środa, 30 lipca 2014

''Niech szlag weźmie podpalaczy...''

Nashi, Esteban

Całą noc po odejściu Naokiego spędziłam w lesie. Nad ranem znów dostałam wścieklicy. Jak można zabić swojego towarzysza?! Nim się zorientowałam trzy drzewa leżały już na ziemi płonąc. Nie chcąc spalić całego lasu starałam się to ugasić, ale niestety wyszło tylko na to, że ogień się powiększył. -Upsss...-wymamrotałam.
Był to upalny dzień...zdecydowanie zbyt upalny by wracać do Magnolli...ale cóż, powinienem być tam jak najszybciej...w końcu jak ktoś przypadkiem dostanie w łapy paczkę...W gildii może to się bardzo różnie skończyć...już miałem dojeżdżać do miasta gdy w lesie poczułem spaleniznę...no masz, ktoś pewnie znów zostawił szkło..a przy takim upale...szkoda gadać, żadna magia nie jest tak przerażająca jak ludzka tępota umysłowa... Zostawiłem motor w krzakach dodatkowo jakoś go maskując i pobiegłem tam skąd czułem spaleniznę.
Usłyszałam czyjeś kroki i szybko zerknęłam w tamtą stronę. -CHCESZ SIĘ BIĆ?!-krzyknęłam myślac, że to może Ichimaru tu wrócił. Nie byłam do niego miło nastawiona, a co dopiero nie miałam ochoty z nim gadać.
Gdy tylko zobaczyłem palące się drzewa i trawę..wpadłem w umysłowy szał...miałem tylko ochotę by wiatr rozszarpał tego kretyna...ale to nie czas na łapanie winnych...nie zważając na krzyki nashi której nawet nie zauważyłem przez koncetracje na ogniu zacząłem składać dłońmi znaki inkantując ustnie zaklęcie.
-Inanis mauris! (łac. Strefa Próżni)- niemal natychmiast z otoczenia zaczęło uchodzić wszelkie powietrze gasząc wszelkie, nawet najmniejsze pożary..niestety obszar był dość spory...co tylko przyniosło mi dużą i nagłą stratę energii spowodowaną zbyt dużym rozciągnięciem obszaru zaklęcia...Gdy ogień ustąpił uklęknąłem na jedno kolano by złapać nieco tchu.

Po chwili podbiegłam do Estebana dotykając go za ramię, aby na mnie spojrzał. -Nic Ci nie jest?-spytałam marszcząc brwi, gdyż nie wyglądał najlepiej.
-Małe..małe przemęczenie- powiedziałem...nie, właściwie wychrapałem...nigdy więcej nie gasić takiego pożaru od razu... zacząłem się uspakajać jednak..dopiero zrozumiałem co tu się wydarzyło gdy spojrzałem na znajomą twarz...no tak...czemu mnie to nie dziwi? Lewa brew tylko zaczęła mi drgać...nic więcej nie byłem w stanie zrobić...
Podniosłam ręce w obronnym geście i odeszłam o krok widząc minę chłopaka. -T-to nie moja wina! Tylko tego no...ICHIMARU!-powiedziałam, albo wręcz wykrzyczałam zaciskając pięści. Paznokcie które były dość ostre przebiły skórę z której powoli pociekła krew.
Ta...to powiedz temu swojemu Ichimaru że gdyby nie drzewa nie używałby ognia...ba, nie żył by-mruknąłem pod nosem starając się powstać o własnych siłach...
-JA Z NIM NIE BĘDĘ GADAĆ!-podniosłam dumnie głowę, a końcówki moich włosów zapłonęły ogniem. -Nigdy.-dodałam po chwile biorąc duży wdech i się uspokajając.
-Aha...-powiedziałem podpierając się o nadpalone drzewo-WIęc to nie bajeczka na wytłumaczenie?
Przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam. -Czyżbyś sugerował, że kłamę?-zaśmiałam sama nie wiedząc z czego. Tak po prostu.
Mhm-pokiwałem głową spoglądając w niebo-Zawsze zakładaj że ktoś kłamie, wtedy jeśli się rozczarujesz to jedynie pozytywnie. Ale ważniejsze...O co chodzi z tym Ichigiro?
-Ichimaru. Spotkaliśmy go wczoraj i poczułam od niego krew. Sam się przyznał do zabicia swojego towarzysza.-ostatnie słowa powiedziałam się nimi brzydziła. W tym momencie zimny wiatr zawiał mi w twarz, a ja tylko wzięłam głęboki wdech.
-Czemu mnie to nie dziwi..-odepchnąłem się od drzewa stawając w pełnym pionie, już dawno byłem przyzwyczajony będąc na ziemi do czegoś takiego...więc nie zrobiło na mnie to najmniejszego wrażenia..ot, tacy są ludzie-I był aż tak głupi by się do tego wprost przyznać?
Kiwnęłam głową na tak i po chwili cupnęłam na przewróconym przeze mnie drzewie. -Nienawidzę takich ludzi.-szepnęłam bardziej do siebie niż do niego, ale i tak byłam pewna, że usłyszał.
Eh...problemy za problemami, żebym ja miał mało spraw na głowie..ale jak ktoś popełnia zbrodnie...kara musi nastąpić, taka jest konsekwencja tego swiata, każda akcja posiada swoją reakcję... Usiadłem koło niej i zacząłem się bawić patykiem, rzekłem jednak na pozór obojętnym głosem-Opowiadaj.
-Uczyłam strzelać Naokiego z łuku i zauważyliśmy rogi w krzakach. Pomyślałam, że to jeleń i kazałam Naokiemu strzelić. Później jednak okazało się, że to jakiś facet w pelerynie i hełmie. Jego zapach wydawał się podobny do zapachu Erzy i Jellala, gdy teraz o tym pomyślę, ale co ja tam wiem. No i resztę znasz.-powiedziałam nie patrząc na Estebana tylko gdzieś w głąb lasu jakby ktoś tam stał, ale nikogo nie było.
...Czekaj, powiedziałaś kogo?-zainteresowałem się bardziej...spoglądając na nią...coraz bardziej mi się to nie podobało..ale nadal nie wiedziałem jak do tego doszło że od tak się przyznał...
-No Jellala i Erzy...Tak jakby stali obok, ale mam już pewnie schizy.-wzruszyłam ramionami, ale dalej się martwiłam. AŻ MIAŁAM OCHOTĘ COŚ ROZWALIĆ!
-Węch smoczego zabójcy nie ma schiz...-powiedziałem spokojnie-Posłuchaj, muszę wiedzieć wszystko...co mówił, jak się zachowywał...nawet kiedy kichał, rozumiesz?
Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. -Taa? Bo za każdym razem, gdy Cię widzę masz inny zapach.-mruknęłam naburmuszona.-Nie chcę teraz o nim rozmawiać.-dodałam po chwili.
-Rozumiem więc że chcesz mu to puścić płazem tak?- no musiałem ją nieco sprowokować...jest uparta jak jej ojciec...a musiałem mieć te dane...nie bardzo mi się podoba że kręci się tu ktoś o zapachu podobnym do rodziców Nivves...
Wstałam, a żyłka na moim czole zapulsowała niebezpiecznie. -Oczywiście, że nie! Jak go dorwę to rozszarpie!-krzyknęłam, a w moich brązowych oczach można było dostrzec małą iskrę.
-Nie- Odpowiedziałem stanowczo- Rozszarpiesz i co? Poza jego słowami nie masz żadnych dowodów...a rozszarpanie to już za dużo..Nie chcesz chyba żeby gildia miała kłopoty tak?-westchnąłem i pokręciłem głową- I tak zazwyczaj zajmuje się poszukiwaniami...takich osób, więc jedna więcej nic mi nie zrobi... I będę wiedział że zrobię to tak by mieć problemów jak najmniej.
-Ty to umiesz zgasić człowieka.-burknęłam i usiadłam ponownie na pniu drzewa. -Był dziwny i tylko tyle pamiętam.-no cóż.Mam krótką pamięć.
Wyrażenie ''zgasić'' człowieka przy niej wydało mi się nadzwyczaj trafne...Jednakże to nadal nie wiele mi dawało...dlaczego ludzie muszą tak małą uwagę przywiązywać do szczegółów?- Powiedział może skąd jest? Lub czemu tam był?
-Podał nazwę gildii...The Lew? Nieeee...The Legion! Chyba...-powiedziałam i zamyśliłam się na chwilę.-Mówi Ci to coś?
- The Legion?-uniosłem brew- Nigdy w życiu nie słyszałem o takiej...a znam prawie wszystkie gildie w Fiore...-złożyłem dłonie w trójkąt opierając palce o nos o łokcie o kolana-Albo jest bardzo głupi, albo piekielnie przebiegły...
-Chyba spotkamy ich na igrzyskach.-mruknęłam.- Spalę go! Albo nie! Dam na pożarcie tatusiowi!
-Nie-pokręciłem głową-Nic nie zrobisz, i nikomu nie powiesz. -powiedziałem to z całą siłą i stanowczością jaką posiadam...tylko mi tego brakowało by cała gildia rzuciła by się na niego....zbyt delikatna sprawa- Naokiemu powiesz by też nikomu nie mówił. Kto ma się dowiedzieć dowie się przeze mnie...zresztą, ja też nic nie wiem.
-To nie fair! Nie możesz mi rozkazywać!-nadymałam policzki i skrzyżowałam ręce na piersiach.-Zrobię jak uważam!-od zawsze byłam uparta i chyba tak zastanie mi na zawsze...
-Dobrze, zrobisz jak uważasz...A co jeśli się to okaże tylko prowokacją by skompromitować Fairy Tail? Wiele osób by tego chciało... Czasem dla dobra ogółu trzeba trzymać język za zębami, a nerwy na wodzy...chyba że swoje ''zachcianki'' przekładasz nad dobro gildii-eh..i znów musiałem się posunąć daleko...może mnie znienawidzi, ale trudno...czasem trzeba być ''potworem'' by zdziałać właściwie sprawy.
Zrobiło mi się głupio. Jak zwykle nie pomyślałam o konsekwencjach. Tak samo jak przy niszczeniu kilku...setek budynków. -Przepraszam.-bąknęłam spuszczając głowę w dół. Jedna łza spłynęła mi po policzku. Zawsze staram sie chronić najbliższych, a i tak wychodzi jak zawsze-wszystko niszczę. Kolejne łzy zaczęły gonić poprzednią. -Jestem idiotką.-cieszyłam się, że moje włosy zakryły twarz, ale prawdopodobnie i tak Esteban coś zauważył. Zawsze był cholernie wkurzająco spostrzegawczy.
-Nie przepraszaj za swoje zdanie. To działa w obie strony. Kiedyś to ty możesz mieć racje.-powiedziałem już zupełnie spokojnie, nawet nie musiałem patrzeć na nią że pojawia się parę odbić...wiedziałem już że odniosło to skutek- I Nie wylewaj łez na darmo...Wiesz dlaczego ludzie bez uczuć zawsze przegrają?
-Bo to one dają największą moc?-uśmiechnęłam się. Wytarłam łzy i lekko się zarumieniłam. Cholera...Już druga osoba zobaczyła jak płaczę. Nie licząc Emily i moich rodziców oczywiście.
-Nie-pokręciłem głową i zacząłem swój monolog-Ludzie bez uczuć są jak chodzące warzywa, istnieją...lecz na niczym im nie zależy...nie zależy im by coś ochronić, ani zyskać...są obojętni na wszystko...Tymczasem ludzie którzy rozsądnie organizują swoje emocje posiadają siłę...lecz nie tą od której zalezy magia...czy też ciało..lecz wewnętrzną, im zależy na czymś...To się nazywa DETERMINACJA...cecha która popycha ludzi do rzeczy z którymi zupełnie nie są zgodni...zmienia głupka w geniusza...czy chuchro w mocarza... Dlatego tak ważne jest właściwe gospodarowanie swoimi emocjami.
Kiwnęłam głową zawzięcie. -Wiesz co?-spytałam i powiedziałam:-Za dużo rozmyślasz.-dodałam po chwili. Chociaż jego słowa były mądre to i tak łatwo były stwierdzić, że o wiele za dużo myśli.
Uśmiechnąłem się pod nosem-Możliwe że masz racje...- I rzeczywiście miała...czasem dogłębna analiza zajmuje za dużo czasu i po prostu trzeba działać...ale cóż...nie tak trudno pozbyć się nawyków jakie zostały Ci wpajane przez wiele lat przez Ojca...-Kiedy będzie czas zrozumiesz o co mi chodziło.
-To tak samo jak ty zrozumiesz, że im więcej człowiek myśli tym szybciej papada w depresję.-powoli wstałam i spojrzałam na chłopaka.-Wracamy?
Prychnąłem- Nie mam czasu na depresje-pokręciłem głową...spojrzałem w kierunku drogi-Podwiozę jak chcesz.
-Wolę biec...Zawsze mam tak, gdy nie chcę myśleć o czymś. Ruch pomaga.-mruknęłam i po chwili ruszyłam już w kierunku gildii.
-Mhm, tylko nie podpal czegoś jeszcze....nie chce mi sie gasić-rzuciłem i poszedłem w stronę motoru...całość jej słów nie podobała mi się nic a nic... The Legion...ten człowiek... To wszystko jest..., nie...za dużo się dzieje ...Podczas Igrzysk coś się wydarzy...ale co?


























2 komentarze: