piątek, 25 lipca 2014

Chwila Relaxu

Nie wiem ile czasu wlekłem się po ulicach stolicy Fiore...dla mnie to były całe dekadnie... zdawało mi się nawet że parę razy po drodzę gdzieś zasłabłem...zdecydowanie przedobrzyłem...Popełniłem błąd nie wycofując się na samym początku, takie błędy mogą kosztować życie.....następnym razem muszę uważać..inaczej iluzja.. się wyczerpie. Ludzie dziwnie się na mnie patrzyli...zupełnie jakbym miał rogi i ogon..nacodzień wzrok ludzi mi raczej nie przeszkadza...co innego gdyby za bardzo się mną interesowali ..ale to nie było to...patrzyli się jakbym był behemotem ..lub innym remorhazem,..poraz pierwszy w życiu chciałem kogoś zamordować za gapienie się...i bez tego miałem tragiczny dzień. Chciałem sobię przypomnieć czy nie wstałem lewą nogą lub drogę nie przeciał mi czarny kot...nic takiego nie pamiętałem...a raczej nie miałem siły pamiętać. Oparłem się dłonią o ścianę...gdybym zrobił w tej chwili choć jeden krok jedynie zeswatał bym swoją twarz z kostką brukową...żałosne. Po paru minutach oddechu dodreptałem do miejsca gdzie w końcu w spokoju mógłbym przysiąść...

Nie było mi jednak dane zaznać ukojenia...w barze było tak samo, podczłapałem jedynie do baru gdzie znajomy barman czyścił szynk...gdy wdrapałem się...zresztą nie bez problemu na szynk...jedyne co do mnie dotarło to cichy śmiech Pierra i pytanie...-Co jest? Wydma chciała Cię zgwałcić?-W tym momencie chciałem zmienić się miejscami z kimś z gildi ''mrodupków'' i go zamordować...i w dodatku tak by czuł w każdym miejscu swojego ciałą że życie z niego niepowtrzymywalnie uchodzi...a wyszło tylko że zmieżyłem go wzrokiem który nie dawał wątpliwości że jego żart nie był na miejscu... Wzruszył ramionami i nachylił się nademną...
-Patrzyłeś w lustro..?-powiedział już spokojnie....teraz zrozumiałem...dotnęłem twarzy... na moich palcach została spora ilość piachu.. -Masz-rzucił mi klucz-Idź doprowadź sie do użyteczności publicznej...-Nie musiałem dziękować, wiele razy i tak to robiłem...od razu skierowałem się na piętro by wejśc do pierwszego pokoju...i do łazienki..gdy spojrzałem w lustro zamurowało mnie....wyglądałem jakbym sam teraz miał na sobie cały piach tej kobiety! Dłużej nie czekałem...po prostu rozebrałem się i wszedłem pod prysznic by to wszystko z siebie zmyć... Po długich trzydziestu minutach czułem się jakbym zrzucił z siebie co najmniej parę ton tego czegoś...jak ona mogła się tak dobrze poruszać przy takiej masie.... Kierując się tą myśląc od razu gdy wyszedłem z kabiny pozbierałem nieco zgubionego piachu z podłogi...rzcezywiście był ciężki... Wypłukałem tylko fiolkę po środku przeczyszczającym i wsypałem do niego ziemski materiał...gdy wstawałem spojrzałem w lustro...i ponownie mnie zamurowało! Iluzja była rozmyta...właściwie ledwo się trzymała...widocznie przed zdradzeniem sie uratował mnie tylko ten piach... Mimo że nałożył ją mój Ojciec..przez co nie łatwo ją rozproszyć i jest stała..podtrzymuje ją moja moc...miałem wielkie szzczęście w nieszczęściu...Ubrałem się w zapasowe ubranie po czym zszedłem na doł, już w owiele lepszym stanie...i pełną iluzją usiadłem przy barze zaczynając się bawić wykałaczką..
-Więc może mi w końcu mi powiesz co Cię tak urządziło?-usłyszałem ciekawski głos człowieka który pewnie wiedział o mnie najwięcej...w końcu on wie czasem aż za dużo- Nie kto...lecz co, a właściwie...Zamachowiec...-odparłem, lecz po chwili dodałem- Konretnie kobieta...
-Tak się kończy olewanie kobiet. Masz to co chciałeś.-pokręciłem głową – Nie mam na to czasu.
-Tak, ty wiecznie nie masz czasu.-westchnał wracając do przecierajnia kufla- Skończysz jako stary kawaler z pięcioma kotami..Mówie Ci to.
-Nie mam na to czasu-powtórzyłem, na prawdę nie miałem ochoty mieszać się w coś na tym świecie bez wiedzy jak chcę poprowadzić moją przyszłość-Mam większe zmartwienia niż kobiety i nie chce sobię dodatkowo ich dokładać...Zresztą, mamy do pogadania-powiedziałem wskazując na zaplecze, pojąl w mig po czym wyszedł a ja za nim...już w drodzę zaczęłem inkantować - Et elevabit in oscillatione-wykonałem parę pieczęci a znów dało się słyszeć nieprzyjemne brzęczenie w uszach...Zamkąłem drzwi po czym usiadłem na jakiejś beczce-Zgaduje że list okazał się czymś poważnym, prawda? -zapytał wyciągając w szafki dwie szklanki i butelkę, nalał i jedną z nich podał mnie-Dzięki...-odrzuciłem mu fiolkę z piaskiem-Może ktoś zna kogoś kto tego używa...dodatkowo, potrzebna mi informacja o tym zlodziejaszku..-Popatrzyył na mnie ze skosa...-Pierwsze do zrobienia...drugie...jeśli liczysz że ktoś Ci poda jego dane to się mylisz. Westchnąłem po czym pokręciłem głową -Już mnie próbowano uśmiercić... a jeśli próbowano zaatakować mnie, on tymbardziej jest zagrożony...martwi nie doceniają lolajności Pierre....-tutaj chyba musiał przemyśleć dłużej sprawę gdyż właściwie czekałem na odpowiedź parę minut...w końcu odparł- To będzie Cię kosztowało..
-Życie jest dużo warte-odparłem jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem...a może nie jest, hm?-Cena nie gra roli..-upiłem nieco trunku ze swojej szklanki...o dziwo nie była to moja whiskey, ale mi smakowało...co ja mówie...smakuje mi alkohol...zdecydowanie czas na odwyk.
-Tylko nie wpakuj się w coś głupiego..-zawiesiłem się gdy usłyszałem te słowa, zdecydowanie nigdy nie spodziewałem się ich tu usłyszeć tutaj...zwłaszcza od niego-I tak to wszystko jest głupie..-odparłem spokojnie kiwając szklanką w prawo i lewo..-Głupsze już być nie może....Idę się przejść, pewnie wrócę...sam wiesz po co.-Powstałem powoli i wyszedłem z baru, spojrzałem w niebo...byl już wieczór...kiedy ten czas zleciał?... Nie wiem...zresztą, co ja w ogóle wiem ? Zupełnie nic, zlepek wydarzeń i informacji które jednak mogą kłamać...gdybym nie widział tego na własne oczy sam zacząłbym wątpić. Usiadłem na jakiejś ławce...szybko pożałowałem wyboru. Na kilkanaście ławek na skwerze większośc zajmowały pary...nie było sposobu by nie przypomnieć sobię słów barmana...co za głupota...nie powinienem...nie...nie mogę przyzyczajać kogoś do swojej obecności... to było by zwykle nieuczciwe...kiedyś moje zadanie pewnie się skończy...a co potem? Powrót do Edolas...Nie mogę wykluczyć takiej możliwości... Z rozmyślań wyrwało mnie uczucie jakby ktoś ciągnał mnie za rękaw...Z cichym westchnięciem spojrzałem w prawą stronę, a ujrzałem nic innego jak dziecko...miało gdzieś mniej więcej dziesięć lat..i chyba to była dziewczynka...tak zdecydowanie była to dziewczynka...mimo cieżkiego dnia zmusiłem się na uśmiech.
-W czym mogę służyć młoda damo?-spytałem ją spoglądając na nią, nie wyglądała na wystraszoną...a raczej wręcz przeciwnie- Czemu pan jest tu sam?-to było pytanie które znów mnie zamurowało...czy wszystko musi być przeciwko mnie? Przez jakiś czas musiałem przetrawić to pytanie i ..cóż, dzieci wymagają ''specjalnych odpowiedzi''-Po prostu, czasem lepiej jest być samym.-chyba odpowiedź nie zadowliła jej gdyż nie czekając na zaproszenie wdrapała się na ławkę siadając koło mnie...-To ja panu tego towarzystwa dotrzymam, o!-w tej chwili chciało mi się śmiać...i to bardzo..-To miło..-odrzekłem kręcąc jednak głową na boki. Dziewczynka zrobiła się tylko czerwona jak burak na twarzy i popatrzyła na mnie...jakby chciała mnie zbić...czyżbym bał się dziecka...?
-Niech się nie pan nie śmieje, nie, O! Ja tu z dobrego serca jestem, O! Nie mogę patrzeć jak ludzie się męczą..O!
-Dobrze dobrze...już nic nie mówie, właściwie...gdzie twoi rodzice?-spytałem...może z ciekawości, może z ''dobrego serca''- Nie jest wcześnie...chyba nie powinnaś tu się przechadzać.
-Nic mi nie będzie, umiem o siebie zadbać,O! A rodzice pewnie znów upici, O! A że nie chce mi się ich oglądać więc sobię chodzę, O!- i wszystko stało sie dla mnie jasne...kolejne dziecko ulicy, w tym świecie jest ich pełno...nie, w Edolas też są..lecz ludzie po całej tej awanturze z magią o wiele się do siebie zbliżyli...nie widać takich dysporpocji społecznyych jak tu...jakby wiedzieli ze ich przetrwanie zależy tylko i wyłącznie od współpracy... Ułożyłem plecy na oparciu i westchnałem, nie bardzo wiedziałem co na to odrzec...-To masz lipnie-powiedziałem, ona zaś popatrzyła na mnie jak na wariata i powiedziała-Chyba pan żartuje, O! Dzięki temu mogę być kim chce i robić to co chcę, O! A oni by nigdy się na to nie zgodzili, O!
-Może mają racje? Zresztą. Nie znam Cię, ty nie znasz mnie...ocenianie sytuacji jest więc bezsensowne...-powiedziałęm przymykając oczy, nie zdążyłem sie nacieszyć chwilą ciszy gdy usłyszałem jej podniesiony głos...zresztą, od początku tak mówiłą...-Lilien Cormack jestem, teraz mnie pan zna, O!- jej logika mnie przerażała...w teorii miała racje, znajomośc zaczyna się od poznania imienia...lecz znać, a wiedzieć to co innego-Esteban...właściwie, czemu powtarzasz to...O...-spojrzałem na nią, a ona spojrzała na mnie-A bo tak mi się chce. Taki znak rozpoznawczy, O! Kiedy będę sławna będą mnie rozpoznawali po nim, O!-zaśmiałem się w duchu...ma ambicje dziewczyna...-Sławna z czego?-spytałem po czym zamknełem oczy...i znów długo nie odpoczełem gdyż poczułem jak chwyta mnie za dłoń i ciągnie...swoją drogą albo ja jestem strasznie słaby..albo ona ma bardzo dużą siłę-Pokażę panu, O!
-Dobrze już dobrze...-powiedziałem...jednak nie chciała mnie puścić, po paru minutach drogi byliśmy za miastem...na polanie...zaczęłem być nieco nerwowy ..a co jeśli to pułapka?-Patrzy pan, O!-usłyszałem jednak jej głos, stała jakieś dziesięć metrów przedemną...zaraz! Czy ona właśnie inkantuje zaklęcie?!.. Szybko jej to zajeło i przedemną zobaczyłem posąg...ze skały! Podszedłem do niego by go dotknąć bo jeszcze nie wieżyłem w to co widzę...była ona jak najbardziej prawdziwa, spojrzałem na dziewczyne która była jak najbardziej dumna z siebie szczerząc sie od ucha do ucha..
-Ja...jak ty to....jesteś magiem?-byłem w szoku...jeśli była magiem...by stworzyć posąg tej wielkości z jak najbardziej realnego tworzywa trzeba było mieć sporo mocy...- Ano jestem, O! Kiedyś znalazłam jakąś ksiażke...byly tam jakieś rysunki i opisy..wiec zaczęłam czytać...a potem nauczyłam się tego, O!-uśmiechnąłęm się pod nosem kiwając głową-Więc tak zamiar zdobyć tą sławę?-zapytałem podchodząc do niej-Ano tak. Chce dołączyć do znanej gildii i pokazać że chcieć to móc..teraz nikt nie wie nic o mnie! A będą o mnie wiedzieć wszyscy, O!-położyłem dłoń na jej głowie...uśmiechnąłem lekko-Uwierz mi,...tak będzie, jeśli nadal będziesz robiła to co robisz to daleko zajdziesz...ważne by nie rezygnować-zacząłem się oddalać-Mam nadzieję że kiedyś się spotkamy Lilien...chętnie zobaczyłbym twoje postępy...-odszedłem z miejsca powoli kierując się do miasta z nieco lepszym humorem...chwila zwykłej rozmowy...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz