jestem. Nic mi się nie stało. Yoshi'emu też nic nie powie. To co działo się na misji, pozostanie naszą tajemnicą.
- Ale to nie zmienia faktu ,że ja powinienem był przewidzieć taki obrót sytuacji… - dalej się nad sobą użalałem – Jestem taki głupi… Wszyscy w gildii mają racje! Jestem bezużytecznym dzieckiem! Zajmuję tylko miejsce na tym świecie…
- Kid ! - ścisnęłam jego poliki - Nawet nie próbuj myśleć w ten sposób ani tak mówić! Nie wiedziałam już jak mam go uspokoić. Mama mówiła, ze na takich facetów są dwa sposoby. Pierwszy - dać mu z liścia. Drugi - pocałować go. Nie wiedziałam który dokładnie wybrać, więc na razie zdecydowałam się na to pierwsze : - Ogarnij się ! - Dałam mu najmocniejsze na jakie było mnie stać w tym stanie uderzenie.
- Ale Ja jestem ogarnięty! Po prostu mówię co myślę! I myślę ,że Emily i Yoshi ucieszyli by się z mojego wyznania ,że jestem „bezużytecznym dzieckiem” – Trzymałem się za policzek w który Amane grzmotnęła mnie tak mocno ,że aż przed oczami zobaczyłem moją matkę
- Jeszcze raz użyjesz określenia "bezużyteczne dziecko" a zrobię coś gorszego niż spoliczkowanie. - zagroziłam mu unosząc palec ku górze.
- Ale ja mówię prawdę… - popatrzyłem na nią smętnym wzrokiem ale przypomniałem sobie ,że mam nie jęczeć więc wyjrzałem przez okno – Czy ja mam halucynacje?! – przetarłem oczy – Czy tam siedzą nasi rodzice?! Proszę powiedź że to halucynacje…
Wyjrzałam przez okno tak, jak Kid i prawie zemdlałam. Nasi rodzice siedzieli na peronie z niezbyt zadowoleni. Wstaliśmy z siedzeń i ruszyliśmy w ich stronę. Kiedy tylko podeszłam do mamy ... Ona przytuliła mnie : - Kochanie, tak się o ciebie martwiliśmy - Narobiłaś nam niezłego stracha - dodał tata czochrając mnie po głowie.
- Kid! - matka zaczęła mnie ściskać - co ci strzeliło do łba?!
- Nic... ja tylko - zaciąłem się
- To może twoja "koleżanka" mi powie? - spiorunowała mnie wzrokiem i podszedła do Amane

- Przepraszam ! To moja wina. Namówiłam Kid'a na misje. Ale zachowywał się jak prawdziwy mężczyzna ! Cały czas mnie bronił. Nie wiem co by się mogło stać gdyby nie on !
- On zachowywał się jak mężczyzna?! Przepraszam ale muszę iść - ojciec poszedł śmiejąc się do siebie i mamrocząc "Kid i mężczyzna?!"
- Nie przejmuj się nim Kid on się nie zna! - mama mnie dalej dusiła
- Tylko ,że... Ja byłem starszy i mogłem się zachować odpowiedzialniej...
bardzo przepraszam... - odwróciłem się do rodziców Amane

- Mamo, tato nie słuchajcie go ! To jest tylko i wina ! Tata podszedł do Kid'a i kucnął przy nim :
- Dziękuję za zajęcie się moją córką - potargał jego wody uśmiechając się
- Jestem ci bardzo wdzięczny. Wstał i wrócił do nas. Cala nasza trójka pomachała im na do widzenia :
- Pa Kid ! - krzyknęłam uśmiechając się szeroko. Gdy odeszliśmy kawałek a mama szła trochę dalej, tata zapytał mnie :
- A udało wam się chociaż wykonać misje ? Pokiwałam twierdząco głowę pokazując jednocześnie woreczek z pieniędzmi, którymi podzielę się jutro z Kid'em :
- Moja krew - skomentował krótko
- Gray-sama~! I wtedy oboje, tatą wiedzieliśmy, ze mamy prze chlapane
- Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać... - Patrzyłem jak odchodzi. Ona jest taką dziwną istotą... Z jednej strony waleczna i niepokonana ,a z drugiej taka niewinna, urocza i opiekuńcza! Ale chyba ją do siebie zraziłem... Może jeszcze kiedyś pójdziemy na misję? Nie wiem ale teraz znowu mnie rozbolał łeb (ale teraz miałem aspirynę! Dzięki Bogu!) Ale wracając do Amane... Stałem tak na tym peronie i patrzyłem na nią jeszcze chwilkę a potem razem z rodzicami poszliśmy w stronę domu... Tylko żeby Yoshi się nie dowiedział...
- Kid A tak ogólnie… To co ci się stało w głowę? – zapytała mnie zaciekawiona mama
- Wiesz zaciął się się pistolet więc ogłuszyłem przeciwnika butelką wina i przy okazji pociąłem sobie cały łeb kawałkami szkła… Tak krwawiłem ,że aż straciłem czucie w nogach! – uśmiechnąłem się ale moja matka miała poważną minę (Cholera! Pewnie jak wrócimy to dostanę szlaban…).